Reklama

Grzechy główne Dariusza Żurawia

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

17 lutego 2021, 11:59 • 12 min czytania 79 komentarzy

Pięć miesięcy w futbolu to wieczność. Pierwszego października ubiegłego roku, Dariusz Żuraw ogrywał Charleroi, wchodził do fazy grupowej Ligi Europy, której bramy były dla nas do tamtej pory zamknięte na cztery spusty. Niektórzy odszczekiwali złe słowa pod jego adresem, a już na pewno wszyscy go chwalili, bo Lech grał ofensywny, ładny i skuteczny futbol. Dzisiaj, 17 lutego, Żuraw jest już gdzie indziej. Coraz większy tłum chce jego głowy, ponieważ Lech w lidze jest po prostu skrajnie beznadziejny, przegrał ją z kretesem, a w Pucharze Polski gra dalej tylko dlatego, że wymodlił zwycięstwo w karnych z pierwszoligowym Radomiakiem. Oglądanie Lecha już nikomu nie sprawia frajdy, to jedna z najnudniejszych drużyn w Polsce (a konkurencja jest spora). Jak duża wina w tym samego Żurawia i czy Kolejorz ma z nim jakąkolwiek przyszłość?

Grzechy główne Dariusza Żurawia

GRZECH PIERWSZY – WYNIKI

Wszyscy znacie tabelę, więc przebrnijmy przez to szybko, bo po prostu trzeba o tym wspomnieć. Niech to będzie punkt wyjścia do dalszych rozważań. Wyniki są dla Lecha kompromitujące.

Ma 19 punktów po 17 meczach. Ostatni raz wykręcił tak słaby wynik w sezonie 15/16, który skończył na siódmym miejscu. Tyle że wówczas rok wcześniej był mistrzem Polski, więc kibice mieli pełne prawo być rozczarowani, ale jednak dostali w niedalekiej przeszłości jakiś powód do radości. Po drugie wówczas w trakcie sezonu zmienił się trener, Urban wymienił Skorżę, mówimy więc o zamieszaniu, a nie ciągłej (i obecnie marnej) pracy jednego szkoleniowca.

Teraz tylko Stal Mielec wygrała mniej spotkań.

Wyżej w tabeli stoi Warta, która – patrząc tylko na logikę – nie powinna awansować do Ekstraklasy, a jak już, to powinna zaraz z niej spaść.

Jak wspomnieliśmy – w Pucharze Polski Lech utrzymał się cudem, a przecież i ze Zniczem nie było łatwo, ledwie 3:2 dla Kolejorza.

Reklama

Zbierając to wszystko do kupy – Żuraw punktuje na poziomie 1,62 oczka na mecz. To poziom Jana Urbana (1,62). Żuraw jest gorszy od Bielicy (1,85), Rumaka (1,82), Smudy (1,82), Zielińskiego (1,81) Skorży (1,73), czy Bakero (1,67). Ktoś mógłby powiedzieć, że trenerowi średnią obniża Liga Europy, gdzie mierzył się z mocnymi ekipami, więc bez niej wyglądałby lepiej. Cóż, bez pucharów w samej lidze Żuraw wykręca 1,53 punktu na spotkanie…

GRZECH DRUGI – BRAK PLANU B

Trudno dziś widzieć w Lechu drużynę, która ma jakiś większy pomysł na kolejne spotkania. Jeśli mecz się ułoży, a układa się rzadko, to owszem, można go wygrać, nawet wysoko – tak było z Piastem czy Podbeskidziem. Jeśli jednak drużyna przeciwna nie ma ochoty oddawać poznaniakom punktów tylko dlatego, że Lech to Lech, tenże Lech jest kompletnie bezradny. W bieżącej kampanii ligowej ani razu nie zdarzyło się, by Kolejorz, gdy straci bramkę jako pierwszy, potrafił wygrać swoje spotkanie.

