Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

11 listopada 2020, 15:02 • 6 min czytania 24 komentarzy

Lech Poznań w czwartek wprawił kibiców w euforyczny nastrój – zresztą nie tylko kibiców i nie tylko w Poznaniu. Polska – a tak, przy Święcie Niepodległości można spokojnie sobie pozwolić na patos – czekała na ten mecz cztery lata. Oczywiście nie chodzi o to, że całe państwo czekało na to, aż przyjadą dość przeciętni i przetrzebieni koronawirusem zawodnicy z Belgii. Chodzi o to, że przez pełne trzy sezony w ogóle nie było nas w fazie grupowej europejskich pucharów. Ostatnie zwycięstwo to sezon 2016/17. 

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Od zwycięstwa Legii Warszawa nad Sportingiem Lizbona minęły niemal cztery lata naznaczone bólem, łzami i krwią. Polskie kluby kompromitowały się w tym okresie na wiele sposobów, zresztą nie ma co z tego grona wyłączać Lecha Poznań, bo wypadnięcie na rok w ogóle poza pucharowe eliminacje to kompromitacja porównywalna z bezbramkowym remisem na Gibraltarze, na boisku, przez którego środek zdarza się przejeżdżać autobusom.

Zwycięstwo w fazie grupowej dowolnego europejskiego pucharu to w ostatnich latach było nieosiągalne marzenie – dla Legii, dla Lecha, dla wszystkich pozostałych polskich klubów. Dlatego czwartkowe trzy punkty w Lidze Europy mają wyjątkową wagę i powinny być traktowane w wyjątkowy sposób. Może nie feta na rynku, zwłaszcza w obecnych warunkach, ale świadomość, że to jest coś bardzo, bardzo ważnego.

Niestety dla kibiców Lecha, po czwartkowej euforii nastąpiła niedzielna depresja związana z kolejną beznadziejną porażką z Legią Warszawa. W poniedziałek na Weszło ukazał się długi tekst sumujący wszystkie ostatnie kompromitacje, jakie Wielkopolsce sprawiła Legia Warszawa. Transfery Bielika, Hamalainena, Bereszyńskiego, wygrane finały Pucharu Polski, wreszcie te ligowe zwycięstwa, często po bramkach w samej końcówce.

Euforia. Depresja. Ogromna radość i wcale nie dużo mniejszy smutek. Wielki czwartek i czarna niedziela.

Reklama

Wczoraj w audycji „Dwaj zgryźliwi tetrycy” Leszek Milewski rzucił: „a myślisz, że jedni i drudzy chcieliby się ze sobą zamienić”?

No i właśnie, chcieliby, czy nie do końca? Zapomnijmy na moment o tym, że Legia też ma swoje ligowe problemy, że nadal pozostaje za Rakowem Częstochowa, że skład wcale nie gwarantuje mistrzostwa z ogromną przewagą nad drugim miejscem. Spróbujmy przeciwstawić sobie sukcesy ligowe, łącznie z mistrzostwem Polski, oraz sukcesy pucharowe, którym można nazwać jakieś mniej lub bardziej śmiałe przygody z Benficą czy innym Standardem. Kto ma lepiej? Co jest fajniejsze, korzystniejsze, bardziej atrakcyjne?

Z perspektywy kibicowskiej odpowiedź może być tylko jedna, legioniści zamieścili to na jednej ze swoich opraw. Mistrzostwo to wprawdzie nie wszystko, ale wszystko bez mistrzostwa to chuj. Zanim posypią się żartobliwe komentarze dotyczące mojego przeżywania zdobywania tytułów mistrzowskich chciałem przypomnieć – miałem okazję świętować dwukrotnie, w 1998 roku po meczu ŁKS-u z Lechem Poznań oraz w 2019 roku, gdy po meczu z Budowlanymi ełkaesianki po 36 latach przerwy zdobyły tytuł najlepszych siatkarek w Polsce. Jest to uczucie, którego nie da się raczej zestawić z pucharowymi spotkaniami, które zresztą najczęściej przypominają ligę. Faza grupowa ma sześć meczów, jakieś zwycięstwo w Neapolu w trzeciej kolejce nie sprawia, że całe miasto staje w swoim centralnym punkcie i odpala racę za racą.

Mistrzostwo… Mistrzostwo to jest coś ekstra, prawie jak tradycja.

Nie ma tutaj chyba nawet specjalnego pola do dyskusji, nawet zdobycie Pucharu Polski wydaje się cenniejsze – bo daje powód do fetowania, daje powód do wolnego w pracy na drugi dzień i tak dalej. Sól kibicowania, dla wielu najlepsze chwile w futbolowym życiu. Natomiast jest też druga strona medalu – ta, gdzie obok serca zaczyna pracować też głowa.

Uderzający był tytuł tekstu w portalu Gazety Wyborczej. Lech Poznań zwycięstwem nad Standardem Liege zarobił niemal równowartość kwoty, którą musiał zapłacić ŁKS-owi za Daniego Ramireza. Kurczę, faza grupowa Ligi Europy, a więc tego pucharu pocieszenia dla Europy Środkowej i Wschodniej, tej niższej klasy rozgrywkowej, do której spadają kluby z Ligi Mistrzów. I nawet tutaj w grę wchodzą takie potężne pieniądze. Bonus za sam awans do grupy to 4,5 miliona euro, potem jeszcze prawie ponad pół za każde zwycięstwo. A gdzie hajs z umów sponsorskich, często obwarowanych bonusami za sukcesy na europejskich arenach.

