
weszlo.com / Blogi i felietony

Opublikowane 06.01.2021 10:46 przez
Jakub Olkiewicz
27-letni Jakub Bąk, do tej pory piłkarz II-ligowej Garbarni Kraków, podpisał kontrakt z występującą w klasie okręgowej Wieczystą Kraków. Jak zwykle przez Internet przetoczyła się fala tradycyjnego oburzenia, choć – co obserwuję z niekłamanym zadowoleniem – o zupełnie innej skali, niż działo się to choćby w przypadku Radosława Majewskiego.
A obserwuję to z zadowoleniem, bo moim zdaniem to nie tylko dobry krok dla piłkarza-człowieka, ale też mimo wszystko ruch w pozytywnym kierunku, jeśli chodzi globalnie o polski futbol.
Zacznijmy od samego Bąka, który ma za sobą jeden całkiem udany sezon w Ekstraklasie (34 występy w Pogoni Szczecin w sezonie 2013/14) oraz kilkadziesiąt niezłych występów na zapleczu Ekstraklasy. Dołożył sporą cegiełkę do utrzymania Bytovii Bytów, napsuł trochę krwi rywalom jako zawodnik Puszczy Niepołomice, jeszcze przed Pogonią miał fajny okres w GKS-ie Tychy. Jeśli wierzyć komentarzom ludzi śledzących mecze Garbarni, w tym sezonie też się wyróżniał, choć już na poziomie II a nie I ligi. Cztery gole, asysta, tragedii nie ma jak na 17 meczów w ekipie środka tabeli.
Czy mógł powalczyć z Garbarnią o powrót na zaplecze Ekstraklasy? Zdaje się, że tak. Klub traci 4 punkty do miejsc barażowych i nie wydaje się niczym nieosiągalnym odrobienie tej straty wiosną. Brązowi wygrali 4 ostatnie mecze przed przerwą, a Skra Częstochowa czy Stal Rzeszów złapały chyba lekką zadyszkę. Poza tym – to druga liga. Doczłapać się do baraży może właściwie każdy, kto trafi z formą na 3-4 tygodnie grania. A w 90 minut obu barażowych starć nawet underdog może ukłuć faworyta.
Nawet jeśli Bąk nie poprowadziłby do I ligi samej Garbarni, to przecież spokojnie mógł sobie wyszarpać angaż – czy to w którymś z trzech przyszłorocznych beniaminków zaplecza Ekstraklasy, czy w którymś z zespołów, które próbują po prostu „ekonomicznie” się utrzymać w tej klasie rozgrywkowej. A nawet gdyby pozostał w tej II lidze… To słabo? Przecież to nadal poziom centralny, nadal miejsce w TOP 50 polskich klubów, jakkolwiek to brzmi.
Czyli co – brak ambicji?
No właśnie nie. Znakomicie ujął to mój redakcyjny kolega, Kuba Białek, który napisał, że może ambicją Jakuba Bąka nie jest 10. miejsce w II lidze, ale założenie własnej firmy? Zarobienie na restaurację, jakkolwiek karkołomne to się wydaje w czasach zarazy? Pomijam już aspekty czysto piłkarskie, że być może za kilka lat Garbarnia minie się z Wieczystą w II czy III lidze. Pomijam aspekty ambicjonalne, że może woli być częścią budowy jakiegoś większego projektu, a takim bez wątpienia wydaje się dzisiaj Wieczysta. Zakładam, że chodziło wyłącznie o pieniądze. Ciężkie, twarde, nie wiem, jakie tam jeszcze epitety mogłyby być odpowiednie, by zohydzić – potwornie duże pieniądze.
Czy to oznacza brak ambicji? Czy może odwrotnie, pokazuje, że Bąk ma ambicję, by w wieku 35 lat nie zaczynać wszystkiego od nowa?
