Złość kibiców, rezygnowanie z członkostwa w klubie w ramach protestu, odejście sponsora, dwa punkty w pięciu meczach, porażka 0:4 u siebie z beniaminkiem. Gino Lettieri powraca do trzecioligowego MSV Duisburg… w swoim stylu. Potwierdzając niejako opinię, jaką pozostawił po sobie w Niemczech decydując się na misję budowania Korony Kielce. Porozmawialiśmy z Thomasem Dudkiem – niemieckim dziennikarzem Cicero Online, zajmującym się wschodnią Europą, prywatnie kibicem MSV Duisburg.
Jak zareagowałeś ty i środowisko MSV po informacji, że Gino Lettieri wraca do Duisburga?
Osobiście miałem nadzieję, że to Prima Aprilis. Potem przyszedł wielki szok. A zaraz po nim złość. Do dzisiaj nie rozumiem, dlaczego Ivica Grlic jako dyrektor sportowy zadzwonił akurat po Lettieriego. To moje osobiste zdanie i – z tego, co rozmawiam z kolegami i czytam komentarze – połowa kibiców jest w ciężkim szoku, a druga grupa okazuje neutralność na zasadzie „OK, każdy zasługuje na drugą szansę, może uratuje klub”. Trochę w to nie wierzyłem, ale przed sezonem eksperci mówili, że MSV jest kandydatem do awansu do 2. Bundesligi. Teraz będzie się ratować przed spadkiem z trzeciej ligi. Spadek byłby katastrofą. Klub jest tak zadłużony, że nikt nie wie, jak będzie wyglądać przyszłość.
Po swoim pierwszym epizodzie w Duisburgu Lettieri pozostawił fatalną opinię.
Sportowo nie szło, choć miał swój sukces w postaci awansu do 2. Bundesligi. Dla mnie stracił autorytet podczas meczu z Unionem Berlin, gdy wielu piłkarzy było kontuzjowanych. Powiesił na ławce trenerskiej kartkę z listą kontuzjowanych piłkarzy tak, by kamera to uchwyciła i wszyscy dziennikarze widzieli. Tak motywujesz drużynę? Tylko szukasz usprawiedliwień, dlaczego twoja drużyna znowu przegrała. Sportowo to nie działało w ogóle. Nie umiał zbudować relacji z piłkarzami. Jego współpracownik wypisywał wtedy na forach, że Lettieri jest supergwiazdą. Robił co chwilę intrygi w środku klubu dla trenera. To pewne novum, że trener robi się ważniejszy niż klub. Było wiele kłótni z zarządem. Gdy odchodził, była spalona ziemia, każdy mówił: o, nareszcie.
A teraz wrócił.
Tydzień temu jeden z małych sponsorów, lokalna firma malarska, która wydaje na sezon 50 tysięcy euro, wycofał się z finansowania tylko dlatego, że wrócił Lettieri. Dla tak zadłużonego klubu jak MSV 50 tysięcy też jest bardzo ważne. Obecny sezon jest sfinansowany tylko do stycznia. Co będzie potem? Nikt nie wie. Gdy teraz sponsor kończy współpracę, to już wielki cios. Nie on jedyny odwrócił się od klubu. W ostatnich tygodniach stu członków stowarzyszenia sportowego odeszło ze struktur MSV na znak protestu. To przykłady, które pokazują, jaka jest atmosfera w klubie. Moim zdaniem to niesamowite – mamy ciężką, sportową sytuację, a dyrektor sportowy bierze trenera wiedząc, że będzie taki hałas. Zatrudnienie Lettieriego to dla nas sportowe samobójstwo.
Twoim zdaniem w następnych tygodniach odwrócą się kolejni sponsorzy i kibice?
Tak, to bardzo możliwe. Rozumiem osobiście, gdy sponsor z takiego powodu kończy współpracę. Gdybym sam bym sponsorem, może też bym w ten sposób zaprotestował. Jako kibic zawsze mówię, że klub jest ważniejszy niż jakiś trener. Ja sam jest tak trochę 50 na 50. Ale myślę, że protesty będą dalej. Gdyby wpuszczano kibiców na stadiony, atmosfera byłaby bardzo agresywna, być może kibice między sobą kłóciliby się na trybunach. Dzisiaj czytałem krótki wywiad z Lettierim w „Bild Zeitung”. Dostał pytanie, jak na niego działa to, że kibice są tak mocno przeciw niemu. Odpowiedział, że jeszcze takiego nie spotkał i w Duisburgu na zakupach widzi samych wdzięcznych kibiców, którzy mówią „trzymaj się, pomóż nam się uratować”. To pokazuje, w jakim świecie on żyje. Chyba sam nie chce tego widzieć, że jest tak nielubiany.
Jak teraz reagują władze klubu widząc, że jest takie niezadowolenie?
Tak samo jak wśród kibiców – wiem o pracownikach MSV, którzy są w szoku, że Lettieri wrócił. Prezydent broni Grlicia, ale moim zdaniem też nie popiera w stu procentach tego, że Lettieri wrócił.
Czy coś poprawiło się sportowo, od kiedy Lettieri zaczął na nowo pracę?
(śmiech) Nic. Jest jeszcze gorzej. U siebie przeciwko SC Verl, beniaminkowi trzeciej ligi, było 0:4. Ostatnie 2:2 z Kaiserslautern to dopiero drugi punkt Lettieriego. Torsten Lieberknecht, były trener, to miły człowiek, ale mu nie szło i sportowo rozumiem, że go zwolniono. Przed przerwą koronawirusową, MSV był na pierwszym miejscu w tabeli. Po restarcie ligi Duisburg słabo grał, uciekło miejsce dające awans. Lieberknecht się pogubił, ale niekiedy można było mówić, że MSV przegrywa nieszczęśliwie. A teraz, 0:4? Jeszcze gorsza gra i takie wyniki? Człowiek się zastanawia – co oni tam trenują? Nie wiem, jakim cudem Lettieri został zatrudniony.
Ekstraklasa może nie skupia wielkiej uwagi, ale przecież środowisko ma świadomość, co się dzieje u trenera, który pracuje zagranicą. Na przykład Runjaić (też były trener MSV Duisburg – red.) od lat robi bardzo dobrą pracę w Szczecinie. W Niemczech mają tego świadomość, niekiedy pojawia się informacja, że Runjaić może być dobrym kandydatem na trenera tego i tego klubu. Czy w MSV nie wiedzieli, co Lettieri wyrabiał w Kielcach? To nie był pierwszy klub, w którym robił takie rzeczy, bo w Niemczech też ma podobną opinię. A mimo to dostał znowu pracę. Zupełnie tego nie rozumiem.
Fot. FotoPyK