Reklama

Klucz do utrzymania jest znany, ale nie każdy potrafi go użyć

redakcja

Autor:redakcja

07 lutego 2021, 10:51 • 5 min czytania 10 komentarzy

Klucz do utrzymania w lidze beniaminka jest jasny. Jedna droga jest… droga. To po prostu grube zainwestowanie w nowych piłkarzy, by wyrównać różnice budżetowe i sportowe, które narastały pomiędzy Ekstraklasą a beniaminkiem przez lata gry tego ostatniego w I lidze. Druga droga? Cóż, można jej nadać przydomek „droga przez mękę”, bo opiera się przede wszystkim na poświęceniach i ofiarach, dokonywanych w imię pragmatyzmu.

Klucz do utrzymania jest znany, ale nie każdy potrafi go użyć

Co do tej pierwszej ścieżki – wątpliwości nie pozostawiał Michał Świerczewski z Rakowa Częstochowa. Ze wszystkich beniaminków ostatnich lat, to po częstochowianach było widać najlepiej, po pierwsze, świadomość, że bez inwestowania utrzymanie jest misją niemal niemożliwą, a po drugie możliwości finansowe, które pozwoliły im inwestować. – Wydajemy znacznie więcej niż mamy w przychodach i taki jest plan na ten sezon. Również na kolejny, a dopiero od sezonu 2021/22 zamierzamy zrównoważyć budżet i de facto zarabiać. To celowe działanie, wpisujące się w strategię i nie tak duże ryzyko, jakie podejmowano w Legii – powiedział w rozmowie z Przeglądem Sportowym sam Michał Świerczewski.

Jak wiadomo, nie każdy szef beniaminka ma jednocześnie jedną z największych w regionie firm ze sprzętem komputerowym. Dlatego też nie każdy szef beniaminka jest w stanie dorzucić na grubo do interesu, byle utrzymać się w rozgrywkach. Zostaje droga pragmatyzmu, którą od początku kroczy Warta Poznań, a na którą ostatnio zamierza wskoczyć też Podbeskidzie Bielsko-Biała.

Klucze do bram ulokowanych na tej ścieżce? Dostrzegamy trzy najważniejsze.

PO PIERWSZE – BEZ URA BURA!

Najważniejszy moment w ekstraklasowej egzystencji beniaminka? Uświadomienie sobie, że efektowny remis waży mniej niż wymęczone, brzydkie, a może nawet i nieco przypadkowe zwycięstwo. Podbeskidzie w pierwszych trzech meczach ligi strzeliło sześć goli, zabierając nas w takie fajne podróże jak 2:2 z Jagiellonią Białystok czy 2:4 z Górnikiem Zabrze na inaugurację.

Reklama

Problem polega na tym, że przy wzniesieniu się na szczyty swoich ofensywnych możliwości, „Górale” uciułali całe dwa punkty. Dla porównania – Warta Poznań, inny z beniaminków, swojego szóstego gola strzeliła w dziewiątej kolejce. Ale był to gol na wagę trzeciego zwycięstwa w lidze, a poznaniacy mieli jeszcze po drodze bezbramkowy remis.

„Górale” o tym, że nie ma sensu iść na aferę do przodu przekonali się dość szybko, natomiast Krzysztof Brede nie do końca potrafił zrealizować swoje obietnice dotyczące zwiększenia pragmatyzmu i ograniczenia radosnej twórczości, zwłaszcza swoich defensorów. Najwięcej do myślenia dał jedyny mecz ubiegłej rundy, którego nie zdążył poprowadzić. Po zwolnieniu trenera, który wprowadził Podbeskidzie do Ekstraklasy, nowy szkoleniowiec na zamknięcie rundy postawił na taktykę 5-4-1. Z wahadłowymi, którzy pełnili przede wszystkim rolę bocznych obrońców, z trzema stoperami i jeszcze dwoma defensywnymi pomocnikami. Po czterdziestu minutach gry było 0:3. Skończyło się 1:4. Wiedzieć – to jedno. Móc – to drugie.

