Letnie okno transferowa zakończone, deadline day za nami. Nie ma sensu owijać w bawełnę. Arkadiusz Milik jest jednym z największych rynkowych przegranych. Latem łączono go z wieloma klubami, kilkukrotnie był właściwie o krok od odejścia z Napoli, ale koniec końców zawsze coś stawało na przeszkodzie. W konsekwencji przynajmniej do zimy zostaje w stolicy Kampanii. I będzie miał problem, bo w klubie czeka go – o ile nie dojdzie do nieoczekiwanego zwrotu akcji – oglądanie poczynań kolegów z trybun. Jak wyglądała letnia saga transferowa z nim w roli głównej i jakie scenariusze na przyszłość można kreślić? Niesamowicie interesująco wypowiedział się na ten temat Mateusz Borek na Kanale Sportowym we wczorajszym programie poświęconemu ostatnim godzinom okna. Usystematyzowaliśmy to.
Zapraszamy oczywiście do obejrzenia całości, która jest bardzo interesująca:
Arkadiusz Milik znajduje się aktualnie na zgrupowaniu reprezentacji Polski, która przygotowuje się do meczów z Finlandią, Włochami i Bośnią i Hercegowiną. Z Neapolu wyleciał jeszcze przed oficjalną informacją o zakażeniach Piotra Zielińskiego, Elifa Elmasa i jednego z członków sztabu, co poskutkowało wielkimi kontrowersjami wokół odwołanego meczu ligowego z Juventusem.
Inna sprawa, że Milik i tak by w tym meczu nie wystąpił. Zresztą, nie tylko w tym, ale pewnie w każdym kolejnym, które Napoli rozegrałoby w tym sezonie. Dlaczego? Latem pisaliśmy o tym tak:
– Arkadiusz Milik trafi do tego klubu, który najwięcej zapłaci. Nie będzie żadnych promocji, dla nikogo. Jeśli nie… Cóż, istnieje prawdopodobieństwo, że trener nie będzie uwzględniał go w składzie – zapowiadał Aurelio de Laurentiis w „Sky Sport Italia”. Niedługo potem prawdopodobieństwo zamieniono na pewność. Przynajmniej według wiedzy dziennikarzy „Corriere dello Sport”, którzy przytoczyli rozmowę prezydenta Napoli z agentem Polaka. W zasadzie był to jedynie krótki komunikat: albo odejdzie na moich zasadach, albo spędzi rok na trybunach. Sytuacja polskiego napastnika w okamgnieniu z bajecznej zmieniła się w koszmarną.
Milik chciał i musiał więc odejść. Już wiemy, że nigdzie nie odszedł, ale negocjacje w sprawie jego transferu trwały do ostatniego dnia okna transferowego. W takim wypadku oddajemy głos redaktorowi Borkowi (cytaty dosłowne).
***
I
Pierwszym zdecydowanym klubem było Atletico Madryt. Transfer został zamknięty z powodu koronawirusa. Wybuch pandemii spowodował, że Atletico do rozmów nie wróciło.
II
Milikowi kończy się kontrakt w czerwcu 2021, czyli wtedy zostaje zawodnikiem wolnym. Kilka razy w ciągu dwóch-trzech ostatnich lat dostaje propozycję przedłużenia kontraktu ze zdecydowanie wyższą pensją, nie robi tego, czeka. Napoli jest jednym z nielicznych klubów w Europie, mających prawo do wizerunku piłkarza, a Milik w międzyczasie otwiera parę biznesów, a nie za bardzo może to reklamować, bo Napoli może go pozwać, roszcząc sobie nawet żądania finansowe, jeśli biznes jest oparty na wizerunku piłkarza.
