Wiedz, że masz do czynienia z naprawdę dobrym fachowcem, jeśli drużyna zakorzeniona na drugim planie od lat wskakuje pod jego wodzą na deski najważniejszego spektaklu. Do tej pory był on zarezerwowany tylko dla jednego aktora, ale bardzo możliwe, że ów monopol na sławę może zostać przerwany. Dinamo Zagrzeb musi patrzeć pod nogi uważniej niż kiedykolwiek. W lidze chorwackiej pojawił się bowiem gracz, który – na to wygląda – jest w stanie wszelkie potknięcia dotychczasowego hegemona wykorzystać. To oczywiście NK Osijek Nenada Bjelicy.
Tego Bjelicy, który wynikami osiąganymi w Chorwacji wysyła szerokie uśmieszki do Lecha Poznań. Szkoleniowca, który z każdej drużyny wyciąga maksimum możliwości, co sam podkreślił w jednym z niedawnych wywiadów. – Nie mówi się zbyt wiele o moich poczynaniach przed przejściem do Dinama Zagrzeb. Wolfsberger zaprowadziłem z trzeciej ligi do czołówki austriackiej Bundesligi, a Austria Wiedeń doszła ze mną na poziom Ligi Mistrzów. W Poznaniu walczyłem z Lechem o mistrzostwo Polski. Trochę zabrakło w końcówce sezonu, ale różnica w grze była zauważalna. Na pewno nie pomógł fakt, że klub postanowił w pewnym momencie wyprzedać piłkarzy – opowiadał 49-latek w chorwackich mediach.
O perypetiach w lidze chorwackiej i trenerze Bjelicy rozmawialiśmy swego czasu z dziennikarzem z Chorwacji, Bernardem Jurišiciem: – Zwolnienie Bjelicy bardziej zaszkodziło Dinamu, niż pomogło. On ma świetne notowania w Chorwacji, wielu ekspertów i fanów Dinama było oburzonych decyzją podjętą podczas pierwszej fali pandemii koronawirusa. W mediach padło wówczas określenie, że to bóg zwolnił Nenada.
Od polskiego piekiełka, przez klasę A, po klasę B
W maju 2018 roku chorwacki szkoleniowiec opuścił Polskę jako człowiek przegrany. Odpadł z Pucharu Polski, nie zdołał wciągnąć Lecha wyżej niż na trzecie miejsce po słabej końcówce sezonu. Przypomnijmy: po rundzie zasadniczej „Kolejorz” był liderem, ale później, do momentu zwolnienia Bjelicy na dwie kolejki przed końcem, wygrał tylko jeden mecz. Była irytacja i ogromny zawód. Poznańscy kibice nie hamowali się ze strzelaniem do trenera, być może zabrakło też trochę cierpliwości ze strony klubu. 49-latek został odpalony w niecodziennych okolicznościach, ale, jak się okazało, zdołał wylądować na czterech łapach. Ba, z miejsca dostał prezent w postaci finału pucharu i ligi do rozegrania, z czego nie omieszkał skorzystać. Zgarnął dwa trofea, ot tak.
W kolejnym sezonie zrobił, co zrobić należało. Absolutnie zdeklasował rozgrywki ligowe z przewagą 25 punktów nad wiceliderem, został trenerem roku. Rok później podążył tym samym szlakiem, ale swojej pracy do końca już nie dociągnął. Mistrzostwo Dinama Zagrzeb było formalnością, dlatego klubowi łatwiej przyszło napisanie listu z pożegnaniem. Chodziło o pieniądze, Chorwat nie zgodził się na obniżkę wynagrodzenia w czasie pandemii. Znów zwolniony, znów po zrobieniu świetnej roboty. No, człowiek mógł się trochę zdenerwować. De facto zabrano mu następne trofeum do kolekcji, choć nawet bez niego Bjelica nie miał problemu, żeby zostać trenerem roku po raz drugi z rzędu.
