Reklama

Amaral to tylko symbol. Kadra Lecha jest po prostu zbyt wąska

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

27 sierpnia 2020, 12:08 • 5 min czytania 38 komentarzy

Joao Amaral jednak nie zostanie w Lechu Poznań na kolejny sezon. Pół roku temu wyfrunął na wypożyczenie do Pacos de Fereira, nagrał ckliwy filmik o powodach tego czasowego odejścia. Wrócił do Poznania, poklepał się po herbie Kolejorza na prezentacji zespołu, po czym uznał – „nie, to jednak nie to, wolę wrócić do Portugalii”. I Lech wysłał go na kolejne – tym razem roczne – wypożyczenie. Oś decyzji Lecha przebiega między hasłami „ogon kręci psem” i „z niewolnika nie ma pracownika”. Ale problem tkwi gdzieś indziej.

Amaral to tylko symbol. Kadra Lecha jest po prostu zbyt wąska

Joao Amaral nie nadaje się do uprawiania sportu na poziomie profesjonalnym. Po prostu. Potrafi grać w piłkę, ma niezły drybling, smykałkę do nieoczywistych podań, technicznie byłby czołowym zawodnikiem nie tylko Lecha, ale pewnie i ligi. Problem w tym, że – jak to kiedyś ładnie ujął Zbigniew Boniek – piłkarz zaczyna się od szyi w górę. Zwłaszcza w XXI wieku, gdy odporność na presję, zdolność do odseparowania problemów osobistych od boiska i szereg innych czynników mentalnych są tak kluczowe do tego, by uprawiać ten zawód dobrze.

Portugalczyk głową do Poznania nie dojechał. Być może dlatego, że jeszcze nie tak dawno grę w piłkę łączył z normalną pracą w branży winiarskiej? Może ten przeskok do gry poza jego krajem był za szybki? Gdyby Joao udzielał wywiadów, to moglibyśmy go podpytać. Ale nie udziela. Więc pozostają nam domysły na podstawie jego czynów.

A chronologia była prosta:

  • Amaral jesienią zeszłego roku gra przyzwoicie, ale traci miejsce w składzie
  • nie nawiązuje sportowej rywalizacji z innymi piłkarzami, dąsa się na treningach, kręci nosem na chodzenie na lekcje polskiego w klubie
  • zimą wymusza wypożyczenie z Lecha
  • nagrywa ckliwy filmik na stronę oficjalną Lecha, w której tłumaczy, że powodem wypożyczenia jest ciąża jest partnerki – chce w tym trudnym dla niej czasie być blisko niej
  • obiecuje też powrót do Lecha, gdy dziecko przyjdzie już na świat
  • wiosnę spędzą w Pacos de Fereira, gra słabo
  • udziela wywiadu w portugalskich mediach, w których rozjeżdża walcem Dariusza Żurawia
  • Lech twierdzi, że przeprowadził z nim rozmowę na ten temat
  • Amaral wraca do Poznania, jedzie na zgrupowanie do Opalenicy, ale nie pojawia się w kadrze meczowej na mecze z Odrą Opole i Zagłębiem Lubin
  • klepie za to klubowy herb na prezentacji drużyny
  • po czym jedna czmycha na kolejne – tym razem roczne – wypożyczenie do Pacos

Tyle jeśli chodzi o fakty. Wina w dużej mierze leży po stronie samego piłkarza, który po prostu nie jest mentalnie przygotowany do rywalizacji. Skoro ma ważny kontrakt i skoro Lech płaci mu niemałe pieniądze za uprawianie sportu, to powinien ze swoich obowiązków się wywiązywać. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że faktycznie wiosenne wypożyczenie miało wyłącznie podtekst natury prywatnej, to trudno powielać tę wymówkę i teraz. Sprawa jest prosta – Amaral nie chce być w Lechu, chce być w Portugalii.

A co z osławionym skautingiem mentalnym?

Wobec tego zasadne wydaje się pytanie „to dlaczego Lech go nie sprzeda?”. Nie sprzeda go z bardzo prostego powodu – żeby kogoś sprzedać, to ktoś musi piłkarza kupić. A Kolejorz chciałby odzyskać choćby część zainwestowanych w niego pieniędzy. W Poznaniu liczą już tylko na to, że Amaral błyśnie na tym wypożyczeniu i ktoś w Portugalii za rok wyłoży za niego jakąkolwiek kasę. W powrót już nikt nie wierzy – nawet jeśli zawodnik ma jeszcze dwa lata kontraktu, to za rok gorący ziemniak znów trafi do rąk władz Kolejorza.

