Jaki jest scenariusz typowego meczu Radomiaka w tym sezonie? Całkiem prosty. Radomiak atakuje. Radomiak przeważa. Strzela, walczy, próbuje. Do tego jeszcze jakiś „kier”, albo sprokurowany rzut karny. W Opolu było bardzo podobnie – nie można odmówić gościom inicjatywy, chęci i wizualnej przewagi. Natomiast punkt udało się uratować dopiero w końcówce, po rzucie karnym. Choć trzeba uczciwie przyznać, że ekipa Dariusza Banasika raczej na ten wynik nie narzeka, bo po trzech porażkach z rzędu remis jest dla niej głębokim oddechem.
Zwłaszcza że remisy z Odrą są dla Radomiaka swoistym talizmanem. W poprzednim sezonie pojedynki tych zespołów dwukrotnie kończyły się remisami 0:0. Co w tym niezwykłego? To, że radomianie do obu spotkań przystępowali po wpadkach, a po urwaniu Odrze punktu, byli jak nowo narodzeni.
- Jesień 2019 – remis z Odrą, potem sześć zwycięstw z rzędu w lidze i awans w Pucharze Polski
- Lato 2020 – remis z Odrą, potem cztery spotkania z rzędu bez porażki, w tym trzy zwycięstwa
Radomiak z pewnością liczy, że i tym razem uda się odwrócić złą kartę. Natomiast ten punkt rodził się w bólach.
Bezbarwne 45 minut
Być może nie tyle w bólach dla piłkarzy z Radomia, ile bardziej dla postronnego kibica, bo nie było to zbyt atrakcyjne spotkanie. Tak jak mówiliśmy – Radomiak przeważał i szukał strzałów. Tyle że głównie były to strzały w okolice słupów oświetleniowych. Czy do przerwy goście stworzyli sobie jakąś groźną sytuację? Niekoniecznie. Być może udałoby się taką wykreować, gdyby Miłosza Kozaka w kontrze faulem nie powstrzymał Konrad Matuszewski. Z drugiej strony i opolanie nie mieli zbyt wiele do powiedzenia, bo ich ratowały stałe fragmenty gry. To właśnie po jednym z nich padła bramka dla Odry. Mateusz Bodzioch faulował rywala przed polem karnym, a Sebastian Bonecki przymierzył i po uprzednim obiciu słupka piłka wpadła do siatki.
WIDZEW ŁÓDŹ WYGRA Z GÓRNIKIEM ŁĘCZNA? KURS 2.50 W TOTALBET!
I to byłoby na tyle historii z pierwszych 45 minut.
Po przerwie obraz gry zbytnio się nie zmienił. Nadal więcej strzałów oddawali piłkarze z Radomia, jednak celowniki wciąż szwankowały. O ile w pierwszej części meczu Karol Angielski przynajmniej zatrudniał Kacpra Rosę, tak niedługo po wznowieniu gry zmarnował całkiem niezłe podanie Mateusza Lewandowskiego w pole karne i na tablicy wyników nadal było 1:0 dla gospodarzy. Ci praktycznie zrezygnowali z prób podwyższenia wyniku i nie wiemy, co miało na to większy wpływ. Czy to, że w ponad połowie meczów Odry za trenera Dietmara Brehmera padała maksymalnie jedna bramka, czy to, że w ekipie z Opola brakowało dziś Arkadiusza Piecha.
W każdym razie – konkretów brakowało.
Radomiak sobie nie pomógł
Co więcej, drużyna z Radomia stojąc w środku pożaru, postanowiła polać się benzyną. A konkretniej postanowił zrobić to Meik Karwot, który zobaczył jedną z najbardziej absurdalnych żółtych kartek w tym sezonie. Przybliżmy tło: Karwot miał już na koncie żółtą kartkę za faul. Czy był przesadnie agresywny i prosił się o drugie napomnienie? Nie, raczej nie. Ale po godzinie gry kompletnie pomocnika odcięło. Po faulu jednego z piłkarzy Odry przebiegł się po nodze Piotra Żemły. A przynajmniej sądząc po odgłosie wydanym przez Piotra Żemłę tak było. Potem wdał się jeszcze w małą pyskówkę i bardzo proszę – druga kartka, „kier” i Radomiakowi zostały modlitwy.
ARKA OGRA STOMIL – KURS 2.10 W SUPERBET!
Tak się przynajmniej zdawało, ale trener Dariusz Banasik zagrał all in. Zamiast wpuszczać na boisko defensywnego zawodnika, wpuścił napastnika – Karola Podlińskiego oraz skrzydłowego – Leandro. Ten drugi od początku był obijany przez rywali, zaliczył także groźny wypad w „szesnastkę”, zmuszając obrońców do użycia podstawowego piłkarskiego rzemiosła – lagi na uspokojenie. Ten pierwszy został z kolei obity raz, ale w kluczowej sytuacji: w polu karnym, gdy szarżował na bramkę Kacpra Rosy. Sędzia doskonale to widział, wskazał na „wapno”, a Brazylijczyk na pewniaka skierował piłkę do siatki.
