Reklama

„Wsiadłem w karetkę i wyjechałem ze stadionu”. Patologia w Olimpii Elbląg

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

20 września 2020, 16:30 • 8 min czytania 32 komentarzy

Dzieje się, dzieje w II lidze i nie dzieje się dobrze. W Olimpii Elbląg doszło do niezłej patologii. Zaczęło się od tego, że pseudokibice przeprowadzili rozmowę motywacyjną z piłkarzami klubu po przegranym meczu z Bytovią, którą łagodzić próbował trener Łukasz Kowalski. I niestety – za kolejny cel pseudofani obrali sobie jego. W konsekwencji kolejny mecz Olimpii, tym razem z Chojniczanką, przebiegał pod znakiem obraźliwych transparentów, wyzwisk i obelg w jego stronę, a niech najwięcej o całej sprawie powie fakt, że Kowalski stadion opuszczał ukryty w karetce, jadącej na sygnale. 

„Wsiadłem w karetkę i wyjechałem ze stadionu”. Patologia w Olimpii Elbląg

– Dwie minuty miałem spokoju, a potem już regularna jazda z trybun. Dorobiłem się transparentu, dorobiłem się przyśpiewek. Czy się bałem? Nieszczególnie. Po meczu kibice się zebrali. Czekali na mnie. Nie było sensu ryzykować. Pomysł kierownika ochrony był szybki, spontaniczny – wsiadłem w karetkę na sygnale i wyjechałem ze stadionu. Spodziewałem się, że z Chojnicami będzie się działo. Normalnie na moje mecze przyjeżdża moja rodzina, przyjeżdżają moi przyjaciele, a teraz od razu powiedziałem im, że mają zakaz stadionowy i nie mogą przyjechać. Byłem gotowy – opowiada szkoleniowiec w rozmowie z nami. 

Wyjaśniamy, o co chodzi w całej aferze. 

***

Tak wygląda aktualna tabela II ligi.

Reklama

Olimpia Elbląg na przedostatnim miejscu. Piłkarze Kowalskiego, jako jedyni w całej lidze, nie wygrali ani jednego spotkania. Zajmowaliby niechlubne ostatnie miejsce, ale Pogoń Siedlce sezon zaczynała z sześcioma ujemnymi punktami. Bo na boisku wyglądało to kiepsko – porażka z Wigrami, porażka z Motorem, porażka z Bytovią i remis z Chojniczanka. Kibice byli rozwścieczeni.

Pytanie tylko, czy aby na pewno samemu wynikami?

Werble.

Otóż nie.

Wściekłość fanów Olimpii Elbląg to ponura pozostałość po finiszu minionego sezonu, który Olimpia skończyła na ósmym miejscu, choć długo wydawało się, że zakwalifikuje się do baraży o I ligę.

Reklama

Problem w tym, że klub borykał się z olbrzymimi problemami finansowymi. Nie było nie tyle na pensje piłkarzy i pracowników, ale też na zwykłe funkcjonowanie – to była walka o byt. Liczył się każdy grosz. Dlatego też Olimpia uznała, że priorytetem musi być walka o jak najwyższe miejsce w Pro Junior System. Oczywiście kosztem walki o I ligę.

Powiodło się.

***

Klub dostał kasę i przetrwał, ale z mocnej drugoligowej drużyny nie pozostało za wiele. Odszedł trener Adam Nocoń, a za nim paru ważnych piłkarzy – chociażby Damian Szuprytowski, Cezary Demianiuk, Przemysław Brychlik czy Michał Kuczałek. I teraz dochodzimy do sedna historii.

Kibice Olimpii Elbląg nie wytrzymali po meczu z Bytovią. Przywołali do siebie zawodników. Pytali ich o zarobki, obrażali, grozili. Uspokoić ich postanowił trener Łukasz Kowalski, który wdał się z nimi w pyskówkę. W konsekwencji pseudokibice postawili ultimatum: przegracie z Chojniczanką, to zobaczycie.

Z Chojniczanką był remis. Atmosfera na trybunach była skrajnie negatywna. Obrażani byli piłkarze, obrażany był trener, obrażani byli działacze. Zarząd klubu podał się do dymisji. Przegląd Sportowy podał, że Łukasz Kowalski mecz opuszczał w karetce.

