Czas na słowo o starciu ćwierćfinalisty mistrzostw świata w Rosji ze srebrnym medalistą tamtego turnieju. Był taki moment, że twierdziliśmy „albo to się skończy wezwaniem na pomoc Zlatana, albo nasi grupowi rywale na EURO będą mieli problemy”. Szwedzi właśnie zaliczali katastrofalną jesień w Lidze Narodów. Dzisiejsza ewentualna porażka lub remis z Chorwacją oznaczała dla nich jedno – spadek z Dywizji A. Ale udało im się wybronić. A pomógł w tym m. in. Dejan Kulusevski.
Zacznijmy jednak od początku.
Bilans zespołu „Trzech Koron” był zatrważający. Ostatnie mecze o punkty to ciąg czterech porażek z rzędu. Jedyną wygraną była towarzyska potyczka z Rosją. Pierwszy wniosek? Albo było to testowanie nowych rozwiązań przed ważniejszymi meczami, albo powolne diagnozowanie, że tutaj potrzeba wstrząsu.
Kiedy oficjalny profil twitterowy reprezentacji Szwecji potwierdził pełną obsadę grupy na Euro 2020+1, wstawił kolejno zdjęcia Hiszpana–Ramosa, Polaka –Lewandowskiego, Słowaka-Hamsika, a przedstawicielem Szwedów był… Lindelof. Cóż, fajny gość, ale to piłkarz bardziej chimeryczny niż pozostała trójka. To tylko pokazuje nam, że Szwedzi po Zlatanie nie umieli wykreować sobie gwiazdy działającej na wyobraźnię.
Nie popisali się w meczu z Danią, który w środę zakończył się wynikiem 0:2. Na swoją obronę mogli powiedzieć tylko tyle, że wyszli mocno rezerwowym składem, dopiero na mecz z Chorwacją mieli przyjechać m. in. Lindelof oraz bramkarz Olsen. Zresztą kolejnym ciosem było to, że trener Andersson musiał prowadzić swoją kadrę zdalnie, z domu. Przebywa on w izolacji, otrzymał pozytywny wynik testu na obecność koronawirusa. Wszystko działo się przed najważniejszym spotkaniem w tym roku. Na Friends Arena w Solnie miały się zdecydować losy Szwedów. A przystępowali do tego starcia bez punktów i z jednym strzelonym golem – właśnie Chorwacji.
Problem wicemistrzów globu polegał na tym, że przyjeżdżali do Szwecji jako teoretycznie lepsza drużyna, ale nie aż tak, jak mógłby się człowiek spodziewać. Swoje jedyne punkty w Lidze Narodów Chorwaci ugrali właśnie w dwóch meczach ze Szwedami, wygrywając 2:1. Poza tym przegrali z Portugalią oraz Francją, wygrali towarzysko ze Szwajcarią i ponownie przegrali z ekipą Deschampsa.
Chorwacja sama szuka na nowo swojej tożsamości, wkroczyła w erę reprezentacyjną bez Rakiticia. W swoim klubie przestał błyszczeć też kapitan Modrić. Płonną nadzieją może być założenie, że przełoży kiedyś dobrą formę na reprezentację, z którą wykręcił w Rosji życiowy wynik. Osłabieni byli też brakiem zakażonego koronawirusem Brozovicia. Wcześniej w ten sposób wypadł Domagoj Vida, którego przypadek zmiany w przerwie na skutek pozytywnego testu opisaliśmy już wcześniej.
Tymczasem pierwsza połowa lekko przechyliło wahadło w stronę Szwedów. Minimalnie, ale to jednak oni stwarzali lepsze wrażenie. Częściej zdobywali teren w środkowej strefie, Chorwaci pozwolili sobie jedynie na strzały ze strony skrzydłowych – Brekalo i Perisicia. W zestawieniu z golami Vlasicia i Kramaricia z pierwszego starcia ze Szwecją od razu widać, jak inny pomysł musieli wdrożyć.
Więcej w ofensywie tworzyli jednak Szwedzi, aktywniejszy był Kulusevski, który zagrał dziś jako drugi napastnik obok Berga. Robotę za dwóch wykonywał też Forsberg. Niemalże w każdej akcji sygnalizował kolegom, że jest gotów do gry, przejmował inicjatywę równie często, co piłkarz Juventusu. Na Kulusevskim skupiliśmy się w tytule, bowiem jego aktywność także sprawiała, że Chorwaci nie mogli go zatrzymać.
Pierwszy strzał w meczu? Kulusevski.
Podanie otwierające drugą akcje? Kulusevski.
Pierwszy gol? Kulusevski.
To akcja przedstawiciela rocznika 2000 dała prowadzenie. Tym, który otworzył mu wolny korytarz, był Kovacić. Piłkarz Chelsea najpierw dał uciec Kulusevskiemu, później nie chciał go faulować w polu karnym, przez co napastnik wykonał zwód, a następnie pozostawił go okiwanego. Przestrzeń, ogranie rywala, strzał. Piłka to jest prosta gra – powiedzieć mógłby piłkarz „Bianconerich”. To był jego pierwszy gol dla reprezentacji Szwecji.
A skoro sprawiedliwości musiało stać się zadość, Szwedzi dorzucili jeszcze jedno trafienie. Okazuje się, że nawet jeśli powołasz piłkarza z ligi chińskiej, to na tym zyskasz. Tym razem po rzucie rożnym wykonanym z prawej strony trafił głową Danielson z Dalian Professional. Ten sam, który jednak wprowadził trochę nerwowości. To jego nabił z kolei Perisić, kiedy piłka wpadała do siatki Olsena. Tylko wtedy Chorwaci złapali kontakt w tym meczu. Nieco popsuł on bilans bramek w meczach bezpośrednich, gdzie w tej chwili mamy remis pomiędzy Szwecją i Chorwacją.
Jest kilka pozytywów w przypadku Szwedów. Gospodarze późno, bo późno, ale wysłali sygnał. Ich potencjał może jeszcze coś znaczyć. Poza oczywistym Kulusevskim, dziś spisała się dobrze cała defensywa, na czele z Lustigiem, Lindelofem, a także Olsenem, który dwukrotnie interweniował po groźnych strzałach. Tempo w środkowej strefie odpowiednio dyktował dobrze współpracujący z Forsbergiem Ekdal, który miał dziś nawet na nodze piłkę na 3:0.
Wygrali oni pierwsi od dawna mecz z wyżej notowanym rywalem – w eliminacjach do EURO umieli bowiem tylko remisować z Hiszpanią i Norwegią, a pokonywali Rumunię i słabsze drużyny. Dla nas najważniejsza informacja jest taka: jeśli Zlatan nie pojechałby na turniej – tak jak już zapewniał wiele razy trener Andersson – to zdecydowanie Kulusevski potrzebuje podwojenia. A nawet jeżeli uda się go wyłączyć, to jest jeszcze Forsberg. Zagrożenie istnieje, tylko czasem jest uśpione słabszymi wynikami.
Nadzieje na utrzymanie w Dywizji A pozostały. Szwedzi zagrają we wtorek z Francją. Potrzebują punktów i gorszego wyniku Chorwatów z Portugalią. Tutaj w grę przy równej liczbie punktów będzie wchodził już ogólny bilans bramek, a ten korzystniejszy jest w przypadku Chorwacji (7:13 do 3:9).
Szwecja 2:1 Chorwacja (2:0)1
1:0 – Kulusevski 36’
2:0 – Danielson 45’+2’
2:1 – Danielson sam. 81’
RAFAŁ MAJCHRZAK
Fot. Newspix