Reklama

Czy Wisła Kraków zaczyna grać o coś więcej niż utrzymanie?

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

05 marca 2021, 13:58 • 5 min czytania 19 komentarzy

W 2021 roku tylko jeden zespół ma lepszą formę niż Wisła Kraków – Legia Warszawa. Ekipa ze stolicy zgarnęła 10 punktów, czyli tyle samo co podopieczni Petera Hyballi. Ma jednak lepszy bilans bramkowy. I tak jak Legia zdołała wrócić na pierwsze miejsce w tabeli, tak w Krakowie zaczynają myśleć o czymś więcej. 

Czy Wisła Kraków zaczyna grać o coś więcej niż utrzymanie?

Poza przedziwnym meczem z Piastem Gliwice, nie przegrali ani razu. Dzięki swojej zwyżce formy, a także słabiutkiej dyspozycji Stali Mielec i Cracovii, udało im się zbudować bezpieczną przewagę nad strefą spadkową. Na ten moment to już osiem punktów. Musiałaby wydarzyć się piłkarska katastrofa, żeby Biała Gwiazda znowu uwikłała się w jakąkolwiek walkę o utrzymanie. Oni po prostu zbyt dobrze grają, żeby znowu wpaść w takie bagno.

Co ciekawe – dobra dyspozycja w ostatnich pięciu meczach zdołała ich zbliżyć do… eliminacji do europejskich pucharów. Dość powiedzieć, że czwarta Lechia Gdańsk ma nad nimi pięć punktów przewagi. Nie jest to dużo, biorąc pod uwagę pułap, z którego startowała drużyna Piotra Stokowca. Jeszcze bardziej skrócił się dystans między piątym Śląskiem Wrocław (w dużej mierze dzięki padace, jaką grają w ostatnich spotkaniach) oraz – co najważniejsze w kontekście dzisiejszego starcia – Górnikiem Zabrze. Ekipa, która genialnie wystartowała na samym początku Ekstraklasy, ekipa, która swoim – niestandardowym jak na polskie poletko – ustawieniem sprawiała wielkie problemy, teraz ma tylko trzy punkty przewagi nad dziesiątą Wisłą Kraków. I Wisła będzie chciała Górnika za wszelką cenę przeskoczyć.

W teorii nie będzie to sprawa szczególnie trudna. Od końcówki stycznia Trójkolorowi zagrali może jedno dobre spotkanie. Koniec końców wygrali ze Stalą Mielec i naprawdę nieźle pokazali się przeciwko Legii Warszawa. W tamtym meczu mógł paść remis, gdyby nie pudło Aleksandra Paluszka, swoją drogą brutalnie ogranego wcześniej przez Kacpra Kostorza. Ponadto, w ostatnim meczu między tymi drużynami, padł bezbramkowy remis. Biała Gwiazda była pierwszą ekipą, która zatrzymała pochód Marcina Brosza, który zdążył zdjąć skalp z Podbeskidzia, Stali, Lechii i Legii.

Wtedy punkt wywalczył Artur Skowronek. Teraz Peter Hyballa chce po prostu wygrać. Czy praktyka mu na to pozwoli?

Reklama

Luki panie, luki

Chociaż Górnik – jak już wspomnieliśmy – przeciwko Legii zagrał znacznie lepiej niż na przykład przeciwko Lechii Gdańsk, to w oczy raziły niektóre błędy. Sam początek spotkania był gradobiciem ze strony gości. Totalnie zdominowali gospodarzy, nie pozwolili im na chwilę wytchnienia.

Obrona Górnika, która rozpoczęła to spotkanie bardzo wysoko, nie trzymała dobrej odległości między poszczególnymi zawodnikami. Wiele na ten temat mówi pierwsza akcja bramkowa Legii. Wystarczyło jedno przejęcie, jeden zwód i jedna prostopadła piłka, żeby gracze Czesława Michniewicza wychodzili trzech na dwóch. Musiało się skończyć golem, no i się skończyło. Koj i Gryszkiewicz na przestrzeni całego spotkania prezentowali się fatalnie. Trudno powiedzieć, żeby zawalili kolegom mecz (bo przecież szwankowała skuteczność), ale na pewno zrobili bardzo niewiele, by pomóc choćby w wywalczeniu remisu.