Patologia.

Zadzwoniliśmy więc do samego Łukasza Kowalskiego, żeby popytać o kulisy całej sprawy.

***

To prawda, że stadion po meczu z Chojniczanką opuszczał pan w jadącej na sygnale kartce?

Taki był pomysł kierownika ochrony, który nie widział żadnego innego wyjścia.

Nawet, jeśli był pan zdrowy, to brzmi to dziwnie i przerażająco. 

Brzmi dziwnie i nie chcę tego szerzej komentować. Doszło do takiej sytuacji. Mogłem próbować wychodzić normalnie, ale liczna grupa kibiców zebrała się pod klubem i różnie mogło się to skończyć. Tydzień wcześniej, po Bytovii, próbowałem załagodzić spór z nimi, zostało to przekręcone i wyszło gorzej niż miało wyjść. Nauczyło mnie to, że nie ma sensu wchodzić w dyskusję z tego rodzaju ludźmi, bo nic dobrego z tego nie wyjdzie. Argumenty, które mają, są dla nich najważniejsze, jedyne i słuszne.

Nie są to też argumenty specjalnie wysublimowane. 

Po Bytovii nie zanosiło się, że będzie aż tak źle. Rozmowa przebiegała całkiem okej. Wydawało się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy, ale później okazało się, że rzeczy, które tam poruszaliśmy, zostały wypaczone i przekręcone na swój sposób. I tak to się potoczyło.

Przychodząc do Olimpii przed sezonem jako nowy trener, wiedział pan, że to klub, gdzie jest dosyć duże natężenie negatywnych emocji po sezonie zakończonym miejscem w środku tabeli i zdobyciem sporych funduszy z Pro Junior System kosztem walki o awans do I ligi. 

Zdawałem sobie sprawę z tego, że kibice byli rozczarowani finiszem poprzedniego sezonu. Uważali, że I liga im się należy. Ale z tego, co wiem, to zarząd podjął taką, a nie inną decyzję, dlatego, że jedynym sposobem na ratowanie Olimpii, wobec zaległości finansowych, pandemii i braku pieniędzy od sponsorów, było wywalczenie jak najwyższego miejsca w Pro Junior System. Drugie miejsce w PJS pozwoliło klubowi funkcjonować w nowym sezonie.

Przypadkiem nie trzecie?

Drugie. Rezerwy Lecha nie dostawały nagrody, bo Kolejorz swoje zebrał w Ekstraklasie. Ich to nie obejmowało, więc Olimpia dostała nagrodę za drugie miejsce w PJS. I wiadome było, że kibice nie przyjmą tego pozytywnie, bo oni liczyli na wynik. Zdawałem sobie sprawę z negatywnej atmosfery wokół klubu, ale wiedziałem też, że najlepszym remedium na takie niezadowolenie są dobre wyniki. Nimi powinniśmy łagodzić atmosferę. Zaczęliśmy słabiej, więc negatywna aura jeszcze się rozciągnęła. Inna sprawa, że nie wiem, czy aby na pewno ja jestem odpowiedzialny za to, co wydarzyło się pod koniec poprzedniego sezonu.

Jest pan trochę ofiarą ślepej frustracji. 

Chyba tak to trzeba ująć. Wszystkie grzechy przeszłości są wyładowywane na mnie. Jakiś kozioł ofiarny zawsze musi być. Już prezes podał się do dymisji, więc jednego już mamy, a co będzie dalej? Zobaczymy.

Sytuacja finansowa klubu jest lepsza czy dalej są zaległości?

Na chwilę obecną żadnych zaległości nie ma, wszystko jest wypłacane na bieżąco.

Jakie zarzuty kibice wystosowywali wobec pana po meczu z Bytovią?

Padały przeróżne pytania. Trochę absurdalne. Pierwszy przykład z brzegu: gdzie są pieniądze z Pro Junior System. No i co ja miałem powiedzieć?

Nie wiem. 

