Czy Leszek Ojrzyński kiedykolwiek zerwie z łatką strażaka? Życzymy mu tego z całego serca, jednak na pewno nie zrobi tego dzięki pracy w Stali Mielec. Tak jest, dumny kontynuator tradycji Mieczysława Broniszewskiego znów spróbuje uratować ligę w kryzysowej sytuacji. Tym razem na Podkarpaciu. Co prawda nie rzutem na taśmę, bo nie mamy za sobą nawet połowy sezonu, jednak nie ma co ukrywać – w Mielcu, tak czy siak, o ligowy byt będzie trzeba tłuc się do samego końca.
Wiecie, jak patrzymy na zwolnienie Dariusza Skrzypczaka ze Stali. Gość wyników nie robił, ale z drugiej strony miał do dyspozycji taką kapelę, że nawet na dożynkach w gminie Żabno grałby najwyżej jako support przed lokalnym zespołem pieśni i tańca. A co robi klasyczny polski klub, kiedy wpada w dołek?
Zwalnia trenera.
A potem dzwoni do Leszka Ojrzyńskiego.
Doświadczenie w pracy z kopciuszkami w naszej lidze daje Ojrzyńskiemu pole position w notesach zmartwionych losem swojej drużyny prezesów. Daje mu także handicap w ocenie pracy. Bo skoro udało się już tyle razy, to dlaczego miałoby nie wypalić teraz? Spokojnie, zaraz ruszy maszyna. I właśnie dlatego to Ojrzyński zastępuje Skrzypczaka, a nie odwrotnie. Oczywiście każdy medal ma dwie strony. Bo o ile ten szkoleniowiec w roli strażaka zawsze znajdzie port, do którego może zawinąć, tak z każdym takim ruchem łatka, która się do niego przyczepiła, trzyma się coraz mocniej.
Jakiś czas temu pisaliśmy o nim tak:
“Choć jego pracę w Bielsku można ocenić na plus, kariera do przodu raczej nie poszła – był spadek z Górnikiem, była Arka Gdynia, była Wisła Płock. Leszek Ojrzyński już na dobre zagościł w świadomości prezesów jako strażak, który jest w stanie szybko podnieść drużynę z dołu tabeli. Czy to krzywdząca opinia? Pewnie tak. Ojrzyński jeszcze nie miał okazji poprowadzić drużyny walczącej o coś więcej i nie położyły na stół ani funta za to, że już nigdy takiej szansy nie dostanie, lecz na tu i teraz werdykt może być jeden.
Kariera wyhamowała”.
Natomiast wiemy też, co działo się w życiu Leszka Ojrzyńskiego po odejściu z Wisły Płock. A raczej – co było powodem tego odejścia i blisko półtorarocznej przerwy w pracy. Dlatego na ten powrót wszyscy mocno czekali. Czekał na niego także sam zainteresowany, który dopiero co udzielił sporego wywiadu “Meczykom”, mówią o chęci szybkiego powrotu na ławkę. Nie wiemy, czy ktoś w gabinetach Stali ten wywiad przeczytał i połączył kropki, ale to chyba pierwszy udany ruch mielczan od awansu do Ekstraklasy.
Cóż, z taką skutecznością pozostaje życzeń powodzenia. Tyle że bardziej trenerowi, niż klubowi, bo to on będzie musiał ułożyć mozaikę z kawałków niechlujnie porąbanego drewna. Jeśli to się uda, to Ojrzyński już chyba definitywnie udowodni, że wypada dać mu płótno i pędzel. Bo z kredkami świecowymi Van Goghiem raczej nie zostanie.
Fot. FotoPyK