Od dłuższego czasu kibice mogą uświadczyć obrazków, na których drużyny Premier League czy Championship klękają przed rozpoczęciem meczu. W konkretnym celu, jakim jest nagłośnienie jednego z największych problemów obecnego świata. Chodzi oczywiście o rasizm. Po śmierci George’a Floyda, czarnoskórego obywatela USA, i protestach na całym świecie gest piłkarzy na Wyspach miał służyć jako symbol równości. Widzimy jednak od dłuższego czasu, że on stracił na znaczeniu i mocy. Ba, mamy już pierwsze, poważniejsze wyłamanie.
Przypomnijmy: ta akcja trwa od czerwca. Dla niektórych to niby nic szczególnego, ot, klęknięcie na kilka sekund to żaden wysiłek. Ale z biegiem czasu ta powinność przeobraziła się w nużący obowiązek. Pojawiały się głosy, że to niepotrzebna szopka, w której piłkarze sami z siebie raczej nie braliby udziału. Poza tym trudno jest stwierdzić, że coś takiego zmienia świat na lepsze. Ale, co by nie mówić, zamysł był naprawdę zacny. Najwięksi sportowcy są dzisiaj niczym ikony, a może wręcz wielkie tabloidy, na które nanosi się wiele różnych treści. I tak jak od lat widzimy na ekranach telewizorów Messiego czy Ronaldo mówiących „No to racism”, tak akt klęknięć na boisku miał być swego rodzaju przedłużeniem tego hasła.
O ile należało to całe przedsięwzięcie uznać za jakiś krok naprzód w uświadamianiu ludziom, że piłkarze identyfikują się ze zbywaniem dyskryminacji rasowej, o tyle słowa temu przeciwne też warto wziąć pod uwagę. Jednym z argumentów przeciw, tym, który podniosło FC Brentford, jest daremność działań. Wiecie, klękamy, to się fajnie nagrywa, wychodzą ładne zdjęcia, ale czy na dłuższą metę przynosi efekty? No, niekoniecznie. Tak pomyślał klub z angielskiej Championship.
Piłkarze się wykruszają, Brentford stworzyło nowy szlak
– Podjęliśmy taką decyzję pod długich konsultacjach. Klękamy na murawie od czerwca, ale, jak wielu pojedynczych piłkarzy czy nawet całych klubów, przestaliśmy wierzyć, że to ma jakieś znaczenie. Wiemy natomiast, że swój czas i energię na promowanie walki z rasizmem można poświęcić w inny sposób – czytamy w klubowym komunikacie.
https://twitter.com/BrentfordFC/status/1360671476572160003
Oczywiście w dalszej części pisma Brentford wyraźnie zaznaczył, że nie ma zamiaru odpuszczać w odwiecznej szamotaninie z rasistami. Ale – wiadomo. Przekaz jest dość jasny. Jak na tacy mamy przykład sytuacji, w której naprawdę fajne działanie mogło przerodzić się w zwyczajną papkę PR-ową. To trochę taka sytuacja jak w życiu, kiedy wchodzi się do lasu po grzyby. Na początku zachwycamy się świeżutkim powietrzem, do wiadra wpada nam kilka prawdziwków. Ale za niedługo okazuje się, że im głębiej w las, tym grzybów (efektów) mniej. Pojawia się irytacja. Trzeba wtedy wracać do punktu wyjścia, nie iść w zaparte. Szukać innego miejsca i sposobu. Jeśli ludzie z Brentford takowe posiadają, cóż, byłoby całkiem miło, gdyby świat o nich usłyszał. Bądź co bądź, to wyłamanie można też pojmować negatywnie. Klubowi może się oberwać za wyjście przed szereg.
To jednak nie nowość, że sportowcy przestają dostrzegać w klękaniu płynące korzyści, choć, jak podpowiada logika, trudno taką wartość zmierzyć. Swoją deklarację na ten temat wygłosił już choćby Wilfried Zaha, twierdząc, że powtarzanie tego samego tydzień w tydzień stało się wręcz upokarzające. Piłkarz Crystal Palace może przesadził, ale coś w tym jest. Zastanówmy się: fakt, że regularnie widzimy kilkudziesięciu klękających chłopa, raczej nie sprawia, że jako ludzie o zdrowych rozsądkach zaczniemy wchodzić w głębokie rozważania. Co mamy już wiedzieć, już wiemy, często z innych źródeł. Ot, idea walki z rasizmem czasami wylewa się, gdziekolwiek tylko nie spojrzymy.
Ci zaś, których dopadło „zepsucie”, mogą pozostawać niewzruszeni. To dla nich pusty symbol, rzecz, który nie odciska absolutnie żadnego piętna. Można przełączyć ją jednym kliknięciem na pilocie.
Małe zwycięstwo rasistów?
Czy Brentford zrobił coś dobrego? Coś, co chodzi po głowach wielu klubom, ale nikt nie zdobył się jeszcze na taką odwagę, żeby uczynić podobnie? Cóż, pewne jest jedno. Wśród ogromu reakcji na opisywany tutaj komunikat da się zauważyć stwierdzenia, że takie posunięcie klubu jest zwycięstwem rasistów. Wiadomo – skoro ktoś wycofuje się z jakiegoś działania, które zostało stworzone w klarownym i szczytnym celu, może myśleć o porażce. Tyle że stroną przegraną nie powinno być tutaj Brentford, a prędzej angielska federacja piłkarska, która od ponad pół roku tkwi w tym samym świecie. Myśli, że ten iście romantyczny przekaz wystarczy, żeby poruszyć świat.
Ale trzeba iść przecież dalej. Szukać.
Nie ma co ukrywać, przydałyby się w tej kwestii nowe pomysły. Choćby na pokaz, byle na nowo przekonały tych, którzy zwątpili. Klękanie przed meczem miało swój znaczący wydźwięk, niosło silne przesłanie. Ale można odnieść wrażenie, że ktoś przespał moment, kiedy miły dla oka gest stał się jedynie czymś na miarę poprawienia getrów przed wyjściem z szatni. Jasne, śmiało mógłby zostać, skoro nic nikogo nie kosztuje, lecz jak najbardziej da się zrozumieć przekaz Brentford. Można być niemal pewnym, że w najbliższych tygodniach śladem „Pszczół” pójdą inni.
Czy takie wydarzenie jest małą porażką tych wszystkich ludzi, którzy walczą z rasizmem? Na to każdy sam musi sobie odpowiedzieć wedle własnego sumienia.
Fot. Newspix