Zamiast tego jak w ukropie uwijał się Martin Chudy. Trudno mieć do bramkarza Górnika jakieś poważne zastrzeżenia. To często on – do spółki z Przemysławem Wiśniewskim – trzymał gospodarzy pod prądem, bo swoje za uszami ma też choćby Janża. Chłop potrafił być jednym z czołowym zawodników ligi, a ostatnio jego akcje ograniczyły się do kopania rywali i nienadążania za kontrami. To właśnie jego stroną regularnie wbiegał i Juranović, i Kapustka. Zabrzanie zupełnie nie łatali luk, szybkich piłkarzy Legii nie dało się utrzymać na uwięzi.

Dla Wisły Kraków może to być woda na młyn. Szczególnie dla takiej Wisły, która jak już poczuje krew, to jedzie do końca. Swojego lub przeciwnika. W 2021 roku tylko w jednym spotkaniu strzelili mniej niż dwa gole, ale przecież karnego przeciwko Śląskowi Wrocław zmarnował Felicio Brown Forbes. Poza tym? Imponująca jak na nasze warunki średnia – 2.5 zdobytej bramki.

Istotne jest to, że Biała Gwiazda lubi siąść na rywalu od początku spotkania. Stara się go złapać, zanim ten zdoła wejść w mecz. Biorąc pod uwagę to, jak wielkie kłopoty miał Górnik na starcie meczu z Legią, dzisiaj będzie musiał mieć się szczególnie na baczności. Podopieczni Hyballi nie kalkulują – jeśli szybko strzelą, na pewno pójdą po kolejne trafienia. Inny scenariusz im się po prostu nie opłaca.

Szczęście sprzyja lepszym?

Oczywiście trzeba tutaj nadmienić, że Wisła Kraków miała w tej swojej serii trochę szczęścia. Weźmy ich ostatni mecz z Wisłą Płock. Czy zasługiwali na zwycięstwo? Wątpliwe. Czy byli drużyną zdecydowanie lepszą? Ano nie. Właściwie tylko jedną bramkę zdobyli po naprawdę składnej akcji. Trafienie Rafała Boguskiego to kuriozum, gol Radakovicia też był nieco przypadkowy. Dopiero rozstrzygające uderzenie Boguskiego było efektem dobrze przeprowadzonego kontrataku. Przez 80 minut Biała Gwiazda miała ciężary. Wielkie ciężary. Nie mogła grać swojego, w głównej mierze dlatego, że gospodarze do granic przyzwoitości zagęścili środek pola. Mało przestrzeni na podania, mało na wybiegnięcia, pressować też nie sposób. Udało się, ale łatwo na pewno nie było.

Reklama

Nieco podobny przebieg miał mecz ze Śląskiem Wrocław. Tam skończyło się bez zdecydowanego happy-endu. Wisła niby przeważała, niby dostarczała więcej walorów estetycznych i gdyby nie Putnocky, to spokojnie by wygrała (pewnie znowu 3:1). Koniec końców tego nie zrobiła, bo poza dwoma dogodnymi sytuacjami, Śląsk minimalizował ryzyko. Nie chciał iść na otwartą wymianę ciosów. Nie pozostawiał im dużo miejsca na rozegranie. Przed polem karnym był zwykle tabun piłkarzy w zielonych strojach. Opłaciło się, ale czy Górnika będzie na taką grę stać? W tej rundzie dali sobie wbić osiem bramek, nawet Podbeskidzie zdobyło dwie.

Poprzedni mecz z Wisłą Kraków był początkiem małej apokalipsy dla zespołu Marcina Brosza. Dwanaście punktów w czterech pierwszych meczach, piętnaście w kolejnych piętnastu. Pod względem mentalnym to może być wiążące stracie dla obu drużyn. Jedni chcą wrócić na dobre tory, które powoli zachodzą rdzą. Drudzy łakną czegoś więcej, niż jedynie środka tabeli. Na remis nie ma się co raczej nastawiać.

Fot.FotoPyk

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Komentarze

19 komentarzy

Loading...