Szczerze imponują mi tacy zawodnicy. Oczywiście, idolami zawsze pozostaną dla mnie goście jak Maksymilian Rozwandowicz, który z ŁKS-em przeszedł od III ligi do Ekstraklasy, a wczoraj przedłużył kontrakt do 2024 roku. Ale szacunek i podziw mam również dla Bąków czy Tymińskich tego świata. Pamiętacie jeszcze Łukasza Tymińskiego? Ostatnio namierzył go Paweł Paczul. Okazało się, że gość sporo przed trzydziestką, właściwie świeżo po spadku z Ekstraklasy, stwierdził, że w sumie to założy sobie firmę transportową. Po co ma się bujać po Polsce, w piłce nie czeka go już reprezentacja, raczej nie miałby szans na mistrzostwa czy puchary. Prędzej musiałby się procesować o każdą złotówkę z jakąś kreatywną księgowością na granicy I i II ligi.
Teraz jest sam sobie szefem, rozwija firmę, pewnie wyciąga z tego porównywalne pieniądze, co z piłki na poziomie nie-ekstraklasowym, a za pięć lat, gdy jego piłkarscy rówieśnicy będą się zastanawiać, co dalej, on będzie już doświadczonym przedsiębiorcą. Podobnie postąpił zresztą Wojtek Małecki, który przez pewien czas bronił u nas w KTS-ie Weszło, jego firma z rękawicami bramkarskimi radzi sobie świetnie. Daniel Ciechański, nasz najlepszy strzelec w KTS-ie, trafił do nas prosto z II-ligowej Elany. Nie dlatego, że nie miał ambicji. Właśnie dlatego, że ambicję miał – robić coś więcej, rozwijać się, pracować, doskonalić. Dziś spokojnie mógłby znaleźć pracę w trzech różnych branżach. A przecież równie dobrze mógłby nadal odcinać gdzieś w III lidze kupony od pucharowego gola w wówczas ekstraklasowym Piaście Gliwice.
Zastanawiałem się nad tym ostatnio, gdy niektóre siatkarki zawieszały swoje kariery z uwagi na macierzyństwo. Wiadomo, nie da się tego przełożyć jeden do jednego na świat futbolu, ale dla mnie tamte kobiety to mistrzostwo świata. Medale, pensje, rozwój sportowy – okej. Ale są pewne nienaruszalne priorytety i jak trzeba na jakiś czas wymienić butlę izotonika na butlę mleka modyfikowanego – to nikt dwa razy nie będzie powtarzać.
Być może Tymińscy, Małeccy czy Bąkowie też patrzą w ten sposób? Nie wypada trochę o to pytać, ale naprawdę, jeśli któryś piłkarz powiedziałby wprost: idę do Wieczystej, bo mój synek ostatnio wypatrzył nowe, trochę drogawe klocki Lego, to chyba bym kupił koszulkę z jego nazwiskiem.
Zawsze ceniłem i zawsze będę cenić lojalność. Ale też zawsze ceniłem odpowiedzialność, szczerość i, że tak uderzę pompatycznie, umiejętność odnajdywania szczęścia. Kiedyś już przypominałem tutaj postać Darko Milicicia. Koszykarz-symbol, koszykarz-mem. Wybrany w drafcie od razu po LeBronie a przed Anthonym, Boshem, Wadem. Skończył granie przed trzydziestką, ma własną farmę, czasem podrze sobie ryja z sektora gości na meczach wyjazdowych Crvenej Zvezdy Belgrad. Gdy odwiedzają go dziennikarze, mówi wprost: prawdopodobnie byłem największym rozczarowaniem tej ligi. Ale żyję szczęśliwie.
Wszystkim takiego podejścia życzę, nawet jeśli ktoś zarzuci brak ambicji, chciwość, pazerność. Laska już kiedyś powiedział, co zrobić, gdy nie grozi ci głód i nie jesteś Hutu ani Tutsi.
