Dobrzy selekcjonerzy nie zawsze rodzą się z wielkich sukcesów trenerskich. To teza, z którą polecamy oswoić się kibicom z marszu strzelającym do Paulo Sousy. Jasne, kariera Portugalczyka do rewelacyjnych nie należy, ot, mamy do czynienia ze szkoleniowcem, który jednym butem potrafił namalować sukces, by za chwilę drugim zostawić ślad porażki. Mówimy również o człowieku bez doświadczenia w prowadzeniu reprezentacji i z niezbyt okazałą gablotą. Jeśli ktoś próbuje tutaj znaleźć jakieś poważne “ale” – śmiało, są ku temu argumenty. Pamiętajmy jednak, że według podobnego klucza można podać w wątpliwość pozycję niejednego, dobrego selekcjonera.
Jako ludzie lubimy czasami pobujać w obłokach. Sęk w tym, że rzeczywistość najczęściej bywa zgoła inna od naszych wyobrażeń. Przenosząc to na realia piłkarskie – okej, poprawy jakości w grze polskiego zespołu musimy od nowego selekcjonera wymagać. Nie ma zmiłuj, to obowiązek. Nie idźmy jednak w retorykę, która mówi, że Sousa jest złym wyborem, bo jego trenerskie CV nie powala na kolana. Albo że, nie licząc okresu asystentury w reprezentacji Portugalii, trzeba się tej kadencji obawiać, bo praca w realiach kadrowych jest dla 50-latka czarną magią.
To zupełnie niepotrzebna deprecjacja.
Dzisiaj naprawdę łatwo zapomnieć, że uznani fachowcy pokroju Joachima Loewa swego czasu wcale nie byli tak gorącymi kąskami na rynku jak obecnie Allegri, Sarri czy Tuchel. Żeby to dobrze wytłumaczyć, trzeba spojrzeć na zestawienie najlepszych kadr narodowych na świecie (TOP 25) i postacie za ich sterem. Co widzimy? Posadę selekcjonera dość często otrzymują ludzie bez wybitnych życiorysów. Istnieją oczywiście wyjątki, takie jak Luis Enrique i jego osiągnięcia w Barcelonie, ale pewien wzór da się zauważyć gołym okiem. Słowem: tę największą moc wielu nazwisk buduje dopiera reprezentacja, nie klub. On oczywiście może służyć za trampolinę, potwierdza wartość warsztatu i weryfikuje, choć nie zawsze.
Jak to wygląda u naszych sąsiadów z rankingu FIFA o podobnej klasie, co reprezentacja Polski? Cóż, jest kilka przykładów, że można robić w kadrze dobrą robotę nawet mimo faktu bycia selekcjonerem-debiutantem bez nadzwyczajnej kariery trenerskiej.
Andrij Szewczenko
Wielki piłkarz, kawał historii. Tylko że Andrij Szewczenko przed objęciem reprezentacji Ukrainy za wiele w zawodzie się nie napracował. Miał dosłownie zerowe doświadczenie, kiedy w 2016 roku pojawił się w sztabie szkoleniowym w roli asystenta. Nie minęło wiele czasu, nim został mianowany na głównego showmana, co wcale nie było takie oczywiste. To był proces swego rodzaju naturalizacji, wiecie, ukraińska federacja postawiła wszystko na jedną kartę. Z ikony tamtejszego futbolu chciała uczynić kogoś, kto poprowadzi reprezentację do sukcesów.
Efekt?
Dzisiaj Ukraińcy są w stanie pokonywać Hiszpanów czy Portugalczyków. Jadą na EURO 2020 po wygraniu swojej grupy eliminacyjnej, potrafią grać widowiskowo. Oczywiście po drodze zdarzały się porażki, takie jak niedawny blamaż z Francją (1:7) czy porażka ze Szwajcarią (0:3), ale ogółem na Szewczenkę w żadnym razie nie można narzekać. Patrząc na styl i wyniki, ten żółtodziób naprawdę daje radę.
