Reklama

Cała Hiszpania kocha Pachetę

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

12 kwietnia 2021, 18:12 • 7 min czytania 17 komentarzy

Latem zrobił awans do Primera Division z Elche, ale nie dane było mu poprowadzić swojego zespołu w hiszpańskiej elicie. Stracił pracę. Szansa na zaistnienie w La Liga przyszła w styczniu. Został zatrudniony w Huesce. Nikt nie spodziewał się po nim cudów. Właściwie wszyscy w Aragonii byli pogodzeni z nieuchronnie nadchodzącym spadkiem. Pardon, wszyscy, tylko nie on. Człowiek, który twierdzi, że nie ma futbolu bez pasji i sam jest tego najlepszym przykładem. Pacheta, bo to o nim mowa, prowadzi Hueskę do sensacyjnego utrzymania w La Liga i rozkochuje w sobie piłkarską Hiszpanię. 

Cała Hiszpania kocha Pachetę

12 stycznia 2021 roku. Po osiemnastu kolejkach Huesca jest czerwoną latarnią ligi hiszpańskiej. Utrzymanie wydaje się misją niemożliwą do zrealizowania.

12 kwietnia 2021 roku. Po trzydziestu kolejkach Huesca wydostaje się ze strefy spadkowej ligi hiszpańskiej. Utrzymanie w lidze jest możliwe.

Reklama

Parę faktów. W każdym z ostatnich pięciu sezonów La Liga, drużyna zajmująca ostatnie miejsce w tabeli po osiemnastu meczach, spadała z ligi. Jedyną drużyną w trwającym wieku, która uniknęła degradacji z mniejszą liczbą punktów niż Huesca, był Real Saragossa w 2012 roku, który zgromadził jedenaście oczek. Nigdy w historii trzydziestoośmiomeczowego sezonu ligi hiszpańskiej żaden zespół nie utrzymał się w rozgrywkach z zaledwie jedną wygraną na koncie w tym momencie sezonu.

Pacheta dokonuje niemożliwego.

Michel, jego poprzednik, zaczął bardzo obiecująco. Na Hueskę przyjemnie się patrzyło. Był pomysł, był styl, było solidne wykonanie, które pozwoliło beniaminkowi urywać punkty silniejszym od siebie. Tylko, że nie przychodziły zwycięstwa. Michel upodobał sobie remisy. Remisy, które z czasem stawały się coraz rzadsze i coraz bardziej wymęczone. 45-letni szkoleniowiec zaczął się miotać, aż doprowadził do sytuacji, w której nie dość, że utrzymanie stało się zadaniem z gatunku „może rozwiąże je Tom Cruise w nowym Mission Impossible”, to jeszcze, żeby mieć nadzieję na cokolwiek sensownego, władze klubu musiały go zwolnić.

Pacheta. Mistrz zarządzania szatnią

Padło na Pachetę. Nie będziemy rozwodzić się nad jego przygodą w Koronie Kielce. To już zgrana karta. Przeciętnie radził sobie nad Wisłą, ale na Półwyspie Iberyjskim wyrobił sobie markę bardzo obiecującego szkoleniowca. Wszystko dlatego, że w trzy lata przeprowadził Elche z trzeciego na pierwszy poziom rozgrywkowy, dysponując chociażby jednym z najniższych budżetów w Segunda Division.

Pacheta zasłynął tam z umiejętnego zarządzania szatnią. Potrafił trafić do każdego. Zmotywować każdego. Był dla swoich piłkarzy niczym dobry psycholog – krytykujący z czułością i empatią, chwalący z rozmysłem i bez lukrowania. To podkreślali wszyscy. Jego Elche nie grało wielkiej piłki. Wprost przeciwnie. Miało być skutecznie, pragmatycznie, efektywnie, bez fajerwerków. Na wynik. W nieco ponad dwa lata zrobił dwa awanse. Z tym nie dało się polemizować.

