Reklama

Lechia nie ogrywa beniaminka? Nowe, nie znaliśmy

redakcja

Autor:redakcja

05 lutego 2021, 20:44 • 3 min czytania 18 komentarzy

Lechia Gdańsk w zakończonej kilka dni temu rundzie jesiennej zdobyła 19 punktów. Tylko. Dlatego aż strach pomyśleć, jak wyglądałby bilans ekipy Piotra Stokowca, gdyby do Ekstraklasy awansowały nieco mocniejsze drużyny. Niemal połowa ze wspomnianych oczek to właśnie efekt tego, że Lechia potrafiła klepać nowicjuszy. Raz szczęśliwie (wygrana po jednym jedynym celnym strzale z Wartą), dwa razy wysoko i całkiem efektownie (po cztery gole wbite Stali i Podbeskidziu), ale chociaż ten bilans się w Gdańsku zgadzał. No ale jak nie idzie, to nie idzie – powoli zgadzać się przestaje, bowiem dziś gdańszczanie zgubili dwa punkty w rewanżu z Wartą na własnym terenie. 

Lechia nie ogrywa beniaminka? Nowe, nie znaliśmy

Tym samym o miano największych pogromców beniaminków powalczą Raków Częstochowa i Górnik Zabrze (jedyne drużyny, które jeszcze nie oddały im punktów), a Lechia ma problem. Coraz bardziej widoczny. Momentami bijący po oczach.

Czy można wygrać mecz w Ekstraklasie, gdy niemal całość twoich ofensywnych poczynań sprowadza się do tego, że:

a) bardzo aktywny w polu karnym jest stoper,
b) niezłe wrzutki ze stałych fragmentów gry ma lewy obrońca,
c) najwięcej strzałów oddaje defensywny pomocnik, który już w trzecim sezonie regularnej gry nie potrafi strzelać gola?

W teorii – oczywiście, że można. Wystarczy, że coś wypali i będziesz dobrze bronił. Albo któremuś z nich przydarzy się tzw. dzień konia, a rywal w ofensywie będzie mizerny. No ale praktyka w przypadku Lechii wyglądała dziś trochę inaczej. Wrzutka Pietrzaka i główka Nalepy dały jej jedną bramkę, ale to było za mało. W innej sytuacji strzał stopera sprzed linii bramkowej wybił Trałka, raz Lis nie miał problemu z wyłapaniem jego woleja, a gdy środkowy obrońca uznał, że spróbuje dograć, spóźnił się Gajos. Strzały Makowskiego – tak gwoli ścisłości – kończyły się tak, jak kończą się zazwyczaj, tylko po jednym piłkę pod nogi odbił bramkarz.

Reklama

Ale nie mamy zamiaru mocniej krytykować wyżej wymienionych. Wspominamy o tym dlatego, że taki obraz gry ofensywnej Lechii jest wstydem dla jego napastników, skrzydłowych i pomocników tej drużyny. Dla Paixao. Dla Saiefa. Dla Haydary’ego. Dla Gajosa. Dla Kubickiego też, bo przecież potrafi więcej niż Makowski. No i dla całej trójki rezerwowych (Conrado, Arak, Ceesay), która łącznie przeprowadziła półtorej akcji.

Wstyd.

Warta w pierwszej połowie była bezradna, oddała jeden strzał. Pierwsza celna próba w jej wykonaniu to 59. minuta i uderzenie Grzesika z dalszej odległości. Ale beniaminek wyczuł, że wystarczy trochę skonkretyzować działania i faworyt może mieć pełne portki. Chwilę później po rogu przestrzelił Trałka. Potem w ostatniej chwili zablokowano Kuzimskiego. Aż w końcu poszła niewinna wrzutka, napastnik gości wygrał walkę o pozycję i korzystając z tego, że Kuciak poszedł na aerobik, wyłożył piłkę na pustaka Rybickiemu.

Izi.

I Lechia przy remisie niby cisnęła, ale – jak już wspomnieliśmy – bardziej za sprawą tych, którzy powinni bronić dostępu do bramki i nic z tego nie wyszło. Trzeba docenić Wartę, bo zdobyła kolejny cenny punkt, łatając wszystkie dziury sposobem. Ale jeszcze bardziej trzeba podkreślić, że w jakiś dziwny zaułek zabrnął projekt pod tytułem „Lechia Gdańsk”. Kuciak popełnia błędy. Kubicki nie rozgrywa. Flavio nie strzela. A inni – z Saiefem na czele – nie kwapią się, by przejąć od nich rolę liderów. Smutne obrazki, bo to jednak w ostatnich latach była w naszej lidze jakaś wartość.

Reklama

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Trela: Napastnicy drugiego wyboru. Kto w Ekstraklasie ma w ataku kłopoty bogactwa?

Michał Trela
1
Trela: Napastnicy drugiego wyboru. Kto w Ekstraklasie ma w ataku kłopoty bogactwa?

Komentarze

18 komentarzy

Loading...