– Arkadiusz Milik trafi do tego klubu, który najwięcej zapłaci. Nie będzie żadnych promocji, dla nikogo. Jeśli nie… Cóż, istnieje prawdopodobieństwo, że trener nie będzie uwzględniał go w składzie – zapowiadał Aurelio de Laurentiis w „Sky Sport Italia”. Niedługo potem prawdopodobieństwo zamieniono na pewność. Przynajmniej według wiedzy dziennikarzy „Corriere dello Sport”, którzy przytoczyli rozmowę prezydenta Napoli z agentem Polaka. W zasadzie był to jedynie krótki komunikat: albo odejdzie na moich zasadach, albo spędzi rok na trybunach. Sytuacja polskiego napastnika w okamgnieniu z bajecznej zmieniła się w koszmarną.
Dlaczego w ogóle z bajecznej? Bo gdy Maurizio Sarri zagiął na niego parol, wydawało się, że Milik wkrótce trafi do Turynu. A tam, wiadomo – mistrzostwa, tytuły, dzielenie szatni z Cristiano Ronaldo. Nie bez powodu gdy wspólnie z tym szkoleniowcem próbowali odebrać „Starej Damie” tytuł, Sarri wymyślił hasło Fino al Palazzo. Juventus to pałac. Ze złotymi żyrandolami, klamkami i sztućcami. Nic dziwnego, że zainteresowanie ze strony Bianconerich zawróciło napastnikowi w głowie. Zwłaszcza że nie było to badanie gruntu i nieśmiałe zaloty, a konkrety wyłożone na stół. Włoskie media informowały, że Milik ustalił już warunki indywidualnej umowy. Pięcioletni kontrakt, ok. 4.5 miliona euro za sezon. Bajka. Było tylko jedno, małe, malutkie, „ale”.
Polak najwidoczniej zapomniał, czym może grozić flirtowanie z północą, będąc wciąż częścią południa.
De Laurentiis ustala zasady gry
Każdy, kto choć trochę zna włoskie realia, wie, że gdy Juventus zarzuca sieci na zawodnika Napoli, to być może i go dostanie, ale na pewno nie zgarnie go z półki z towarem przecenionym. Wręcz przeciwnie. Nienawiść południowców nakazuje ceny windować, żeby bogatszych sąsiadów z północy wydoić do ostatniego centa. Aurelio de Laurentiis od razu postawił sprawę jasno, bo wypowiedzi o tym, że Milik odejdzie za 50 milionów euro, albo wcale, krążyły po sieci już od pierwszego dnia negocjacji między klubem a piłkarzem. Oczywiście obok nich krążyły także wyzwiska pod adresem Polaka, bo jeśli któryś piłkarz Napoli choćby pomyśli publicznie o tym, że mógłby zakładać koszulkę w biało-czarne pasy, z miejsca staje się największym wrogiem. Nie musimy chyba przypominać, jak po transferze Gonzalo Higuaina kibice urządzili wielką akcję przyozdabiania jego koszulkami kubłów na śmieci.
A przecież Partenopei zrobili wówczas świetny deal, bo zgarnęli 90 milionów euro za 29-letniego napastnika.
De Laurentiis owszem, pozwoliłby zabrać sobie snajpera po raz drugi, ale tylko za konkretny pieniądz. W tym przypadku cena była znana i tu zaczęły się pierwsze problemy. Najwidoczniej zarówno Juventus, jak i Milik stwierdzili, że ostatni rok kontraktu będzie grał na ich korzyść. Bo w końcu to ostatni dzwonek, żeby faktycznie na zawodniku zarobić i zadbać o godnego następcę. Bo co by o Miliku nie mówić, to piłkarsko jego ruch do Juventusu miał sens. Jeszcze przed pandemią pisaliśmy, że na włoskie warunki to całkiem niezły napastnik. Skuteczny, solidny, stabilny. Ale prezydent Napoli chyba grał w Uno, bo niczym Wielki Szu rzucił kartę reverse:
-
Po pierwsze ściągnął Victora Osimhena, pokazując, że nie musi czekać na kasę z Turynu, żeby zadbać o wzmocnienie ofensywy
-
Po drugie zaczął wprost komunikować, że rok na trybunach to bardziej problem Milika niż jego
I zaczęły się schody.
