Reklama

Wpisałem “Jagiellonia” na YouTube by zobaczyć, jaka panuje atmosfera. Byłem pod wrażeniem

redakcja

Autor:redakcja

13 grudnia 2019, 18:29 • 10 min czytania 0 komentarzy

Bodvar Bodvarsson z Jagiellonii Białystok to pierwszy Islandczyk w historii ligi. Dlaczego studiował filozofię? Jak żyje się w mieście elfów? Jakie warunki do rozwoju zapewnia liga islandzka? Dlaczego hamuje ją półroczna przerwa w rozgrywkach i jak ją zmienić? Dlaczego nie przebił się w Midtjylland i co pomyślał po zwolnieniu trenera Mamrota? Zapraszamy. 

Wpisałem “Jagiellonia” na YouTube by zobaczyć, jaka panuje atmosfera. Byłem pod wrażeniem

Totolotek oferuje kod powitalny za rejestrację dla nowych graczy!

***

Często ludzie urodzeni na wschodzie, także w Białymstoku, mówią, że nie mają zbyt wielu perspektyw. A jakie perspektywy miał chłopak z małego Hafnarfjörður, który od dziecka chciał zawodowo grać w piłkę?

Miałem trzy lata, gdy mama kupiła mi pierwszą piłkę. Na Islandii jest dobrze rozwinięte szkolenie – mamy świetnych trenerów i warunki do grania. Myślę, że dla młodego chłopaka najważniejsze jest to, by miał jakiś wzór do naśladowania. Rodaka, któremu się udało i gra w wielkich klubach. A my, całe szczęście, mieliśmy Eidura Gudjohnsena. Każdy chciał być jak on.

Reklama

Ja też za małolata byłem napastnikiem. Gdy miałem pięć lat, mama kupiła mi jego koszulkę. Uwielbiali go wszyscy. Razem z chłopakami graliśmy w piłkę po szkole i trenowaliśmy w klubie. Nie było zbyt wielu innych atrakcji, ale to nie miało znaczenia, bo kochaliśmy futbol. Gudjohnsen jest dla Islandii kimś takim, jak Lewandowski dla Polski. Był w Premier League, wygrał ją, wszyscy na Islandii zaczęli myśleć: czyli ja też mogę! Pokazał nam, że warto wierzyć w siebie, bo nawet ludzie z takiego małego kraju mogą coś osiągnąć. Wcześniej mieliśmy kilku piłkarzy grających za granicą, ale Gudjohnsen to inny poziom.

Byłeś fanem Chelsea?

Wciąż jestem! Wiadomo, przez kogo się zaczęło. Teraz nie oglądam już tak często Chelsea, ale sentyment pozostał. Podobnie jak do Barcelony, w której też grał.

Grało się wszędzie – na ulicach, na kawałku trawy między domami, na którym akurat było miejsce. W klubie Hafnarfjörður mieliśmy świetne warunki, a więc mogliśmy grać w piłkę niezależnie od pogody. Gdy miałem 12 lat, wybudowano halę. To był dla nas game changer.

Jak wyglądało wasze boisko, zanim wybudowano halę? 

Mieliśmy sztuczną trawę i graliśmy na niej zawsze, niezależnie od pogody. Śnieg? Wiatr? Nie ma znaczenia. Czasami rozgrzewka polegała na odśnieżaniu boiska. Dobre doświadczenie dla młodego chłopaka. Z czasem murawa straciła na jakości i zdarzało się chłopakom złapać kontuzję. Ja sam złamałem nogę i nie mogłem grać przez pół roku. Jestem z małego miasta, ale do Reykjaviku miałem 20 minut, więc siłą rzeczy nie mogłem odczuwać wielkich różnic pomiędzy stolicą a małym miastem. W całej aglomeracji żyło 200 tysięcy osób. Jeśli jednak mieszkasz w niewielkiej wiosce gdzieś wgłąb Islandii, możesz mieć ciężej. Masz mniej rozgrywek, mniej dobrych piłkarzy czy trenerów, od których możesz się uczyć.

Reklama

WARSZAWA 02.05.2019 MECZ FINAL TOTOLOTEK PUCHAR POLSKI SEZON 2018/19 --- FINAL OF POLISH CUP FOOTBALL MATCH IN WARSAW: JAGIELLONIA BIALYSTOK - LECHIA GDANSK 0:1 BODVAR BODVARSSON FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Zajmowałeś się tylko piłką? Byłeś na profesjonalnym kontrakcie?