Wszystko, co potrafi zrobić, to maksymalnie remis. Tak było z:

  • Wisłą Płock – 2:2 od 0:1
  • Śląskiem Wrocław – 3:3 od 1:2
  • Cracovią – 1:1 od 0:1
  • Rakowem – 3:3 od 0:2
  • Stalą – 1:1 od 0:1
  • Górnikiem Zabrze – 1:1 od 0:1

Owszem, czasami można mówić o pechu, bo remisy z Wisłą czy Rakowem w pewnych momentach tamtych spotkań były nie do wyobrażenia, ale jednak – stało się i powtarzało. A jak coś się powtarza, to trudno już przywoływać pech za argument.

Ta statystyka jest dla Kolejorza i Żurawia kompromitująca.

Poznań lubi się porównywać do Warszawy, więc prosimy bardzo: Legia tej sztuki dokonała w tym sezonie dwukrotnie, z Wisłą i właśnie z Lechem. Zresztą można powiedzieć, że drugi raz z rzędu, bo w sezonie 19/20 Lecha w ten sposób ograł Vuković i wówczas zaczęła się świetna passa Legii. Takie wygrane budują zespół i atmosferę w szatni, a tej w Lechu też brakuje (do czego dojdziemy).

I to nie jest tak, że Żuraw ustala skład, a potem ma czyste papcie. Nie. Jest w stanie sporo zdziałać zmianami, tyle że szkoleniowiec ma z nimi regularny problem. Przypomina się zeszłoroczny mecz z Lechią w Pucharze Polski, kiedy trener zaszkodził swojej ekipie, a ta poleciała z rozgrywek. Natomiast przykładów jest więcej. Mówi o tym Ryszard Rybak, były piłkarz Lecha:

Reklama

– Nie wiem, co chce grać Lech. Chce się bronić, czy chce atakować? Inne drużyny są wybiegane, walczące, a Lech gra na zasadzie: może się uda. Nawet ten mecz w Płocku wiele pokazał. Ramirez nie grał dobrze, ale jest w stanie zrobić coś z niczego, tego nie potrafią inni. Tymczasem przy wyniku 0:0 trener ściąga go, a zostawia defensywnego pomocnika. Czasem trzeba zaryzykować. Ściągnąć defensywnego i wpuścić Marchwińskiego. Okej, ja nie wiem, czy by to coś zmieniło, może byłoby i gorzej, ale trener dałby chociaż sygnał zespołowi: gramy o trzy punkty! Piłkarze patrzą na tę zmianę i widzą, o co chodzi. Jak ściągamy ofensywnego zawodnika i wpuszczamy młodego, z którego formą jest różnie, to trudno, gramy, co graliśmy, remis jest okej. Mam spore wątpliwości, jeśli chodzi o reagowanie przy linii w wykonaniu Żurawia. Nie przypominam sobie spotkań, w których roszady trenera odwracałaby losy meczu.

GRZECH TRZECI – BRAK PLANU A?

Mówimy o planie zapasowym, a Lechowi często brakuje podstawowej idei. To znaczy ona jest, ale jest zawsze taka sama – przejąć piłkę i ładnie grać. To kiedyś wychodziło, ale już nie wychodzi. Zobaczcie na ten wykres, który obrazuje, jak spadał Kolejorzowi współczynnik xG.

Rybak mówi: – Słyszę narzekania, że na obozie w Turcji były fajne boiska, a teraz jest trudniej, bo murawy są gorzej przygotowane. W styczniu i w lutym boiska w Polsce nigdy nie były i nigdy nie będą w dobrym stanie. Nie rozumiem, dlaczego Lech przed startem ligi nie zagrał choćby ze dwóch sparingów na takich płytach? Wiadomo było przecież, jak to będzie wyglądać w trakcie ligi. Poza tym nie zawsze trzeba grać pięknie, czasem wystarczy tylko skutecznie. Lech nie potrafi tego zrobić.

Czyli uparł się Żuraw na jeden pomysł i nie widzi niczego poza nim. A okoliczności wokół się trochę zmieniły.