Reklama

Chwilę później Elche ogłosiło jednak, że żegna się z Pachetą, a drużynę do nowego sezonu przygotuje Jorge Almiron. Powody? Marca twierdziła, że zmiana motywowana była głównie wolą właściciela Christiana Bragarnika, który kieruje agencją menadżerską, której klientem jest Almiron, ale zarazem przypominała, że sam Pacheta nie miał wielkich pretensji o zwolnienie, bo nie dość, iż sam wielokrotnie wspominał o coraz częstszym uczuciu wypalenia, to już wcześniej – w obliczu pojedynczych przepadek i pandemicznego kryzysu – góra napomykała, że ekipie niedługo może przydać się zmiana u trenerskich sterów.

W Huesce dostał szansę pokazania się w miejscu, na które zasłużył.

I jest tak. Cztery zwycięstwa, trzy remisy, pięć porażek w dwunastu meczach. Solidnie.

Pacheta. Człowiek z pomysłem

Ale tak naprawdę same suche liczby niewiele opowiadają o Pachecie. A to facet, który w kilka miesięcy został ulubieńcem hiszpańskich mediów. Nieprzeciętne show dał już na pierwszej konferencji prasowej.

– Uwierz, że przynoszę ze sobą cały entuzjazm tego świata. Nie ma dla mnie piłki nożnej bez pasji. Piłkarzom zawsze powtarzam: nie muszę wiedzieć, ile was kosztowało dotarcie do Primera Division, bo wiem, ile kosztowało to mnie. I nie wypuszczę tej okazji. Tylko dzisiaj usłyszysz mnie opowiadającego o perspektywie długoterminowej. La Liga dzieje się teraz. Walka o utrzymanie trwa. Będziesz dumny z tego zespołu, mogę to obiecać.

Określił się jako normalny gość lubujący się w uczciwej pracy. Żadnego pozerstwa. Otwarty. Entuzjastyczny. Pozytywny. Energiczny. Zarażający dobrą energią. Nie trzeba cytować całej konferencji prasowej, żeby zrozumieć jego przekaz. Może to zabrzmi zabawnie, ale hiszpański jest na tyle melodyjny, że wiele mówi samo odpalenie sobie fragmentu nagrania. Pacheta sypał bon motami i motywacyjnymi hasłami. Przekonywał do swojej wizji. A tą wizją było utrzymanie, w które przecież nikt w Huesce nie chciał uwierzyć.

Ale jemu, co podkreśla całe jego otoczenie, trudno nie uwierzyć. Pacheta w mig kupuje każdego. Często twierdzi się, że beniaminek musi grać pragmatycznie, musi punktować, musi ciułać oczka. Pacheta od samego wiedział, że ma wystarczająco uzdolnioną szatnię, żeby nie musieć się bronić. Nie narzucał wielkiego ciśnienia na defensywę, na sprawianie sensacji po meczach, po których bolą oczy. Wyprowadził z szatni panikę, wprowadził normalność. Z nim u sterów Huesca zaczęła punktować tak, jak zakładano, że będzie punktować w przedsezonowych prognozach.

Przed meczem z Barceloną.

Czy zdobycie punktów na Camp Nou to misja nie do zrealizowania?

Nie sądzę. W futbolu wszystko może się zdarzyć. Jedziemy na Camp Nou z dużymi nadziejami i radością.

Czy szczerze wierzysz, że możecie wygrać?

Oczywiście, że wierzę.

Czy kluczem może być po prostu szczęście?

Szczęście nie zapewni nam końcowego sukcesu. Nagroda nigdy nie przychodzi bez pracy.

Fragment naszej pomeczówki.