***
A dlaczego uważam, że ruch Bąka to też dobra wiadomość dla polskiej piłki? Ano dlatego, że moim zdaniem powoli kończą się czasy kitowania. One trwały długo, ze trzydzieści lat, jak nie dłużej. Kitowanie, jak przy dobrym remoncie, polegało na zalepianiu dziwnie powstałych dziur równie dziwnymi substancjami. I tak brak pieniędzy na przelanie pełnej gaży piłkarzowi próbowano zalepić gadką o wiernych kibicach albo wieloletnich tradycjach. No, drogi Adrianie, może i nie płacimy ci od dwóch miesięcy, ale dzięki temu dumna historia naszego GKS-u „Górnik” Górnicza Góra może dalej trwać!
Piłkarze się na to łapali, część pewnie z naiwności, część z przekonania, że jeśli zawalczą ostrzej o swoje, spotkają się z ostracyzmem. Podpisywali te słynne ugody, odpuszczali walkę o zaległe premie, godzili się na absurdalne raty, byle mieć względny spokój, u kibiców, właścicieli, działaczy. O ile jestem w stanie jakoś zrozumieć tych, którzy po prostu wiedzieli, że przy kolejnej transzy z praw telewizyjnych spore kwoty znajdą się na ich kontach, o tyle strasznie mi żal reszty, godzącej się na te toksyczne związki trochę z przyzwyczajenia, trochę z przekonania, że ich głos czy protest nic nie znaczy.
Kluby jak Wieczysta, które bez pardonu zgarniają sobie piłkarzy z wyższych lig, moim zdaniem oczyszczają środowisko. Piłkarze widzą, że świat nie kończy się na tym GKS-ie „Górnik” Górnicza Góra. Ba, jako kibic klubu, który zbankrutował, widzę dokładnie – im szybciej zawodnicy doprowadzą do zakończenia agonii, tym lepiej. Klub, jeśli faktycznie ma wiernych kibiców, zawsze się odrodzi, zazwyczaj zresztą o wiele zdrowszy. Ale zyska też zdrowa wolnorynkowa konkurencja. W ostatnich latach widziałem sterty tego typu zagrywek – klub żyjący ponad stan, często z kasy samorządowej, przejmuje piłkarza, bo licytuje wyżej niż klub-prywaciarz. Potem oczywiście buja się latami z długiem wobec zawodnika, ale przecież od czego ma ugody, przesunięcia, raty, w najgorszym wypadku – wcześniejsze rozwiązanie kontraktu, by piłkarz mógł przejść do lepszego klubu za darmo.
To psuło i wciąż psuje rynek. Zmiana świadomości piłkarzy, którzy zaczną się naprawdę cenić, to pierwszy krok do premiowania klubów zdrowych, wypłacalnych i stabilnych. Jestem pewny, że te z wielkimi tradycjami i tysiącami kibiców też w końcu staną się zdrowe, wypłacalne i stabilne. W Łodzi latami funkcjonowały powiedzonka:
- nikt ci nie da tyle, ile Widzew obieca
- na parkingu ŁKS-u same mercedesy, ale żadnego nie ma za co zalać
Oba kluby ślizgały się na kitowaniu latami, potem zbankrutowały, ale siłą kibiców, pracy całego środowiska, dzisiaj są w I lidze, zdrowe, wypłacalne, stabilne, może nawet bogate, jak na standardy zaplecza Ekstraklasy. Piłkarze muszą się szanować, a wtedy wszystkie patologie będą po kolei znikały z mapy polskiej piłki. Pamiętajmy – był czas, gdy co roku z I ligi ktoś odpadał przez bankructwo. W latach 2010-2017? Można chyba śmiało policzyć dziewięć drużyn, Stilon Gorzów Wielkopolski, Ruch Radzionków, ŁKS, Widzew, Polonia Warszawa, Zawisza Bydgoszcz, Dolcan Ząbki, Flota Świnoujście, Odra Wodzisław Śląski. Od tamtej pory? Każdemu udaje się jakoś wylądować, czy to Ruch Chorzów, czy to Wisła Kraków, czy nawet Stomil Olsztyn.
Być może również dlatego, że obecnie piłkarze nieco mniej chętnie pieszczą się z klubami-kukułkami.