- Średnia punktów w eliminacjach do EURO 2020: 2,50
- Eliminacje do MŚ 2018: 1,70
– Federacja idzie mu na rękę. Szewczenko wziął do sztabu Mauro Tasottiego, byłego gracza Romy i Milanu. Andreę Maldera, analityka Milanu i Pedro Reguero z reprezentacji Hiszpanii mającym w CV Atletico i Real Madryt. Dużo osób zarzuca mu wydawanie dużej kasy na asystentów i to nie Ukraińców. Naturalizacja, brak doświadczenia. Niektórzy snują domysły, że to asystenci prowadzą reprezentację. Ja się z tym nie zgodzę. Każdy gracz podkreśla, że to wielki profesjonalista, tytan pracy i że to dzięki niemu piłkarze grają tak dobrze.
Mamy też jednego snajpera, który kiedyś może wskoczyć w buty Szewczenki, prawda?
Opinia publiczna bardzo go ceni. Szewczenko dobrze pracuje z młodymi w kadrze, ale potrafi też być ostrym i stanowczym. Sprawdza wielu graczy i gdy któryś mu podpadnie, zamyka mu drzwi na dalsze granie. Jeden z jesiennych debiutantów, Konoplia, powiedział ostatnio, że Szewczenko przez całe zgrupowanie zamienił z nim jedno zdanie i pytał, czy uczono go dośrodkowywać. Chciał zaprosić obrońcę na dodatkowy trening, ale Konoplia nie miał zamiaru przyjść, bo wydawało mu się to dziwne – mówi nam jeden z ekspertów od futbolu na Ukrainie.
Warto przypomnieć, że Szewczence zabrakło tylko trzech punktów do osiągnięcia baraży w eliminacjach na mundial w Rosji. Wtedy Ukraina miała silne zestawienie rywali: Chorwację, Turcję i Islandię, więc trudno było o pretensje względem braku awansu. Kibice musieli obejść się ze smakiem, choć nawet mimo tego mogli spoglądać w przyszłość z dużą nadzieją. Jak się okazało, kompletny świeżak w zawodzie dał się poznać jako całkiem dobry fachowiec.
Gregg Berhalter
– W USA polowano na duże nazwisko, ale ostatecznie się nie udało. Zwrócono się właśnie do Gregga Berhaltera, ale też trzeba dodać, że z amerykańskiego rynku to właśnie on był faworytem do objęcia tego stanowiska. Czasami przewijają się jakieś opinie, że taki trener nie wyciągnie maksymalnego potencjału z takiej paki, jaką teraz mają “Jankesi”, ale na razie nie można za bardzo nic mu zarzucić. On sam jest bardzo zaangażowany w przekonywanie młodych piłkarzy z podwójnym obywatelstwem do gry dla USA. Na ten moment kadencja zdecydowanie na plus – twierdzi Katarzyna Przepiórka, ekspertka od MLS.
- Średnia punktów z meczów Berhaltera w roli selekcjonera: 2,05
Mamy do czynienia z trenerem, który przez dwa sezony prowadził szwedzkie Hammarby IF. Później wrócił do Stanów Zjednoczonych, żeby przez kilka dobrych lat pracować w Columbus Crew. No, nie brzmi to światowo. Całokształt tejże przygody trenerskiej jakiegoś wielkiego wrażenia nie robi , ot, największym sukcesem Berhaltera jest osiągniecie finału MLS Cup w 2015 roku. Na tamte czasy to był wyczyn, bo udało się tego dokonać ze składem piłkarzy dalekim od ideału. Znów jednak możemy powiedzieć, że czegoś w tym CV brakuje. Taki Jesse Marsch, szkoleniowiec Salzburga, bije swojego rodaka w tym kontekście na głowę. Ale skoro w USA są z dotychczasowych poczynań Berhaltera zadowoleni, nie ma co narzekać.
Ryan Giggs
Nieodzownymi sąsiadami Polaków w rankingu FIFA są Walia, Szwecja i Szwajcaria. To ekipy, tak jak Ukraina, które pod kątem kadrowego potencjału stoją na podobnym lub nawet niższym poziomie niż nasza reprezentacja. Każdą z tych kadr prowadzi trener o zupełnie innym bagażu doświadczeń, ale w przypadku jednego z nich mówimy o jego całkowitym braku. Jasne, swego czasu Ryan Giggs pełnił rolę asystenta w Manchesterze United, ale, nie łudźmy się, to nie to samo. Poza marginalnym epizodem w 2014 roku 47-latek smaku prowadzenia klubu po prostu nie zaznał.
