Dziś węgierski Ferencvaros jedzie na Camp Nou grać w Lidze Mistrzów. Dlaczego w sile węgierskiego zespołu nie ma żadnego przypadku? Po co rządowi Viktora Orbana uczynienie Ferencvarosu potęgi na całą Europę Wschodnią? Czy można się spodziewać, że za chwilę Ferencvaros zaszaleje również na rynku transferowym, będąc w stanie wydać nawet kilka milionów euro? Skąd tak silne związki węgierskiej piłki z polityką i czy to ryzyko? Rozmawiamy z Tomaszem Mortimerem, węgierskim dziennikarzem, twórcą HungarianFootball.com. Zapraszamy.
***
Jakie nastroje dzisiaj na Węgrzech?
Bliskie ekscytacji z Euro 2016, kiedy Węgry pojechały na finały i wyszły z grupy. Nie mówię, że ten sam poziom, ale wciąż: to wielka wiadomość. Żyje tym cały kraj. Różnica między awansem Ferencvarosu, a awansem Debreczynu w 2009, jest duża. Oczywiście Debreczyn też oglądano, też mu kibicowano. Gdy Debreczyn grał z Liverpoolem w Lidze Mistrzów – to było wielkie wydarzenie, pełny stadion. Ale wymowne, że niewielu było stałymi kibicami Debreczynu.
Ferencvaros to węgierscy Dallas Cowboys. Największy klub w lidze w kraju, mający kibiców nie tylko w Budapeszcie, ale długo mający pod górkę z sukcesami. Co więcej, to, jak jest wspierany, tym bardziej się wyróżnia na tle innych, bo w wielu węgierskich klubach nie ma kultury kibicowania, a frekwencje są słabe. Nawet, gdy Ferencvaros spadł do drugiej ligi, i tak mieli największą widownię w kraju. Ma fanatyczny doping. To też jedyny klub Węgier, który wygrał ważne europejskie trofeum. Pewnie fani Honvedu nie będą szczególnie cieszyć się z osiągnięć Ferencvarosu, ale pozostałe kluby mają mało fanatyków.
To, co najbardziej przebija się do świadomości Polaków jeśli chodzi o węgierską piłkę, to mocne zaangażowanie rządu w rozwój futbolu.
Prawie jak program “Po pierwsze, piłka nożna”. Orban grał kiedyś w piłkę na poziomie półamatorskim. Nie posiada klubu, ale jego dobry przyjaciel ma Puskas Akademy, a klub jest umiejscowiony w wiosce, z której pochodzi Orban. Dziesięć na dwanaście klubów węgierskiej ekstraklasy ma właścicieli, którzy są sojusznikami rządu czy bezpośrednio Orbana. To jeden krąg. Natomiast żaden klub nie jest wspierany tak mocno, jak Ferencvaros. Z tego “programu” dostają zdecydowanie najwięcej pieniędzy.
Orban, na pewno, kocha futbol. Ale też mówi się, że to prawie jak pranie pieniędzy, są pogłoski o powiązaniu między wspieraniem drużyn a ustawionymi, zawyżonymi przetargami na rządowe budowy. Te przepływy pieniędzy nie są jasne.
Poza tym piłka nożna jest też sposobem, by wpłynąć na obywateli. Orban oczywiście to skrajna prawica, nacjonalista. Futbol jest największym sportem na świecie. Jeśli na tak dużej scenie Węgrzy będą odnosić sukcesy, to jest to sposób na wywołanie narodowej dumy. Orban uderza w ten bębenek. I to działa. Podczas Euro 2016, w którym mieście Węgier byś się nie znalazł, widziałeś ludzi z flagami na ulicach. Spotykano się tysiącami na głównych placach miast, kibicowano wspólnie. Dlatego nie ma w tym przypadku, że Ferencvaros dostaje najwięcej rządowego wsparcia.
Barcelona – Ferencvaros w Totalbet: Barca 1.11 – remis 12.00 – Ferencvaros 30.00
To najbardziej wspierany klub na Węgrzech, więc jego sukces ma najszersze przełożenie.