Czy można to nazwać brakiem lojalności? Czy jednak to po prostu konieczny warunek, jeśli oczekujemy pełnego profesjonalizmu, choćby na szczeblu centralnym?
***
A tak generalnie to miałem pisać o Urugwajczykach, ale czas gonił. Kto jeszcze nie przeczytał – zapraszam tutaj.

Opublikowane 06.01.2021 10:46 przez
Brak ambicji? Może i rzeczywiście nie, może i chce jeden, czy drugi założyć fermę rozwielitek pod Kolbuszową, możliwe… Jednak sportowych ambicji brak, bo nikt mnie nie przekona o tym, że Bąk, czy jemu podobni idą do Garbarni, by być częścią wspaniale rozwijającego się projektu. Zresztą nikt sensowny takiego projektu nie budowałby wokół klubu wesołego szampana imienia Sławka P. I nie mam o to do zawodników pretensji, o ile nie wciskają wspominanego w tekście kitu.
A tak a’propos kitowania: fajnie by rzeczywiście było, jakby właściciele nie kitowali w sposób opisany w artykule i fajnie by też było jakby nie kitowali piłkarze, ale tu też wymagane jest, by tego kitowania nie oczekiwały od nich trybuny, czyli żeby słodkie piardy o miłości do klubu od małego, nienawiści do rywala przy porannej kawie, całowanie herbu na prezentacji ( i tym podobne) zamiast wzbudzać entuzjazm jednego, czy drugiego matołka, wzbudzały zażenowanie. By reakcją fanów, zamiast radości, że fajny chłopak, było: „ej, stary, jesteś tu od wczoraj, nie kituj nas, nie traktuj jak debili, pokaż szacunek do barw na boisku, a nie na instagramie”.
Ale Gino, jakie sportowe ambicje możesz mieć, gdy masz 28 lat i nigdy nie byłeś jakimś wielkim talentem? Perspektywa awansu z II do I ligi nie rajcuje tak samo jak wtedy, gdy jest się na początku drogi.
Nie mówię, że wszyscy mają mieć sportowe ambicje. Ich brak to nie jest zarzut. Mówię tylko, żeby nie udawali, że je mają. Chodzi mi o to, że jeśli 28 letni przeciętniak idzie grać do okręgówki, bo tam mu dobrze zapłacą, to nie mam z tym najmniejszego problemu, tylko życzyłbym sobie, by mówił o tym wprost, a nie opowiadał dyrdymały o wejściu z klubem z 5 lat do ekstraklasy . Nie mówię tu o Bąku, żeby była jasność. Mówię generalnie o graczach, którzy idą gdzieś grać wyłącznie dla pieniędzy, ale dorabiają do tego takie ideologie, że aż strach czytać, jakby nie wiem jakim wstydem miało być, że chcą zwyczajnie zarobić.
O ambicjach wypowiada się koleś który całymi dniami przesiaduje na stronie o piłce i komentuje chyba każdy artykuł. Litości.
Jeżeli uważasz, że napisanie komentarzy, nawet pod kilkoma artykułami dziennie, to czynność, która zajmuje mi całe dnie, to widać mierzysz mnie swoją miarą. Czytanie i pisanie nie sprawia mi kłopotu, myślenie zresztą też nie, wiec idzie sprawnie.
A poza tym co o mnie wiesz? O moich ambicjach, wykształceniu, pracy, życiu? Gówno wiesz, a wystawiasz ocenę. Napisz jakiś sensowny komentarz, to może będzie szansa podyskutować, bo póki co pieprzysz jak potłuczony i rośniesz, bo uważasz, że mnie wyjaśniłeś. Miłego dnia.
Pełna zgoda co do Bąków czy innych Tymińskich, trudno im się dziwić, że wolą zarabiać niż biegać po 2 czy 3 ligach, ale czy zatrudnianie takich ochlapusów jak peszko, podnosi w jakikolwiek sposób prestiż, czy to samych niższych lig, czy też klubów ich zatrudniających – wątpię.