Reklama

Czy wina leży też po stronie Lecha? Oczywiście. Przede wszystkim w tym, że Amaral sam do Lecha się nie wpisał. Ktoś go oglądał, ktoś go skautował, ktoś go prześwietlił. Ileż to razy słyszeliśmy o osławionym skautingu mentalnym Lecha – konsultacjach z trenerami zawodnika, ze środowiskiem, odwiedzaniu rodziny, przeglądaniu mediów społecznościowych. A koniec końców do Lecha trafia piłkarz, który nie radzi sobie z tym, że czasami usiądzie na ławce i z płaczem leci do Portugalii.

Decyzja Lecha – ta o ponownym wypożyczeniu – jest zrozumiała, bo skoro nie możesz tego ananasa sprzedać, to lepiej faktycznie wyrzucić na rok zgniłe jabłko z szatni, by nie mącił atmosfery. Ale tu dochodzimy do sedna problemu. Bo czy klub poddał się presji piłkarza, czy po raz kolejny nie trafił z transferem – tak, to sprawy istotne, ale nie najistotniejsze dziś dla fanów z Wielkopolski.

Krótka kołderka

Odejście Amarala to bowiem kolejne uszczuplenie kadry. Owszem, Portugalczyk nie byłby pewnie postacią pierwszoplanową. To prawda, że Lech wiosną grał już bez niego. Dariusz Żuraw mówi nawet: – Skoro wiosną sobie bez niego radziliśmy, to teraz też damy radę.

Przypominamy jednak, że w kontekście Lecha nie chodzi tylko o „jakoś sobie radzimy”. Bo to radzenie sobie skończyło się tylko wicemistrzostwem. I sporą stratą do Legii – do momentu, gdy Legii jeszcze chciało się ścigać o mistrzostwo, bo tabela końcowa jest myląca. Zatem to prawda, że Lech sobie radził. Ale radził nie na tyle, by zadowolić kibiców spragnionych sukcesów.

Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że okienko jest jeszcze otwarte do października. I że Lech wciąż działa na rynku transferowym. Ale kadra względem wiosny uszczupliła się o van der Harta (kontuzja) Butko, Gytkjaera, Letniowskiego, Tomczyka i Żamaletdinowa. Pewnie lada moment nie będzie w niej też Kamila Jóźwiaka. Oczywiście przyszli już Bednarek, Malenica, Czerwiński, Sykora oraz Ishak.

Kogo wpuszczać na boisko, gdy trzeba będzie gonić wynik?

Niemniej szerokość kadry Kolejorza wciąż jest wątpliwa. Pokazały to mecze wiosenne, w których Dariusz Żuraw nie bardzo miał kim reagować zmianami. Powszechna krytyka trenera Kolejorza o to, że robi złe zmiany, wynikała często z tego, że Żuraw po prostu nie miał kogo wpuszczać na to boisko. W meczu z Zagłębiem dostało mu się za to, że zdjął Ramireza i wpuścił Marchwińskiego. Ale tak po prawdzie – kogo miał wpuścić do ofensywy? Na ławce miał Skórasia (wiosną nie przekroczył stu minut w barwach Lecha w Ekstraklasie), młodziutkiego Szymczaka oraz właśnie Marchwińskiego. Żadnego z nich nie było na świecie, gdy „Matrix” wchodził do kin.

Reklama

Dziś znowu sztab Lecha nie będzie miał na ławce żadnego doświadczonego zawodnika, którego będzie mógł wpuścić przy złym wyniku (Sykora nie jest zgłoszony). Oczywiście jeśli Kolejorz wyrżnie się na Valmierze, to będzie to wstyd i kompromitacja, a tłumaczenie „mamy za wąską kadrę” nie przejdzie. Natomiast w kontekście całego sezonu lechici będą potrzebować rotacji. Reakcji z ławki. Argumentów w drugich połowach. A pamiętajmy, że w tym sezonie trenerzy mogą robić już pięć zmian.

Na Amarala można spuścić zasłonę milczenia. Ale nie sposób jej spuścić na to, że drużyna z aspiracjami mistrzowskimi nie ma kim postraszyć z ławki.

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Paweł Paczul
0
Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Komentarze

38 komentarzy

Loading...