Naprawdę nie przypuszczaliśmy po wynikach z pierwszej części sezonu DTM, że pod koniec roku będziemy mieli w sobie sporo nadziei. A ostatnie rezultaty dały nam właśnie nadzieję na to, że w Roberta Kubicę-sportowca należy wciąż wierzyć. Polak zajął ósme miejsce i zdobył cztery punkty w pierwszym wyścigu finałowego weekendu DTM na torze Hockenheim. Zacięty bój o zwycięstwo – a także nierozstrzygnięte mistrzostwo serii – stoczyli Nico Müller oraz Rene Rast.
Opromienieni podium w Zolder szykowaliśmy się raczej do typowego obrazka z tego roku – „posiadówy” Roberta na miejscach 11.-16. Tymczasem tytaniczna praca wykonana w teamie Orlen Team ART bardzo się opłaciła. Już tempo kwalifikacyjne było przyzwoite – Robert był bowiem jedenasty. Niezbyt dobrze potoczył się dla niego jednak start, który zawalił, zbyt wolno ruszając z miejsca. To, co stało się później, nie jest jednak w żadnym razie jego winą. Był niczym Max Verstappen na mokrym torze w Singapurze. Jeden rywal z lewej strony, drugi z prawej, ścinający w dodatku do środka, a biedny Polak w środku między nimi, jak szynka w kanapce. Kubica spadł przez to na ostatnie miejsce.
Na szczęście, podobnie jak na torze Zolder, w ekipie Roberta zachowano względny spokój. Pomogły dwie rzeczy – neutralizacje wyścigu oraz dobra strategia. O ile wydłużony przejazd na pierwszym komplecie opon niezbyt się opłacił, to jednak zjazd do alei serwisowej po wypadku Timo Glocka był kapitalnym manewrem. Dramaturgii dostarczył nam właśnie Niemiec, który wypadł w stadionowej sekcji prosto w żwir. Glock zachował się jak jego rodak – Sebastian Vettel – który przecież to właśnie tam zaczął przegrywać walkę o mistrzostwo świata F1 przed dwoma laty. Nie mogliśmy jednak na tę wpadkę Timo w żadnym razie narzekać, bo ożywił nam w ten sposób rywalizację.
To za jego sprawą Kubica mógł z dwunastego miejsca przebijać się do przodu, co we wcześniejszej fazie wyścigu po prostu nie było możliwe. Wiele razy mówiliśmy w tym sezonie, że nie miał szczęścia. Dziś było inaczej. Nawet gdy uczestniczył w kolizji, nawet gdy blokował koła i wypadał z toru po zbyt optymistycznych manewrach, nawet gdy spadł na dalsze lokaty, to ostatecznie i tak był w stanie powalczyć w końcówce o lepsze miejsce. Cztery punkty za ósmą pozycję sprawiają, że ma ich łącznie 20. Tyle samo, co Fabio Scherer, którego Kubica wyprzedził w generalnej klasyfikacji – wszystko dzięki podium z Zolder.
Jeśli jednak ktoś twierdził, że DTM to nudne wyścigi, powinien porównać sobie walkę o mistrzostwo w Formule 1 w ostatnich latach z tym, co działo się dzisiaj. Nico Müller oraz Rene Rast dali pokaz fantastycznego ścigania. Zmieniali się na pierwszych dwóch pozycjach być może nawet częściej niż Ajax trafiał ostatnio do siatki biedaków z Venlo. Ostateczne zwycięstwo przypadło Szwajcarowi Müllerowi z zespołu Team Abt Sportline. Urzędujący mistrz, Rast, również kierowca Audi z zespołu Team Rosberg, musiał uznać wyższość bezpośredniego rywala. Inna sprawa, że przed tym wyścigiem miał nad nim 20 punktów przewagę. A to oznacza, że jutro czeka nas prawdziwy bój o mistrzostwo.
Hockenheim dało nam zatem dziś mnóstwo emocji i to głównie tych pozytywnych. Kubica znów zapunktował, a Müller oraz Rast walczą o mistrzostwo niczym niegdyś Senna i Prost albo Hamilton z Rosbergiem. Czego chcieć więcej, proszę państwa? Cóż, dodamy jedno – nie obrazilibyśmy się, gdyby jutro – na tym samym torze – Robert Kubica ukończył wyścig jeszcze wyżej.
Fot. Newspix