I taki wynik udało się dowieźć do końca, bo obydwa zespoły raczej nie chciały się wychylać po więcej. Odra – mimo gry w przewadze – nie stworzyła sobie żadnej klarownej szansy, poza niemrawym strzałem Czaplińskiego i pudłem Boneckiego z dystansu. Dwóch rannych, zero strat w ludziach – można sobie podać ręce i iść do domu.
Odra Opole – Radomiak Radom 1:1
Bonecki 11′ – Leandro 78′
***
A co w innych meczach? Solidarnie – po dwa gole, tak w Niecieczy, jak i w Legnicy. Tyle że jeśli mielibyśmy porównywać obydwa spotkania to… Nie miałoby to większego sensu. Bruk-Bet kontra Jastrzębie? Cios za cios, emocje, ofensywka, nie było miejsca na nudę. Miedź – Puszcza? Tu już trochę bardziej szachy, szukanie okazji, czekanie na błędy rywala. Nie wierzycie nam? To wystarczy spojrzeć w statystyki spotkania „Słoników” z dołującym Jastrzębiem.
- 36 strzałów (!)
- 12 celnych
- 10 interwencji bramkarzy
ŁKS – KORONA NA REMIS? KURS 4.20 W TOTOLOTKU!
O tym ostatnim wspominamy dlatego, że nie zawsze to golkiperzy wcielali się w rolę bohaterów. Bruk-Bet udowodnił dziś, że słoń faktycznie może być symbolem szczęścia. Dzisiaj Termalikę chroniło dosłownie wszystko. Nie żartujemy, bo GKS zaliczył w tym meczu strzały w słupek oraz w poprzeczkę (przy delikatnej pomocy Tomasza Loski), a obrońcy ekipy z Niecieczy obrywali piłkami praktycznie co chwilę, blokując strzały rywali.
Szczęście sprzyjało Bruk-Betowi także z przodu. Najpierw w 10. minucie spotkania, kiedy po dośrodkowaniu z rzutu wolnego piłka tak odbiła się od obrońcy, że spadła na piąty metr, pod nogi Artema Putiwcewa. Chociaż – jak zawsze – szczęściu trzeba trochę pomóc. I Ukrainiec zdecydowanie mu pomógł, bo nie jest przypadkiem, że było to czwarte trafienie obrońcy w obecnym sezonie.
A drugi moment szczęścia? 78. minuta gry, trochę chaotyczna akcja, która zakończyłą się zablokowanym strzałem w polu karnym Jastrzębia. Do piłki dopadł jeszcze Adam Radwański, który został sfaulowany i było pozamiatane. Roman Gergel podwyższył prowadzenie z rzutu karnego. Trzy punkty zostały w gminie Żabno.
Bruk-Bet Termalica Nieciecza – GKS Jastrzębie 2:0
Putiwcew 10′, Gergel 78′
Miedź Legnica w tym sezonie rozkręca się bardzo powoli. I nie chodzi nam już nawet o serię trzech remisów z rzędu, a o fakt, że od sześciu gier podopieczni Jarosława Skrobacza nie strzelili bramki z gry w pierwszej połowie spotkania. Nieskuteczność znów była widoczna, mimo że do składu wrócił Joan Goku Roman. Mówiąc krótko – Miedź waliła głową w mur, a mecz nie należał do najciekawszych, zwłaszcza jeśli w międzyczasie rzucało się okiem na to, co dzieje się w Niecieczy. Jedyną groźną sytuacją do przerwy był strzał z dystansu wspomnianego Romana, który zmusił bramkarza do strącenia piłki nad poprzeczkę.
PREMIEROWA WYGRANA SANDECJI? KURS 2.44 W EWINNER!
Po zmianie stron? Powiedzmy, że lekkie przebudzenie. Znów spróbował Roman, tym razem z większym szczęściem, bo po jego strzale z dystansu piłka odbiła się od słupka i wpadła do siatki. Tyle że Puszcza szybko przypomniała, dlaczego uchodzi za topowych wykonawców stałych fragmentów gry w lidze. Korner, wrzutka na nos, 1:1. I na tym w zasadzie możemy zakończyć relację z tego meczu, bo do końcowych minut obydwa zespoły stworzyły sobie tylko po jednej, konkretnej szansie. Ziew.
Miedź Legnica – Puszcza Niepołomice 1:1
Roman 50′ – Czarny 58′
Fot. Newspix