Reklama

Coś nam się spadkowicze zaczynają rozjeżdżać…

redakcja

Autor:redakcja

13 listopada 2020, 17:59 • 4 min czytania 19 komentarzy

Początek I ligi sugerował, że przepaść między Ekstraklasą a jej zapleczem zostanie udowodniona w sposób najbardziej dobitny. Arka Gdynia i ŁKS Łódź taśmowo wygrywały swoje mecze, a niektórzy eksperci zaczynali już spekulować – kto awansuje jako trzeci, bo dwóch pewniaków już znamy, to świeżo upieczeni spadkowicze. Minęło parę tygodni i o ile ŁKS jedzie w tym samym tempie, tak Arka mocno pogubiła trasę.

Coś nam się spadkowicze zaczynają rozjeżdżać…

Najgorszy był październik. Cztery mecze ligowe, ledwie 3 punkty – remisy z Odrą Opole, ŁKS-em i Stomilem, bolesna wtopa z Górnikiem Łęczna. Pierwsze symptomy kryzysu to jeszcze wrześniowa porażka z GKS-em Tychy, ale z drugiej strony – wydawało się, że listopad będzie dla gdynian miesiącem odbudowy po tym nieudanym okresie.

Najpierw zwycięstwo w Pucharze Polski nad Koroną, potem rozjechanie Sandecji aż 5:1. No i nad morze wpada w takich okolicznościach GKS Bełchatów, drużyna w miarę poukładana, ale bez takich ambicji czy możliwości, jak ich dzisiejszy rywal. Można się było spodziewać, że Arka wygra, ale przede wszystkim: że to właśnie Arka będzie prowadzić grę, kontrolować ją, nawet jeśli pogubi punkty, to w atmosferze „bełchatowianom udało się wyszarpać wynik”.

Nic takiego miejsca nie miało.

Bełchatowianie niczego nie musieli szarpać, bo po prostu przyjechali do Gdyni po 3 punkty. Od początku wsiedli na Arkę wysokim pressingiem, ale zdaje się, że górowali nad rywalem też czysto piłkarsko, i to w każdym sektorze boiska. Jak Magiera strzelał z dystansu, to pomylił się o centymetry, jak uderzeń z większej odległości próbowali arkowcy, to kończyło się na ostrzale trybuny za bramką.

Gdy Marcus da Silva, jeden z nielicznych przyzwoicie grających arkowców, grał prostopadłą piłkę, to zazwyczaj tuż po niej następowało niecelne dośrodkowanie. Pod drugą bramką? Wroński właściwie każdym zagraniem tworzył zagrożenie, dwie asysty najlepiej tego dowodzą. Kurczę, nawet Lenarcik wyglądał zdecydowanie pewniej od Kajzera, któremu przytrafiły się choćby dwa niepewne piąstkowania w jednej akcji.

Reklama

Kajzerowi można też chyba przypisać część winy za drugą bramkę. Tak, GKS świetnie pograł na prawej flance, tak, dogranie Wrońskiego trafiło idealnie na głowę Zdybowicza. Ale dlaczego bramkarz Arki zupełnie odkrył krótki róg?

To swoją drogą osobny zarzut dla Arki. Jeśli Przemysław Zdybowicz strzela gola, to znaczy, że mamy do czynienia z wyjątkowym widowiskiem, które będzie w domu państwa Zdybowiczów pamiętane latami. Ale kiedy trafia dublet?

A przecież Zdybowicz spokojnie mógł ustrzelić nawet hat-tricka, zabrakło mu naprawdę centymetrów przy tym pięknym strzale w poprzeczkę.

https://twitter.com/kp_ldz/status/1327286460052103169

Dodajmy do tego huknięcie z dystansu Wrońskiego… Ten duet mógł spokojnie wypracować cztery bramki, nikt w Gdyni nie mógłby czuć się po tym skrzywdzony.

Co na to Arka? Żebrowski gdy już doszedł do sytuacji strzeleckiej, to potknął się przed strzałem. Po jednej jego główce bełchatowianie wybijali piłkę z linii bramkowej, ale nie oszukujmy się, to był dość anemiczny strzał. Poza tym? Bryndza. Plaża. Głównie spokojne rozgrywanie piłki gdzieś na czterdziestym metrze, bez żadnego zagrożenia dla gości. Jak już Arce udało się dograć ciacho na głowę Wolsztyńskiego, dosłownie pięć metrów od bramki, to napastnik podał piłkę wprost w ręce Lenarcika.

Tu zresztą warto też pochwalić defensywę bełchatowian – GKS ostatnie gole stracił 30 września, z ŁKS-em Łódź. Potem zaliczył serię pięciu meczów bez straty gola, dziś poprawioną o kolejne 74 minuty. Gdyby nie dość głupi faul Magiery – pewnie wpadłoby 90, ale karnego na gola pewnie zamienił Letniowski. Na upartego – można pochwalić ten ostatni kwadrans Arki, faktycznie, dwa razy GKS był w potężnych tarapatach po niezłych akcjach Młyńskiego oraz strzale z dystansu już w doliczonym czasie gry. Ale kurczę, to trochę mało jak na starcie faworyta ligi z GKS-em, który jeszcze niedawno nie był pewny dalszego istnienia.

Reklama

***

Spokojnie. Z planem. Bez paniki, nawet w końcówce. Bełchatowianie robią swoje i zdobywają kolejne 3 punkty. Arka Gdynia z kolei zaczyna boleśnie się przekonywać, że nie każdy spadkowicz jest skazany na punktowanie na poziomie ŁKS-u.

Ligi jeszcze sporo, ale w tej chwili strata do 2.  miejsca to aż 9 punktów. Przy jednym rozegranym meczu więcej…

ARKA GDYNIA – GKS BEŁCHATÓW (0:1)

Letniowski 74′ – Zdybowicz 20′, 51′

Fot. Newspix

Najnowsze

Ekstraklasa

Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?

Michał Trela
0
Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?
EURO 2024

Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu

Antoni Figlewicz
2
Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu

Komentarze

19 komentarzy

Loading...