
weszlo.com / Inne sporty
Opublikowane 06.09.2020 19:09 przez
Kacper Marciniak
Ostatnie tygodnie w świecie Formuły 1 nie rozpieszczały osób nieprzepadających za dominacją Mercedesa i Lewisa Hamiltona. Brytyjczyk po prostu rozdawał karty. Od kiedy na inaugurację sezonu pokonał go Valtteri Bottas, nie zdołał wygrać tylko jednego Grand Prix. Czekaliśmy zatem na wyścig, który dostarczy nam emocji, przetasuje trochę miejscami w czołówce. I się doczekaliśmy. Ale powiemy szczerze: takich rozstrzygnięć w życiu byśmy się nie spodziewali.
Szczególnie że nic ich nie zapowiadało. Treningi i kwalifikacje przed Grand Prix Włoch przebiegły klasycznie: nikt nie miał nawet startu do bolidów Mercedesa. Niedzielny wyścig nie kazał nam jednak długo czekać – szybko doszło do niespodzianek. Valtteri Bottas, który w sobotę wywalczył drugie pole startowe, zanotował bardzo słaby start i spadł w klasyfikacji m.in. za kierowców McLarena. Próbował usprawiedliwić się usterką, ale żadnej nie udało się wykryć. Cóż, trzeba przyznać, że to nie pierwsza sytuacja ostatnimi czasami, w której Fin zawala początek rywalizacji.
Niedługo potem doszło do zamieszania, które absolutnie zmieniło przebieg zawodów. Liderujący stawce Hamilton, wraz Antonio Giovinazzi, zjechali na pit-stop, kiedy aleja serwisowa była zamknięta (z powodu awarii pojazdu Kevina Magnussena, który trzeba było zabrać z toru). Spotkała ich za to kara przymusowego przejazdu przez aleję serwisową z zatrzymaniem bolidu na 10 sekund w boksach. Oznaczało to jedno – nie będziemy oglądać szóstego triumfu w bieżącym sezonie brytyjskiego dominatora. Szansa na zwycięstwo otworzyła się zatem przed innymi, bez wątpienia spragnionymi sukcesów kierowcami.
Szybko okazało się, że potknięcia Hamiltona nie wykorzysta Charles Leclerc. Młodszy z reprezentantów Ferrari nieco niespodziewanie jechał na czwartej pozycji. W pewnym momencie, bez widocznej przyczyny, jego bolid zjechał jednak z toru i ze sporą siłą przywalił w bandy. O jakiejkolwiek kontynuacji zmagań nie mogło być mowy. Monakijczyk dołączył do Vettela, który również był zmuszony przedwcześnie ukończyć wyścig, ze względu na problemy z hamulcami. Stare dobre Ferrari…
Z racji, że w wyniku wypadku Leclerca, bariery ochronne zostały solidnie uszkodzone, sędziowie byli zmuszeni wywiesić czerwoną flagę. A kiedy już kierowcy wrócili na tor, prowadzenie objął Pierre Gasly z zespołu Scuderia AlphaTauri. Nietypowy widok, prawda? Na kolejnych okrążeniach francuski kierowca dzielnie bronił swojej pozycji, mimo tego, że atakować próbował go Carlos Sainz. Wydawało się wręcz, że zawodnik McLarena musi prędzej czy później wyprzedzić niespodziewanego lidera. Ale ostatecznie mu się to nie udało. Przed GP Włoch Gasly ani razu w tym sezonie nie meldował się w pierwszej piątce, a teraz doszło do jego wygranej!
To był doprawdy historyczny wyścig. Podium złożone z Pierra Gasly’ego (który jeszcze rok temu znajdował się w kompletnym dołku), Carlosa Sainza i Lance’a Strolla? Dajcie spokój! Przytoczmy jeszcze garść statystyk. Kiedy ostatni rok Francuz triumfował w Grand Prix F1? W 1996 roku! Kiedy ostatni raz na podium nie było żadnego z kierowców Mercedesa, Red Bulla i Ferrari? W 2012 roku! Nie wspominając nawet o tym, że wymienieni wyżej zawodnicy to młodzieniaszki. Najstarszy z nich – Carlos Sainz – ma 26 lat.
Kolejne zawody w ramach najsłynniejszej serii wyścigowej świata już w najbliższy weekend w Toskanii. Kolejnego takiego wyścigu jak na torze w Monzie może już w tym sezonie nie być. Ale to nie szkodzi. Wystarczyłaby nam choćby połowa dzisiejszych emocji.