GRZECH CZWARTY – BRAK ROZWOJU MŁODZIEŻY

Jak to?! Za czasów rządu trenera, który wypuścił Modera za rekordową sumę, nie rozwija się młodzież?! Ano tak, taką stawiamy tezę, patrząc przynajmniej na ten sezon. Natomiast i o Moderze ciekawie mówi Rybak:

Kuba Moder to jeden z moich zarzutów w kierunku Żurawia. On nie był ulubieńcem trenera. Musiał sobie wywalczyć miejsce. Wszedł na 10 minut, strzelił bramkę, Lech wygrał, a za tydzień znowu siedział. W sposób heroiczny, desperacki, walczył o skład. Takie są fakty. Filozofia Żurawia była inna – z Muharem, defensywnym piłkarzem, który głównie przeszkadza rywalowi. Nagle odpalił Moder i odpalił Lechowi środek z nim, Tibą i Ramirezem, który panował w większości spotkań.

No i tak było. Piłkarzem naprawdę podstawowego składu Moder stał się dopiero w 29. kolejce, kiedy Lech mierzył się z Pogonią. Od tamtego momentu grał wszystko – tylko raz nie, bo pauzował, poza tym tylko w jednym wypadku zszedł przed czasem. Co zabawne, a może i symptomatyczne: to właśnie przed meczem z Pogonią kibice zorganizowali akcję “Bilet dla Muhara”, kiedy domagali się posadzenia Chorwata na ławce.

Można powiedzieć, że Żuraw wprowadzał Modera do składu powoli, ale czy na pewno? Od dziesiątej do czternastej kolejki Moder też wychodził za każdym razem w pierwszym składzie. Tyle że wówczas Lech nie wygrał trzech spotkań z rzędu. Kozłem ofiarnym stał się właśnie Moder, który przez kolejne pięć kolejek zagrał czternaście minut.

Dziś? Dziś nie widać rozwoju kolejnych młodych piłkarzy, a przecież trudno powiedzieć, by nie mieli potencjału.

Puchacz był przecież bardzo dobry w Lidze Europy, tyle że w lidze jest słabiutki – ma u nas marną średnią ocen 4,06, tylko dwa razy zagrał lepiej niż na ocenę wyjściową. Kamiński? Jeszcze niedawno jedynie kontuzja wykluczyła go z powołania do reprezentacji, teraz trudno sobie wyobrażać jakiekolwiek zaproszenie. Jeden gol i jedna asysta to słabiutkie liczby jak na skrzydłowego, a przecież przez ponad 1000 minut na boisku można zrobić więcej. Marchwiński? Od dawna cofa się w rozwoju, kiedy wchodził do ligi z przytupem. Brameczka w debiucie, potem zwycięski gol z Legią. Teraz wiadomo, że nie jest specjalnie groźny.

I jasne, rozumiemy, że młodzi piłkarze mogą mieć wahania formy, ale żeby trzech naraz jej nie miało? Coś tu nie gra. Tak naprawdę Żurawiowi w dużej mierze można przypisać tylko rozwój Jóźwiaka, który już wcześniej grał regularnie w Kolejorzu, ale to pod rządami tego trenera zaczął kręcić dobre liczby. Jak na taki potencjał klubu w tym aspekcie – trochę mało.

GRZECH PIĄTY – GDZIE SĄ LIDERZY?

– Brakuje mi w tej ekipie charyzmy. Dużo mówi się o Warcie Poznań, która wyprzedziła Lecha, a Warta, która nie ma równie dobrych piłkarzy jak Lech, gra z wielką charyzmą. Jest jednym zespołem i robi wynik. Lech w trudnych momentach nie ma charyzmatycznego piłkarza, który wziąłby na siebie ciężar i rozstrzygnąłby mecz. Nie widzę takich liderów. Sztab musi pracować nad tym, by mieć w swoich szeregach taką charyzmę i potem przełożyć to na drużynę – mówi Piotr Reiss.

No i znów, tak jak w przypadku młodych piłkarzy, tak w przypadku bardziej doświadczonych potencjalnych liderów, trudno wierzyć, by zmówili się na jeden termin, kiedy są w gorszej dyspozycji.

