Czasem w przypływie emocji palniesz taką głupotę, że nawet przeprosiny nie okazują się wystarczające. Z podobną sytuacją spotkał się Halvor Egner Granerud. Norweg po konkursie w Innsbrucku udzielił wywiadu, którym, delikatnie mówiąc, zdenerwował polskich kibiców. Do tego stopnia, że zaczęły do niego spływać groźby, żeby nie przyjeżdżał do Zakopanego.
Kiedy opadną emocje? Zapewne dopiero po tym, jak w Bischofshofen Kamil Stoch wyjaśni chojraka, który dopiero co wdarł się do czołówki, a już – nie tylko na progu – podskakuje. Ale może sprawa będzie ciągnąć się długo po zakończeniu Turnieju Czterech Skoczni? Czy norweski skoczek jest nowym wcieleniem Svena Hannawalda?
Przypomnijmy dokładnie, co i jak.
Norweg wygrywał konkurs za konkursem, a tu nagle klapa – Turniej Czterech Skoczni zaczął od zaledwie czwartego miejsca. Nieco lepiej było w kolejnych zawodach, ale już Innsbruck okazał się dla niego wyjątkowy pechowy. „Pokrzywdzony” Norweg jednak zamiast wyłącznie narzekać – standardowo – na to, że mu nie powiało, postanowił rzucić kilka słów w kierunku Stocha.
– Warunki przez cały tydzień sprzyjały Polakom, dlatego to było bardzo irytujące widzieć go na pierwszym miejscu. Polacy mieli więcej szczęścia ode mnie, jak również od Geigera. (…) Kamil jest tak niestabilny, że jeszcze mogę go dogonić. W równych warunkach w Bischofshofen mogę z nim wygrać o 10 punktów w każdej serii. On wcale nie skacze tak cholernie dobrze, ale ma dobre wyniki – mówił.
Zachowanie, przyznajmy, jak na skoki narciarskie, w których raczej od lat każdy jest z każdym w dość dobrych czy poprawnych relacjach, mocno nietypowe. Szczególnie że, chłopie, atakujesz gościa, który niczym nie zawinił. Ba, pozamiatał konkurencję w tych zawodach, bo przecież Kamil wygrał z przewagą ponad dziesięciu punktów nad drugim Anze Laniskiem.
Wypadałoby, żeby Granerud skupił się przede wszystkim na sobie, swoich skokach lub, właśnie, pogodzie, jaka podczas nich mu towarzyszyła. Ale tego nie zrobił. Nie dziwiła nas zatem reakcja polskich kibiców, którzy byli mocno zirytowani zachowaniem 24-latka z Norwegii. Sparafrazujemy słowa popularnego Daria: oj, ale to nie do Kamila tak. Do Kamila nie.
Nie przyjeżdżaj do Zakopca!
Na tym się jednak nie skończyło. Otóż, jak podaje „Nettavisen”, media społecznościowe Norwega zaczęły zalewać fale nieprzychylnych wiadomości. Niektórzy polscy kibice mieli grozić Granerudowi przed przyjazdem do Zakopanego, gdzie 16-17 stycznia odbędą się zawody Pucharu Świata. – Było w nich sporo nienawiści. Cieszę się, że nie znam języka polskiego, bo dzięki temu nie rozumiałem wszystkiego, co do mnie napisano – mówił skoczek o otrzymanych wiadomościach, cytowany przez Onet.
Generalnie Granerud cały czas zbiera manto za to, co miało miejsce tuż po konkursie. Bo akurat, kiedy się już nieco uspokoił, wrzucił „oświadczenie” na Twittera, w którym wyjaśnił, że w sumie to nie miał nic złego na myśli. Był sfrustrowany, nie przepada za skocznią w Innsbrucku, a Kamila uważa za jednego z najlepszych w historii. Ale również wierzy, że w Bischofshofen jest w stanie go pokonać. Na dodatek – Norweg wysłał filmik do redakcji skijumping.pl, w którym powtórzył swoje przeprosiny.
https://twitter.com/HGranerud/status/1345814801344290816
Słowa wyrażającego skruchę zawodnika przemówiły do wielu kibiców. Na zasadzie: jest młody, niech mu będzie. Ale jak widać – nie do wszystkich.
Co my o tym myślimy? Niech Granerud przyjeżdża do Zakopanego, nie ma problemu. Natomiast, mimo że jego wcześniejsze słowa świadczą o pewnym braku klasy, przyjemnie jest zobaczyć w skokach trochę kontrowersji, które nie dotyczą tylko not za lądowanie, zmiany belek czy innych zastanawiających decyzji jury.
Pamiętamy w końcu, jak to wyglądało na początku XXI wieku. Wielki rywal Adama Małysza – Sven Hannawald – był swego czasu w Polsce wrogiem publicznym numer jeden. Celebrował swoje udane skoki, jakby trafił szóstkę w totka, co doprowadzało polskich kibiców do szału. I kiedy raz zjawił się w Harrachovie, obrzucili go śnieżkami. Nie ma co ukrywać, że nie przepadaliśmy też za chłodnym Janne Ahonenem. Albo Gregorem Schlierenzauerem czy Simonem Ammannem (choć akurat ta dwójka miała w Polsce swoich fanów), kiedy to w okolicach sezonu 2009/2010 kombinował z wiązaniami u nart.
W ostatnich latach raczej nie mieliśmy skoczka, który w Polsce wzbudzałby głównie negatywne emocje. No ale właśnie: Granerud ma potencjał, aby kimś takim się stać. Może mieć też co prawda miejsce inny scenariusz – Norweg nie będzie już wygłaszał kontrowersyjnych komentarzy, a po świetnym sezonie 2020/2021, jego forma opadnie. Co automatycznie ściągnie go ze świecznika.
Pewne jest zaś jedno – dzięki niefortunnej wypowiedzi Norwega triumf Kamila Stocha w całym Turnieju Czterech Skoczni może smakować tylko lepiej.
Fot. Newspix.pl