Reklama

Koniec świata, Niemcy tracą gola w końcówce!

redakcja

Autor:redakcja

03 września 2020, 23:01 • 4 min czytania 15 komentarzy

Cieszyliśmy się, że na pierwszy ogień w Lidze Narodów idzie mecz Niemców z Hiszpanami. Pomyśleliśmy – jeśli ktoś ma stworzyć prawdziwe show, to przecież właśnie te dwie drużyny. Najeżone gwiazdami. Wypchane talentami. Ze świetnymi fachowcami przy linii bocznej, z paroma gośćmi, którzy mają coś do udowodnienia. Poza tym to dwie piłkarskie potęgi. I co? 

Koniec świata, Niemcy tracą gola w końcówce!

Dramaturgia była. Tego odmówić nie sposób, zawsze, gdy mecz kończy się remisem po bramce w 95. minucie, można się cieszyć z emocji. Zwłaszcza, gdy gola w tym fragmencie meczu tracą Niemcy. Ale nie urodziliśmy się w Madrycie, ani w Monachium, żeby jarać się spotkaniem Niemców z Hiszpanami z uwagi na dramaturgię. My tu chcieliśmy piłkarskich fajerwerków, kunsztu, maestrii.

A niestety, czysto piłkarsko: długimi fragmentami zastanawialiśmy się, czy to na pewno nie jest retransmisja któregoś z zimowych sparingów Chojniczanki Chojnice. Prawie rok przerwy od reprezentacyjnego futbolu to bezprecedensowa sprawa, ale kurczę, przecież Emre Can czy Rodrigo nie spędzili tych kilku miesięcy w zamrażarkach. A właśnie tak wyglądali, zwłaszcza w pierwszej odsłonie spotkania.

CAN KONTRA RODRIGO, POJEDYNEK TYTANÓW

Rozumiemy – trudno wypracować pewne automatyzmy, gdy zgrupowanie trwa kilka dni, a od ostatniego minęła cała epoka. Ale takie podstawowe, absolutnie podstawowe rzeczy chyba wypadałoby pamiętać? Tymczasem Emre Can radośnie zagrywa sobie prostopadłą piłkę… właśnie do Rodrigo, który wychodzi praktycznie sam na sam z bramką, bo ratować kolegę dalekim wyjściem próbował Trapp. Niemców uratowało, że były zawodnik Valencii też zachowywał się jak nieprzytomny – i zarówno w tej, jak i w paru innych sytuacjach kompletnie się zamotał.

Po pierwszej pomyłce Cana – zbyt długie zwlekanie ze strzałem, co skończyło się świetnym wślizgiem bramkarza. Po drugiej, gdy Can nie był pewny czy powinien przeciąć podanie – Rodrigo najpierw ładuje w bramkarza, a potem cofa piłkę gdzieś daleko przed pole karne. Fatalnie się to oglądało, zwłaszcza, że równie proste błędy popełniali też inni piłkarze. Leroy Sane wyprowadza obiecującą kontrę i zagrywa piłkę po przekątnej. Pomysł dobry, wykonanie – piłka wylatuje za bramkę. Busquets dostaje piłkę w polu karnym, wystarczy zapakować, ile fabryka dała. Uderza wprawdzie ładnie, z woleja, ale słabo i prosto w Trappa.

Reklama

Tak naprawdę jeśli mielibyśmy kogoś za ten okres gry chwalić, to obu bramkarzy. Trapp świetnie poradził sobie z Rodrigo, obronił też wspomniany strzał Busquetsa, oczywiście Hiszpanie mogli to wykończyć lepiej, ale mimo wszystko: niemiecki golkiper wykonał swoją robotę. De Gea? Wyjął uderzenie w krótki róg Kehrera, powstrzymał strzał Sane z ostrego kąta. Trochę irytowała nas niechlujność zagrań, bo momentami naprawdę świetnie zapowiadające się ataki były przerywane szkolnymi błędami.

KRÓLESTWO ZA PRZEKĄTNĄ

Dlatego taką euforię wzbudził u nas doskonały przerzut z początku drugiej połowy. Ilkay Gundogan fantastycznie przestawił sobie obrońcę, po czym puścił fenomenalną piłkę do Gosensa. Po raz pierwszy w tym meczu tak efektywnie wykorzystano wahadłowych, na których mocno liczył Joachim Loew. Gosens świetnie przyjął, zagrał jeszcze do Wernera, a ten pewnie wykończył cały atak. Akcja meczu, bezsprzecznie. Cała trójka wzorcowo wykonała swoją robotę i wydawało się, że to wystarczy do pokonania Hiszpanów. Ich próby doprowadzenia do remisu? Jakiś pojedynczy strzał Thiago obok słupka, próba Ruiza, szarża Fatiego. Właściwie nic godnego uwagi.

Za to pod drugą bramką bardzo bliski podwyższenia wyniku był Werner, w prostej sytuacji ponad bramką uderzył Rudiger. Hiszpanie byli bezproduktywni, trzymali piłkę, ale niewiele z tego wynikało. Aż do ostatniej akcji meczu.

IDEAŁY NA BOK

Hiszpanie w końcówce odłożyli na półkę swoje przekonania i po prostu zaczęli naparzać w pole karne Niemców dośrodkowania. Już w drugiej minucie doliczonego czasu ta strategia przyniosła efekt, Fati pokonał Trappa, ale sędzia uznał, że chwilę wcześniej faulował Sergio Ramos. Goście poczuli jednak krew i poszli za ciosem. Już po upływie czterech minut, tyle doliczył sędzia, Torres dograł z prawego skrzydła. Rodrigo główkuje w stronę bramki, dla pewności dobija jeszcze Gaya. 1:1, po chwili końcowy gwizdek.

Jakże to było… nietypowe? Po pierwsze – Hiszpanie przechodzą w tryb lagi na Dawidka. Po drugie – Niemcy tracą gola w końcówce. Tyle razy było odwrotnie, że kompletnie nie dziwi nas dzika radość piłkarzy w czerwonych koszulkach. Tu warto zresztą dodać – dopiero wtedy przypomnieliśmy sobie, że to w gruncie rzeczy mecz o punkty, o stawkę, może i nie jakąś olbrzymią, ale stawkę.

Przyłapaliśmy się na tym, że sparingowe było nie tylko tło, puste trybuny w Stuttgarcie, ale przede wszystkim – sparingowe było granie. Oby ta przerwa na kadrę się rozkręciła, bo jeśli rozczarowują nas tacy mocarze jak Niemcy i Hiszpania, to my wolimy nie przewidywać, jak się pokaże Polska z Bośnią i Hercegowiną.

Reklama

Niemcy – Hiszpania 1:1 (0:0)

Werner 51′ – Gaya 90+6′

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Komentarze

15 komentarzy

Loading...