W ciągu następnych kilkudziesięciu godzin Kamil Jóźwiak podpisze kontrakt z Derby County. Lech Poznań zarobi na swoim wychowanku cztery miliony euro, a w umowie sprzedaży zawarte są też bonusy na przyszłość. Kibicom Lecha pewnie jest smutno, a my się w tym smutku łączymy, bo kolejny dobry zawodnik wyjeżdża z Ekstraklasy. Ale spójrzmy prawdzie w oczy – na Jóźwiaka nadszedł już czas.
Pamiętamy doskonale ten mecz, gdy jeszcze za kadencji Jana Urbana wyszedł w pierwszym składzie na Legię Warszawa. Strasznie wtedy chciał zabłysnąć, miał dużo ochoty do gry, raz za razem wchodził w dryblingi. Ale naprzeciwko siebie miał wówczas etatowego reprezentanta Polski – Artura Jędrzejczyka. Po meczu przyznawał, że bardzo trudno mu się grało. Od tego czasu minęły już trzy lata. Jóźwiak dziś odchodzi z Lecha jako jedna z gwiazd ligi, czołowy drybler Ekstraklasy i kluczowy piłkarz Kolejorza w poprzednim sezonie.
Miło było patrzeć na to, jak krzepnął. Miał swoje słabsze momenty – zwłaszcza, gdy dopiero wchodził do Ekstraklasy. Prezentował jeszcze taką juniorską piłkę, ułożyło go nieco wypożyczenie do GKS-u Katowice, wrócił jako piłkarzy bardziej świadomy. Nabrał krzepy, dojrzałości, siły fizycznej. Wreszcie zaczął zakładać nawet opaskę kapitana poznańskiej drużyny. Wygrał w zeszłym sezonie klasyfikację kanadyjską wśród młodzieżowców Ekstraklasy. Zadebiutował w kadrze.
Odliczanie do odejścia
Właściwie wydawało się, że odejdzie już wcześniej. Bardzo poważny wydawał się temat pożegnania z Lechem, gdy trwała awantura w klubie o jego kontrakt. Jego agent został personą non-grata przy Bułgarskiej. Trwały jakiś dziwne gierki, menadżer czekał w holu, Jóźwiak biegał między biurem prezesa a agentem. Dzięki wsparciu ojca i determinacji samego Kamila udało się porozumieć. Jóźwiak wrócił do łask, był coraz ważniejszą postacią w zespole.
Ale od roku właściwie czekaliśmy tylko na to, kiedy ktoś rzuci na stół odpowiednią kwotę. Derby County do rozmów z Lechem usiadło jeszcze przed wybuchem pandemii. Jóźwiak wypytywał o klub, klub wypytywał o Jóźwiaka. Właściwie już w sierpniu było jasne – skrzydłowy wyjedzie do Anglii. Pytanie tylko – za ile. I z tego co słyszymy, to Lech zrobi godnie. Anglicy zapłacą za niego cztery miliony euro plus bonusy. W umowie zawarto m.in. procent od następnego transferu, co – jak pokazuje przykład Karola Linettego – może przynieść kolejne setki tysięcy lub miliony euro. Lech zresztą stosuje taką praktykę bardzo często, bo podobny zapis znalazł się też w umowie sprzedaży Jana Bednarka do Southampton.
Teraz czas na eksplozję talentu Kamińskiego
W poniedziałek popołudniu Jóźwiak wyleciał na Wyspy, by przejść testy medyczne i w ciągu następnych kilkudziesięciu godzin podpisze kontrakt z nowym klubem. Nie zagra już w meczu z Hammarby, lechici będą musieli sobie radzić bez niego. Następca 22-latka jest już gotowy do gry – Kolejorz sfinalizował wcześniej transfer Jana Sykory ze Slavii Praga, na skrzydle może grać również wypożyczony Mohamed Awad.
Ale w Lechu najmocniej liczą na Jakuba Kamińskiego. Ten 18-latek zaliczył znakomite wejście do Ekstraklasy i klub pokłada w nim olbrzymie nadzieje. Miał czas na spokojnie wejście do zespołu, poznaliśmy go już z bardzo dobrej strony. Teraz – po odejściu Jóźwiaka – jego rola ma jeszcze wzrosnąć.
Kiedyś pracuś, dziś atleta – jak wyglądały początki Kamila Jóźwiaka w Lechu?
– Jest Kędziora, jest Kamiński, jest Linetty, wchodzi Kownacki… Czy ta studnia akademii Lecha się wyczerpie? O to niech pan w ogóle się nie martwi. Ja sobie zadaje pytanie „kiedy zadebiutuje kolejny wychowanek?” a nie „czy zadebiutuje?”. Wie pan, spokojny jestem o kolejnych, bo znam tych chłopców, którzy czekają na swoją szansę przy Bułgarskiej – mówił Marek Śledź na początku 2015 roku. Wówczas był dyrektorem akademii Kolejorza. – No to pobawmy się w strzelanie. Kogo pan typuje na tego, który objawi się kibicom Lecha? – dopytywałem. – Mamy takiego chłopca. Blond czupryna, niski, dynamit w nogach, świetnie gra jeden na jednego. Kamil Jóźwiak, niech pan zapamięta nazwisko – odpowiedział wtedy Śledź.
Jóźwiak do pierwszej drużyny dołączył dwa miesiące później. To znaczy dołączył na chwilę, gdy Maciej Skorża zaprosił na treningi przy Bułgarskiej kilkuosobową grupę piłkarzy z rezerw. Na zajęciach zjawili się wtedy m.in. Maciej Orłowski czy Kamil Szubertowski. – Fajny ten Jóźwiak, gaz ma kapitalny, ale nad obroną musi popracować – mówił wtedy Skorża do Śledzia, dla którego Jóźwiak był oczkiem w głowie. Już w juniorach we Wronkach widziano w nim duży potencjał. Chłopak po prostu robił różnicę – atakował z obu skrzydeł, świetnie radził sobie w dryblingu, trudno było go dogonić w gonitwie za prostopadłym podaniem. – Ale póki co zostawimy go w rezerwach – zakończył ówczesny trener Kolejorza. Jóźwiak zagrał jedynie w sparingu z Unią Swarzędz podczas programu „Lech na Landach”, w którym największy klub Wielkopolski objeżdżał sąsiednie miejscowości (w gwarze wielkopolskiej – landy), by pokazać się kibicom, przeprowadzić trening czy rozegrać mecz towarzyski.
Na stałe do pierwszej drużyny włączył go dopiero Jan Urban. – Fajny, fajny chłopak. Ale to nie było tak, że pojechałem na mecz rezerw, zobaczyłem Jóźwiaka, wskazałem palcem „bierzemy go” i zaraz grał w Ekstraklasie. Mieliśmy spotkania z trenerami drużyn juniorskich, dyskutowaliśmy nad tym komu warto dać szansę i Kamil był jednym z tych, który wyróżniał się na tle rówieśników. Jego wejście do drużyny było procesem – wspomina Urban. – Spokojny młodziak, w szatni raczej cichy i trzymający się z młodzieżą. Musiałem od niego wyciągać opinie czy informacje, to raczej inni inicjowali rozmowę. Ale przy tym bez wody sodowej uderzającej do głowy. Pod tym względem na pewno warto go chwalić. Pracuś, tak bym go określił. Lubi grać w piłkę, to sprawia mu radość, a blichtr towarzyszący piłkarzom zostawiał na drugim planie.
Cały reportaż – TUTAJ.
fot. FotoPyk