Za nami dość dziwne zgrupowanie reprezentacji Polski. Trzy mecze w niewielkich odstępach, w dodatku trudno tak szczerze odpowiedzieć na pytanie, które z nich miały jakąkolwiek stawkę. Gdzieś w tle koronawirus, który zapewne nieco przemodelował plany Jerzego Brzęczka. Gdzieś w tle podejście naszych przeciwników, którzy – jak choćby Finowie – mecz towarzyski z Polską potraktowali jako przegląd wojsk. Trudno na podstawie ostatniego tygodnia udzielać jakichś jednoznacznych odpowiedzi, ale spróbujemy podsumować zgrupowanie. Co nam się podobało? Co nam przeszkadzało? Z czego jesteśmy zadowoleni, a co wskazalibyśmy jako element wymagający poprawy? Sprawdźmy.
Zacznijmy może od plusów, zwłaszcza, że w trakcie kadencji Jerzego Brzęczka ta rubryka często była pusta, albo wypełniona bardzo naciąganymi argumentami. Tym razem plusów jest sporo, a co więcej – dotyczą również samego selekcjonera.
PLUS – NOWE TWARZE W REPREZENTACJI
Konkretnie: dwie nowe twarze w reprezentacji. Zdajemy sobie sprawę, że duża część pochwał wynika przede wszystkim z potrzeby nowości, z faktu, że zawsze ekscytuje nas każde dobre zagranie zawodnika młodego, świeżego, do tej pory jeszcze niezgranego. Ale jednocześnie – nie można zapominać, że za dobrymi występami Jakuba Modera i Sebastiana Walukiewicza stoi pewna ścieżka. Ścieżka, która rozpoczęła się od mądrych wyborów w bardzo młodym wieku.
Co łączy Walukiewicza i Modera, poza tym, że zaimponowali nam swoją grą podczas obecnego zgrupowania? Przede wszystkim – obaj prowadzą swoją karierę we wzorcowy sposób. Krok po kroku, szczebelek po szczebelku. Bez porywania się z motyką na słońce, jaką byłby na przykład transfer do Cagliari bez powrotnego wypożyczenia do Pogoni czy analogiczne odejście Modera z Poznania. Bez napinania się od razu na najgłośniejsze marki. Walukiewicz na tej ścieżce jest już oczywiście dużo dalej, uwiarygodnił się w Serie A. Ma za sobą dobre występy przeciw najlepszym napastnikom świata – bo tak trzeba określić Ronaldo, Lukaku i Ibrahimovicia. Dla niego wejście do kadry było jak najbardziej naturalne, poziom trudności wręcz spadł w stosunku do wyzwań, które podejmuje co weekend.
U Modera jest trochę inaczej, przeskok z Ekstraklasy do reprezentacji jest bardziej skomplikowany. Stąd też i wątpliwości więcej, zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę choćby Bartosza Kapustkę. Z drugiej strony jednak – czy to jest czas, by się przejmować dalszymi występami w wykonaniu obu młodzieńców? I Walukiewicz, i Moder wchodzą do kadry w bardzo młodym wieku. Obaj obsadzają pozycje, gdzie nie musimy desperacko szukać nowych twarzy, wręcz przeciwnie – mają pełen komfort wyrastania u boku doświadczonych weteranów. Zwyczajnie: mają czas, by stać się pierwszoplanowymi postaciami. I właśnie dlatego tak cieszą ich udane debiuty.
Obaj dają nadzieję na udaną przyszłość, ale przede wszystkim – wydają się gotowi do zastąpienia mocniejszych zawodników w krytycznej chwili. A przy szalejącej pandemii, kartkach, innych urazach – to ogromny komfort.
PLUS – NOWE-STARE TWARZE W REPREZENTACJI
Poza faktycznie nowymi twarzami, podczas tego zgrupowania od innej strony pokazały się też stare twarze. Tu również postawimy na dwa nazwiska: Karol Linetty oraz Jacek Góralski.
