Reklama

Młodości, ty nad poziomy wylatuj. Rozwoju których młodzieżowców jesteśmy najbardziej ciekawi?

redakcja

Autor:redakcja

21 sierpnia 2020, 12:53 • 16 min czytania 13 komentarzy

Oczywiście, że przyglądamy się młodzieżowcom uważnie, bo to przyszłość polskiej piłki. Ale też w skali Europy ESA ma rolę dostarczyciela zdolnych młodzieżowców. Wystarczy dobre pół roku, a już można trafić do mocnego klubu, przy okazji zapewniając klubowi nadwyżkę w postaci – powiedzmy – rocznego budżetu. Dlatego przed startem sezonu ligowego ściągawka i nasz subiektywny wybór młodzieżowców, których na dziś jesteśmy szczególnie ciekawi. Podkreślamy to „na dziś”, bo już zeszły sezon dobitnie pokazał, że ktoś może pojawić się nagle i niesamowicie zaskoczyć.

Młodości, ty nad poziomy wylatuj. Rozwoju których młodzieżowców jesteśmy najbardziej ciekawi?

Dwie adnotacje: kolejność nie ma znaczenia, to nie ranking. Jak już jakiś młodzieżowiec jest bezapelacyjną gwiazdą ESA i w sumie zaraz mógłby wyjechać, to wiemy czego się po nim w lidze spodziewać i w rankingu go nie ma.

FILIP SZYMCZAK (rocznik 2002)

Mistrz Polski juniorów młodszych w 2017, mistrz CLJ w 2018. Szymczak spędził w II lidze cały miniony sezon, otrzaskując się z dorosłym graniem. I tegoroczna forma każe sądzić, że już wie na czym polega różnica. Otóż w 2020 rozegrał osiem meczow, w których strzelił dziewięć bramek, dorzucił też dwie asysty. Rezerwy Lecha nie przegrały żadnego z meczów, w których zagrał Szymczak. Został też najlepszym strzelcem swojej drużyny. Już nie ma zerowego bilansu bramkowego – dostał dziesięć minut z Odrą Opole i trafił swoją pierwszą bramkę dla jedynki Lecha.

Obunożny, mobilny, po prostu ze smykałką do strzelania. W kwietniu przedłużył kontrakt z Kolejorzem. Teraz zdecydowanie szykowany jako drugi napastnik, tylko za Ishakiem – minut będzie dostawał mnóstwo i jeszcze trochę. W Lechu mają dużo więcej wiary w jego talent niż w talent Pawła Tomczyka.

Zobaczcie choćby tą zwycięską bramkę z GKS-em. Od 5:00:

Reklama

ALEKSANDER BUKSA (rocznik 2003)

Buksa już w lidze pokazał dość, by móc wyjechać do ciekawego klubu. Ma potencjał piłkarski, ma poukładane w głowie. Przypomnijmy, że zapytania Barcelony, jakie pojawiły się w zeszłym sezonie, nie były wyssane z palca.

I czy można się dziwić? Widać gołym okiem, że to talent czystej wody. Taka bramka, jaką strzelił Rakowowi, gorszą nogą, bez przyjęcia… no dobra, nie będziemy szafować wielkimi słowami, dajmy czas.

Reklama

Niemniej widzielibyśmy sens w tym, żeby pozostał jeszcze rok i wyjeżdżał ze znacznie mocniejszą kartą – ta zła nie jest, ale mogła by być taką, która mówiłaby wprost, że to chłopak od zaraz do pierwszej drużyny. Widzieliśmy już młode talenty, które wyjeżdżały, a potem trafiały do juniorów, różnych Premier League 2 i tym podobnych, gdzie traciły czas.

Jeśli Buksa by został, chcielibyśmy zobaczyć nie tylko przebłyski – bo że umie w piłkę to już wiemy. Chcielibyśmy regularność i zdolność wzięcia czasem ciężaru meczu na siebie. Tak, to siedemnastolatek, ale przecież chłopak ma możliwości na sam szczyt – trzeba wymagać.