Juventus musi łatać dziury w budżecie…
A w zasadzie nie tyle schody, co domino. Kolejne klocki sypały się jeden po drugim. Co prawda po odejściu Maurizio Sarriego obie strony nadal były zainteresowane transferem, ale okoliczności mocno się zmieniły. Andrea Pirlo umieścił Milika na liście napastników, których widziałby w swojej szatni, ale już nie na jej topie. Juventus też stwierdził, że żądania de Laurentiisa są delikatnie przeszacowane i zaczął namawiać Polaka na transfer za rok – za darmo. Sam Milik natomiast zdążył wrzucić do niszczarki wszystkie inne oferty. Włącznie z tą Romy, którą zainteresowane jest samo Napoli z racji możliwości ugrania na tym czegoś więcej niż tylko gotówki, czyli karty choćby Cengiza Undera. Niedługo potem Bianconeri zaczęli szukać innych opcji, sondując szanse na sprowadzenie Luisa Suareza i Edina Dzeko.
Umówmy się – nie pytasz o Suareza i Dzeko, jeśli masz zamiar wyłożyć 50 baniek za innego napastnika.
Zresztą możliwość zapłacenia jakichkolwiek pieniędzy Napoli od początku była wątpliwa. Nie dlatego, że Juventus na Milika skąpi, a z powodu minus valanzy. Słowem wyjaśnienia: w papierkach wszystko musi się zgadzać, więc żeby uniknąć strat, trzeba sprzedać zawodników za określoną sumę. We Włoszech wyliczono, za ile Juve musiałoby opchnąć niechcianych w zespole zawodników, żeby mieć finansowo czyste papcie.
-
Douglas Costa – ok. 22 mln euro
-
Gonzalo Higuain – ok. 18 mln euro
-
Marko Pjaca – ok. 10 mln euro
-
Sami Khedira – ok. 5 mln euro
-
Aaron Ramsay – ok. 3 mln euro
-
Blaise Matuidi – ok. 2,5 mln euro
Wiadomo, to nie wszystkie możliwe opcje, bo odejść mogą także Federico Bernardeschi, czy Daniele Rugani. Ale na tej liście jest kilka pozycji, które rodzą kłopoty. Przede wszystkim Matuidi (już poza klubem) i Higuain, za których nikt płacić nie chce. A to już 20 baniek w plecy. Niezbyt dobra pozycja, żeby płacić za napastnika, gdy na rynku są dostępne inne, tańsze opcje. Co prawda taki Suarez zainkasuje więcej, niż wziąłby Milik, jednak tu dochodzi kolejny czynnik. Urugwajczyk załapałby się na 50-procentową ulgę podatkową dla zawodników, którzy w ostatnich dwóch latach nie grali we Włoszech. Dlatego dla Juventusu nie byłby aż tak drogim gościem, jak na fakt, że pod względem umiejętności wyprzedza Milika o kilka długości.
… a na rynku są tańsze i lepsze opcje od Polaka
Z kolei za Edina Dzeko trzeba zapłacić, ale znacznie mniej niż za naszego rodaka. Jak ustalił „Tuttosport” cena zmieści się między 10 a 15 milionami euro. Całkiem znośnie, jak na piłkarza, którym zachwycony jest Andrea Pirlo. Kilka dni temu „La Gazzetta dello Sport” informowała o rozmowie Włocha z napastnikiem Romy. – Dzeko wie, że jego przyjście do Turynu byłoby dopełnieniem idealnego ofensywnego tercetu. Pirlo uważa go za idealnego partnera dla Cristiano Ronaldo, bo ściągałby na siebie obrońców, otwierając przestrzeń dla Portugalczyka i zaliczając wielu asyst. Bośniak grałby jako „10”, za plecami CR7 i Paulo Dybali – czytamy w „LGdS”.
Rozmowy z Suarezem, telefon do Dzeko… Czyli sprawa transferu Milika do Juventusu ostatecznie już upadła, nie ma co się oszukiwać. Ale dla pełnego obrazu sytuacji – spójrzmy na różnice finansowe.