Zwłaszcza ten pierwszy, odzyskany dla kadry po całych latach rozczarowań, to doskonała informacja. Dzisiaj rozbiliśmy na czynniki pierwsze jego przygodę z kadrą – wyszło nam, że odkąd stał się poważnym (i poważanym) piłkarzem w Serie A, dostawał jakieś szczątkowe szanse, zazwyczaj w niewielkim wymiarze minutowym i w towarzystwie reprezentacyjnych dublerów. Tym razem Jerzy Brzęczek obdarzył go zaufaniem, a chwilę później miejscem w składzie przypominającym pierwszy garnitur. Linetty odwdzięczył się w najlepszy możliwy sposób – golem i kozacką grą, zresztą przez całe zgrupowanie.
Dla piłkarza Torino to absolutnie nowe otwarcie, które daje mu szansę na regularną grę w meczach o punkty. Jeśli Zbigniew Boniek zapowiadał mecz z Bośnią i Hercegowiną jako szalenie istotny, a następnie wieczorem Linetty był jednym z najlepszych na murawie – to ma swoją wymowę i powinno też mieć dalszy ciąg w postaci kolejnych minut w “prime time”.
Drugim “odkryciem” jest z pewnością Jacek Góralski, który już na drugim zgrupowaniu z rzędu udowadnia, że nie jest piłkarzem jednego zagrania. Oczywiście, nadal potrafi wykonać wślizg głową w kolana, ale wcale nie wydaje się bardziej “surowy” niż choćby Grzegorz Krychowiak w tym samym okresie. Nie chcemy z Góralskiego robić Iniesty, ale na pewno w tej nowej, nieco bardziej technicznej odsłonie, prezentuje się dobrze.
Razem z Walukiwieczem i Moderem – to już czterech “świeżych” zawodników, którzy sprawdzili się w warunkach bojowych. Sporo jak na jedno zgrupowanie.
PLUS – ODWAGA (JEJ ZALĄŻEK?)
Tak, tak, tak. Odwaga, dobrze widzicie. Oczywiście, wyszliśmy z poziomu piwnicy, tak jak to pan Paweł Paczul opisał w swoim felietonie. Punktem odniesienia dla nas jest ciemna piwnica, którą był mecz z Holandią. Pokaz piłkarskiej tchórzliwości, schowania się za potrójną gardą, bez jakichkolwiek prób odgryzienia się rywalom. Na tym tle wszystko wygląda świetnie, nawet remis z Włochami, który przecież był szczęśliwy.
Natomiast nawet jeśli wyszliśmy od zera, nawet jeśli obecna sytuacja jest daleka od ideału – widać postęp w myśleniu. I z Włochami, i z Bośnią i Hercegowiną zagraliśmy odważniej, momentami może nawet naiwnie, gdy po raz kolejny próbowaliśmy wyjść spod własnej bramki serią krótkich podań. Tego nam szalenie brakowało w poprzednich występach drużyny Jerzego Brzęczka. Mamy piłkarzy, którzy potrafią grać w piłkę, widać to było zwłaszcza przeciw Bośniakom, i to nawet przed czerwoną kartką. Dokładne podania, trochę finezji, niezłe dryblingi. Oglądając mecz z Holandią wydawało się, że po próbie nieschematycznego skonstruowania akcji ofensywnej Brzęczek zastrzeli zawodnika odpowiedzialnego za ten wybryk. Z Bośnią i Hercegowiną, ale nawet i przez krótkie chwile na połowie Włochów, duża część zespołu próbowała wyłamać się ze schematycznego grania.
Dotyczy to zarówno Walukiewicza (jak on wtedy wjechał między Włochów!), jak i całej formacji ofensywnej. O Grosickim z Finlandią jeszcze wspomnimy, ale pamiętajmy i ciepło myślmy zwłaszcza o drugiej linii. Klich, Linetty, Moder, nawet Góralski – wszyscy grali po prostu odważnie, z wiarą we własne umiejętności. Trochę nam tego brakowało w poprzednich meczach i… wypowiedziach trenera. Pamiętamy wszyscy narzekania dotyczące Championship. Z drugiej strony – może w świetle tej wypowiedzi kluczowy okazał się awans Klicha do Premier League?!