Huesca naprawdę się starała. Pacheta zaszczepił w tej drużynie ducha walki. Momentami wyglądało to naprawdę ciekawie. Najważniejsze, że był pomysł – agresja w obronie i szybkie kontry. Nawet to działało. Ter Stegen miał nawet niemały problem ze strzałem takiego Pablo Maffeo w pierwszej połowie. Największą robotę robił jednak Rafa Mir. Bohater awansu Hueski do La Liga naprawdę bardzo chciał. Efekty? Sporo dobrych akcji wyszarpanych na ambicji, sporo wygranych pojedynków, jeden groźny strzał po kontrze, zepsuta krew obrońców Barcy, gol z karnego i fatalne pudło z metra. 

Skończyło się 1:4, bo wielki mecz zagrał Leo Messi.

Przed meczem z Realem.

Co oznaczałoby dla pana pokonanie Realu Madryt?

To samo, co ostatnie zwycięstwo z Realem Valladolid, tylko w tym przypadku więcej by się o tym mówiło. Ja po prostu chcę zawsze wygrywać – niezależnie od tego, z kim się mierzymy i jaki mecz rozgrywamy. Jeśli pozostaniemy wierni naszemu planowi, to będziemy bliżej zwycięstwa. 

Fragment naszej pomeczówki.

W drugiej połowie beniaminek tak dobrał się Realowi do skóry, że w 50. minucie mogło być już 3:0.

Potem jednak wyszła jakość Realu. Varane przesądził o zwycięstwie 2:1 golem głową na sześć minut przed końcem meczu.

Ale te historie doskonale obrazują mentalność, którą Pacheta wpaja swoim piłkarzom. Nie ma strachu przed nikim, nie ma sensu spoglądać w dół, kiedy można spoglądać w górę. Nawet taka porażka z Celtą Vigo. 3:4 brzmi koszmarnie przy walce o utrzymanie, bo oznacza, że zabrakło pragmatyzmu. Ale Pacheta pragmatyzm pojmuje nieco inaczej. Bramka po bramce. Bez murowania. Porażka jako część budowy czegoś większego, czegoś trwalszego.

Pacheta. Showman

Pacheta jest też niezwykle charakterystyczny i niezwykle medialny. Każda jego konferencja to show, to okazja do wielkiej przemowy. Słynne stało się też jego zachowanie z końcówki meczu z Osasuną. Skończyło się 0:0, ale w doliczonym czasie gry obie drużyny mogły strzelić po bramce. Najpierw, kiedy Osasuna miała rzut wolny, Pacheta wyszedł do tunelu i zatkał uszy, by nie widzieć i nie słyszeć, co z tego wyjdzie. A potem, gdy Huesca zmarnowała setkę na wagę trzech punktów, rzucił się na ziemię i zaczął wyrywać sobie włosy z głowy.

– Zwykle zachowuję się spontanicznie, jestem pełen pasji i energii. Poświęcam się trenowaniu Hueski i moja obsesja na tym punkcie prowadzi do niekontrolowanych reakcji. Czasami robię rzeczy, których potem żałuję. Bywa, że sam siebie nie poznaję, ale taki już jestem. Wiecie, bardzo cierpisz, kiedy oglądasz swoją drużynę z boku, kiedy nie możesz nic zrobić. Chcesz zasłonić oczy, zasłonić uszy, nie chcesz widzieć cierpienia swoich podopiecznych, to kwestia miłości do piłkarzy – tłumaczył Pacheta na konferencji prasowej.

Piłkarze komplementują go na każdym kroku. Podkreślają jego niezwykłe zdolności przywódcze i motywacyjne, chwalą jego warsztat taktyczny. Niesamowicie rozwinął się przy nim Rafa Mir, o którym mówi się aktualnie w kontekście transferu do silniejszego klubu z hiszpańskiej ekstraklasy. Pacheta, autentycznie i bez grama przesady, dał radę w La Liga. Ba, zaczął się tam wyróżniać.

9 kwietnia zaś jego Huesca pokonała Elche i zepchnęła byłego pracodawcę Pachety do strefy spadkowej, samemu przebijając się na 16. miejsce. To filmowa historia. Historia, która trwa.

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

17 komentarzy

Loading...