-
sezon 2018/2019: 92 punkty
-
sezon 2019/2020: 65 (10 kolejek do końca w chwili zwolnienia)
I co dalej? Bjelica zdecydował się na krok w tył, którego na pewno robić nie musiał. Wiecie, jeśli dwukrotnie zdobywasz mistrza danego kraju, a później obejmujesz klub, którego liczba sukcesów zaczyna się i kończy na jednym trofeum z XX wieku – na pewno się w pewien sposób wyróżniasz. Już sama decyzja mogła lekko szokować, a co dopiero szerszy ogląd na sprawę. Jasne, Osijek to dla Bjelicy strony rodzinne, działa tutaj motyw przywiązania do regionu, być może dochodzi aspekt większej determinacji. Autorski projekt i… chęć utarcia nosa koleżkom z Zagrzebia. Ale nikt nie mógł się spodziewać, że jego nowa paka zacznie realnie zagrażać hegemonowi ligi chorwackiej.
–W ślad za dawnym szkoleniowcem Dinama podążyło mnóstwo ludzi, znacznie wzmacniając struktury Osijek. Ponadto mentalność Nenada sprawia, że już teraz widoczna jest zmiana w funkcjonowaniu całego klubu. Oni nigdy nie wygrali mistrzostwa, ale teraz zaczęli tego pragnąć. Tym bardziej, że trener chce zagrać byłym pracodawcom na nosie. W Osijeku są mocni dzięki mocy samego trenera – mówił nam chorwacki dziennikarz.
Na horyzoncie klaruje się rzecz historyczna
Zemsta na Zagrzebiu? Nie, to chyba za dużo powiedziane. Raczej udowodnienie całej Chorwacji, że nawet z ekipy, która nigdy nie osiągnęła pozycji wicelidera, można skroić machinę na miarę walki o cel najwyższy. To o tyle znaczące, że historia NK Osijek nie powala. W ciągu kilkunastu lat obecności na najwyższym szczeblu w klubie przyzwyczajono się do wyników pokroju 4-8 miejsca w tabeli, nigdy bezpośredniej walki z Dinamem. Tym Dinamem, które w minionej dekadzie tylko raz wypuściło z rąk mistrzostwo kraju. Wtedy o dwa punkty lepsza okazała się HNK Rijeka. Klasyczny wypadek przy pracy.
-
NK Osijek bije w tym sezonie rekordy: pięć wygranych z rzędu i dziewięć kolejnych zwycięstw w roli gospodarza
-
bilans ostatnich pięciu spotkań: 10:0; najmniej straconych goli w lidze, prawie 500 minut z czystym kontem
-
na tym etapie sezonu (20 kolejek) Osijek miał w ostatnich latach: 34, 37, 36, 38 i 18 punktów, teraz ma 45
Czy mamy do czynienia z podobnym schematem, jak w sezonie 2016/17 i Rijeką? Całkiem możliwe. Tym bardziej, że trener Bjelica zdaje się traktować dotychczasowe dokonania swojej ekipy z dużym dystansem. Słowem: doskonale wie, z czym to wszystko się je. W chorwackich mediach zapewnia, że Osijek potrafi udźwignąć presję. – W drużynie mamy wielu zawodników, którzy od lat tworzą część tego zespołu. Nasz sposób na sukces to jedność, znam to miejsce, utożsamiam się z nim. Walczymy o tytuł. Nie skupiam się na statystykach, po prostu chcę wygrywać każdy następny mecz. Przed nami arcyważne starcie z Dynamem.
NK OSIJEK WYGRA NA STADIONIE DINAMA ZAGRZEB? KURS 4.31 W EWINNER?
Właśnie, w najbliższą sobotę odbędzie się najprawdopodobniej najważniejsze spotkanie tego sezonu w lidze chorwackiej. Oba kluby mają po 45 punktów, gra toczy się nie tylko o bufor punktowy, ale również psychologiczny. Osijek już jesienią zdołał wygrać z Zagrzebiem na własnym stadionie, dlatego o żadnym strachu nie ma mowy. Co warto jeszcze zaznaczyć, naprawdę dobrze pod batutą Bjelicy radzi sobie Damjan Bohar. 12 spotkań, cztery gole, dwie asysty. Co tu dużo mówić, obaj jegomoście raczej nie mogą żałować przejścia z polskich ziem na chorwackie. Jeśli nic się nie wykolei, złoty lub srebrny medal będzie na wyciągnięcie ręki. To byłoby coś, co mogłoby ponieść samego Bjelicę aż na stołek selekcjonera reprezentacji Chorwacji.
Fot. Newspix.pl