Przyznamy, początek sezonu w wykonaniu Barcelony dawał pewne nadzieje. To znaczy – było wesoło, było ofensywnie i wszystko, co działo się wokół Blaugrany trochę jakby przycichło. Ale dziś ekipa Ronalda Koemana miała pierwszy mocny test. Na jej drodze stanęła Sevilla z Ivanem Rakiticiem na czele. I po raz pierwszy Barca punkty straciła. Tyle w tym dobrego, że nie trzy, a dwa.
Powiedzieć, że widywaliśmy lepsze spotkania Barcelony z Sevillą? Cóż, na pięć poprzednich gier, w trzech padały przynajmniej cztery gole. Czyli nie skłamiemy. Ale nie w wyniku pies pogrzebany, bo zdarzają się i pełne emocji remisy. Rzecz w tym, że obydwie strony trochę nas przynudzały. Na dobrą sprawę emocji starczyło na 120 sekund, kiedy po obu stronach odpaliły armaty.
- Najpierw po wrzutce Suso Kounde po raz kolejny potwierdził swoją przydatność w powietrzu, przeskakując Frenkiego de Jonga i zgrywając piłkę do Luuka de Jonga, który wpakował ją do bramki
- Potem Leo Messi kapitalnie zagrał do Jordiego Alby, a po drodze wmieszał się w to Jesus Navas, który trochę przypadkiem wystawił piłkę Philippe Coutinho
Warto dodać, że dla Brazylijczyka był to pierwszy gol w sezonie i zdecydowanie sobie na niego zasłużył. W dwóch pierwszych meczach notował zresztą asysty, więc to tylko wisienka na torcie.
80 minut fajrantu
I właśnie wtedy chłopaki z Katalonii i Andaluzji stwierdzili zgodnie, jak robotnicy Kablociągu: fajrant się należy. To znaczy, nie zrozumcie nas źle, parę szans jeszcze wynotujemy. Tyle że zwykle kończyły się one tak, jakby wcale ich nie było. Barcelona spore problemy miała z prawym skrzydłem. Teoretycznie grał tam Antoine Griezmann, w praktyce Griezmann na boisku przebywał, ale w piłkę to on na pewno nie grał. W pewnym momencie realizatorzy pokazali wymowną grafikę, z której dowiedzieliśmy się, że Barca prawym skrzydłem nie poprowadziła żadnej groźnej akcji. A potem – niestety dla Barcy – już poprowadziła.
Ronaldo Araujo zagrał długą piłkę do Griezmanna, ten znalazł się w świetnej okazji, ale kompletnie bezsensownie wypuścił sobie piłkę tak, że nie miał szans do niej dotrzeć. I cały misterny plan w… wiadomo co.
Z drugiej strony Blaugrana miała także sporo szczęścia. Po nieco ponad godzinie gry mogło być bowiem 1:2, gdy z Sergiego Roberto rywale ponownie zrobili wiatrak na skrzydle (wygrał dziś zaledwie jeden pojedynek), a dogranie w pole karne skończyło się strzałem jednego z obrońców w poprzeczkę. Z drugiej strony: byłby to samobój roku. A przynajmniej gol, który rozruszałby trochę to spotkanie. To pod koniec gry Barcelonie się nawet udało. Bo zaliczyła ona małe bombardowanie bramki Sevilli:
- Bono odbił strzał Messiego
- De Jong nie trafił w bramkę
- Trincao przegrał pojedynek z golkiperem Sevilli
Tej ostatniej sytuacji ekipie Ronalda Koemana powinno być najbardziej szkoda. Natomiast Sevilla raczej narzekać nie powinna, zwłaszcza że możemy mówić także o sędziowskim skandalu – Diego Carlos wyciął Messiego równo z ziemią, a karnego dla Barcelony nie było. W każdym razie dziś Sevilla wielkim rywalem nie była, nie odgryzł się także Ivan Rakitić, którego realizatorzy pokazywali tak często, jakby chcieli mu przekazać: c’mon, do something.
Ale Chorwat niczego ostatecznie nie zrobił.
Barcelona – Sevilla 1:1
Coutinho 10′ – de Jong 8′
Fot. Newspix