PO DRUGIE – NIEZBĘDNE WZMOCNIENIA DEFENSYWY

Nie będziemy kłamać – na naszych twarzach zagościł szeroki uśmiech, gdy najbardziej chwiejną defensywę ligi jako pierwszy, jeszcze przed nowym rokiem, wzmocnił jeden z najbardziej chwiejnych defensorów ligi. Ale Podbeskidzie na Rafale Janickim się nie zatrzymało. A trzeba przecież pamiętać, że już wcześniej udało się ściągnąć Michała Peskovicia. Kluczowy był tutaj zresztą proces, bo i Milan Rundić był ściągany latem jako antidotum na defensywne niedoróbki w drużynie.

Najlepiej przedstawić to po prostu na dwóch składach.

Podbeskidzie rozgrywki na zapleczu Ekstraklasy zamknęło piątką defensywną, w której przed Polackiem grali Jaroch, Komor, Osyra i Gach. Z Legią bronił Pesković, a przed nim znaleźli się Modelski, Rundić, Janicki i Mamić. Poza Modelskim – wszyscy wzmocnili „Górali” w ostatnim półroczu. Rundić latem, Pesković jesienią, pozostali zimą. Pewnie trzeba było te wzmocnienia zrobić latem. Ale każdy beniaminek najwyraźniej jest „mądry po szkodzie”. ŁKS nie nauczył się na błędach Zagłębia Sosnowiec. Podbeskidzie nie nauczyło się na błędach ŁKS-u.

PO TRZECIE – STAŁE FRAGMENTY

Okej, czyli pragmatyzm, defensywka, murowanie bramki, wybijanie piłki zamiast jakichś ofensywnych wygibasów. Ale nawet doskonale zorganizowana defensywa, świetny bramkarz i wybicie poprawnie wszystkich piłek z własnego pola karnego, to co najwyżej bezbramkowy remis. Wypadałoby też coś czasem strzelać. I tu dochodzimy do stałych fragmentów gry. Podbeskidzie Legię pokonało po bramce zdobytej tuż po rzucie rożnym. Trochę przypadkowy był to gol, no ale jednak – po rożnym.

Reklama

To była już siódma bramka „Górali” zdobyta po stałym fragmencie w tym sezonie, więc posiłkując się wyliczeniami Ekstrastats oraz własną wiedzą matematyczną możemy z pełną odpowiedzialnością stwierdzić – to połowa ich wszystkich goli. Czyli co drugi strzelają po zagraniu ze stojącej piłki. Biorąc pod uwagę wywiady Roberta Kasperczyka – możemy się spodziewać, że ten stosunek goli z gry do SFG będzie się utrzymywał na tym poziomie już do końca ligi.

 ***

Pamiętajmy jednak, że to wszystko jeszcze nie gwarantuje sukcesu.

Taki ŁKS w przerwie zimowej rok temu ściągnął Macieja Dąbrowskiego, Carlosa Morosa Gracię oraz Tadeja Vidmajera, wymieniając de facto 3/4 obrony. Pierwszy to doświadczony ligowiec, który wydawał się na papierze lepszym transferem, niż dzisiaj Rafał Janicki. Drugi to jeden z najlepszych obrońców ligi szwedzkiej w 2019 roku. Trzeci w sezonie, w którym spadł z ŁKS-em, został też mistrzem Słowenii – jesień spędził bowiem w pierwszym składzie drużyny Celje, która na koniec sezonu zajęła 1. miejsce. ŁKS też pracował nad stałymi fragmentami, też zaczął grać pragmatyczniej. I co? Zleciał z hukiem, jakiego nie słyszeli nawet w Sosnowcu, który do tej pory był wzorcem odbicia się od Ekstraklasy.

Natomiast Podbeskidzie ma jedną rzecz, której nie miał ŁKS, nie miała Miedź Legnica, Zagłębie Sosnowiec czy Sandecja Nowy Sącz. Podbeskidzie ma ligę trwającą trzydzieści kolejek, w której uczestniczy aż trzech beniaminków, a na koniec rozgrywek spada tylko jeden zespół. Wystarczy nie być najsłabszym. Podbeskidzie już wie, jak to zrobić, pytanie czy posiada skład, który będzie potrafił to zrobić.

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
2
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Ekstraklasa

Komentarze

10 komentarzy

Loading...