-
Milik: 50 milionów euro + 4,5 miliona pensji rocznie. Z podatkami 9, więc łącznie mowa o 95 milionach do wydania
-
Dzeko: 10-15 milionów euro + 7,5 miliona pensji rocznie (dwuletnia umowa). Z podatkami 15, więc mowa o 40-45 milionach do wydania
-
Suarez: darmowy transfer + 10 milionów euro pensji rocznie (dwuletnia umowa). Z podatkami 15 milionów (ulga), więc mowa o 30 milionach do wydania
Wiadomo, że to tylko orientacyjne kwoty. Dłuższy kontrakt, to też dłuższy czas na wyprowadzenie go na finansową prostą. Juventus na pewno nie zapłaciłby 50 milionów euro, z kolei Suarez na pewno wziąłby bonus za sam podpis. Niemniej nie widać możliwości, żeby transfer Polaka był dla „Starej Damy” tańszy, a przecież z tej trójki jest najsłabszym możliwym wyborem. Paradoksalnie jednak to Milik może odegrać najważniejszą rolę w kwestii tego, kto wzmocni ofensywę Bianconerich. Włoskie media ustaliły bowiem, że Juve wybierze tego z napastników, który jako pierwszy uwolni się od obecnego klubu. Czyli:
-
Suarez trafi do Turynu, jeśli obniży oczekiwania co do odprawy w Barcelonie
-
Dzeko trafi do Turynu, jeśli Roma zapewni sobie zastępcę
A tym zastępcą ma być właśnie Polak. Tak, to prawda – wychowanek Rozwoju Katowice zdążył już odrzucić ofertę Giallorossich, dając im wyraźnie do zrozumienia, że interesuje go tylko Juventus. Tyle że teraz Roma nie jest już planem B. Jest planem A, bo poza nią zostają już tylko trybuny. Czyli nawet jeśli Milik zdania nie zmienił, to zmieniły się okoliczności. Oczywiście w całej sprawie ważny głos ma także Aurelio de Laurentiis, który nie może się zdecydować, którego z piłkarzy rzymskiego klubu oczekuje w ramach wymiany za Milika. Ale jasne jest, że gdy Milik powie Romie „tak”, obie strony szybko dobiją targu.
Czy Arkadiusz Milik może zostać w Napoli?
No dobrze, a co jeśli spełni się najgorszy dla napastnika reprezentacji Polski scenariusz, czyli Juventus sięgnie po Suareza i zrezygnuje z Dzeko, więc i Roma nie będzie już taka chętna, żeby wyrwać go z Neapolu? Czy jest szansa, że nagle padnie „Aurelio, słuchaj, głupio wyszło, w sumie to bym tu jeszcze pograł”? Cóż, raczej nie. Weźmy na tapet ostatnie wypowiedzi de Laurentiisa o Polaku, pomijając już fakt zapowiadanej zsyłki na trybuny. – Wiele razy chciałem przedłużyć z nim umowę, ale kiedy mu to oferowałem, nie odpowiadał. Dla mnie jasne jest w takim razie, że odejdzie z tego klubu.
Dołóżmy do tego to, jak Milik zaprezentował się w ostatnim sparingu, po którym kibice nagrodzili go gwizdami. Rzekomo miał też słyszeć, że może się już pakować i spadać do Turynu.
A na koniec dodajmy do tej mieszanki fakt, że Victor Osimhen zamiast pudeł i gwizdów doczekał się oklasków po skompletowaniu hattricka w osiem minut… Jeśli dorzucimy fakt, że Napoli jest gotowe zmienić ustawienie na 4-2-3-1, żeby lepiej dopasować Osimhena do zespołu… Cóż, wszystko to składa się na wilczy bilet. Na południu nikt już nie pamięta, że de Laurentiis rozpływał się nad Milikiem, mówiąc, że gdyby wykonywał rzuty karne, byłby drugim najlepszym strzelcem ligi. Twierdząc, że w duecie z Llorente jest lepszy niż Mauro Icardi.
Ale temu akurat dziwić się nie można. Bo czy Polak, marząc o Juventusie, pamiętał o tym, że Napoli nie kopnęło go w tyłek po dwóch poważnych kontuzjach i dało mu szansę się odbudować? Grać o najwyższe cele, strzelić hattricka w Lidze Mistrzów? Śmiemy w to wątpić. Rzecz jasna nie można zabronić piłkarzom chęci zawodowego awansu i zmiany klubu na lepszy, nawet jeśli mowa o odwiecznym rywalu. Natomiast trzeba pamiętać, że kluczowe w tym wszystkim zawsze będą dwie rzeczy.
Timing i okoliczności.
Arkadiusz Milik zamarzył o Juventusie w złym czasie, złym miejscu i złych okolicznościach. Więc jeśli teraz zostanie na lodzie, nie mógłby nie mieć do siebie żadnych pretensji.
SZYMON JANCZYK
Calcio w pigułce – inne teksty o włoskim futbolu:
Życie w stylu „Rock & Gol”. Wszystkie szaleństwa Pablo Osvaldo
Własne piwo, korupcja i objawienie Serie A. Pokrętna historia Francesco Caputo
Komuniści, faszyści i futbol. Jak Włosi walczyli o Triest?
Wojny, białaczka i legendarne rzuty wolne. Historia Sinisy Mihajlovica
„Mezzala idealny”, ulubieniec trenera. Co Karol Linetty zyskał transferem do Torino?
Fot. Newspix