Wisła Kraków Petera Hyballi naprawdę nieźle zaczęła rundę wiosenną, ale w ostatnich meczach niebezpiecznie zaczyna przypominać Białą Gwiazdę pod wodzą Artura Skowronka. I to oczywiście w ostatniej fazie jego pracy przy Reymonta. Znajdziemy zapewne kilka przyczyn takiego stanu rzeczy, ale wśród nich w oczy rzuca się między innymi to, że kadra krakowskiej drużyny chyba wciąż nie jest adekwatna do marzeń, które sięgają rywalizacji w ligowej czołówce. Innymi słowy – działacze nie zapewnili swojemu trenerowi zbyt dużego komfortu pracy. Zimowe okienko w ich wykonaniu, przynajmniej na razie, chyba trzeba ocenić negatywnie.
Nie chcemy oczywiście całkowicie rozgrzeszać w ten sposób Hyballi. Nawet gdybyśmy chcieli, to nie możemy tego zrobić, bo facet miał przecież sporo do powiedzenia przy procesie transferowym, a w niektórych przypadkach odpowiedzialność spada nawet głównie na jego barki. Nie zmienia to jednak faktu, że Wisła wiosną jedzie głównie na tych piłkarzach, którzy już w klubie byli, bo na resztę raczej trudno zbyt mocno liczyć.
To podsumowanie po prostu nie wygląda dobrze.
- Tim Hall – 0 meczów, 0 minut. Wszedł, wyszedł. Jak dziadek Simpson na słynnym GIF-ie.
- Souleymane Kone – 1 mecz, 6 minut. Pojawił się na boisku tylko dlatego, że w spotkaniu z Wisłą Płock kontuzji doznał Radaković, który wcześniej zastąpił Szotę. Nie ma cudów. Gość przez ponad rok nie wąchał placu, a wcześniej robił to w drugiej lidze belgijskiej. Hyballa znał go z Dunajskiej Stredy.
- David Mawutor – 5 meczów, 229 minut. Może i coś tam potrafi, ale na razie próbkę dał tylko w spotkaniu ze Stalą Mielec. Poza tym przeciętny do bólu, przecinak. Graczy o takiej charakterystyce naprawdę nie trzeba szukać po Kazachstanach i Tadżykistanach. Dajemy sobie pewien margines, że odpali, ale na razie niewiele na to wskazuje.
- Żan Medved – 7 meczów, 325 minut, asysta. Najstarzej wyglądający 21-latek w lidze, Tymoteusz Puchacz stracił tytuł. Przed chwilą zaliczył nawet trzy występy na młodzieżowym Euro, ale zbyt wiele tam z kadrą Słowenii nie wskórał. W Ekstraklasie gracz wypożyczony ze Slovana Bratysława głównie irytuje, a przecież nie jest tak, że nie mógłby zabrać miejsca w składzie Forbesowi, który – no zgadliście – też irytuje. No ale reprezentant Kostaryki przynajmniej potrafi czasem pierdyknąć jak z Pogonią – przy tym golu Medved niby ma asystę, ale pamiętajmy, że po prostu nie kontrolował piłki, która odbiła mu się od pleców. Trudno znaleźć u niego przejawy jakości.
- Uros Radaković – 4 mecze, 283 minuty, 1 gol. Strzelił w debiucie z Wisłą Płock, co przypłacił wizytą w szpitalu i źle wyglądającą kontuzją. Początek, po którym zapada się z pamięć. I okej – z Lechią i Stalą Mielec zagrał poprawnie. No ale już z Podbeskidziem wyglądał jak Rafał Janicki w najgorszych chwilach. Może to wypadek przy pracy. Może.
- Serafin Szota – 3 mecze, 173 minuty. Były reprezentant Polski do lat 20 zimą wrócił z wypożyczenia do Stomilu Olsztyn, ale nie jest do niego przekonany Peter Hyballa. Głównie siedzi na ławce.
- Krystian Wachowiak – 1 mecz, 21 minut. Fajny, utalentowany chłopak, którego Wisła wyciągnęła z drugoligowej Chojniczanki, ale decyzje trenera sugerują wyraźnie, że na razie nie jest gotowy na rywalizację w Ekstraklasie. Słabiutko wypadł w swoim debiucie, kręcił nim Fornalczyk z Pogoni i 19-latek musi czekać na kolejną szansę.
Łącznie siedmiu gości zaliczyło może 3,5 udanego występu. Zbieraninka, za którą pewnie nieźle ścigany byłby dyrektor sportowy. No i właśnie może sęk w tym, że w Wiśle nikogo takiego nie ma? W tej chwili znajdujemy dla Białej Gwiazdy jedynie dwa usprawiedliwienia. Pierwsze – klub ciągle operuje w realiach finansowych, które zbyt dużego komfortu nie dają. Drugie – najciekawsze ruchy udało się zaklepać dopiero na lato i mamy tu na myśli Alana Urygę i Mateusza Młyńskiego, w mniejszym stopniu Huberta Sobola.
Tak czy siak po meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała Mawutor oraz Radaković lądują w jedenastce badziewiaków i czujemy, że nie powiedzieli w tym temacie ostatniego słowa. Martwić kibiców Białej Gwiazdy może też słabsza postawa piłkarzy z nieco dłuższym stażem, choćby Yaw Yeboah też się załapał. Ale w jego przypadku przynajmniej mamy pewność, że coś potrafi. Gracze sprowadzeni zimą na razie zrobili zatrważająco mało, by postrzegać ich podobnie.
Kozacy? Przede wszystkim piłkarze Legii Warszawa po wygranej w meczu na szczycie. Prawie pół składu. Filip Mladenović ma najwięcej nominacji w całej lidze, a drugie miejsce zajmuje tu – dość zaskakująco – Bartosz Kapustka.
Warto również zwrócić uwagę na Michała Szromnika, który chyba jest najlepszym rezerwowym golkiperem w całej lidze. Zastępował Matusa Putnocky’ego w Ekstraklasie cztery razy i za każdym dawał coś ekstra. Nic do Słowaka nie mamy, prezentuje równy, dość wysoki poziom, ale chętnie zobaczylibyśmy Polaka na dłuższym dystansie.
Fot. FotoPyK