Zaczyna się sytuacja z Juventusem. Milik jest priorytetem dla Maurizio Sarriego. Sarri mówi to wprost Andrei Agnelliemu. Dostaje zgodę. Zaczynają się rozmowy. W międzyczasie Sarri zostaje zwolniony. Ale nie jest też tak, że Juventus w momencie zwolnienia Sarriego, odstępuje całkowicie od zatrudnienia Milika. Dyrektor sportowy Juventusu, Fabio Paratici, jest cały czas w kontakcie z obozem Arkadiusza Milika i cały czas czyni z niego priorytet do zakupu. Zaczynają się negocjacje. Różne. Telefoniczne, na Skype, osobiste.
Do gry wpada wielki Aurelio de Laurentiis, który zawsze chce więcej niż ktokolwiek oferuje i cały czas sumy podbija. Zaczyna od 50, 40, 30, 20. Z czasem sytuacja z Juve się komplikuje. Nawet nie chodziło o Sarriego. Fabio Paratici był zdecydowany. Chciał Milika kontraktować. W Turynie byli już zmęczeni negocjacjami z de Laurentiisem.
III
Pojawił się temat Romy. Dlatego w pierwszej kolejce nie grał Edin Dżeko, żeby nie złapać kontuzji. Milik jedzie do Rzymu. Jest przebadany przez niemieckiego lekarza. Lekarz daje diagnozę, że piłkarz jest zdrowy i w zasadzie jest do podpisania kontrakt. Dżeko nie gra, wyjeżdża do Turynu, tam podpisuje, Milik podpisuje z Romą. Niby wszystko jasne.
IV
W międzyczasie pojawiają się kluby niemieckie. Oferta z RB Lipsk przychodzi w momencie, kiedy Milik jest dogadany z Juventusem, więc też ciężko się temu dziwić, że nie był aż tak zainteresowany, skoro miał możliwość grać u boku Cristiano Ronaldo, a dla zawodnika w tym wieku, to jedna i niepowtarzalna okazja. Grzecznie podziękował. Lipsk się nie materializuje.
V
Kiedy Milik prowadzi rozmowy z Romą, znowu naciskają niemieckie kluby.
Kontrakt proponuje mu Wolfsburg, ale Milik nie jest zainteresowany.
VI
Bardzo poważną dyskusję z Milikiem, po raz drugi, prowadzi Bayer Leverkusen, który ostatecznie kontraktuje Patricka Schicka. Milik wcześniej miał osiemnaście lat, był za młody, nie dawał tyle jakości, ile mógł i nic dziwnego, bo rywalizował ze Stefanem Kisslingiem. W Augsburgu też była duża konkurencja. Teraz Milik byłby na innej pozycji. Ale chciał grać w Romie.
VII
Następnego dnia, po badaniach, nowy właściciel Romy zaczyna biznesowy poker. Najpierw z de Laurentisem, a potem z samym Milikiem. Oni nie będą płacić pensji w 100%, jeśli Milik złapie kontuzję kolana w drugim czy trzecim sezonie, bo wiadomo, że Polak ma kolana operowane. Za pierwszy sezon chcieli płacić tyle, ile Milik chciał, za następne sezony chcieli wpisać specjalną klauzulę, nawet na wypadek kontuzji mechanicznej, wynikającej z tego, co zdarzy się na boisku. Milik nie był tym zainteresowany.
VIII
Napoli cały czas naciskało na Milika, żeby ten kontrakt przedłużył. Jest Tottenham, a to też nie jest na zasadzie, że idę do Tottenhamu, tylko miało oznaczać przedłużenie kontraktu o rok z Napoli i wypożyczenie na rok do Tottenhamu. Wracasz za rok i jesteś w tej samej sytuacji. Może by mu dali podwyżkę, ale to ta sama gra.
IX
Everton? Były poszlaki, ale wszystko sprowadziło się do jednej rozmowy z Ancelottim, który zachował się fajnie i fair, mówiąc, że on ma kadrę zamkniętą. Że w swoim systemie za bardzo nie ma miejsca, żeby Milik pograł.
