Jeszcze na dobre nie wystartowały rundy rewanżowe w niższych ligach, a działacze, piłkarze i trenerzy już zastanawiali się, kiedy nastąpi zamrożenie rozgrywek z udziałem klubów amatorskich. Wszystko zmierzało w kierunku takiego rozwiązania i było to kwestią czasu, aż w końcu z góry pójdzie sygnał: stop, chwilowo nie ma grania. W teorii najbliższe trzy kolejki od IV ligi w dół nie zostaną rozegrane. W praktyce wciąż bowiem istnieje szansa na to, że w niektórych województwach część drużyn zgodnie z planem przystąpi do ligowej rywalizacji. No to grają, czy nie grają? Postanowiliśmy uporządkować kilka kwestii i sprawdzić, jakie kroki podejmują działacze lokalnych związków.
Wczoraj Ministerstwo Zdrowia zakomunikowało, że od soboty na terenie całego kraju zostaną wprowadzone obostrzenia, polegające m.in. na zamknięciu obiektów sportowych dla drużyn amatorskich. Czyli: w najbliższych tygodniach piłkarze-amatorzy muszą trenować w lesie albo po cichaczu, gdzieś na kretowisku. Do 9. kwietnia zaś nie ma mowy o rozgrywaniu oficjalnych meczów. I myślicie, że kluby przyjęły to na miękko, na zasadzie: skoro tak musi być, to zawodnicy grzecznie zostaną w domach?
A w życiu. Bądźmy poważni. Podczas zimowego okresu przygotowawczego działacze znaleźli sposób na rozwiązanie problemu. Tym razem chcą powtórzyć ten sam patent.
Był amator, nie ma amatora, jest profesjonalista
Od początku tygodnia znowu panuje jedno wielkie zamieszanie. Mamy dziś czwartek, a działacze lokalnych drużyn zadają sobie pytania: czy na sobotę mają ogarniać transport? Czy szykować boisko ? Czy postawić ochronę? Wreszcie, czy w ogóle piłkarze-amatorzy przez najbliższe trzy tygodnie będą mogli grać i trenować?
Według rozporządzenia Rady Ministrów z grudnia 2020 r. ws. nakazów, zakazów, ograniczeń w związku z epidemią: z obiektów sportowych mogą korzystać tylko i wyłącznie profesjonaliści. Tak więc w styczniu zaczęły się problemy z treningami oraz rozgrywaniem sparingów przez drużyny z ligowych nizin.
Jednak prezesi – należy docenić ich kreatywność – wpadli na genialny pomysł. Przypominało to scenę z kultowego filmu „Miś” reżyserii Stanisława Barei, kiedy to Ryszard Ochódzki kombinował, jak wybrać pieniądze z londyńskiego banku i „Wujek Dobra Rada” podsunął mu pewien plan: – Pieniądze z banku może podjąć tylko Ryszard Ochódzki lub Irena Ochódzka. Dogadaj się szybko z jakąś Ireną, ożeń się z nią i masz Irenę Ochódzką.
W zdecydowanej większości osoby zarządzające klubami wykorzystały otwartą furtkę, którą zostawiły im przepisy rządowego aktu prawa. Dzięki kontraktom lub umowom stypendialnym piłkarze z czystymi papciami mogli wyjść na boisko i tylko uśmiechnąć się do ścigających ich służb sanitarnych.
*
Rzecz jasna aż tak sielankowo nie było, bo niektóre kluby, mimo spełnienia kryteriów formalnych, dalej nie mogły korzystać z obiektów sportowych. Po prostu zarządcy gminnych lub miejskich boisk nie chcieli ich tam wpuszczać. Finalnie zespoły amatorskie poradziły sobie z trudnościami i – prowizorycznie, bo prowizorycznie – ale zimowe przygotowania do rundy wiosennej odbyły się zgodnie z planem.