Ja też nie. Ciężko mi odpowiadać na tak postawione pytanie, bo nie pracowałem przecież nawet w poprzednim sezonie w klubie. Poza tym większych zarzutów nie było. Kibice pytali o poszczególne nazwiska – co myślę o tym, co myślę o tamtym, a co ten niby robi w kadrze zespołu II ligi. Odpowiedziałem spokojnie, że wszystkie transfery zrobiliśmy na miarę naszych możliwości. Ściągnęliśmy tych, na których było nas stać. Nie mogliśmy kupić Messiego i Ronaldo, więc ściągnęliśmy zawodników takich, a nie innych. Takie jest moje zdanie. A jak to zinterpretowali kibice? Ano tak, że narzekam na transfery, co jest kompletną nieprawdą.

Już wtedy kibice Olimpii grozili, że jeśli przegracie z Chojniczanką, to czekają was nieprzyjemności?

Tak, tak, już wtedy zaczęły się mocniejsze groźby.

Od początku meczu z Chojniczanką mógł się pan sporo dobrego nasłuchać na swój temat. 

Nie od początku.

To od kiedy?

Od drugiej minuty.

Przyznam, że mnie pan zaskoczył. 

Dwie minuty miałem spokoju, a potem już regularna jazda z trybun. Dorobiłem się transparentu, dorobiłem się przyśpiewek. Jako zawodnik widziałem kilka razy podobne sytuacje, kiedy trybuny równie agresywnie reagowały na poszczególnych trenerów, czy poszczególnych piłkarzy. Mimo to mam wrażenie, że zostałem trochę ofiarą poprzedniego systemu. Nauczka dla mnie. Zawsze trzymałem się tego, żeby nigdy nie chodzić do kibiców. Jako trener nie dziękowałem im, nie cieszyłem się z nimi, nie skandowałem. Teraz chciałem dobrze, chciałem załagodzić konflikt, ale wszystko zostało przekręcone i konflikt się zaognił.

Czuł się pan realnie zagrożony?

Nie wiem, chyba nie byłem jakoś specjalnie wystraszony. Kibice się zebrali. Czekali na mnie. Nie było sensu ryzykować. Pomysł kierownika ochrony był szybki, spontaniczny – wsiadłem w karetkę na sygnale i wyjechałem ze stadionu. Spodziewałem się, że z Chojnicami będzie się działo. Normalnie na moje mecze przyjeżdża moja rodzina, przyjeżdżają moi przyjaciele, a teraz od razu powiedziałem im, że mają zakaz stadionowy i nie mogą przyjechać. Byłem gotowy.

Jaką widzi pan najbliższą przyszłość? Zostaje pan w klubie, prawda?

Zostaję. Mam ważny kontrakt.

Wielu powiedziałoby, że w takiej atmosferze nie chce pracować. 

Nie jest to komfortowa sytuacja. Ale nie poddaję się. Po porażkach przychodzą zwycięstwa. Nawet ten remis z Chojnicami jest niezłym rezultatem. Pamiętajmy, że na razie, razem z Pucharem Polski, dwa razy graliśmy z liderem, ze spadkowiczem Wigrami i z Bytovią. Czołówka. Nie był to łatwy start, nie był to łatwy terminarz. Jestem spokojny. Wierzę w drużynę, wierzę w nasze możliwości. Wspólnie się dźwigniemy.

Jest obawa, że sytuacja z wyzwiskami, transparentami, groźbami, kartką będzie się powtarzać?

Nie wykluczam tego. Być może tak.

Zarząd podał się do dymisji. 

21 października ma być powołany kolejny.

***

Powtórzymy: to patologia. To sprawa dla policji i służb porządkowych. W palę się nie mieści, żeby człowiek nie mógł w spokoju opuścić stadionu, bo grupie innych ludzi akurat zachciało się zagrozić mu zrobieniem mu krzywdy. Rozumiemy, że piłka to emocje, że piłka to żywioł, że piłka to przywiązanie do klubów, ale nie róbmy sobie jaj. Nikt nie powinien być bezkarny. Zresztą, za każdym razem, kiedy kibice wchodzą na głowę klubowi, oznacza to, że źle dzieje się z tym klubem. I pal licho problemy finansowe. To jest sytuacja niezdrowa, skandaliczna i nie może się powtórzyć, bo ta cała historia skończy się po prostu źle.

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

32 komentarzy

Loading...