X
W ostatniej chwili zaczyna się historia z Fiorentiną. Tak, ale pod jednym warunkiem – przedłużasz kontrakt o rok, czyli od dzisiaj masz ważną umowę z Napoli na dwa lata. Na to się Milik nie zdecydował. Teraz mamy sytuację taką, żeby przejść do wniosków, że Milik pojechał na reprezentację, potem w listopadzie następne mecze kadry, i tak naprawdę moim zdaniem sytuacja się odwróci. Milik za dwa i pół miesiąca będzie mógł podpisać kontrakt z następnym klubem na zasadzie wolnego transferu. Kontrakt ważny od czerwca.
I teraz powstaje pytanie zasadnicze: czy de Lauretiis, który pieniądz umie liczyć, a jednocześnie jest niesamowicie zawzięty, pamiętliwy, zagra z Milikiem tak i powie mu, że nie weźmie za niego złotówki, ale usadzi go w Napoli czy niech ktoś da 10-15 milionów i zabiera go już od stycznia? Wszystko w jego rękach
***
Z informacji, które podaje Mateusz Borek, co łatwo policzyć, wynika, że Milikiem zainteresowane było dziesięć klubów. Dziesięć! Cztery włoskie – Juventus, Roma, Fiorentina, no i Napoli. Trzy niemieckie – RB Lipsk, Wolfsburg, Bayer Leverkusen. Dwa angielskie – Tottenham, Everton. Jeden hiszpański – Atletico. Żaden temat nie wypalił. Szkoda.
W Napoli jest już spalony.
Podpadł wszystkim.
Przede wszystkim Milik zagrał z Aurelio de Laurentiisem w bardzo ryzykowną grę. Kiedy właściciel Napoli oferował swojemu napastnikowi przedłużenie kontraktu, Polak nawet na te propozycje nie odpowiadał, a przynajmniej tak utrzymywał ten pierwszy. Po drugie, Milik jako pierwszy i główny cel transferowy obrał sobie klub, którego de Laurentiis absolutnie nienawidzi. Rywalizacja Juve z Napoli symbolizuje dla niego rywalizację północy z południem, bogactwa z tożsamością. W tle oczywiście nienawiść kibiców Napoli, gwizdy w jednym ze sparingów, obraźliwe transparenty.
Milik spalił mosty. Musiał odejść.
Jakim rynkowym kąskiem był reprezentant Polski? Niejednoznacznym i to bardzo niejednoznacznym. Z jednej strony 26 lat, wyrobiona pozycja, świetna lewa noga, technika, doświadczenie na wysokim poziomie, ale z drugiej – ciągła obawa o zdrowie, przeciętny miniony sezon, brak tak mocnej karty przetargowej jak chociażby eliminacje do Euro 2016, bo od tego czasu Milik w reprezentacji mocno spuścił z tonów, a także czynniki klubowe.
Bo Napoli negocjowało ostro, a przynajmniej tak wynika z tego, co deklarował Aurelio de Laurentiis.
Od Juventusu, który z tych wszystkich klubów był najbardziej zainteresowany, chciał wielkich pieniędzy, a umówmy się, na dzień dzisiejszy Milik nie jest wart 50 milionów, ani 40, ani pewnie 30 też. Serio. Racjonalna rynkowa cena za zawodnika o jego profilu z jego historią i z kończącym się za rok kontraktem to jakieś 10-15 milionów euro i od tego uciec się nie da.
A Juventus zwyczajnie się tym całym rabanem wokół niego zmęczył.
Nieprzypadkowo w pewnym momencie stanęło na tym, że Milik pójdzie do Romy, a Dżeko do Juventusu. Rzym byłby fajną opcją – po odejściu Bośniaka Milik miałby pewne miejsce w składzie, ale – no właśnie – z informacji redaktora Borka wynika, że tutaj Giallorossi mieli wątpliwości o zdrowie napastnika Napoli.
Szczerze? Nic dziwnego.