Dokładnie. Jeśli spojrzysz na klubową piłkę węgierską i zastanowisz się, którego klubu sukcesy miałyby największy wpływ i oddźwięk, to wskazałbyś Ferencvaros. Najładniejszy stadion. Najwięcej kibiców.
Rząd ma plany, by uczynić piłkę narodowym hobby Węgrów, by to stało się tak popularne, jak choćby w Chorwacji, gdzie każdy Chorwat kocha piłkę nożną, talentów jest też mnóstwo. A przecież Chorwaci mają mniejszą populację od Węgier.
Czyli Ferencvaros, według planu, ma być klubem flagowym Węgier, tak jak Dinamo Zagrzeb w Chorwacji czy swego czasu BATE na Białorusi?
Będę bardzo, ale to bardzo zaskoczony, jeśli tak się nie stanie, jeśli od teraz Ferencvaros rok po roku nie będzie grał w fazie grupowej europejskich pucharów. Nie mówię, że zawsze w Lidze Mistrzów, bo eliminacje są bardzo trudne, ale powinien zdominować ligę węgierską na lata i przynajmniej całą jesień grać w Europie. Już teraz mają najmocniejszą węgierską drużynę klubową od czasu upadku komunizmu.
Spójrzmy na takiego Rolanda Vargę. Sporo meczów w reprezentacji Węgier. Na węgierski klub, teoeretycznie, topowy piłkarz ofensywny. A on jest teraz może piątym wyborem. Tak wielu dobrych piłkarzy ma Ferencvaros, taką głębię składu. Trenerem Siergiej Rebrow, który ma niesamowite jak na nasze warunki CV. Prowadził Dynamo Kijów trzy lata i to z sukcesami, prowadząc Ukraińców w Lidze Mistrzów, wychodząc z nimi z grupy. Przed Ferencvarosem prowadził klub na Bliskim Wschodzie, więc na pewno aby go pozyskać, trzeba było słono zapłacić. Ale te pieniądze się znalazły. Videoton też ma dużo pieniędzy, wspiera ich jeden z najbogatszych Węgrów, ale Ferencvaros to jeszcze inny poziom.
Najlepsi na ten moment piłkarze Ferencvarosu?
Dwóch się wybija. Tokmac Chol Nguen. Niebywały drybler. Niesamowity jest pod tym względem, uważam, że nawet na poziomie Ligi Mistrzów zwróci uwagę. Oczywiście jest powód, że choć jest tak dobry w tym elemencie, to w wieku 27 lat gra na Węgrzech – czasem ma problemy z podejmowaniem prawidłowych decyzji, na pewno jego podanie czy wykończenie akcji są tylko niezłe, a nie na tak dobrym poziomie jak kiwka. Ale każdemu jest w stanie narobić problemów.
Po drugiej stronie Ołeksandr Zubkow. W zasadzie drugi biegun umiejętności w porównaniu do Tokmaca, choć też gracz ofensywny. Nie ma za bardzo kiwki, ale ma doskonałe podanie i strzał. Był niestety kontuzjowany, ale już wraca do zdrowia.
Warto też powiedzieć o Robercie Maku. Reprezentant Słowacji, przyszedł z Zenitu Sankt Petersburg. Kolejne wzmocnienie ofensywy. Wielkie doświadczenie, bardzo duże umiejętności. Dibusz jest też dobrym bramkarzem.
A jak postrzegany jest Adnan Kovacević, który do niedawna grał w Koronie?
Jest OK, ale nie jakoś imponujący. Zyskał na kontuzji Blazicia. Myślę, że nie będzie grał co tydzień, ale to solidny gracz rotacji.
Najbardziej znaną postacią Ferencvarosu dla polskich kibiców jest Gergo Loverncics.
To ciekawy przypadek. Gdy poszedł do Lecha, był niesamowity, strzelał piękne gole, o których mówiło się na Węgrzech. W Ferencvarosie mają wielu ofensywnych graczy, więc został wycofany na prawą obronę. Gra tutaj nieźle, wywalczył sobie pozycję, ale jednak czasem zostaje zaskoczony. Widać, że ma tutaj braki. Ale jest ulubieńcem kibiców – kapitan, do tego w każdym meczu walczy, imponuje wślizgami.
Jak wielkim szacunkiem cieszy się Rebrow?
