Łukasz Wolsztyński zimą odszedł z Górnika Zabrze, ale nowy klub znalazł dopiero niedawno. Dlaczego trafił do 1. ligi i Arki Gdynia? Czy to, że nie został w Ekstraklasie, traktuje jako rozczarowanie? Z czego wynikają problemy zabrzan? Którzy młodzi piłkarze mogą podążyć jego śladami i przebić się do pierwszej drużyny? Kto z Górnika może wyjechać do silniejszej ligi zagranicznej? O tym pomocnik opowiada w wywiadzie z nami, zapraszamy.
Aż tak się za bratem stęskniłeś, że trafiłeś do Arki?
I tak i nie. Wiadomo, że w sprawach klubowych ma to mniejsze znaczenie, bo każdy ma swoje rodziny i musi patrzeć na siebie. Ale wiadomo, że to duży plus. Fajnie, że znowu jesteśmy razem.
Przejęliście już szatnię?
Powoli, powolutku… Ja z reguły byłem bardziej spokojny, więc staram się go stopować, ale dobrze się zaaklimatyzowałem.
Jak to jest po takim czasie trafić na drugi koniec kraju?
Całe piłkarskie życie spędziłem w Zabrzu, poza dwoma półrocznymi wypożyczeniami. Cały czas żyłem w strefie komfortu. Blisko rodzina, do każdego można było się zwrócić, czy to ze strony żony, czy z mojej. Teraz niby drugi koniec Polski, ale brat jest obok, więc jak jedziemy na mecz, to żony mogą do siebie wpaść i zająć się dziećmi w spokoju. Zawsze raźniej.
A komfort życia? Trochę czyste powietrze.
Tak, Gdynia to piękne miasto. Zdążyliśmy już zauważyć jego urok. Niedługo będzie ładniejsza pogoda, więc będzie można pospacerować.
Pierwsze problemy z mewami za tobą?
Jeszcze przed! Nie miałem z nimi problemów.
Oby tak zostało! Czemu tak późno trafiłeś do Arki? Długo byłeś bez klubu, Janekx89 już na początku okienka pisał, że będziesz grał w Gdyni. Miałeś być pierwszym transferem, jesteś ostatnim.
Rozmowy z innymi klubami w Ekstraklasie trwały długo. Chciałem tam zostać, ale nie do końca się udało. Natomiast jestem zadowolony, że trafiłem do Arki. Na to, że nie zostałem w Ekstraklasie, wpływ miało dużo składowych. Trzeba było przemyśleć to, co mi proponowano. Gdyby zależało to tylko od tego, czy mam szansę zostać w wyższej lidze, to bym w niej został. Ale patrzyłem na to pod innym kątem.
Czyli obawiałeś się, że jeśli pójdziesz do Podbeskidzia, to spadniecie?
Nie, nie. Zawsze wychodzę z założenia, że nie ma co z góry zakładać, że jak ktoś jest w strefie spadkowej, to spada z ligi. Nie o to chodzi. Chcesz pomóc, zrobić wszystko, żeby być wyżej w tabeli, więc nie było tak, że obawiałem się spadku.
Można powiedzieć, że trochę zabezpieczyłeś się krótką umową. Czy w przypadku awansu zostaniesz w Gdyni?
Będziemy rozmawiać z właścicielami. Tyle mogę powiedzieć, bo z jednej i drugiej strony jest duża niepewność. Najpierw trzeba osiągnąć wynik sportowy, żeby wszyscy byli zadowoleni. Jeśli odegram kluczową rolę w tym wyniku, dam sygnał do przedłużenia umowy, to będziemy rozmawiać.
Powiedziałeś nam kiedyś, że największy ochrzan, jaki dostałeś to przepowiednia, że jak będziesz tak dalej grał, to pojedziesz za granicę, ale zrywać pomarańcze. Bałeś się, że jak tak długo pozostajesz bez klubu, to tylko te pomarańcze ci zostaną?
Nie bałem się, bo jestem pewny siebie. Wiem, że mam umiejętności piłkarskie, ale moja przeszłość nie pomagała w tym, żeby patrzeć na mnie przychylnym okiem. Pół roku byłem bez grania, miałem problem z kontuzją, trochę mniej dali po niej pograć w Zabrzu. Teraz chcę się wszystkim przypomnieć.
Nie żałowałeś w pewnym momencie, że nie zostałeś w Górniku na zasadach, które ci proponowano?
Nawet o tym nie myślałem. Coś się wyczerpało. Chyba i z mojej strony i ze strony klubu było takie przeświadczenie, że trzeba spróbować czegoś innego, że ta historia nie ma dalszego sensu. Mogłem się zgodzić i zostać w Zabrzu, ale potrzebowałem wyzwania sportowego. W Górniku mogłem go nie mieć, grałem mało, mógłbym czekać na kilkominutowe szanse. Wolę grać o coś.
A jak myślisz, z czego wynika zadyszka Górnika?