Opcje z innych krajów nie przekonywały go zaś albo sportowo, albo nie były zbyt konkretne, więc w wyliczance zostaje jeszcze Fiorentina. Jeśli faktycznie nie wypaliło dlatego, że Viola postawiła warunek o konieczności przedłużenia kontraktu z Napoli o jeszcze rok, to sytuacja jest chyba jasna, że Milik za wszelką cenę chciał opuścić Neapol. Może decydują w tym względzie kwestie finansowe, może sportowe, może czysto ludzkie, tego możemy się domyślać, ale tutaj sprawa jest klarowna.
W konsekwencji powstają scenariusze:
1. Milik wypełni umowę z Napoli do końca i zostanie wolnym zawodnik, co będzie oznaczało, że przesiedzi cały rok na ławce.
a) opcjonalnie, w międzyczasie, już zimą, podpisze kontrakt już zimą z innym klubem, obowiązujący od lata, ale to nie zmienia jego sytuacji
2. Milik przedłuży kontrakt z Napoli do czerwca 2022 roku, zimą pójdzie na wypożyczenie, a latem znowu poszuka sobie klubu.
3. Milik odejdzie już zimą, jeśli znajdzie się chętny kupiec, który zapłaci za niego satysfakcjonujące (niemałe) dla klubu pieniądze, nawet w przypadku perspektywy, że za pół roku mógłby mieć go za darmo.
Żaden z tych scenariuszy nie satysfakcjonuje wszystkich stron. Przy pierwszym tracą wszyscy, bo Milik nie gra przez rok, a Napoli nic na nim nie zarobi. Przy drugim, chyba najbardziej konsensualnym, dalej stoimy trochę w miejscu w kwestii konfliktu, a jak widać było latem, Milik za wszelką cenę chciał uniknąć sytuacji, w której będzie musiał przedłużać umowę z Napoli, co za to jest bardzo na rękę de Laurentiisowi. Może i to najbardziej cool scenariusz, bo wilk syty i owca cała, ale czy nie wydaje się najmniej prawdopodobny?
Rzadkością jest wydawanie kasy, pewne 10-20 milionów, w sytuacji, kiedy można podpisać kontrakt i poczekać pół roku. Trudno powiedzieć, czy ktoś na to pójdzie. Jeśli mielibyśmy strzelać, to raczej nie.
No i do tego wszystkiego zbliża się jeszcze Euro.
I okej, Milik nie jest tak ważnym zawodnikiem tej reprezentacji, jak był za kadencji Adama Nawałki, balansuje gdzieś pomiędzy pozycją pierwszego a drugiego zmiennika Roberta Lewandowskiego, ale to dalej istotny gracz, który w formie może zrobić różnicę. A trudno oczekiwać byłoby po nim formy, gdyby rok spędził na ławce rezerwowych lub na trybunach klubu z Serie A. Znaczy, pewnie nie byłoby dramatu, bo Brzęczek powoływałby go na reprezentację, czyli wpadłoby mu kilka meczów, a zawodnik na tym poziomie potrafi przygotować się fizycznie na treningach i na własną rękę, ale dużo lepiej byłoby, gdyby na Euro pojechał Milik po całej rundzie w dobrej lidze, w rytmie meczowym, i z kilkoma golami na koncie.
Lepiej byłoby i dla niego, i dla kadry.
Nawet nie ma co z tym polemizować.
Właściwie to pozostaje mieć nadzieję, że Milik zdoła zmienić klub jeszcze zimą, bo sytuacja, w której jedyne występy zalicza na kadrze, nie jest zbyt kolorowa. Bardzo dużo zależy też od niego samego. Może pójść, spróbować pogodzić się z de Lauretiisem, nawet kosztem przedłużenia kontraktu, i chociaż na to następne pół roku udać się na jakieś wypożyczenie, żeby grać regularnie przed europejskim czempionatem, a latem znowu spróbować zmienić klub.
Tak czy inaczej, zakończyła się właśnie jedna z najbardziej ekscytujących sag transferowych z polskim zawodnikiem w roli głównej. Szkoda, że zakończył się klapą.
Ale no cóż, tak w piłce bywa.
Fot. Fotopyk