KACPER KOZŁOWSKI (rocznik 2003)

Porównywany stylem gry do Piotrka Zielińskiego – playmaker, mający dorzut, prostopadłe podanie, technikę, strzał i zasadniczo wszystko, by być zawodnikiem, dla którego chodzi się na stadion. Bywalec kolejnych młodzieżowych reprezentacji Polski, od dawna już jednak mocno testowany w dorosłej piłce, szczególnie w III lidze, gdzie grają rezerwy Pogoni. Gdy debiutował w Ekstraklasie, miał 15 lat, 7 miesięcy i 3 dni, co czyniło go wówczas najmłodszym debiutantem Ekstraklasy XXI wieku.

Pytanie, czy w pewnym momencie nie zachorował na syndrom Mirosława Szymkowiaka. Szymek w latach dziewięćdziesiątych był takim talentem, że był nadmiernie eksploatowany. Kozłowski – o czym pisaliśmy TU  – potrafił dwa lata temu rozegrać w ciągu trzynastu dni pięć meczów.

Jego rozwój zastopował też wypadek samochodowy, którego doznał wraz z kolegami z Pogoni zimą tego roku, doznając w nim największych obrażeń. Gdyby nie to, pewnie dostałby znacznie więcej minut już wiosną, szczególnie w grupie mistrzowskiej, gdy już było pozamiatane. Cieszy jednak, że zdążył już wrócić na boisko, a ostatnio Maciek Żurawski mówił nam, że Kozłowski na treningach wygląda rewelacyjnie.

BEN LEDERMAN (rocznik 2000)

Nie mamy Bena Ledermana za jakiegoś pewniaka do super gry. Cytując klasyka: spokojnie. To wciąż zaledwie 186 minut w sześciu meczach, w dodatku wtedy, kiedy Raków już o nic nie grał.

Ale nie dało się nie zauważyć na finiszu zeszłego sezonu, że ten chłopak, który ma w papierach między innymi szkółkę La Masii, a także „dwójkę” Gentu, coś w sobie ma. Zauważyli to też w Rakowie przedłużając mu krótką umowę aż o cztery lata. Jest wiara w tego piłkarza.

Lederman pokazał, że umie fajnie rozegrać piłkę, nadać tej grze ofensywnej płynności, zaproponować coś kreatywnego. Widać, że myśli na boisku i jest nieźle wyszkolony technicznie. To w warunkach ekstraklasowych nie jest najbardziej oczywisty zestaw umiejętności, takiego warsztatu mamy ZAWSZE niedosyt, więc liczymy, że obroni się w meczach o większą stawkę.

BARTOSZ SLISZ (rocznik 1999)

Na Slisza w Legii trzeba patrzeć przez pryzmat tego jakim jest projektem. Wydano na niego kupę kasy, to był hitowy transfer – jeden z ważniejszych minionego sezonu, bo odbetonowujący trochę te ruchy wewnątrzligowe. Wiosną nie było na nim żadnej presji – Legia miała zdobyć mistrzostwo, było jasne, że w układance ważniejsi są inni, a on ma spokojnie poznawać klub, wymagania Vukovicia i ogółem wymagania, przed jakimi staje się grając w Legii.

Ale w tym sezonie trzeba wymagać dużo. Mówiło się o Sliszu przecież nie tylko, że to dobry transfer – mówiło się, że to świetna inwestycja, bo niebawem pójdzie dalej za jeszcze większą kasę. Slisz nie jest nastolatkiem, w wiosennej rundzie będzie miał dwadzieścia dwa lata – tu nie ma na co czekać, tu trzeba odgrywać dużo istotniejszą rolę w zespole, jeśli ma spełniać oczekiwania. Dawał takie przebłyski pod koniec minionej rundy, ale też były słabsze mecze – również już w tym sezonie, bo na tle toporów z Linfield wypadł miernie i w przerwie został zmieniony.

MACIEJ ŻURAWSKI (rocznik 2000)

Jak się zaczął zeszły sezon dla Pogoni? Ano tak, że marzyli o pucharach, jeszcze zimą zdawało się, że to realny cel. Jak się potoczyła wiosna? Ano tak, że na zakończenie rundy zasadniczej, choć weszli do ósemki, nastroje były minorowe.