PLUS – TRAFNE WYBORY PERSONALNE
Do tej pory zasady w kadrze były jasne i niestety dotyczyło to również schyłkowego Nawałki. Albo gramy wyjściową taktyką i wyjściowym składem, albo eksperymentalną taktyką i równie egzotycznym zespołem. W efekcie ani pierwszy garnitur nie miał przetestowanych innych strategii, ani dublerzy nie mogli się pokazać w sprzyjających warunkach. Tym razem musimy trenera Brzęczka pochwalić – naszym zdaniem podjął optymalne decyzje personalne.
Po pierwsze – Walukiewicz i Moder zostali wprowadzeni u boku bardziej doświadczonych kolegów. Zwłaszcza ten pierwszy dostał pełen komfort. Dwie szanse grania z dwoma podstawowymi stoperami, co na pewno brzmi sensowniej niż jakieś wypuszczenie w trójce stoperów z Cionkiem czy Jędrzejczykiem, a bywały takie wygibasy w historii polskiej reprezentacji. Efekt? Walukiewicz wjechał jak po swoje, pisaliśmy o tym już wyżej. Druga sprawa – Linetty świetnie pokazał się z Finlandią, wiec dostał też szansę w meczu z udziałem naszych najważniejszych piłkarzy. Efekt? Klepanko z Lewandowskim, świetna współpraca z Klichem chociażby.
Całość przebiegała modelowo. Najpierw delikatny przegląd wojsk, jeszcze bez Lewandowskiego, z Drągowskim między słupkami. Potem skład mieszany, który pozwala trochę więcej powiedzieć o nowych twarzach. No i wreszcie skład zbliżony do optymalnego, który ma już rywala po prostu ubić bez większej szarpaniny. Gdybyśmy coś tu mieli zmieniać – to chyba tylko Bereszyńskiego z Włochami. Chłopak na tej lewej stronie się męczy, a przecież nie ma wcale pewności, że Kędziora jest o niebo lepszy w roli prawego obrońcy. To jest wątpliwość, którą naszym zdaniem selekcjoner powinien jeszcze w 2020 roku rozstrzygnąć. Po to, by w 2021 na bokach obrony mieć duet najlepszy z możliwych.
Ale to już czepialstwo. Ogółem – Brzęczek trzykrotnie wybrał jedenastkę w sposób sensowny, przemyślany i odpowiednio uargumentowany.
PLUS – KAMIL GROSICKI
Co my wam będziemy pisać. To jest pół-człowiek, pół-reprezentant Polski. Reprezentacja go definiuje, określa, wypełnia jego piłkarski życiorys niemal po sam brzeg. Miłość odwzajemniona, miłość wyrozumiała wobec różnych klubowych perypetii. Nie będziemy się powtarzać, przeczytajcie, co napisaliśmy bezpośrednio po jego hat-tricku przeciw Finom.
Dziś strzelił swojego piętnastego, szesnastego i siedemnastego gola w reprezentacji Polski. Tym samym wskoczył na 15. miejsce w klasyfikacji wszech czasów, jeśli chodzi o zdobywców goli w kadrze, dzieli to miejsce z Maciejem Żurawskim. Wyprzedził Jacka Krzynówka, Józefa Nawrota, Roberta Gadochę, a na horyzoncie pojawili się Lucjan Brychczy (18 goli), Roman Kosecki (19), Euzebiusz Smolarek, Dariusz Dziekanowski (po 20), a także Ernest Wilimowski i Jakub Błaszczykowski (to już pierwsza dziesiątka, po 21 trafień). I jasne, na dorobek strzelecki skrzydłowego trzeba spojrzeć obiektywnie. Łącznie pięć goli z Finlandią czy cztery wbite Gibraltarowi – to nie były kluczowe mecze i mocni rywale.