Minęło nieco ponad półtora miesiąca i następuje powtórka z rozrywki. W sumie to temat problemów piłki w wydaniu amatorskim cały czas powraca jak bumerang. Obecnie, aby piłkarze uniknęli trzytygodniowego urlopu od ligowych występów, prezesi kolejny raz muszą sprytnie obejść zakazy i podsunąć im stosowne dokumenty. I nie ma co się im dziwić, że będą stosować wszelkiego rodzaju kombinacje alpejskie. Zwłaszcza logiczne jest to w przypadku czwartoligowców. Terminarze w tych rozgrywkach są napięte niczym plandeka na „Żuku”, a opcja rozgrywania na rympał zaległych meczów w środku tygodnia nikomu się nie uśmiecha.
Większość związków wciąż czeka na kolejne decyzje rządowe. Rozpoczęły konsultacje z klubami występującymi w 4. lidze, czy będą w stanie spełnić kryteria grudniowego rozporządzenia. Natomiast dalej nie ma konkretów. Większość drużyn chce grać, związki nie narzucają im swojej woli, ale nie będą przeszkadzać, jeżeli wszystko odbędzie się zgodnie z prawem.
– Skalę absurdów najbardziej uwidocznia fakt, że trzecia liga i rozgrywki juniorskie grają tak, jak grały, a ligi od czwartej w dół zostały odwołane. Jakby to czymś się szczególnie różniło. No, ale jest szansa – przynajmniej w przypadku IV ligi zachodniopomorskiej – na wznowienie rozgrywek. Na pewno będzie próba legalnego obejścia tego zakazu – umowy stypendialne itd. I do tego pomysłu nie wszyscy są jednak przekonani, pozostaje też kwestia udostępniania boisk przez miasta. Generalnie panuje spore zamieszanie, nikt nic do końca nie wie, a do rozegrania zostało jeszcze wiele kolejek, więc trudno byłoby to gdzieś upchnąć -komentuje sytuację Norbert Skórzewski, lokalny dziennikarz.
Warmińsko-mazurski związek dał zielone światło
Tamtejszy związek musiał nieco szybciej znaleźć rozwiązanie. Na terenie ich województwa już wcześniej rząd wprowadził obostrzenia. Działacze nie czekali, tylko od razu zaczęli szukać optymalnego rozwiązania. Czwartoligowcy wyrazili chęć kontynuowania rywalizacji i wszyscy, jak jeden mąż, dostosowali się wymogów rozporządzenia. Skoro formalnie nic nie stoi na przeszkodzie, to władzom związkowym pozostało już tylko wyznaczyć obsadę sędziowską na najbliższy weekend. I tak oto – jeżeli nie nastąpi zmiana stanu prawnego przez rząd – najbliższa kolejka IV ligi warmińsko-mazurskiej odbędzie się bez większych przeszkód.
– Jeżeli kluby dogadały się z zawodnikami w sprawie podpisania umów stypendialnych lub kontraktów, to nie ma prawnych przeciwskazań, by IV liga pod naszym patronatem była dalej zawieszona. Wszystkie formalności są spełnione i ruszamy z rozgrywkami. Władze klubowe musiały podjąć uchwałę o przyznaniu stypendiów, jeżeli wcześniej nie miały takich zapisów i następnie podpisać umowy z zawodnikami powyżej 19 roku życia. Potem przesłały nam oświadczenia, że mają podpisane stosowne dokumenty, a według mojej wiedzy sędziowie nie mogą weryfikować ich – Marcin Żyłka, kierownik ds. rozgrywek WZPMN.
No właśnie, czyli teoretycznie zespoły mogą występować w lidze w przypadku, gdy sklepią jedenastkę złożoną z graczy poniżej 19. roku życia. Dzieci i młodzieży nie obowiązują zakazy uprawiania sportu. Oczywiście to tylko rozważania, ale znowu należy zastanowić się nad sensem tego typu obostrzeń w stosunku do dorosłych graczy. Zastanówmy się jaka, jest różnica między 18 -letnim graczem, a 19-letnin? Ano taka, że jeden może trenować, a drugi już niekoniecznie. A w kwestii ewentualnego zagrożenia epidemiologicznego? Odpowiedzcie sobie sami.