Po stronie nielicznych plusów rozwój Macieja Żurawskiego.

Tak jest, Żurawski już zaznaczył swoją obecność w lidze, pokazał, że dobrze się w niej czuje. Teraz liczymy, że zacznie się rozpychać. Doświadczenie jest, czy to poprzez treningi karate – jego ojciec był medalistą mistrzostw Europy – czy w treningach gimnastycznych. Żurawski przyznawał nam nawet w Weszłopolskich, że kiedyś zdarzały mu się sparingi niekoniecznie na macie, a chętnie zmierzyłby się nawet z Tomasem Petraskiem.

Pewności siebie mu nie brakuje, fizycznie to kozak, w piłkę grać umie, ligę zdążył poznać. To może być mieszanka wybuchowa.

ARIEL MOSÓR (rocznik 2003)

Syn Piotra Mosóra, duży talent na stoperze – dojrzały ponad swój wiek. Pokazał to też już w Ekstraklasie w ostatnim meczu zeszłego sezonu z Pogonią – choć wiadomo, to tylko jeden mecz. Podobne opinie krążą o jego postawie na treningach czy grze w dwójce Legii. To nie boiskowy walczak, tylko typ inteligentnego obrońcy, który wygrywa walkę ustawieniem, czytaniem gry. Typ lidera – na razie tak było w legijnych juniorach. Umie też dobrze wyprowadzać piłkę, słowem: stoper do nowoczesnej piłki.

Czy dostanie więcej szans? To jest Legia, a chłopak ma jeszcze czas. Niemniej są w Legii mocniej obsadzone pozycje niż ta stopera. Potrafimy sobie wyobrazić, że – szczególnie jeśli Legia wejdzie do fazy grupowej pucharów – będzie się pojawiał i kto wie, może wykorzysta szansę.

ŁUKASZ PORĘBA (rocznik 2000)

Zrobił duży postęp na przestrzeni minionego sezonu, od okazjonalnego grywania, do wychodzenia w pierwszym składzie zespołu. Kiedyś, w juniorach, był podwieszany wyżej, ale – jak sam nam mówił – w seniorach jeszcze często zdarzało mu się odbijać od silnych obrońców. Teraz, ustawiony trochę głębiej, ma więcej przestrzeni.

PRZECZYTAJ WYWIAD Z ŁUKASZEM PORĘBĄ: „TRENER POWIEDZIAŁ MI, ŻE TALENTEM NIE BĘDĘ GRAŁ”

Poszukiwany w dzisiejszym futbolu typ pomocnika „box to box”, potrafiącego napędzić akcję dobrym podaniem, ale też któremu odbiór nie jest obcy. Bywały mecze, gdy wykonywał stałe fragmenty. Jest na uniwersytecie Baszkirowa i Starzyńskiego – przy takim towarzystwie nic tylko rosnąć piłkarsko. Ma charakterek, ale pewne błędy młodości już zrozumiał, teraz może to przekuć w coś dobrego, choćby grę bez kompleksów, przy dużej pewności siebie.

JAKUB KAMIŃSKI (rocznik 2002)

Właściwie najbliżej statusu gwiazdy całej z ligi w tym rankingu. Porównując do Buksy, którego transfer już teraz bez trudu sobie byśmy wyobrazili, to jednak Kamiński częściej miał mecze, również hitowe, kiedy brał ciężar gry na siebie. Dawał kluczowe sztychy w spotkaniu.

Chłopak pokorny, nastawiony na to, by coś w piłce osiągnąć. Z szacunkiem do pieniądza, sodówka prawie na pewno mu nie grozi. Widać po nim też to, że od dziecka trenował akrobatykę – zwinność, gibkość, nawet jego firmowe zejście do środka ze strzałem jest tego dowodem.

W przypadku Kamińskiego liczymy na to, że w przeciągu roku stanie się bezapelacyjnie pierwszoplanową postacią Ekstraklasy, utrzymując formę przez cały sezon.