Ale – po pierwsze – Grosicki nie jest jednym piłkarzem, który miał okazje grać ze słabeuszami. Po drugie – gdy dodamy sobie do tego asysty, obraz trochę się zmienia. Tych ma on 23, w tym trzy na wielkich turniejach. Łącznie to średnio koło 0,53 gola wypracowanego na mecz. W kadrze strzela lub asystuje średnio co niecałe 126 minut. Jest to bilans gorszy od Roberta Lewandowskiego (średnio o,73 wypracowanego gola na mecz, bramka lub asysta co 105 minut), ale umówmy się – przegrać z piłkarzem, który doszedł do poziomu najlepszego zawodnika globu, to żaden wstyd. Zbliżyć do niego – to wielki sukces.
PLUS – WYNIKI
Co tu dużo kryć, to też się mimo wszystko liczy. Dojdziemy jeszcze do okoliczności, w jakich ugraliśmy te dwa zwycięstwa i remis, ale zapominając na chwilę o przebiegu spotkań – czyste wyniki trzeba szanować. Remis z Włochami jest cenny nie tylko wizerunkowo, ale też pod względem pewności siebie kadrowiczów. Rozjechana Finlandia, Bośnia, która nawet nie pisnęła. Takie rzeczy budują świadomość własnej wartości, a w połączeniu ze stylem gry zaproponowanym w tych meczach – mogą stanowić jakiś punkt zaczepienia na przyszłość. Nie lekceważylibyśmy takich pierdół, zwłaszcza na poziomie piłki reprezentacyjnej, gdzie atmosfera wydaje się nieco istotniejszym czynnikiem niż w ligowej młócce.
MINUS – SKŁAD FINÓW
Przechodzimy do minusów, które w pewien sposób wpływają na odbiór wszystkich powyższych kwestii. Otóż: z Finami zagraliśmy mecz towarzyski, bez żadnej stawki. Ale to nie koniec. Nasz rywal swój występ potraktował jako przegląd kadr.
Finowie z Polską: Joronen – Lam, O’Shaughnessy, Ojala, Vaisanen – Alho, Kauko, Prinen, Schuller – Jensen – Pohjanpalo
z Irlandią: Hradecky – Granlund, Toivio, Arajuuri, Uronen – Soiri, Kamara, Sparv, Taylor – Jensen, Pukki
z Bułgarią: Hradecky – Raitala, Toivio, Arajuuri, Uronen – Niskanen, Sparv, Kamara, Tayolr – Pukki, Pohjanpolo
Jak widać – z Polską zagrał drugi garnitur, ponowną szansę otrzymali tylko obaj napastnicy, których rolą jest partnerowanie Pukkiemu. Trochę tak, jakby z całego naszego składu wystąpili tylko Milik i Piątek, którzy następnie zaliczyliby jeszcze po występie u boku Lewandowskiego. Zwłaszcza ta linia obronna, w połączeniu ze środkiem pola wygląda bidnie. Finowie mają Kamarę, mają Arajuuriego, jakkolwiek byśmy wspominali Toivio z Niecieczy – jakoś się prezentował w ostatnich dwóch spotkaniach. Z nami? Kompletne laboratorium. Ułatwiliśmy zresztą selekcję, zdaje się, że po tym 1:5 niektórym drzwi do kadry zamknęły się na dłużej.
Jednak z naszej perspektywy to minus. 5:1 wygląda kapitalnie. 5:1 z Finlandią już tylko dobrze. Taki sam wynik z rezerwami Finlandii już na nikim wielkiego wrażenia nie robi.
MINUS – FART Z WŁOCHAMI
Na dziesięć takich piłek 49-letni Enrico Chiesa wykorzystałby pewnie z osiem. Jego 22-letni syn, Federico, pewnie dziewięć. Ale w meczu z Polską wypadła ta właśnie sytuacja, w której utalentowany snajper się pomylił. To był początek meczu, okres wyjątkowego naporu Włochów. Jeśli wpuścilibyśmy tutaj gola, cały mecz wyglądałby zdecydowanie inaczej. Nasze nieliczne zalążki okazji rodziły się z kontrataków, a przecież okazji do kontrowania byłoby przy wyniku 0:1 o wiele mniej. Ta sytuacja zmieniła zupełnie ocenę Bartosza Bereszyńskiego, który za podobny błąd z Holandią został niemal wyklęty. Pośrednio zmieniła się też optyka na cały mecz, bo nie da się przecież oceniać gry w kompletnym oderwaniu od wyniku.