Hafnarfjördur to jeden z największych islandzkich klubów, wygrywaliśmy kilka razy mistrzostwo. Zarabiałem pieniądze, by się skupić na piłce, ale nie były zbyt wielkie, więc przy okazji pracowałem przy klubie: przychodziłem z samego rana, pracowałem trzy godziny przed treningiem i trzy godziny po. Zanim przyjechałem do Polski, studiowałem przez kilka miesięcy filozofię. Lubiłem to i po przyjeździe do Polski chciałem kontynuować studia, ale okazało się to niemożliwe. Gdy już po trzydziestce wrócę na Islandię zakończyć karierę, będę chciał wrócić na uniwersytet. 

Jesteś jednym z nielicznych piłkarzy, któremu można zadać to pytanie – Nietzsche czy Schopenhauer?

Więcej czytałem o Nietzsche, więc jego wskażę. Ale najbardziej zgłębiałem filozofię Immanuela Kanta. Zdaję sobie sprawę, że to niecodzienne zainteresowanie. Koledzy w szatni pytali mnie o to każdego dnia. Wiele osób miało podejście na zasadzie: filozofia? A gdzie po tym kierunku można znaleźć pracę? Ale ja w ogóle nie myślałem pod kątem zawodowym, chciałem się rozwijać, choć na pierwszym miejscu zawsze była piłka i cel, jaki sobie postawiłem, czyli gra za granicą.

To prawda, że przyjeżdżałeś do Jagi z założeniem, że chcesz powalczyć o występ na mundialu?

Sezon na Islandii startował pod koniec kwietnia, więc przez ligę islandzką nie mógłbym się raczej przebić. Wiedziałem jednak, że to będzie bardzo ciężka misja i realnie dawałem sobie jeden procent szans na wyjazd. Nasi podstawowi lewi obrońcy grali w dobrych klubach jak CSKA i byli w kadrze już przez długie lata. Dla mnie kluczowe było to, że za granicą bardziej się rozwinę.

Jesteś na radarze reprezentacji?

Myślę, że tak. Trener Mamrot pozwolił mi w styczniu lecieć na zgrupowanie reprezentacji, byli na nim głównie piłkarze z drugiego szeregu. Zagrałem jeden mecz ze Szwecją. W pierwszej połowie dobrze się zaprezentowałem, w drugiej już gorzej. Ale jestem w kontakcie ze sztabem i trafienie do reprezentacji na stałe to oczywiście mój cel.

Wcześniej spędziłeś pół roku w Midtjylland, gdzie jednak nie pograłeś zbyt dużo. To klub, który dokonuje wyborów na podstawie statystyk. Jakie liczby zadecydowały o tym, żd się tobą zainteresowali?

Zacząłem o tym myśleć w momencie, gdy podpisałem kontrakt. Myślę, że zadecydowało to, że wygrywam wiele pojedynków w defensywie. Ale nie powiedziano mi tego. Podpisałem ten kontrakt w szalonym trybie – dwanaście godzin przed zakończeniem okna transferowego dostałem telefon, że mam się pakować i jechać na lotnisko. Szybko załatwiłem wszystko w moim klubie i 20 godzin po odebraniu telefonu byłem w Dubaju na obozie treningowym. Podpisałem wypożyczenie na cztery miesiące, po którym mogli mnie wykupić za ustaloną wcześniej kwotę. W Islandii sezon kończy się w październiku, później masz sześć miesięcy przerwy i wracasz do przygotowań, choć początkowo tylko trenujesz, nie grasz nawet sparingów. Byłem kilka miesięcy bez meczów o stawkę i gdy dołączyłem na obóz, wszyscy byli skupieni na meczu Ligi Europy z Manchesterem United. Byłem w dramatycznej formie. Przez pierwsze trzy tygodnie brakowało mi wszystkiego – szybkości, wydolności, siły. I zanim doszedłem do pełnej formy, doznałem kontuzji kolana, która wykluczyła mnie na dwa miesiące.

Mimo że nie grałem, sporo się w Danii nauczyłem. Być częścią drużyny, która pokonała Manchester United? Duża sprawa. Trenowałem z bardzo dobrymi piłkarzami – choćby z Rasmusem Kristensenem, który trafił do Ajaksu, a później do Salzburga. Pierwszy wyjazd z kraju, pierwsza rozłąka – bezcenna lekcja. No i wiedziałem już, że jeśli mam wyjechać z kraju, muszę być w okresie przerwy zimowej w znacznie lepszej formie. I tak było następnym razem, dzięki czemu miałem znacznie łatwiejszy start w Jagiellonii. Nie da się utrzymać dyspozycji przez cały rok, gdy grasz w piłkę tylko przez sześć miesięcy.