PIŁKARSKI AKROBATA Z LECHA POZNAŃ. CZYTAJ REPORTAŻ O JAKUBIE KAMIŃSKIM

KACPER MICHALSKI (rocznik 2000)

Górnik w przypadku Michalskiego skorzystał z klauzuli wykupu. Młody prawy obrońca przez rok występował w GKS-ie Katowice, gdzie grał praktycznie wszystko. Nałapał sporo kartek – 12 żółtych, jedna czerwona. Ale nie róbmy też z niego jakiegoś topora – chłopak nie pęka, lubi też podłączyć się do ofensywy, ma przyzwoity dorzut. Smak Ekstraklasy już poznał – 11 meczów jesienią 2018 roku, w tym kilka od pierwszej minuty – teraz wraca bardziej ograny, otrzaskany. Są podstawy by sądzić, że to może wypalić, szanse na pewno dostanie.

DANIEL ŚCIŚLAK (rocznik 2000)

Na razie największy show zrobił w „Weszło z butami”, gdzie wypadł rewelacyjnie. Ale, można by rzec: doszlusować do tego poziomu na boisku to po prostu nie jest łatwa sprawa. Potencjał na pewno jest, czy fizyczny – bywały mecze, gdy Ściślak był najszybszy na murawie – czy czysto piłkarski. Jego problemem jest ustabilizowanie formy – pokazywał już, że potrafi dać sporo w ESA, ale czasem też znikał.

Ściślak to przykład chłopaka, który mentalnie łączy luz z pokorą. Gdy do jego obowiązków należało pompowanie piłek, zbieranie ich po treningu, noszenie pachołków, robił to bez mrugnięcia okiem – niby to powinna być oczywistość, ale nie zawsze tak jest.

Nastawiony na rozwój. Fajnie opowiadał w naszym reportażu o Ściślaku Kamil Potrykus, asystent Czesława Michniewicza w kadrze U-21:

Młodzieżówka rzetelnie siada do analiz na iPadach i jak notuje wskazówki z odpraw. W pewnym momencie, w okolicach 22:00, przez oszklone drzwi puka Daniel Ściślak, otwiera je, wkłada głowę i pyta:

– Trenerze, ma trener jeszcze jakieś tableciki? Pooglądałbym sobie.

Nic dziwnego. Chłopak bardzo wkręcił się w ten sposób spędzania czasu na zgrupowaniu reprezentacji Polski. Wie, że każda taka nowinka, każde takie zainteresowanie, każda nowa technologia może mu tylko pomóc i że niczego nie powinien lekceważyć.

TYMOTEUSZ PUCHACZ (rocznik 1999)

Przesunięcie Puchacza na lewą obronę okazało się ruchem mistrzowskim. Z miejsca dawał tutaj więcej jakości niż choćby Kostewycz. Puchaczowi rzecz jasna zostały naturalne inklinacje do zupełnie porządnej gry w ofensywie – spokojnie w niejednej drużynie Ekstraklasy ze swoim warsztatem mógłby występować jako skrzydłowy. O to się w Lechu zupełnie nie trzeba martwić, natomiast nie da się ukryć, że musi podkręcić grę w tyłach. Ten sezon będzie stał pod znakiem szukania tego balansu. Bo, w pewnym sensie, na Ekstraklasę to, co już gra w obronie, mogłoby wystarczyć, ale Puchaczowi należy stawiać wyższe wymagania. Mamy poczucie, że na tej pozycji mógłby wejść na naprawdę wyższy poziom.

Fizycznie Puchacz to siła, gaz, wydolność. Może ktoś wyglądać lepiej piłkarsko na jego stronie, ale każdy grając na Puchacza będzie musiał być gotowy na to, by nabiegać się za wszystkie czasy i powalczyć bark w bark.

BARTOSZ BIDA (rocznik 2001)

Bida to pierwszy młodzieżowiec Jagiellonii, rozegrał 1663 minuty w Ekstraklasie, do tego pięć bramek, jedna asysta. Chłopak jeszcze dwa lata będzie młodzieżowcem, czyli bilans więcej niż niezły.

Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. Widzieliśmy naprawdę dobre mecze Bidy, a czasem tylko fragmenty dobrej gry, widzieliśmy gdy nie nadążał z obowiązkami defensywnymi, widzieliśmy też jak potrafił dobrze wrócić i zrobić kluczowy odbiór. Były też jego całkiem anonimowe występy.

Talent, bezsprzecznie, dojrzewający. Byle w tym dojrzewaniu nie zatracił fantazji i odwagi do gry jeden na jeden. Wiosną przełomu w stosunku do jesieni nie było – wciąż bazował na przebłyskach, nie było konsekwentnego rozwoju. Choć ma czas, tak liczymy, że się otrząśnie i zrobi krok do przodu.

Czas rozwinąć skrzydła i potwierdzić, że pierwsze przebłyski nie były przypadkowe, że ten poziom na dłuższą metę go nie przerasta. Powinno być już łatwiej od strony mentalnej, bo w maju sam zainteresowany przyznawał w rozmowie  z nami, że na początku w Ekstraklasie dość mocno się stresował. – Najgorsze były dwa, trzy pierwsze mecze. Trema była wtedy bardzo duża. Tak samo było w meczach u siebie, gdy było dużo kibiców, doping. To trochę plątało nogi, głowa nie dojeżdżała. Teraz staram się do tego przyzwyczaić, jest o wiele lepiej. Nie mam jeszcze takiego luzu, jak w drużynach juniorskich, ale jest coraz lepiej – komentował.

MACIEJ ROSOŁEK (rocznik 2001)

Legionista z Siedlec – dla niego gra w Legii to coś więcej i chyba czasem to widać. Chłopak nieśmiały, ułożony, niesamowicie ambitny.

W zeszłym sezonie zwycięska bramka w debiucie ekstraklasowym przeciw Lechowi Poznań. Do tego trafienie z ŁKS-em i z Piastem. I przerastanie trzecioligowych rezerw, gdzie zrobił w rundę siedem bramek i cztery asysty.

W ten sezon wszedł wspaniale, strzelając trzy bramki GKS-owi Bełchatów, zostając tym samym najmłodszym autorem hat-tricka w historii Legii. Z Linfield też dał dobrą zmianę, może być jednym z niewielu, których za ten mierny mecz krytykować nie ma za co. Rosołek to talent tej skali, że nawet przy dużej konkurencji w ofensywie Legii na pewno będzie dostawał szanse i to nie na PESEL, tylko dlatego, że wydatnie pomaga drużyny. Uczyć się warsztatu na pewno ma od kogo.

MATEUSZ PRASZELIK (rocznik 2000)

Ofensywny pomocnik nie przebił się w Legii, ale latem rozgorzała wokół niego ekstraklasowa wojna – najbardziej chciał go Raków i Piast. Waldemar Fornalik osobiście dzwonił i nakłaniał młodzieżowca na przenosiny do Gliwic. Legia też proponowała przedłużenie umowy na lepszych warunkach.

Finalnie walkę o Praszelika wygrał Śląsk Wrocław. Na razie Praszelik zaliczył słodko-gorzki debiut z ŁKS-em w Pucharze Polski. Z jednej strony dobra zmiana, asysta do Celebana. Z drugiej był jednym z tych, którzy zmarnowali jedenastkę i sprawili, że Śląsk odpadł.

Kiedyś przylepiono mu łatkę piłkarza, który ma zadatki na sodówkę – on sam broni się, że to po prostu pewność siebie, a nie przepada za sztucznie manifestowaną pokorą. Chce grać, jest ambitny, wierzy w swoje umiejętności – twierdził, że jakby w Legii dostał więcej minut, pokazałby, że jest godny gry w pierwszej jedenastce. Czas poprzeć mocne wypowiedzi postawą na boisku.

MAKSYMILIAN SITEK (rocznik 2000)

Były piłkarz juniorów Legii Warszawa – lata 2013-2018, finiszował wygraniem CLJ – który od 2018 rozwijał swój talent poprzez grę w seniorach. Na pewno dało mu to sporo doświadczenia:

18/19: – 31 meczów dla Siarki Tarnobrzeg na wypożyczeniu w II lidze; zaczął od… trzech wędek, dostał nawet ksywkę „wędka”, co pokazuje, że miał problem z progiem dorosłego grania, ale liczba późniejszych meczów pokazuje z kolei, że się z nim oswoił.
19/20: – 23 mecze dla Puszczy Niepołomice w I lidze, dwa gole, sześć asyst

Jak widać konsekwentny rozwój od tamtego czasu, rok po roku idzie szczebel wyżej.

