Dziewięć zespołów z pierwszej ligi zdążyło już odpaść z gry o Puchar Polski. Prawdziwą rzeź zaplecza w dużej mierze urządza sobie Ekstraklasa. Do dziś było tak w pięciu przypadkach, ale wieczorem do tego grona dołączył Raków Częstochowa. Ekipa Marka Papszuna bez większych problemów odpaliła z rozgrywek Sandecję. Trzy bramki, spora przewaga i praktycznie brak stresu – tak to dziś w Nowym Sączu wyglądało.
Osiem minut: tyle czasu zajęło piłkarzom Rakowa trafienie do siatki. Mecz rozkręcił się bardzo szybko, choć trochę pechowo dla pierwszoligowców. Bo w końcu to oni pierwsi oddali strzał na bramkę, a przegrywali nie tyle po kapitalnej akcji częstochowian, co po sporym przypadku. Jasne, David Tijanić bardzo przymierzył z woleja. Ale sama finalizacja wyglądała tak, że strzał Słoweńca trafił wprost w Adriana Bastę, piłka kompletnie zmieniła kierunek lotu i Dominik Budzyński mógł ją tylko odprowadzić wzrokiem.
Igor Sapała is on fire
ALE. Szybkie otwarcie chyba trochę zbiło Raków z rytmu, bo do głosu zaczęła dochodzić Sandecja. Najpierw ekipa Piotra Mandrysza próbowała swoich szans po stałych fragmentach gry, potem sprawy w swoje ręce wziął ten, który od paru lat skutecznie ciągnie ekipę z Nowego Sącza. Maciej Małkowski huknął z dystansu i większość widziała już piłkę w bramce. Tyle że na jej drodze stanął Jakub Szumski, który popisał się świetną paradą i nadzieje Sandecji pogrzebał.
No dobra, może nie w pojedynkę, bo swoje zrobiła też ofensywa ekstraklasowicza, która po tym dzwonku ostrzegawczym szybko się przebudziła. I wtedy wykazać musiał się Dominik Budzyński.
- Daniel Bartl wpadł w pole karne i z ostrego kąta próbował pokonać bramkarza podcinką – nieudanie, bo golkiper Sandecji zachował czujność i błysnął refleksem
- Igor Sapała dograł futbolówkę w “szesnastkę”, a głową uderzał ją Vladislavs Gutkovskis, jednak znów skutecznie zbił ją Budzyński
Ale ostatecznie Sapała długo na asystę nie czekał. Po wspomnianym strzale Gutkovskisa Raków miał rzut rożny, Sapała dograł z narożnika na głowę Kamila Piątkowskiego i mecz był w zasadzie zamknięty.
Igorowi Sapale wciąż było jednak mało. Stwierdził, że do asysty fajnie byłoby dorzucić gola i dwukrotnie posłał dwa groźne strzały, które ostatecznie nie przyniosły oczekiwanego rezultatu. Dobrze spisywali się też Tijanić i Bartl, którzy byli chyba najjaśniej świecącymi punktami Rakowa. W dużej mierze dzięki temu, że ta trójka nie odpuściła, tempo mocno nie spadło przed zejściem zawodników do szatni. Dzięki temu udało się też utrzymać rywala na dystans, bo Sandecja miała chrapkę na bramkę kontaktową, ale nie było jej stać na więcej niż niecelne uderzenia sprzed szesnastki.
Gutkovskis szukał gola
A co po zmianie stron? Duży spokój, bo Raków kontrolował przebieg spotkania. Momentami gospodarze dochodzili do głosu – spróbował Szumskiego zaskoczyć Chmiel, dobrze zaprezentował się Ogorzały, znów poszarpał Małkowski, ale nic z tego nie wynikło. Na przeciwnym biegunie był natomiast Vladislavs Gutkovskis. Łotysz od pierwszych minut mocno szukał gola.
- Pierwszą sytuację już wspomnieliśmy – celna główka
- Druga także miała miejsce w pierwszej połowie – napastnik próbował dobijać strzał Tijanicia
- W końcu po nieco ponad godzinie gry “Gutek” wykańcza wrzutkę Bartla, jednak znów bezkustecznie
Cierpliwość była już pewnie na skraju wyczerpania, kiedy niespodziewanie z pomocą przyszli piłkarze z Nowego Sącza. Niezbyt dobre wejście zaliczył Jan Kuźma, który chyba w pierwszym kontakcie z piłką… zagrał ją ręką w polu karnym. Strzelał Giannis Papanikolaou, ale rzut karny przypadł już Gutkovskisowi. Pewne uderzenie, Budzyński pokonany, 3:0.
I wtedy mecz już naprawdę był zamknięty, bo do końca spotkania praktycznie nic się nie wydarzyło. Raków na pewniaka wjechał do 1/16 finału.
Sandecja Nowy Sącz – Raków Częstochowa 0:3
Basta 8′ (sam.), Piątkowski 21′, Gutkovskis 72′
Fot. Newspix