Szczerze? Nie wiem, jaka jest dokładna przyczyna. Pierwsze kolejki, zwłaszcza wygrana z Legią na wyjeździe, natchnęły chłopaków. Wszystko fajnie zażarło, dobrze funkcjonowało. Przyszła jedna, druga porażka, bilans zaczął być słabszy, zaczęły się rozmowy, szukanie nowych rozwiązań. Nie ma drużyny w Ekstraklasie, która nie ma słabszych momentów. Nawet Legia je miała. Potencjał Górnika nie jest taki, że będzie walczył o mistrzostwo Polski. Nie ma co ukrywać, tak nie będzie. Kibiców pierwsze kolejki rozgrzały, ale dzisiaj to jest 8. miejsce, 28 punktów. Na pewno jeszcze powalczy o puchary, ale będzie ciężko. Trzeba wygrać najbliższy mecz, bo ta seria na pewno ciąży na chłopakach, siedzi w głowach.
Brakuje Igora Angulo?
Przede wszystkim brakuje go jako piłkarza. Idealnie wywiązywał się ze strzelania bramek. W szatni był drugoplanową postacią. Wiadomo, że był doświadczonym zawodnikiem, ale najlepiej przemawiał bramkami, a nie krzyczeniem w szatni. Brakuje go jako chłopaka, który wykańczał sytuacje.
Jesus Jimenez nie do końca wchodzi w buty lidera drużyny?
Tak jak Igor on chce przemawiać na boisku. Wiadomo, jak to jest w polskiej szatni – chłopak z Hiszpanii raczej nie będzie grał w niej głównej roli. To naturalna kolej rzeczy. Oni mają jakość piłkarską, a Jesus to zawodnik, który jest zapewne najmocniej analizowany przez każdego rywala Górnika. Może ostatnio wygląda słabiej, ale tak jest z całym zespołem.
Sporo nowych twarzy wchodzi do pierwszego zespołu. Kogo z młodych określiłbyś mianem największego talentu?
Przez dwa-trzy miesiące trenowałem w drugim zespole i jest tam kilku chłopaków, którzy mi się podobają. Muszą się ograć, potrzebują gry, treningów z pierwszym zespołem, żeby podpatrywać bardziej doświadczonych piłkarzy. Ale w “dwójce” i CLJ są utalentowani zawodnicy, pokazują to nawet wyniki, bo w CLJ Górnik zdobył mistrzostwo. W takich klubach jak Górnik w ten sposób trzeba szukać następców obecnych zawodników. Potencjał jest duży, jest Janek Flak, agresywny środkowy pomocnik, który potrafi coś zrobić z piłką, typowa “szóstka”. Jest też Kamil Lukoszek, fajny chłopak. Z rocznika 2004 jest Nikodem Zielonka. Jest jeszcze Bartłomiej Korbecki. Nie chciałbym nikogo pominąć, zdążyłem ich poznać, widzę ich nastawienie, chcą jak najszybciej trafić do pierwszego zespołu.
Trzeba też podkreślić bardzo dobrą pracę Marcina Prasoła w zespole rezerw. Ma papiery, warsztat, potrafi dotrzeć do tych chłopaków i dobrze na nich wpłynąć. Powtarzałem im też, że fajnie byłoby, jakby mieli szansę iść i ograć się w pierwszej czy drugiej lidze. To już jest inne granie, nowy zespół, trzeba wyjść ze strefy komfortu, wywalczyć sobie grę. Myślę, że za jakiś czas będzie można wyciągnąć trzech, czterech zawodników do pierwszej drużyny.
Czyli doradzasz im poniekąd swoją drogę.
Trochę tak, bo to jest sprawdzenie samego siebie. Czy się nadajesz, czy kochasz piłkę, czy jest dla ciebie najważniejsza? Nie koledzy, przyjście na trening, odbębnienie dwóch godzin. Rodzice ci dadzą na mieszkanie, na utrzymanie, zabierzesz dziewczynę do kina i wszystko jest w porządku. Zrobienie czegoś dla siebie, pójście do klubu, który chce grać o coś, a nie tylko siedzenie w bursie, to dobra szansa na pokazanie się. Wiemy, że w dzisiejszych warunkach są duże szanse na to, żeby gdzieś grać. Jest przecież przepis o młodzieżowcu.
A kto z pierwszej drużyny może wyjechać z Ekstraklasy?
Nie wiem jak określać Przemka Wiśniewskiego. Rocznik 1998, to już nie młodzieniaszek, ale też nie jest wyjadaczem. To dobry wiek na to, żeby pokazać swój potencjał. Adrian Gryszkiewicz, chłopak rok młodszy, na pozycji, na której jest w Polsce deficyt. Lewonożny lewy środkowy obrońca. Już jest kluczową postacią w bloku obronnym, bardzo dobrze wywiązuje się ze swoich zadań. Wiadomo, że wszystko musi zagrać, jak dostaną szansę, to muszą pokazać umiejętności.
Śledziłeś pierwszą ligę, zanim do niej trafiłeś?
