Jeśli mielibyśmy użyć jednego słowa do opisania spotkania Chorwacji z Portugalią, powiedzielibyśmy, że był to mecz dziwny. Pełno było w nim rzeczy, których się nie spodziewaliśmy. Pojedynki Josipa Juranovicia z Cristiano Ronaldo. Chorwacja, która w dziesiątkę goni wynik. Dwie bramki stopera. Dwa gole Mateo Kovacicia, który dotychczas w kadrze prezentował skuteczność godną Cezarego Stefańczyka i miał na koncie jedną bramkę w 60 występach. Bramka zdobyta po ewidentnym zagraniu ręką. I wreszcie – fakt, że Chorwaci, którzy cały czas dzielnie się bronili, wypuścili punkt z rąk tuż przed końcem spotkania.
Bardzo dosłownie wypuścili punkt z rąk, bo Dominik Livaković, który przez cały mecz spisywał się bez zarzutu, stracił kontakt z bazą. Wyszedł do dośrodkowania, złapał piłkę, a ta po chwili mu wypadła. Oczywiście obok był ten, który zawsze jest obok, gdy dzieje się coś pechowego i dramatycznego, czyli Dejan Lovren. Sympatyczny defensor, którego świetnie wspominają kibice Liverpoolu, posłużył wsparciem koledze. Wystawił się tak, że piłka odbiła się od jego pleców i spadła wprost pod nogi Rubena Diasa.
Rzeczonego stopera, który ustrzelił dzisiaj dublet.
Absurdalne? Mocno. Można zresztą się zastanawiać, czy przypadkiem Lovren trochę nie pomógł we wpadce Livakovicia, który ewidentnie potknął się o kolegę z zespołu. Natomiast wina bramkarza jest tutaj niepodważalna. I niech Livaković się cieszy, że gdy kumple z szatni dostali powiadomienia na Flashscorze o bramce w meczu Francja – Szwecja, nie chodziło o gola dla Szwedów. Tak się bowiem składa, że mniej więcej w tym samym momencie, w którym wicemistrzowie świata stracili punkt, Szwedzi zdobyli gola na 2:3. Jeszcze jedno trafienie dawałoby im utrzymanie w Lidze Narodów.
Ale cóż, to Francja podwyższyła wynik. Chorwacja wypłynęła na powierzchnię w ostatniej chwili.
Portugalia grała, Chorwacja strzelała
No dobrze, jednak mecz nie trwał jakieś 240 sekund, bo mniej więcej tyle czasu minęło, od trafienia Rubena Diasa. Co działo się wcześniej? W zasadzie od początku było to spotkanie na opak. Portugalczycy, mimo że grali o pietruszkę, naciskali i szukali bramki. Szczególnie szukał jej Cristiano Ronaldo, który jak wiadomo goni rekord Aliego Daeia. CR7 próbował głową, podobnie jak Diogo Jota, ale ewidentnie musi poprawić celownik. Chorwaci odpowiadali nieśmiało, raczej niechętnie zapuszczali się pod pole karne rywala. Ale kiedy już się pod nie zapuścili, szybko okazało się, że było warto.
Dośrodkowanie z prawej strony boiska zakończyło się kiksem Rubena Semedo. Potwornym, bo praktycznie wystawił piłkę do nogi Mario Pasalicia. Ten dograł na piąty metr, a Mateo Kovacić na raty pokonał bramkarza.
Ciekawostka – zwróćcie uwagę, kto tę akcję zaczyna. Tak, tak, obrońca Legii Warszawa Josip Juranović. Skoro już przy nim jesteśmy, to warto się na chwilę zatrzymać.
Dwie twarze Josipa Juranovicia
Jaki to był występ legionisty? Solidny, na pewno. Dośrodkowania nie były jego mocną stroną, jednak w tyłach był całkiem konkretny, jak na gościa, który z boisk Ekstraklasy został rzucony na pojedynki z Joao Felixem czy Cristiano Ronaldo. CR7 w zasadzie ograł go tylko raz, ale nic groźnego z tego nie wynikło. Natomiast gdy wklepiecie sobie “Juranović” na Twittera, wyskoczą wam zgoła odmienne opinie.
Dlaczego? Bo większość zapamiętała go pewnie z fatalnego pudła w pierwszej połowie. Chorwaci mogli zapewnić sobie duży spokój, gdyby tylko defensor Legii nie skasztanił się tak potwornie, że aż sam złapał się za głowę. Mianowicie – centra z lewej strony, Juranović całkiem niespodziewanie znalazł się w polu karnym, wygrał pojedynek w powietrzu i z pięciu metrów posłał piłkę hen daleko, za dalszy słupek. Dramat.
Z drugiej strony jednak – nie ma się co przesadnie czepiać. Swoje Juranović zrobił, za drugą połowę był chwalony. Zresztą zdaje się, że to on miał asystę drugiego stopnia przy golu na 2:2. Żaden majstersztyk, jednak warto pochwalić dobrą decyzję.
Sabotaż Roga
Problem w tym, że nie tylko tamto pudło narobiło Chorwatom kłopotów. Antybohaterem meczu zdecydowanie został Marko Rog. Pomocnik absolutnie idiotycznym atakiem od tyłu na Cristiano Ronaldo zapewnił sobie drugą żółtą kartkę. 40 minut gry w osłabieniu – średnio to wyglądało. Zwłaszcza że sekwencja zdarzeń była później taka:
- Kier dla Roga
- Ronaldo strzela z rzutu wolnego
- Livaković z trudem zbija piłkę
- Semedo rehabilituje się za zawalonego gola i wystawia ją Diasowi
- gol z bliska
1:1, zaczęły się ciężary. Żeby było jeszcze trudniej, do pieca dołożył arbiter Michael Oliver. Było tak: Portugalia zagrała klasyczną lagę za plecy obrońców, Lovren – bo któż inny – obciął się i nie sięgnął jej nogą, Diogo Jota przyjął ją ręką i wystawił do pustaka Joao Feliksowi. Piłkarz Atletico bez problemu wpakował ją do siatki i tak w osiem minut zrobiło się 1:2.
Silva zabrał Juranoviciowi pudło meczu
Wiecie, co było dalej. Chorwacja się starała, ale upadła i sobie ryj rozwaliła metr przed metą. Choć trzeba też szczerze przyznać, że Portugalczycy mogli zaklepać wygraną już wcześniej. Tyle że Bernardo Silva postanowił zabrać Juranoviciowi tytuł pudła meczu. Piłkarz Manchesteru City kompletnie nie ogarnął, co zrobić z wyplutą po mocnym strzale Trincao piłką. Miał kilka metrów do bramki, trochę czasu, żeby nad tym pomyśleć, a wybrał najgorzej jak mógł.
Puścił futbolówkę w kozioł, a ta odbiła się i pofrunęła nad poprzeczką. Koszmarne pudło.
Koniec końców wicemistrzowie świata zostają w Lidze Narodów na kolejny sezon. Być może nie były to dla nich rozgrywki niezwykle udane, bo zdobyli tylko trzy punkty i ledwo uciekli katu spod topora, ale jednak – to kolejny rok mierzenia się z silnymi rywalami, więc narzekać nie mogą.
Chorwacja – Portugalia 2:3
Kovacić 29′ 65′ – Ruben Dias 52′, 90′, Joao Felix 60′
Fot. Newspix