Nie będzie już Bodvara Bodvarssona w Jagiellonii Białystok. Rozwiązał kontrakt za porozumieniem stron. Przyznamy, jakieś skromne nadzieje mieliśmy wobec tego piłkarza, ale nawet tych skromnych nadziei nie spełnił.
Skąd nadzieje? Ano stąd, że to był jednak zawodnik będący w orbicie zainteresowań reprezentacji Islandii. A reprezentacja Islandii to w ostatnich latach nie najgorsza rekomendacja. Sam kierunek był może egzotyczny, ale to też wzbudzało ciekawość – jakoś inne ligi potrafią znaleźć wśród Islandczyków wzmocnienia, może będzie to niebanalny ruch, który się opłaci. Rynki bałkańskie, słowackie, są już dość przejrzane, warto czasem zaryzykować. Przecież z takiego ryzyka czasem rodziły się takie trendy, by wspomnieć moment, kiedy liga oszalała na punkcie Izraelczyków.
No i pamiętajmy, że Bodvarsson w pewnym momencie przewinął się przez FC Midtjylland. Nawet, jeśli tam nie odpalił – no cóż, gdyby odpalił, nie trafiłby do Jagi – to jest to jakiś czynnik, który może wskazywać, że coś w nim mogło być. Ten duński klub umie w wyszukiwanie talentów. Bodvarsson miał też sporo meczów w eliminacjach Ligi Europy i Ligi Mistrzów, potrafił załadować dwa gole Bradze. Nadzieje wobec niego symbolizuje też kontrakt – Jaga podpisała z nim umowę na 3.5 roku.
Kończy z 43 meczami w Ekstraklasie. Finalna ranga? Coś pomiędzy ligowym dżemikiem, a szrotem. Nigdy nie zapomnimy też meczu, w którym wystąpił jako stoper w parze z Borysiukiem przeciwko Stali Mielec. To było jedno z bardziej kuriozalnych zestawień ostatnich lat na obronie.
Ostatecznie Bodvarsson zostaje jednym z tych zawodników, którzy najlepiej wypadli… w wywiadzie. Rozmawiał Kuba Białek:
Zajmowałeś się tylko piłką? Byłeś na profesjonalnym kontrakcie?
Hafnarfjördur to jeden z największych islandzkich klubów, wygrywaliśmy kilka razy mistrzostwo. Zarabiałem pieniądze, by się skupić na piłce, ale nie były zbyt wielkie, więc przy okazji pracowałem przy klubie: przychodziłem z samego rana, pracowałem trzy godziny przed treningiem i trzy godziny po. Zanim przyjechałem do Polski, studiowałem przez kilka miesięcy filozofię. Lubiłem to i po przyjeździe do Polski chciałem kontynuować studia, ale okazało się to niemożliwe. Gdy już po trzydziestce wrócę na Islandię zakończyć karierę, będę chciał wrócić na uniwersytet.
Jesteś jednym z nielicznych piłkarzy, któremu można zadać to pytanie – Nietzsche czy Schopenhauer?
Więcej czytałem o Nietzsche, więc jego wskażę. Ale najbardziej zgłębiałem filozofię Immanuela Kanta. Zdaję sobie sprawę, że to niecodzienne zainteresowanie. Koledzy w szatni pytali mnie o to każdego dnia. Wiele osób miało podejście na zasadzie: filozofia? A gdzie po tym kierunku można znaleźć pracę? Ale ja w ogóle nie myślałem pod kątem zawodowym, chciałem się rozwijać, choć na pierwszym miejscu zawsze była piłka i cel, jaki sobie postawiłem, czyli gra za granicą.
Fot. FotoPyK