Co się zaś tyczy klubów o których wspominasz, to one nie znikną, może będzie ich trochę mniej, ale na pewno nie znikną. Zresztą ta cała Wieczysta to jest nic innego jak Groclin 2.0, będzie trwać aż właściciel nie zwinie zabawek, a wtedy zostawi wszystkich na lodzie ot co.
Już się wystraszyłem że nic o ŁKS nie będzie, ale przyszły na szczęście skojarzenia. Autor już jest zaszufladkowany jak Walduś Kiepskich na własne życzenie.
Ale druga strona medalu jest taka że za sprawą tych nowobogackich właścicieli powstają sztuczne projekty jak kiedyś Groclin, Amica, Miliarder Pniewy, Kolejarz Stróże, Dolcan Ząbki, a teraz Bruk-Bet czy choćby ta Wieczysta. Są sztuczne, bo pozbawione zaplecza kibicowskiego i kiedy ich właścicieli dopadnie kryzys w interesach, albo im się futbol znudzi, to te kluby upadają jak domki z kart. Są to więc projekty oparte o kaprys milionerów, a nie cieszące się realnym zainteresowaniem (i sympatiami) w swoim regionie. Kosztem tych klubów inne, które mają kibiców (ale nie tak dużo jak te największe marki), ale przy tym niezbyt przychylnych piłce prezydentów/burmistrzów, muszą plątać się po niższych ligach.
Dlatego nic nie ujmując ambicjom tych wszystkich „prywaciarzy”, to jednak wolałbym na szczeblu centralnym widzieć Wałbrzych, Toruń, Gorzów, Zieloną Górę, Tarnów, Koszalin itp., a nie kluby z jakichś wiosek czy piąty lub dziesiąty w hierarchii klub z Krakowa, który nawet za 20 lat raczej nie odbierze kibiców Wiśle czy Cracovii (chyba żeby nagle jakieś niezwykłe wyniki osiągał w Europie, ale to akurat bardzo mało prawdopodobne).
Jeśli zatem takie kluby są tak przelotne, nietrwałe (lepiej pasujące do tytułu „klub-kukułka”) i zabierają miejsce innym popularniejszym klubom (pośrednio dokładając cegiełkę do ich problemów, bo trudniej jest przyciągnąć sponsorów/pieniądze gdy grają w niższych ligach), ciężko to zjawisko uznać za „zdrowe”.
Swoją drogą ciekaw jestem czy gdyby ŁKS miał problemy finansowe, utknąłby gdzieś na 3, 4 poziomie to autor podpisałby się pod tym tekstem, czy jednak już nie bardzo.
ŁKS utknął na trzy lata w III lidze i generalnie miałem takie zdanie, jak mam teraz – „sztuczne” kluby nie są wartością samą w sobie – są środkiem do celu. Celem jest posiadanie na poziomie centralnym wyłącznie wypłacalnych, stabilnych i mądrze poukładanych klubów. Dopóki będziemy tolerować bylejakość, zaleganie z wypłatami, życie ponad stan itd., dopóty nie osiągniemy tego celu.
Nowobogackie kluby moim zdaniem nie szkodzą specjalnie tym z zapleczem kibicowskim i historią, bardziej tym, których jedyny pomysł na siebie to przetrawienie publicznej dotacji. Młody nadal chętniej pójdzie do akademii Hutnika Nowa Huta, niż do Wieczystej, a to właśnie przez szkolenie buduje się trwałe projekty. Wieczysta etc. przyspieszą też moim zdaniem wycofywanie samorządowych pieniędzy z finansowania seniorskich drużyn, a to właśnie to najbardziej psuje rynek. Kluby żyjące na miejskim garnuszku mogą przelicytować niemal dowolnego „prywaciarza”, przez co „prywaciarze” do piłki się nie garną.
W ogóle dziwi mnie cała dyskusja o klubach „bez tradycji”. Jasne, że jeśli jakiś klub jest zakładany, to nie ma on tradycji, tylko że każdy klub był kiedyś zakładany. Jasne, że wiele powstało dziesiątki lat temu i napisały piękne karty, jednak gdzie jest napisane, że dziś już nie wolno zakładać nowych klubów? Przecież te nowe za jakiś czas też mogą coś od siebie napisać.