Jak jest zagospodarowana ta przerwa zimowa?

Kończysz sezon w październiku i masz miesiąc wolnego. Później zaczynasz trenować, a z czasem jeździsz na obozy przygotowawcze do Portugalii czy Hiszpanii i grasz w towarzyskich turniejach. Wygrywasz oczywiście jakieś trofea, ale one nie dają ci niczego, to zwykłe mecze towarzyskie. No co, cały okres przygotowawczy to wielka nuda! Rozmawia się teraz na Islandii o tym, że sezon powinien trwać dłużej. Warunkiem do tego jest posiadanie sztucznej trawy w każdym klubie. Jestem wielkim fanem tego pomysłu, bo co to za liga, w której grasz tylko 22 mecze i pauza trwa pół roku? To z pewnością hamuje islandzką piłkę. W Polsce gra się 37 meczów, to wielka różnica. Jeśli tego nie zmienimy, liga nie będzie się rozwijać, a parę razy w pucharach pokazaliśmy, że możemy konkurować.

Myślisz, że islandzka liga wkrótce będzie miała ekipę, która co sezon jest w stanie się kwalifikować do pucharów?

Będzie ciężko. Wiele innych klubów gra na wysokim poziomie. Nie ma co ukrywać – piłką rządzą pieniądze. Jeśli ktoś wpompuje duże środki w rozwój klubu, szkolenie, to oczywiście możliwe. Póki co każdy zdolny piłkarz musi opuścić tę ligę. Kwestią indywidualną jest, w jakim wieku. Są tacy, którzy odchodzą jako czternastolatkowie. Ja opuściłem ją w wieku 22 lat, rozwinąłem się i rozegrałem wiele meczów. Jeśli chcesz się pójść do przodu, musisz trafić do profesjonalnej ligi.

BIALYSTOK 23.08.2019 MECZ 6. KOLEJKA PKO EKSTRAKLASA SEZON 2019/20: JAGIELLONIA BIALYSTOK - WISLA KRAKOW 3:2 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: JAGIELLONIA BIALYSTOK - WISLA CRACOW 3:2 GRZEGORZ SANDOMIERSKI MARIAN KELEMEN BODVAR BODVARSSON PILKARZE JAGIELLONII FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Co sobie pomyślałeś, gdy pracę stracił trener Mamrot? 

Byłem z tego powodu bardzo smutny. Mam wielki respekt do trenera, mimo poczucia, że w pierwszym roku powinienem grać więcej. Taka jest piłka – nie masz wyników, władze klubu podejmują decyzje. To bardzo słabe uczucie, gdy jesteś jednym z powodów tego, że ktoś stracił pracę. Próbujemy teraz skupiać się na kolejnych meczach i wyrzucić już to z głowy. Z trenerem mieliśmy bardzo dobrą relację. Początkowo nie mówił nic po angielsku, wszystko było nam tłumaczone. Z każdym miesiącem się szkolił i szybko rozumiał, co do niego mówimy, a także z czasem potrafił odpowiadać. Mimo braku języka, zawsze starał się komunikować z nami, rozmawiać, żartować. Kiedy musiałeś być skrytykowany, także to robił. Cieszę się, że ktoś taki ściągnął mnie do klubu.

Jakie rzeczy rozwinąłeś dzięki Mamrotowi?

Jestem bardziej kompletny, jeśli chodzi o taktykę. Po każdym meczu zapraszał mnie do swojego biura i pokazywał, co jeszcze można rozwinąć. Gdy popełniłeś błędy, od razu to wyłapywał. Bardzo mi pomógł.

Zgodzisz się, że Guilherme może zaoferować znacznie więcej w ofensywie, ale to ty dajesz większą stabilizację w tyłach?

Nie wiem. Dla mnie Guilhemre jest bardzo dobrym zawodnikiem. Świetny z piłką, potrafi wygrać pojedynek, ma bardzo duży wachlarz możliwości. A kto jest lepszy? Nie wiem, to już kwestia, w której możecie oceniać wy, dziennikarze, albo kibice.

To spytam inaczej – musisz rozwinąć się w grze do przodu? Tego ci najbardziej brakuje?