– Opieramy się na ekspertyzie prawnej z niezależnej kancelarii, na podstawie której przygotowaliśmy dokumenty dla klubów, by wszystko odbyło się zgodnie z obowiązującym u nas prawem. Jesteśmy też po konsultacjach z zespołami występującymi w klasie okręgowej i mówiąc kolokwialnie: wszystko wskazuje, że wypali to – dodaje Żyłka.
*
Podlaski Związek Piłki Nożnej ma podobne stanowisko w kwestii organizacji rozgrywek w najbliższych tygodniach. Wydał dziś w tej sprawie oficjalny komunikat.
Komunikat Podlaskiego ZPN dotyczący rozgrywek amatorskich pic.twitter.com/cLcTJsUrIs
— Paweł Gołaszewski (@golaszewski_p) March 18, 2021
Inne związki jeszcze szukają rozwiązań
Cały czas są prowadzone rozmowy z działaczami czwartoligowych klubów. Jutro odbędą się specjalne videokonferencje, na których wojewódzkie związki wspólnie z działaczami drużyn podejmą decyzje, jakie działania zostaną podjęte w najbliższym czasie. Na dobra sprawę wszystko teraz zależy od tego, czy rząd zmieni aktualnie obowiązujący stan prawny. Jeżeli nie, to istnieje szansa, że IV ligi nie zostaną zamrożone.
Na przykład ZZPN wydał oficjalny komunikat, że rozgrywki seniorskie pod jego patronatem zostały zawieszone do 9. kwietnia. Ale nic nie jest jeszcze do końca przesądzone.
– Jutro w formie zdalnej mamy spotkanie z działaczami zespołów z IV ligi i przedstawimy im, jakie warunki muszą spełnić, aby można było bez prawnych przeszkód przeprowadzić rozgrywki. Oczywiście opieramy się na przepisach rozporządzenia z grudnia 2020 r. Natomiast, jeśli Rada Ministrów zmieni zapisy odnośnie do gry młodzieży i zawodników na umowach stypendialnych, to całe nasze plany i rozważania na nic się zdadzą – Dariusz Królikowski, dyrektor biura ZZPN.
*
Inne związki również podejmują takie działania. Z kolei nawet brak zmian w obowiązującym prawie oraz spełnienie warunków formalnych odnośnie statusu do piłkarza-profesjonalisty może okazać się niewystraczające, by uniknąć zamrożenia lig. Wiele w tej kwestii będzie zależeć od władz samorządowych, a dochodzą sygnały, że część klubów nie będzie mogła korzystać z boisk sportowych. I jak wówczas potraktować te zespoły? Inni będą grali, a one będą pauzować, a potem nadganiać terminarz?
– To nie jest takie proste, że kluby dostosują się do wymagań prawnych i już sprawa załatwiona. Jeżeli jakiś samorząd nie udostępni boiska, to nam pozostanie tylko uszanować jego decyzję. A my też nie możemy skrzywdzić drużyn, które nie dostaną od wójtów czy burmistrzów stosownych pozwoleń. Przecież nie powiem im: grajcie w innym mieście. Druga sprawa to, że przekształcanie zespołów w quasi-profesjonalne ekipy, to działanie, do którego, my jako związek, nie możemy nikogo zmusić. Jeżeli jakiś prezes stwierdzi, że nie chce uprawiać fikcji, to jest po temacie. Dlatego uważam, że trzeba na spokojnie czekać do 9. kwietnia – Andrzej Padewski, prezes Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej.
