Gęsta atmosfera w szatni. Wzajemne obrzucanie się błotem przez piłkarzy. Trener pod ostrzałem mediów. Fatalne wyniki w Bundeslidze. Nic, kompletnie nic nie zapowiadało tego, że na obcym terenie BVB nawiąże walkę z rozpędzoną Sevillą, która ostatnio wygrała aż dziewięć spotkań z rzędu. A jednak. Ekipa z Dortmundu zagrała tak, jakby obecne problemy nie istniały. Jakby to, co działo się w poprzednich tygodniach, nie miało żadnego znaczenia. Niespodziewanie zwyciężyła 3:2. Z kolei Erling Haalnad pokazał cały arsenał swoich ogromnych możliwości i na jakiś czas zamknął usta krytykom.
Zjawiskowo wyglądała dziś gra Norwega. Bez żadnych skrupułów, raz po raz brał na karuzelę obrońców przeciwnika. Zrobił z nich dżem. W pierwszej połowie robił z nimi, co chciał i jak chciał. Wykonywał rajdy przez pół boiska, asystował, a gdy przyszło dokonać egzekucji, nawet nie drgnęła mu powieka. Wszystko przychodziło mu z taką łatwością, że przez moment mogliśmy pomyśleć, iż w jego przypadku to zwykła gierka na orliku, a nie rywalizacja w 1/8 finału Champions League.
Sam początek meczu zwiastował kolejną klęskę BVB
Tuż przed polem karnym Jadon Sancho dał się ograć jak junior. Suso oszukał go prostym, ale skutecznym zwodem na zamach i uderzył zza pola karnego. Piłka odbiła się od stopy Matsa Hummelsa i zaskoczyła bramkarza. No, przecież można było śmiało postawić dom z ogrodem na to, że niemiecka ekipa straci jakąś kuriozalną bramkę. Ostatnio w Bundeslidze upodobała sobie wręcz absurdalne pakowanie się w tarapaty. A to bramkarz przepuści kartofla, a to defensorzy asystują napastnikom rywala.
Po prostu typowa Borussia z tego sezonu. Nic nadzwyczajnego. Standard.
Natomiast Sevilla zamiast pójść za ciosem, to nie wiedzieć czemu, zaciągnęła hamulec ręczny. Dortmund szybciutko wrócił do gry i to w głównej mierze za sprawą Erlinga Haalanda. Tym razem znakomicie wszedł w rolę asystenta. Tuż przy linii bocznej wziął na plecy obrońcę, zastawił się i uwolnił się spod jego opieki. Następnie kolejnemu założył siatkę i podał futbolówkę do Mohameda Dahouda, który bez chwili zastanowienia sieknął nie do obrony pod poprzeczkę.
To była tylko taka przystawka przed tym, co nastąpiło kilka minut później
Gospodarze nie zdążyli się obudzić, a snajper Borussii poszedł na przebój i przy biernej postawie obrońców przebiegł pół boiska. Po prostu wjeżdżał pomiędzy nich jak dzik w żołędzie. Zamiast na siłę pakować się w szesnastkę, zostawił futbolówkę Jadonowi Sancho. Właśnie w tym momencie objawił się błysk geniuszu Anglika. Sprytnie podcinką zaadresował podanie w pole karne ekipy z Andaluzji, a Haaland na wślizgu zapakował drugiego gola.
Podopieczni Julena Lopeteguiego po stracie drugiej bramki byli niczym uczeń, który dostał dwa laczki na jednej lekcji – za brak odrobionej pracy domowej oraz błędne rozwiązanie zadania przy tablicy. Po pierwsze, zapomnieli o tym, że duet Haaland-Sancho wciąż potrafi wznieść się na wyżyny swoich umiejętności. Po drugie, spuścili głowę i nie byli w stanie zapanować nad sytuacją. Kompletny chaos i dezorganizacja. Efektem tego był kolejny plaskacz. Tuż przed przerwą, nie kto inny jak Haaland, podwyższył prowadzenie.
*
Oczywiście w drugiej połowie piłkarze Borussii zadbali o to, by ich szkoleniowiec z nerwów szybciej osiwiał. Jasne, mając taką solidną zaliczkę, nie było potrzeby, aby przeprowadzali kolejne szturmowe ataki. Ale główny nacisk na zadanie defensywne, biorąc pod uwagę dyspozycję obrońców z Dortmundu, był dość ryzykowną opcją.
No, i rzeczywiście BVB prosiła się o stratę gola. Goście mieli furę szczęścia. Najpierw po strzale jednego z graczy Sevilli futbolówka przeszła tuż obok słupka, potem po uderzeniu Oscara z rzutu wolnego uratował ich słupek. Wreszcie gospodarze dopięli swego w 84. minucie. Emre Can odpuścił sobie krycie we własnej szesnastce, a Luuk de Jong bez problemu wpakował piłkę do siatki. Ostatecznie zespołowi z Andaluzji nie udało się doprowadzić do remisu, choć bramka kontaktowa sprawiła, że wypad do Zagłębia Ruhry wcale nie musi okazać się tylko i wyłącznie wycieczką krajoznawczą. Mimo wszystko Sevilla dziś rozczarowała. Kiedyś musiała złapać zadyszkę formy, ale akurat w tak ważnym meczu?
Z kolei Borussia i tak zrobiła dziś wynik powyżej oczekiwań. Trzy bramki na wyjeździe, zabójcza skuteczność. I warto podkreślić to, że dokonał tego zespół wyglądający ostatnio jak przypadkowa zbieranina ludzi z osiedla. Nie dość, że szybko wyszedł z tarapatów, to na dodatek praktycznie w pierwszej odsłonie ustawił sobie dwumecz. Konia z rzędem temu, kto przewidział taki scenariusz.
Dzisiejsze spotkanie pokazało, jak ogromny potencjał drzemie w niemieckiej drużynie. Aczkolwiek w tym sezonie już widzieliśmy w jej wykonaniu takie przebłyski formy, które nie miały przełożenia na następne mecze.
Sevilla – Borussia Dortmund 2:3 (1:3)
7′ Suso L. de Jong 84′ – E. Haaland 27′, 43 M. Dahoud 19′
fot. Newspix