Reklama

Do tego oczywiście dochodzi kwestia rynku transferowego – nie ma żadnej wątpliwości, że po awansie do Ligi Mistrzów, czy nawet do Ligi Europy ceny piłkarzy wzrastają. I nawet nie dlatego, że teraz skaut Sportingu Lizbona nie musi się tarabanić na drugi koniec Europy, żeby obejrzeć piłkarza z Polski w meczu. Chodzi wyłącznie o pozycję negocjacyjną w rozmowach z innymi klubami, ale i samymi zawodnikami. Łatwiej jest odrzucić milionową ofertę, gdy wiesz, że możesz ją wyrównać pojedynczym meczem w czwartkowy wieczór. Łatwiej jest przekonać zawodnika, że zanim zaliczyć katarską emeryturę, może jeszcze pograć w Polsce. O ile oczywiście „pogranie w Polsce” oznacza mecze Ligi Europy z Benficą, a nie podróże do Bełchatowa na mecz z Rakowem.

Zastanawiam się, czy z punktu widzenia właściciela klubu, sukces pucharowy, choćby najdrobniejszy, w postaci czterech-sześciu punktów w fazie grupowej Ligi Europy, nie ma jednak większej wagi, większego znaczenia dla przyszłości klubu jako organizacji, przedsiębiorstwa, firmy. Wiem, że kibicowskie spojrzenie nigdy nie może polegać na śledzeniu przyszłości firmy, to tak nie działa i dzięki Bogu. Natomiast „na koniec dnia” Excel też powinien się świecić na zielono.

Bogusław Łobacz, były kierownik Legii Warszawa, w wywiadzie dla Weszło powiedział, że przy prestiżu naszej ligi, polskie kluby muszą patrzeć wyłącznie na sukcesy w Europie. W domyśle: że nasze mistrzostwa i puchary można zdobyć tak skromnym nakładem sił i umiejętności, że prawdziwą satysfakcję dają tylko osiągnięcia na międzynarodowej scenie. Ale to legionista. Człowiek, który w ostatnich latach do mistrzostw mógł się właściwie przyzwyczaić, Pucharami Polski Legia mogłaby obstawić zapotrzebowanie na naczynia nawet na skromnym weselu.

Lechita może się w tym czasie skrzywić, gdy po czwartku zasypały go teksty o finansowych aspektach zwycięstwa nad Standardem, a w niedzielę znowu ograła jego klub ta znienawidzona Legia. Czy to nie jest tak, że najbardziej pragniemy po prostu tego, czego nie jesteśmy w stanie natychmiast otrzymać?

Być może, być może. W końcu sam marzę o tym, by ŁKS był w sytuacji Lecha. W Ekstraklasie.

***

Przy Święcie Niepodległości pozwoliłem sobie nie tylko na patos, ale też na trzy szybkie reklamy. Otóż sporo się będzie mówiło dzisiaj, ale i w najbliższych dniach o współczesnym patriotyzmie – temat wraca co roku, nie ma co się dziwić. Polecam więc moim zdaniem trzy czynności, które idealnie oddają to, co sam rozumiem przez patriotyzm:

  • wspieraj seniora – inicjatywa mająca na celu połączyć wolontariuszy z seniorami według potrzeb tych drugich. Czasem potrzeba zakupów, czasem wyjścia z psem, a czasem po prostu chwili rozmowy. Szczegóły sprawdźcie w tym miejscu.
  • o zapisaniu w bazie dawców szpiku pisaliśmy już na Weszło miliard razy – uratować komuś życie w dość prosty i bezbolesny sposób możecie tutaj.
  • wakacje, kwarantanna, koronawirus. Wszystkie te czynniki przyczyniły się mocno do zmniejszenia zapasów krwi w naszych bankach. A dziś jest ona przecież szczególnie ważna – zwłaszcza ta należąca do „ozdrowieńców”, których osocze może być kluczowym elementem leczenia najcięższych przypadków covid-owych. Jak oddawać krew i osocze? Sprawdźcie tutaj.

A jeśli akurat nie macie wolnego czasu na takie rzeczy – po prostu dbajcie o siebie i swoich bliskich. My to przecież też naród. Im wszystkim nam będzie lepiej, tym lepiej będzie w Polsce, tego akurat jestem pewny.

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Xavi: Okoliczności się zmieniły. Podjąłem tę decyzję dla dobra klubu

Patryk Fabisiak
4
Xavi: Okoliczności się zmieniły. Podjąłem tę decyzję dla dobra klubu

Felietony i blogi

Ekstraklasa

Przed Jagiellonią ostatni wymagający rywal. W piątek poznamy mistrza Polski?

Piotr Rzepecki
8
Przed Jagiellonią ostatni wymagający rywal. W piątek poznamy mistrza Polski?
1 liga

Czyczkan, Kuczko i problemy białoruskich piłkarzy. Dlaczego transfery spoza UE są trudne?

Szymon Janczyk
3
Czyczkan, Kuczko i problemy białoruskich piłkarzy. Dlaczego transfery spoza UE są trudne?
Ekstraklasa

Vusković, czyli pieniądze w piłce nie grają [KOZACY I BADZIEWIACY]

Jakub Białek
17
Vusković, czyli pieniądze w piłce nie grają [KOZACY I BADZIEWIACY]

Komentarze

24 komentarzy

Loading...