Możliwe scenariusze
Działacze związkowi twierdzą, że są przygotowani na wariant, w którym rzeczywiście przerwa potrwa do 9. kwietnia i ewentualnie rozegranie trzech zaległych kolejek w późniejszym terminie nie spowoduje większych komplikacji. Najwyżej rozgrywki potrwają nieco dłużej. Natomiast realny problem pojawi się w momencie przedłużenia obostrzeń. W takim przypadku możliwa jest opcja anulowania rywalizacji w regionalnym Pucharze Polski, a w tych terminach zespoły rozegrają zaległe spotkania ligowe. Jeżeli zawieszenie niższych lig spowoduje odroczenie więcej niż pięciu lub sześciu serii gier, w ten czas związki biorą pod uwagę scenariusz przedwczesnego zakończenia rozgrywek.
Tylko co wtedy? Wówczas końcowe rozstrzygnięcia zapadną na podstawie tabeli po ostatniej rozegranej kolejce. Nie będzie już takie sytuacji, że wszystkie zespoły utrzymały się w lidze. Jeśli, dajmy na to po 23. kolejkach, jakaś drużyna znajduje się w strefie spadkowej i ostatecznie liga zostanie przerwana – sorry Batory, musi pogodzić się z degradacją.
Umożliwiają to zapisy w związkowych regulaminach rozgrywek. Warunkiem definitywnego zakończenia ligowej rywalizacji jest rozegranie przynajmniej 50 procent wszystkich zaplanowanych spotkań w całym sezonie.
Władze związkowe apelują o spokój, ale ekipy zagrożone spadkiem albo goniące miejsce premiowane awansem są teraz w stanie permanentnego niepokoju. Z tym że nikomu nie jest na rękę zawieszenie rozgrywek, a tym bardziej ich przedwczesne zakończenie. Nawet potencjalnym beneficjentom.
– Już dawno przygotowaliśmy się na to, że ruszymy od 17. kwietnia. Mieliśmy przygotowane alternatywne rozwiązania. Łudziłem się, że zaraz po świętach nas zwolnią i ruszymy ze startem najniższych lig. Wiem, że 9. kwietnia będzie konferencja prasowa ministerstwa, więc przesuwamy go o tydzień. Optymistyczny scenariusz to, że w połowie lipca uda nam się zakończyć rozgrywki IV ligi i okręgówki. Każde następne przesunięcie powoduje, że dla zespołów amatorskich nie będzie urlopów, bo trzeba będzie grać do końca lipca, a nawet zakończyć rozgrywki. Z kolei mogę powiedzieć, że na pewno nie będziemy teraz kombinowali z podziałem na grupy mistrzowskie i spadkowe. Jest na to za późno – tłumaczy Andrzej Padewski.
*
Tak więc wciąż nic nie wiadomo. Jest tylko wielki chaos i kombinacje. Co ciekawe, jesienią przy podobnej, a nawet większej liczbie zakażeń, związkom udało się przeprowadzić większość zaplanowanych kolejek. Wprawdzie były problemy z tym, że w zespołach pojawiły się osoby zakażone i drużyny musiały udać się na kwarantannę. Zaczęło się również kombinowanie z rzekomymi przypadkami zachorowań, ale mimo wszystko w tej trudnej sytuacji – generalnie – związki oraz kluby zaliczyły egzamin dojrzałości i z poszanowaniem zasad bezpieczeństwa i higieny rozgrywały mecze.
Sport amatorski kolejny raz otrzymał soczysty cios w wątrobę. Jasne, to tylko rozgrywki amatorskie. Jednak wobec pogłębiających się problemów zdrowotnych ludzi, także psychicznych, aktywność fizyczna stanowi bardzo ważny aspekt w zapobieganiu wszelkich schorzeń. Z kolei zimowe perypetie klubów amatorskich pokazały, że działacze i tak znajdą sposób na to, by ich gracze legalnie trenowali.
Piotr Stolarczyk
fot. FotoPyk