Skrzydłowy, który przeszedł na zasadzie transferu definitywnego do Podbeskidzia, jak sam wspominał na łamach „Legia.net”, to gracz odpowiedzialny w grze, pamiętający o defensywie. Dostał nawet ksywkę „defensywny prawy pomocnik”. Po jesieni według InStat miał po siedem prób odbioru na mecz, do tego około czterech udanych. Natomiast obrona obroną, w ataku nie boi się gry jeden na jeden. Kolejny z gatunku: pokorny, nastawiony na pracę. Czołowy młodzieżowiec pierwszej ligi zeszłego sezonu.

Z ciekawostek: zapalony fan książek, uwielbia kryminały, szczególnie skandynawskie. Jak wspominał portalowi 1liga.org – Harry Hole zawsze na topie.

ARKADIUSZ PYRKA (rocznik 2002)

W Piaście nie ma żadnego młodzieżowca, który miałby tak mocną pozycję jak w zeszłym sezonie Milewski. Jest sprowadzony Hyjek bez przetarcia w seniorskiej piłce, jest znowu wypożyczony Steczyk.

Pyrka to nieoczywisty strzał, ale bardzo interesujący. W Pucharze Polski z Resovią wszedł w 70 minucie za Steczyka i zameldował się w debiucie dwoma bramkami. Jak na swój wiek, spore doświadczenie – w zeszłym sezonie dwadzieścia osiem meczów dla drugoligowego Znicza, z którym zrobił utrzymanie. Wygrywał z pruszkowianami z Widzewem czy Górnikiem Łęczna. Debiutował jeszcze wcześniej, bo już w lipcu 2018 roku.

Jesienią zeszłego roku skrzydłowy był też na testach w Dinamie Zagrzeb, a zdaniem choćby Piotra Mosóra, który prowadził go w Zniczu, transfer do ESA był tylko kwestią czasu.

MATEUSZ SOPOĆKO (rocznik 1999)

Sopoćko w Podbeskidziu u trenera Krzysztofa Brede wyglądał naprawdę dobrze, szczególnie w tym roku. Jesienią jeszcze był zmiennikiem, wiosną coraz częściej wychodził w pierwszym składzie. Zawodnik z dużą pokorą, jak mówił nam Łukasz Sierpina: chętny do tego, by się uczyć, chłonąć wiedzę. Sam twierdzi, że to wypożyczenie bardzo dużo mu dało, a pasowało mu, że Brede dużo wymagał.

W Pucharze Polski ze Stalą Stalowa zagrał na lewej pomocy, zaczynając nerwowo, ale potem było coraz lepiej – musi złapać pewność siebie. Czas w końcu udowodnić łatkę dużego talentu – debiutował w Lechii dwa lata temu.

DAWID KOCYŁA (rocznik 2002)

Gdyby w Ekstraklasie Wisła Płock grała tylko z Koroną Kielce, Kocyła zakręciłby się wokół króla strzelców. Dwa mecze, trzy bramki – prawdziwy kat. Ale nie żartujmy, młody chłopak i tak wszedł do ESA bez kompleksów. W smutnej, męczącej bułę Wiśle Płock czasami dawał błysk nieprzewidowalności, poparty szybkością, wybieganiem. Może jeszcze czasem nie da rady, odbije się od obrońcy, piłkarsko ktoś go ustawi do pionu, ale przy Kocyle trzeba się nabiegać.

Chłopak pracowity i pokorny. Sam nam opowiadał, że swego czasu w ogóle się nie wyróżniał, ale walczył o swoje z zajawki. Według opinii niektórych, uwolniłby duże rezerwy, gdyby zyskał jeszcze większą pewność siebie. Sam mówi, że musi pracować nad główką i grą słabszą nogą.