Nie ma porównania. Dokonał różnicy w mentalności zespołu. Ferencvaros było pośmiewiskiem Węgier. Robili wynik w kraju, a potem w Europie kompromitacja. Nie osiągnęli w ostatnich latach nic, potrafili przegrać z albańskim Partizani Tirana. A w tym samym czasie Videoton reprezentował Węgry w fazie grupowej pucharów, więc to dodawało smaczku. Rebrow dał im to swoje doświadczenie w grach na dużej scenie europejskiej.
Mówiłeś, że Ferencvaros ma najwięcej finansowego wsparcia rządowego. To ile może wydać?
Myślę, że cztery miliony euro.
Na jednego zawodnika?
Tak. To byłby limit.
Tyle nie zapłacił nigdy żaden polski klub.
Ani węgierski. Ale moim zdaniem, Ferencvaros po tegorocznym sukcesie będzie chciało wysłać sygnał na cały region. Ich planem jest zostanie regionalną potęgą, taką jaką w swoich czasach była Crvena zvezda czy Steaua. Jeśli jesteś piłkarzem z Afryki, Ameryki Południowej, a myślisz o wschodzie Europy – ma ci się kojarzyć Ferencvaros jako solidna marka, która reprezentuje poziom europejski. Liga Mistrzów to pierwszy krok, teraz mogą pokazać siłę na rynku transferowym.
Jak na Węgrzech postrzegane jest to, że rząd inwestuje również w kluby w innych krajach, mające tam reprezentować mniejszość węgierską? To między innymi DAC Dunajska Streda na Słowacji, Backa Topola w Serbii, Sepsi w Rumunii.
Na pewno to fajne dla węgierskich kibiców. Mecze tych drużyn są transmitowane za darmo w telewizji węgierskiej, a teraz, jako że część z nich grała w Europie, śledzono ich losy jak z rodzimej ligi. Taki Osijek – tamten region nawet nie ma wielkiej mniejszości, Węgrów jest tam bardzo mało, a jednak mają to wsparcie. Również dla rozwoju naszej piłki to dobre, bo taka liga chorwacka jest mocniejsza od węgierskiej.
Ale jest to potencjalne problematyczne. Wątpię, by w tych krajach byli zadowoleni z czegoś podobnego. Nie jestem fanem mieszania polityki z piłką nożną, ale tego ewidentnie mamy bardzo dużo na Węgrzech i to kolejny przejaw. Orban w pewnym sensie traktuje te mniejszości na Słowacji czy w Rumunii lepiej niż obywateli Węgier. Oni oczywiście mogą głosować w wyborach, więc zapewnia sobie głosy.
Nie słyszy się natomiast ostatnio za wiele o węgierskich piłkarzach na dużej scenie. Jest Peter Gulacsi, Willi Orban, ale nie idziecie ławą.
Brakuje takiego success story. Muhamed Besić jest Bośniakiem, ale szedł do Premier League prosto z Ferencvarosu. Jest OK, ale nie zrobił czegoś, co by sprawiło, by kluby z Zachodu tak uważnie oglądały węgierską ligę, dawały chętniej szansę węgierskim piłkarzom. Niestety, ale wielu sobie nie poradziło, jak choćby Adam Nagy, wobec którego mieliśmy duże oczekiwania. Jeśli chodzi o wyniki juniorskich kadr, to coś drgnęło, są lepsze. Może się to zmieni. Ale mało pieniędzy idzie w tym momencie na szkolenie, na akademie.
Co jest w tym momencie największym problemem węgierskiego futbolu?
To, że nie jest zbudowany na trwałych fundamentach. Jeśli Orban przegrałby wybory, futbol na Węgrzech się zawali. Pieniądze przestaną płynąć. Nie będzie nic. To funkcjonowanie w pewnej bańce, która może się przerwać. Węgierska piłka nie jest zależna od siebie, tylko od zewnętrznych czynników.
Nawet gdyby, to stadiony zostaną.
Zostaną. Ale już teraz obiekt Debreczynu zapełnia się raz do roku – podczas festiwalu kwiatów. Czym są stadiony bez dobrej piłki?
Leszek Milewski
Fot. NewsPix