- Średnia punktów w eliminacjach do EURO 2020: 1,75 (drugie miejsce w grupie za Chorwacją)
Czy przeszkodziło mu to w osiąganiu sukcesów z drużyną narodową? Nie. Odkąd Giggs jest selekcjonerem, Walia miała na swojej drodze jedno poważne wyzwanie, jakim był bezpośredni awans na najbliższe EURO. Wyzwanie, któremu udało się podołać, choć trudnych rywali do pokonania nie brakowało. Węgry czy Słowacja to, bądź co bądź, niezła, średnia półka europejska, z którą Walia dość sprawnie się uporała. Co pewne – nikt o zwolnieniu legendarnego Walijczyka nie myśli. Kluczowa weryfikacja nastąpi w czerwcu, ale na ten moment Giggs przejawia potencjał na solidnego selekcjonera.
Janne Andersson
Co można powiedzieć o Janne Anderssonie, selekcjonerze reprezentacji Szwecji? Cóż, jego gablota zaczyna i kończy się na zdobyciu mistrzostwa z IFK Norrköping w 2015 roku. Andersson spędził tam pięć pełnych sezonów: raz wygrał ligę, raz zajął trzecie i piąte miejsce. Beniaminka z 2010 roku 58-latek wprowadził na szczyt, ale czy można było wówczas powiedzieć, że na tle Europy to przedstawiciel śmietanki trenerskiej? Raczej nie. No, co najwyżej bardzo ceniony specjalista na rynku szwedzkim. Mimo to Andersson został powołany na funkcję selekcjonera i, jak się później okazało, była to decyzja jak najbardziej słuszna.
- Średnia punktów w eliminacjach do EURO 2020: 2,10
- Eliminacje do MŚ 2018: 1,90
1/4 finału na mundialu w Rosji, zwycięstwa z Francją, napsucie krwi Hiszpanom czy wyrzucenie Holandii z turnieju w Rosji, nim w ogóle się zaczął – to wszystko mówi samo za siebie. A najlepsze może być dopiero przed Anderssonem, bo Szwecja będzie przecież naszym grupowym rywalem na nadchodzącym EURO.
Vladimir Petković
Cel, jakim jest awans na EURO, wypełnił również selekcjoner Szwajcarii, ale oczywiście nie to jest jego największym osiągnięciem. To bułka z masłem. Pamiętamy doskonale, że właśnie Vladimir Petković poprowadził Szwajcarów do 1/8 finału turnieju we Francji i pamiętnych rzutów karnych z Polakami, by dwa lata później zajść równie daleko na mundialu w Rosji. Wtedy Szwajcarzy m.in. urwali punkty Brazylii i pokonali Serbów. Nie ma co się czarować, mówimy o najwyższej półce w tej działce. Selekcjonerze, którego chciałaby zapewne połowa reprezentacji z topu.
- Średnia punktów w eliminacjach do EURO 2020: 2,13
- Eliminacje do MŚ 2018: 2,70
- Eliminacje do EURO 2016: 2,10
Trampoliną do kadry był dla Petkovicia okres spędzony w Lazio. W 2013 roku udało mu się wygrać Puchar Włoch i dojść do 1/4 finału w Lidze Europejskiej. Wcześniej robił dobrą robotę z BSC Young Boys, trzy razy kończąc sezon na podium. Patrząc jednak na całokształt trenerskich dokonań przed zdobyciem pracy selekcjonera, Paulo Sousa do osiągnięć Petkovicia wcale tak daleko nie ma. Portugalczyk zdobył przecież trofea krajowe w Izraelu i Szwajcarii, o 1/8 finału Ligi Mistrzów z FC Basel czy dobrym okresie w Videotonie i Fiorentinie nie wspominając.
Kto wie, może w nowych realiach Sousa odnajdzie się tak samo dobrze jak jego starszy kolega po fachu. Paulo Sousa niewątpliwie jest pewną zagadką, ale to już norma w skali ogólnej. Przykładów można by jeszcze mnożyć, bo z podobnym statusem do reprezentacji wchodzili przecież Franco Foda (Austria) czy Aliou Cissé (Senegal). Trenerzy, których na szczycie listy życzeń raczej się nie wymienia, skoro ich doświadczenie i liczba zdobytych trofeów bledną na tle zasług bardziej renomowanych nazwisk.
Co nas powinno cieszyć? Najbliżej trenerskiego CV Sousy leży w tym wypadku Petković. A Szwajcarzy pod jego wodzą wyglądają co najmniej przyzwoicie.
Fot. Newspix.pl, 400mm.pl