SZYMON STASIK (rocznik 1999)

Stasik jest aktualnie kontuzjowany, początek Ekstraklasy straci, co może być pewnym problemem. Ale umówmy się: Stal Mielec nie wzmocniła się nagle tak, by rezygnować z młodzieżowca, który wydatnie pomógł w awansie do Ekstraklasy.

Gra na boku, był trochę rzucany między pomocą i obroną, ale naszym zdaniem bardziej pasuje do linii defensywnej. Królem asyst nie jest – jedna w zeszłym sezonie w 28 meczach – a tak na pewno wiedziałby jak się podłączyć w akcji ofensywnej. Poczekamy, zobaczymy, ale może być ciekawie – w zeszłym sezonie wrzuciliśmy go do najlepszej jedenastki młodzieżowców poprzedniego sezonu na zapleczu Ekstraklasy.

KAMIL PIĄTKOWSKI (rocznik 2000)

Obrońca grający u Papszuna musi umieć grać piłką i Piątkowski na pewno to potrafi. Dobry przerzut, podanie do przodu, zdolność podłączenia się do gry ofensywnej – Piątkowski nie musi czekać, aż inni wyprowadzą piłkę. Trener Rakowa lubi wymagać od zawodników większej plastyczności i na pewno to widać także po tym zawodniku, bo były gracz lubinian dzięki swojej szybkości był próbowany na wahadle.

Sam mówił nam: – Trener w połowie sezonu zdecydował, że zagram w sparingu na prawej obronie. Graliśmy z Zagłębiem Sosnowiec. Wygraliśmy 2:0. Dałem asystę. Pokazałem się z dobrej strony. Trener Papszun przez cały tydzień mówił mi, że będzie chciał, żebym wyszedł od pierwszej minuty ze Śląskiem. I tak się zaczęła moja gra na wahadle. Na początku było ciężko – więcej biegania, myślenia, nowe schematy. Z każdym treningiem przyswajałem się do tej pozycji.

Niemniej choć to przetarcie sporo mu dało, tak nie da się ukryć, że zyskał gdy wrócił na swoją nominalną pozycję.

PRZECZYTAJ DUŻY REPORTAŻ O KAMILU PIĄTKOWSKIM

ALEKS ŁAWNICZAK (rocznik 1999)

Poznaniak. W zasadzie wychowanek Warty, bo grał tu w juniorach od 2011 do 2018 roku życia – między innymi z Jakubem Moderem – wcześniej tylko KS Mosina. Potem łapał chwilę doświadczenie w rezerwach Miedzi, by w końcu przebić się do seniorów.

Stoper Warty Poznań powinien być podstawowym graczem „Zielonych”, czyli dostanie mnóstwo minut do rozwoju. Za nim cały sezon w I lidze, gdzie był istotną postacią przy awansie. Nie jest raczej typem zawodnika, który weźmie piłkę, rozegra, ale na pewno dobry przy rozbijaniu akcji i walce – 190cm też robi swoje. Wymowna statystyka:

W meczach, w których zagrał, „Duma Wildy” 10 razy zachowała czyste konto. Bez niego – tylko czterokrotnie. Ogólny bilans wygląda tak:

  • Warta z Ławniczakiem: 14 wygranych, 4 remisy, 5 porażek, 19 straconych goli. Średnia punktów: 2 na mecz, średnia straconych goli: 1 na mecz
  • Warta bez Ławniczaka: 6 wygranych, 2 remisy, 5 porażek, 14 straconych goli. Średnia punktów: 1.53 na mecz, średnia straconych goli: 1.07 na mecz

Zrównoważony, nie schodzący poniżej pewnego poziomu. Spokojny, bardzo skromny: na sodę chyba niema szans, jeszcze jesienią zeszłego roku dojeżdżał na treningi rowerem.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

1 liga

Wisła Kraków zwycięża, ale problemy z koncentracją wciąż są widoczne

Arek Dobruchowski
0
Wisła Kraków zwycięża, ale problemy z koncentracją wciąż są widoczne

Komentarze

13 komentarzy

Loading...