Zresztą o czym tu dyskutować jeśli ścierają się podejścia, że nasz klub co prawda jest w pizdu zadłużony, zalega z kasą nawet miejscowym straganiarkom za jabłka, ale mamy 100 lat tradycji, więc nam się należy miejsce w elicie i chuj nas obchodzi, ze wasz klub ma ładny stadion, nowoczesne zaplecze, poukładane struktury, stabilne finansowanie, ale istnieje dopiero 7 lat, więc jest sztucznym tworem i ogólnie gnijcie w okręgówce, a w ogóle to i tak was zaraz dogonimy, tylko znów pójść musimy pod ratusz, by pokrzyczeć o milion dotacji.
Zarzut że kluby przetrawiają publiczne dotacje można postawić wszystkim, czyli nie tylko np. Ruchowi Chorzów, który w wyniku niedołężnego zarządzania poleciał na 4 poziom, ale też i Piastowi Gliwice, który zdobył mistrzostwo, lecz do dzisiaj nie powstał tam realny plan na wybudowanie solidnego ośrodka treningowego wraz ze stworzeniem systemu szkolenia.
Problem z polską piłką klubową jest bardzo złożony i jest wypadkową kilku czynników:
– kiepskie wyniki w Europie (co zawsze jest głównym miernikiem oceny)
– przeciętne – żeby nie powiedzieć słabe – w ogóle zainteresowaniem futbolem w Polsce (w 2012 r. robiono przed ME badanie na ten temat – 60% Polaków ma piłkę w dupie, a ponad połowa pozostałych to zainteresowanie sprowadza do oglądnięcia finału MŚ czy jakichś meczów reprezentacji)
– zbyt niezdrowa atmosfera jaką generują wokół polskiej piłki kibole ze swoją szowinistyczno-wojowniczą obyczajowością, i do tego mniej lub bardziej starają się oddziaływać na zarządzanie klubami
– wciąż słaba infrastruktura (która się poprawiła, ale głównie w wymiarze stadionowym, bo w wymiarze treningowym to ledwo ostatnio drgnęło)
– dyskusyjny poziom szkolenia, a w przypadku młodych to nawet nie ma co dyskutować – jest po prostu słaby
– nieudolne zarządzanie klubami, nie tylko ze strony samorządów(!)
Taki futbol nie ma prawa być dobry.
Z drugiej strony polska piłka ma jakieś tradycje (może nie tak wielkie jak się niektórym wydaje, no ale jakieś dobre momenty w historii mieliśmy) i żeby je podtrzymać to niestety to wsparcie ze środków publicznych wydaje się mniejszym złem. To jest kroplówka która może podtrzymywać przy życiu wiele starych marek klubowych w oczekiwaniu na sprawniejszych, bardziej rozsądnych właścicieli. Ale działanie tych właścicieli będzie miało sens jeśli będą przychodzić właśnie do takich klubów gdzie jest historia, gdzie są kibice. I nie mam tu na myśli tak oczywistych przypadków jak Legia, Lech czy Wisła, ale nawet w klubach takich jak Raków jest szansa coś zbudować, bo tam są KIBICE. A przy tym i jakaś historia, co ułatwia budowanie marki. Taki właściciel nawet jak się po pewnym czasie wycofa, to klub nie zginie, bo wciąż będzie za nim stała rzesza ludzi, która dodatkowo będzie wzmocniona za sprawą świeżych sukcesów.
Te polskie wiejskie klubiki to nie są Hoffenheimy czy inne Lensy gdzie potrafi na mecz przyjść ze 30 tys. ludzi. To są małe pierdziszewa gdzie na mecz przyjdzie 2-3 tys., a jak będzie zimniej i gorsze wyniki to i tysiąc się nie zbierze.