Fot. Newspix.pl
Kacper Marciniak
Opublikowane 06.09.2020 19:09 przez
kiedyś to się oglądało, McLaren vs Ferrari, ale i druga linia zespołów nie była w ciemię bita. I była różnorodność, Williams, Peugot, BMW, Renault…
teraz to już tylko prywatny biznes mercedesa i ferrari, przy czym to drugie nie umie być nawet równorzędnym przeciwnikiem. Dodajmy do tego tysiąc przepisów ograniczających kreatywność teamów i faryzejski przepis o tankowaniu do pełna rzekomo w trosce o mniejsze spalanie CO2, przez co wizyty w boksach i sprawność teamów przestała mieć znaczenie.
Ten sport jest już nie do zniesienia, zwłaszcza, że wygrywa człowiek-hipokryta, Lewis Hamilton, multimiliarder który nakazuje wszystkim przechodzić na dietę wegańską, samemu spalając tyle CO2 ile małe państwo afrykańskie, który mówi o niesprawiedliwości społecznej mając rezydencję w Monako…
Trudno odnieść się do takiego – za przeproszeniem – pierdolenia.
F1 zawsze charakteryzowała się dominacją jakiegoś zespołu. Biedniejszym zawsze zostawały okruszki z pańskiego stołu.
Wydaje mi się, że obecnie coraz mniej liczą się umiejętności kierowcy. Dobry bolid to zapewne jakieś 90-95% dobrego wyniku. Nie chodzi o to, że pierwszy lepszy z łapanki w Mercedesie by wygrał, ale ktoś kto ma pojęcie i trochę doświadczenia ma szanse tylko wtedy gdy inni mają awarie lub się wyeliminują sami (jak teraz Gasly). Szkoda, że nawet przy świetnej jeździe innych kierowców niemal w każdym wyścigu liczą się i tak wyłącznie Mercedesy i Max… Tak więc fajnie, że wreszcie wygrał ktoś inny.
To jest pierdolony żart.
“… z zespołu Scuderia AlphaTauri” – niech zgadnę – stażysta pierwszy raz usłyszał o F1 i musiał coś stworzyć na podstawie informacji na oficjalnej stronie?
Jak na obecne standardy F1 to calkiem niezly wyscig byl. Ferrari – absolutny wrak, a nie bolid. Cos poszlo mocno nie tak miedzy sezonami.
No jak coś poszło nie tak?! Robili przekręt w silniku w zeszłym sezonie, co zostało wykryte i nie mogą już tego robić w sezonie obecnym, a cały bolid oparty był właśnie na mocy samochodu.
Całe Ferrari – nawet oszukując nie byli w stanie zdobyć tytułów w poprzednim sezonie.
W tegorocznych silnikach Ferrari FIA wykryło pewną nieprawidłowość (nie mogę sobie w tej chwili przypomnieć jaką), przez co musieli wprowadzić zmiany i bez tego, co okazało się nieregulaminowe jeżdżą jak jeżdżą. Ale nie oszukujmy się, pierwsze miejsce w klasyfikacji konstruktorów jest jak na razie zarezerwowane dla Mercedesa.
Nie chodzi o silniki z tego sezonu tylko o silniki z sezonu poprzedniego. Ferrari kombinowało z oszukiwaniem czujnika przepływu i zapewne nie tylko z tym – stąd brała się ich absurdalna prędkość na prostych. Przecież oni byli szybsi bez DRS niż pozostałe bolidy z DRS (nawet Mercedes).
Gdyby władza F1 się z nimi nie pieściła to zapewne skończyłoby się na dyskwalifikacji lub jakiejś ogromnej każe finansowej (jak swojego czasu McLaren) a tak brakuje nawet oficjalnej informacji, że Ferrari dopuściło się ordynarnego oszustwa. W tym sezonie widać ich rzeczywiste osiągi.
Najbardziej przykre było jednak to, jak fatalnym bolidem jest obecnie Alfa Romeo. Jeśli ktoś jakimś cudem miał co do tego wątpliwości to dzisiaj zostały one brutalnie rozwiane. W pewnym momencie przecież Kimi znajdował się na 3 pozycji. Ale, że Alfa to obecnie fatalny bolid to kolejni rywale łykali go jak młody pelikan ryby… Przykro było patrzeć, jak nie był w stanie choćby chwilę powalczyć z rywalami i kolejni wyprzedzali go z dziecinną łatwością. Koniec końców nie był w stanie obronić choćby miejsca w punktowanej “10”.
To jest klątwa Orlenu.
Do tego dochodzą legendarne (według speców od F1 z wiadomej stacji telewizyjnej) już umiejętności rozwijania bolidu przez Roberta. Wielu o tym mówi, tylko na razie nikt tego nie doświadczył.