Co tu dużo kryć, mieliśmy potężnego farta, podobnie zresztą przy sytuacji Emersona. Smak remisu, smak nieco odważniejszej gry, psuje zdecydowanie ta gorzka pigułka. Świadomość, że nieco mocniejsza drużyna – a, niech będzie Hiszpania na przykład! – po prostu nas przy takiej grze opędzluje 2:0.
MINUS – ZAFAŁSZOWANIE “TESTU” PRZEZ CZERWONĄ KARTKĘ
I dochodzimy do trzeciego meczu. Nie ma sensu się tutaj rozpisywać – całą radość z meczu z Bośnią i Hercegowiną mąci nam to uparte pytanie: a gdyby grali w jedenastu przez cały mecz? Nie graliśmy wcale fatalnego początku, co niektórzy próbowali udowadniać po spotkaniu, ale też nie był to start wymarzony. Możliwe, że wdalibyśmy się z Bośniakami w szarpaninę, że Klich z Linettym wcale by tak swobodnie nie klepali, że Lewandowski nie dołożyłby wreszcie goli do swojego dość skromnego dorobku za kadencji Jerzego Brzęczka.
Gdybanie, jasne. Ale zawsze gdybaliśmy w odwrotną stronę, “gdyby Penksie wtedy uznali gola”. Bądźmy więc teraz w pełni uczciwi i zanim odkorkujemy szampany, pamiętajmy – w listopadzie będziemy znowu musieli grać po jedenastu. To spore utrudnienie w stosunku do ostatniego meczu.
MINUS – GRZEGORZ KRYCHOWIAK
To musi wybrzmieć bardzo wyraźnie. Był moment, gdy wydawało nam się, że Grzegorz Krychowiak rozwiąże od razu kilka problemów reprezentacji. W Lokomotiwie Moskwa zaczął grać bliżej bramki przeciwników, niektórzy nawet zaczęli przebąkiwać, że mógłby się zamienić pozycjami z Piotrem Zielińskim, co byłoby korzystne dla obu reprezentantów. Ale po ostatnich meczach? To nasz największy hamulcowy, człowiek, który zaburza płynność akcji. Z szukania faulu uczynił sztukę, ale gdy to my chcemy dominować i prowadzić grę, jego przerywanie akcji w obie strony staje się uciążliwe i irytujące.
Cztery mecze w ostatnim okresie, cztery słabe. Niespecjalnie przydatny w przodzie, wielokrotnie bezradny w tyłach. Dobrze, że w środku pokazało się z dobrej strony trzech innych piłkarzy, bo inaczej mielibyśmy poważne powody do niepokoju. A tak? Być może to będzie bodziec dla samego Krychowiaka, by wziąć się w garść.
***
Czyli czego sobie życzymy? By plusy nie przesłoniły nam minusów, by plus ujemne zmieniły się w plusy dodatnie? Nie pamiętamy dokładnego cytatu, więc postaramy się o własny: zachowajmy umiar. Może niespecjalnie oryginalny, ale prawdziwy. Gdy zdecydowana krytyka Jerzego Brzęczka i całej kadry była zasłużona jak order uśmiechu dla Ewy Błaszczyk, pióra nam nie drgnęły. Dziś nie stronimy od pochwał, ale pamiętajmy cały czas – to pierwsze naprawdę udane zgrupowanie od dawna, może nawet na miejscu będzie napisać: “od lat”. Teraz jednak trzeba pokazać, że to nie przypadek, nie szczęście, nie zrządzenie losu, ale pierwsze kroki na słusznej ścieżce.
A mamy prawo tego wymagać. Jako kibice, dziennikarze. Jako Polacy!
Fot. FotoPyK