Tak. Muszę podejmować lepsze decyzje i złapać większą regularność we wrzutkach. Czasami zagram bardzo celnie, a czasami słabo.

Poznałeś już słowo “centrostrzał”?

Nie.

Czasem gdy skrzydłowemu zejdzie piłka i wyjdzie z tego strzał, mówimy, że to censtrostrzał. Pierwszego gola w lidze strzeliłeś właśnie z centrostrzału, podtrzymujesz tradycję, gratuluję!

(śmiech) Szkoda tylko, że zapisali go jako samobója! Zszedłem na lewą nogę, chciałem dośrodkować i… wpadło. Ale cieszyłem się, jakby to była moja bramka.

Z czego wynika wasza nieregularność, to, że po dobrym meczu, zawsze musi przyjść słaby?

Jeśli znałbym odpowiedź, pewnie byśmy na ten temat nie gadali. Słabo wyglądaliśmy na tle Rakowa i przeciwko Zagłębiu znów przyszedł gorszy mecz. Zwłaszcza w pierwszej połowie byliśmy słabi. Założenia na mecz były dobre, ale ich nie wykonywaliśmy. Po gorszym początku przyszła presja.

Czułeś z boiska, że gracie za trenera?

Nie, będąc na boisku staram się myśleć tylko o najbliższych dziesięciu sekundach, bo na to mam wpływ. Zdaję sobie sprawę, że kibice mogą być rozzłoszczeni i rozumiem to. Ale przecież nie chcemy grać tak słabo, jak ostatnio w pierwszej połowie z Zagłębiem. Jeśli grasz w Jagiellonii, nie możesz grać w tej sposób. Zagraliśmy źle jako drużyna, ale i występ każdego indywidualnie był słaby. Może uda się zakończyć pierwszą część sezonu z sześcioma punktami. Teraz myślimy tylko o tym.

Na Islandii grałeś przy skromnych trybunach, w Białymstoku kibiców przychodzi znacznie więcej. Zrobiło to na tobie wrażenie?

Grając na Islandii, najbardziej lubiłem mecze eliminacji do pucharów, bo zawsze mieliśmy okazję zagrania nastadionach, na które przychodziło wielu kibiców. Podobnie było z reprezentacją U-21. Gdy dostałem ofertę z Jagiellonii, nie wiedziałem zbyt wiele o klubie. Wpisałem “Jagiellonia” na YouTube by zobaczyć, jaka panuje atmosfera. Od razu powiedziałem menedżerowi, ze jestem pod wrażeniem kibiców, tego jak są głośni, ilu ich jest. Dla mnie to bardzo ważne, że mogę grać przy takiej atmosferze.

Sam czasami też pojawiasz się na trybunach. Jak było na meczu Islandia – Anglia na Euro 2016?

Pokonać Anglików? Fantastyczne uczucie! To chyba największy mecz w naszej historii. Pojechaliśmy na niego z pięcioma piłkarzami. Mieliśmy w perspektywie mecz eliminacji do Ligi Mistrzów, ale dostaliśmy trzy dni wolnego, więc to fajny gest ze strony naszego trenera. Samolot powrotny niestety się spóźnił o dwie godziny i pojawiliśmy się pół godziny po rozpoczęciu treningu. Ale wszyscy zrozumieli. Warto było. Wszyscy oszaleli na punkcie reprezentacji. Euro 2016 było pierwszą okazją w historii kraju, by wspierać naszą drużynę na tak dużym turnieju. Zostałem na Islandii grać w piłkę, ale pamiętam, że dosłownie wszyscy moi przyjaciele wyjechali do Francji. Istne szaleństwo.

Istnym szaleństwem jest też wiara w elfy, którą deklaruje większość Islandczyków. Co więcej, podchodzą one podobno z Hafnarfjörður, czyli miasta, w którym się wychowałeś. Wierzysz w elfy?

Nazywamy się “miastem elfów”, kiedy do nas wjeżdżasz, możesz zobaczyć nawet tablicę informującą o elfach. Gdy byłem dzieckiem, mama opowiadała mi o nich wiele historii, ale nie należę do grupy, która wierzy w ich istnienie. To trochę dziwne. Taka już jest tradycja, od lat funkcjonuje wiele legend, które mają potwierdzać ich obecność. W przeszłości wiele Islandczyków żyło bez elektryczności, odcięci od świata i nic dziwnego, że w takich warunkach wymyślali wiele dziwnych historii.

Rozmawiał JAKUB BIAŁEK

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...