Umówmy się że gdyby Witkowscy zainwestowali w jakąś Unię czy Tarnovię to miałoby więcej sensu. Podobnie Drzymała mógł pieniądze przeznaczyć na Wartę i coś by po nim pozostało. Rutkowscy przenieśli się do Lecha i od razu przy Bułgarskiej mogli aspirować do najwyższych miejsc i dziś ten Lech wciąż uchodzi za czołową ekipę, mimo że te kilkanaście lat nie zawsze było usłane różami. Ładowanie kasy w jakieś Termaliki, Grocliny czy Amiki to była fanaberia lokalnych bogaczy, co na dłuższą metę nie dało polskiej piłce korzyści.
Takie kluby były też w innych krajach – Unirea Urziceni, Litex Łowecz czy nawet Petrżalka. Gdy sponsorzy się zwinęli, to kluby też się zwinęły. Nie dostrzegam tu większych korzyści dla krajów w których one grały. Może jakichś kilka niezłych wyników w pucharach i na tym się skończyło.
I nie pisz że miasta przelicytowują „prywaciarzy”, bo takiego Filipiaka raczej nikt nie przebije, a jednak jak wiesz Cracovia w czasie jego rządów (zawsze wypłacalnego!) jakiejś furory nie zrobiła. Miałeś też przypadek Wojciechowskiego w Polonii. Nie jest to zatem problem, że polscy bogacze są za biedni w konkurowaniu z miejskimi klubami, tylko… są za głupi i za wolno się uczą, że zarządzanie klubem piłkarskim to nie zarządzanie fabryką makaronu i obowiązują tu inne reguły. Chyba nieźle to łapie Świerczewski z Rakowa i może ten klub jest jakimś światełkiem w tunelu. Ale nie sądzę (po prostu nie wierzę), żeby taką jakość i profesjonalizm mogła dać polskiej piłce Wieczysta. Gdyby jeszcze miała jakichś kibiców to ok – nawet jeśli Kwiecień okazałby się wariatem jakich wielu przewinęło przez polską piłkę, to wciąż coś by po nim pozostało. Nie trzeba być wielkim prorokiem, żeby stwierdzić, że w przypadku Wieczystej nie pozostanie. A minusem będzie to, że ktoś za ich sprawą obsunie się w dół i będzie musiał wegetować w niższej lidze.
Szansą jest zatem Świerczewski, bo on może pokazać innym klubom i ich potencjalnym inwestorom, jak można zarządzać klubem piłkarskim w Polsce. Dlatego warto Rakowowi dobrze życzyć (choć oględnie mówiąc nigdy fanem tego klubu nie byłem). Może i Jakubas w Motorze wprowadzi jakieś standardy, aczkolwiek tutaj trzeba postawić znak zapytania, bo to wciąż nowy człowiek i jeszcze ciężko wyrokować na ile ma pojęcie o zarządzaniu w piłce. W tego Francuza w Polonii raczej nie wierzę.
Generalnie trzeba wypatrywać rozsądnych inwestorów i wówczas problem miejskich, zazwyczaj słabo zarządzanych klubów sam się rozwiążę. Bo w większości przypadków miasta chętnie oddadzą kluby (tylko żeby wiarygodni inwestorzy się znaleźli). Więc naprawdę, to nie one są problemem.
@gino
A niech sobie ci bogacze te nowe kluby zakładają, ale niechby to miało jakieś szanse przetrwania, gdy im się znudzi, albo umrą. Kluby powinny wpisywać się w lokalną tożsamość, ale to może się udać tylko jeśli będą trwać długimi latami. A z tych polskich klubów które powstały w 3RP, które mają jakąś szansę? Chyba tylko Podbeskidzie, bo jest w niemałej aglomeracji bez poważniejszej konkurencji (sorry BKS Stal) więc jest jakiś potencjał na większą rzeszę kibiców i ma stadion (tak, MIASTO go postawiło). Może zatem gdy przyjdzie inny prezydent (bez sympatii do futbolu) to ten klub przetrwa, bo się znajdą jacyś sponsorzy. W takiej np. Niecieczy gwarantuję ci że się nie znajdą.