Parafrazując: Dani Ramirez to fajny Hiszpan, na gitarze gra, ale w piłkę już gorzej. Ostatni konkret zaliczył szóstego grudnia z Podbeskidziem. Od tamtego czasu ani gola, ani asysty w lidze. Kręci kółeczka w środku pola, z których niewiele wynika. Ekstrastats podaje, że stworzył swoim kolegom tylko trzy sytuacje. Więcej ma Sierpina, Getinger, Conrado czy Szwoch. Daleko im do gwiazd ligi, a Ramirez taką miał być.

Tiba? Wciąż przyzwoity, ale właśnie: już tylko przyzwoity. Do dawnego lidera środka pola jednak mu daleko, ostatnio spokojnie przykrył go środek Wisły Płock złożony z Rasaka, Lagatora i Lesniaka. To jednak wiele mówi.

Czerwiński? Patrząc całościowo, spodziewaliśmy się więcej i też pewnie można go było lepiej wykorzystywać. Ma u nas średnią not 4,73, w Zagłębiu grał na poziomie 5,37. Jest różnica.

To wszystko nie są źli piłkarze, na złość nikomu nie robią, chcieliby grać dobrze. Mamy wątpliwości, czy Żuraw rzeczywiście wyciąga z nich maksa.

Gdyby chodziło o jednego piłkarza bez formy – pewnie zrzucilibyśmy to na tego jednego piłkarza. Nie chce mu się, jest zdekoncentrowany, jego czas minął, umiejętności spadły, ma problemy w chacie, zapuścił się. Albo gra słabiej jeszcze z innych powodów. Ale tutaj mówimy o całej grupie piłkarzy, która spuściła z tonu. Nie jeden, nie dwóch. Jest ich więcej, bo do wyżej wymienionych można dorzucić na przykład kolejnych obrońców. To sugerowałoby, że problem leży gdzieś głębiej w treningach, organizacji gry, poziomie motywacji – czyli w tych aspektach, za które odpowiada trener wraz ze sztabem.

GRZECH SZÓSTY – SAMOUWIELBIENIE?

Kiedy dochodzi do zmian w sztabie szkoleniowym, rzadko mówi się o tym dużo, bo w postrzeganiu wielu osób najważniejszy jest pierwszy trener, natomiast nie do końca tak się sprawy mają. Czasem osoby z drugiego szeregu mają wiele do powiedzenia, są mocnymi fundamentami, na których stoi człowiek firmujący projekt swoją twarzą. Najwyraźniej tak było w Lechu.

Latem z klubu odszedł Dariusz Skrzypczak, a Karol Bartkowiak został bez wyjaśnień przesunięty do rezerw. Obaj mieli pozytywny wpływ na zespół, ale powiedzmy głównie o tym pierwszym. Miał świetny kontakt z zespołem, wprowadzał bardzo dobrą atmosferę, zostawał po treningach pracował z młodymi piłkarzami. W prywatnych rozmowach zachwalali go piłkarze – zarówno ci młodzi, jak i ci nieco bardziej doświadczeni. Polacy, ale i obcokrajowcy. Ciepło wypowiadał się o nim Moder – to jemu w dużej mierze miał zawdzięczać swój progres. Niestety „problemem” Skrzypczaka było to, że często nie zgadzał się z Żurawiem, co pierwszego szkoleniowca mocno irytowało. W efekcie strony się rozeszły.

Przygoda w Stali Mielec pokazała, że Skrzypczak być może nie nadaje się na jedynkę, właśnie tam zarzucano mu, że jest dla piłkarzy zbyt miękki, ale jako dwójka? Sprawdzał się wyśmienicie. To nie zostało w Lechu i przez Żurawia docenione.

Dzisiaj widać, że atmosfera w zespole nie jest najlepsza.

Dowodzi tego choćby sprawa koszulki Tiby, potem w dość kuriozalny sposób odkręcana przez klub. Wygląda więc na to, że Żuraw mocno chciał być w tej całej układance najważniejszy i pozbył się ludzi, którzy robili dobrą, na pierwszy rzut oka niezauważalną robotę. Teraz to wychodzi.