Jestem pasjonatem piłki, raczej śledzę każdą ligę. Najbardziej Ekstraklasę, ale niższe ligi mam poukładane, wszystko o nich wiem. Poza tym brat grał w Arce, wcześniej w Widzewie, więc naturalną koleją rzeczy jest, że jeździłem na mecze, znałem składy, zawodników.
Uważasz, że poziom rośnie w porównaniu z sezonem, w którym ty grałeś na zapleczu Ekstraklasy? Mnie wydaje się, że tak, ale z drugiej strony rośnie też przepaść między Ekstraklasą a pierwszą ligą.
Myślę, że tak. Możemy psioczyć na Ekstraklasę, ale grają tam dobrzy zawodnicy, różnica jest spora. Nie odkryję niczego nowego, jak powiem, że pierwsza liga jest specyficzna. Jeszcze w tych warunkach… Nie ma co się usprawiedliwiać, ale boiska nie są w najlepszym stanie i mecze nie wyglądają tak, jak powinny.
Twoje poprzednie wejście w rundę wiosenną na tym poziomie było świetne, teraz było trochę słabiej…
Taki mecz się przydarzył… Zagraliśmy słabo, przegraliśmy zasłużenie.
Czułeś się gotowy na 90 minut? Teraz z kolei nie podniosłeś się nawet z ławki.
To są decyzje trenera. Ja czułem się w 100% gotowy, dawałem sygnały, że mogę zagrać. Na boisku czułem się bardzo dobrze, nie potrzebowałem zmiany.
Stawiasz sobie za cel przynajmniej wyrównanie tego, co zrobiłeś ostatnio w pierwszej lidze?
Nie, nie mam indywidualnych celów. Wiem, że jak będę solidnie grał, to pomogę drużynie. Indywidualne statystyki są ważne, bo skoro mam kontrakt do 30 czerwca, to różnie może być. A zawsze lepiej się patrzy na chłopaka, który strzeli kilka bramek, zaliczy parę asyst. Ale jeśli ktoś patrzy trochę szerzej na to wszystko, to statystyki schodzą na dalszy plan. Wielu jest chłopaków, którzy bardzo dobrze pracują dla zespołu. Zdaję sobie jednak sprawę, że w przypadku graczy ofensywnych liczby mają znaczenie, więc chcę prowadzić Arkę do Ekstraklasy.
Trzeba uważać, żeby się nie zakopać. Dobry przykład masz w rodzinie, Rafał zszedł do drugiej ligi i wcale nie oznaczało to pewnego odbudowania się i powrotu na wyższy poziom.
Zależy jak to rozumieć. Wcześniej pytałeś o Ekstraklasę. Jeśli gdzieś jesteś trzecim czy czwartym wyborem, to może lepiej grać w pierwszej lidze. Wiadomo, że każdy stawia sobie za cel najwyższy poziom rozgrywkowy. Potem wszystko już zależy od tego, co zdołałeś pokazać i od tego, w jakiej drużynie jest obecnie deficyt. Bo zdarza się tak, że nieoczywisty transfer sprawi, że trafisz do Ekstraklasy.
W Górniku mówili, że zabieracie sobie z bratem miejsce w zespole. Teraz tak nie będzie?
Nie wiem, skąd to się w ogóle wzięło. Nigdy nie uważałem siebie za typowego napastnika. Patrząc na statystyki i przeszłość, zawsze byłem pomocnikiem. Nawet w dwójce napastników zawsze gram niżej niż ten drugi. Brat jest natomiast “dziewiątką”. Jeżeli ktoś nas śledzi, to myślę, że wie, że to raczej Rafał ma nosa do bramek i piłka go szuka. Myślę, że nawet moglibyśmy się fajnie uzupełniać, grając razem na boisku.
Czego ci życzyć na to półrocze w pierwszej lidze?
Jak najwięcej występów, zdrowia i awansu do Ekstraklasy. Jestem bardzo głodny gry, stęskniłem się za boiskiem i chce jak najczęściej na nim być. Ale przede wszystkim chcę być zdrowy. Jak człowiek jest zdrowy, to od razu inaczej się wraca z treningu do domu. A jeżeli się gra, to trzeba zrobić wszystko, żeby zespół piął się w górę tabeli i znalazł się na takim miejscu, że będzie można wyjechać na miasto i poświętować. Do tego jednak długa droga…
Akurat w świętowaniu awansu do Ekstraklasy doświadczenie masz, więc możesz być wodzirejem.
Fajnie byłoby to powtórzyć, bardzo przyjemne chwile. Ale na razie jak najmniej mówienia o tym, a więcej skupienia na boisku.
Nadal masz plan, żeby na koniec kariery wrócić do Zabrza?
Jeśli obie strony będą chciały, to nie wykluczam takiej opcji. Jak uznamy, że to jest czas, w którym możemy sobie nawzajem pomóc, to jak najbardziej. Myślę, że w Górniku zostawiłem po sobie dobre wrażenie, rozstaliśmy się w pozytywnych warunkach.
Bylebyś nie wracał tak jak Lukas Podolski.
Bo mogę nie dotrzeć!
ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK
fot. Newspix