Skrzypczaka i Bartkowiaka zastąpili Góra i Dudka. Ten pierwszy pracował na zachodzie, miał okazję wsiąknąć w system pracy Red Bulla. I pewnie warsztatowo jest w stanie sporo zaoferować podczas zajęć. Natomiast podobne atuty leżały po stronie Skrzypczaka. Sęk w tym, że Skrzypczak miał jeszcze osobowość, która była niezwykle cenna dla zespołu w momentach trudnych. Wiecie, to taki człowiek, przy którym trudno nie być optymistą. Skoro Lech, jako klub, nie lubi metody bata, kar i suszarek po meczach, to do tej pozytywnej motywacji Skrzypczak pasował idealnie.

Zresztą nie jest tajemnicą, że Żuraw w szatni nie jest kimś, kto ciągnie zespół przemowami czy charyzmą. Już nawet kibice Kolejorza podchwycili szyderkę z powtarzających się haseł trenera po meczach w szatni czy na konferencjach. “To są zawsze trudne mecze”, “tu nie ma co gadać, tu trzeba śpiewać”. Jeśli sam trener nie potrafi wykreować atmosfery absolutnej mobilizacji, to być może potrzebował (i potrzebuje) do tego ludzi w sztabie. Skrzypczak kimś takim był. Ale już go nie ma – i to nie jest tak, że sam Skrzypczak chciał odejść. Co potwierdził też na naszych łamach.

ROZGRZESZENIE CZY POTĘPIENIE?

Zastanawialiśmy się, czy pisać o transferach, czy klub mógł zrobić więcej. Na przykład Rybak mówi: – Kalstroem to pewnie lepszy piłkarz od Muhara, ale w gruncie rzeczy podobny. Od przerywania. Nie rozumiem, dlaczego nie ściągnięto zawodnika podobnego do Kuby, który potrafi rozegrać, jest dobry w kreacji. Piłka się zmienia, piłkarz w środku pola nie może już tylko jeździć na tyłku. Potrzeba czegoś więcej.

Ale bądźmy uczciwi – Żuraw wciąż dysponuje lepszą kadrą niż ¾ ligi. Gdyby kręcił się wokół czwartego miejsca i brakowałoby mu błysku do podium, wówczas owszem: mielibyśmy prawo się wahać, zastanawiać, czy władze Lecha nie powinny zrobić więcej. Ale tak… Nie bardzo jest o czym gadać, skoro Żuraw nie wchodzi nawet na poziom pewnej przyzwoitości.

Czyli co, zwalniać? Rybak pointuje: – Ten zespół zapomniał jak grać, jest cieniem tego, co było jesienią – już nie mówię o końcówce, bo tam nałożyło się zmęczenie. Nie wiem, czy Żuraw wie, dlaczego tak się stało. Jest w trudnej sytuacji, ale mimo wszystko jednak coś dla Lecha zrobił. Przyszedł w trudnym momencie i zespół zaliczył progres. Powinien dostać szansę. Ale zobaczymy jak drużyna zareaguje w meczu ze Śląskiem, bo jeśli nie nastąpi żadna poprawa, sądzę, że dni trenera będą policzone. Piłkarze muszą pokazać, że na tym szkoleniowcu im zależy. To taki moment, że oprócz zdobycia punktów, trzeba za trenera dać z wątroby i dla niego wygrać mecz. Jeśli tego zabraknie, to będzie znaczyło, że chemia między Żurawiem a zawodnikami się skończyła. I wówczas bez takiej podstawy trudno cokolwiek budować.

Żuraw pracuje już długo jak na standardy Lecha, bo 689 dni, ale pamiętajmy, że trochę czasu kupiła mu pandemia. Teraz sam musi sobie ten czas kupować, chociaż do końca sezonu ma nie być tematu zmiany trenera, chyba że wydarzy się jakaś katastrofa.

Jednak patrząc na to wszystko można odnieść wrażenie, że czas przyszły jest już nieuzasadniony.

PAWEŁ PACZUL

Fot. FotoPyk

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
2
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
6
Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Komentarze

79 komentarzy

Loading...