Wiele spodziewaliśmy się po meczu w Lubinie i nasze apetyty zostały zaspokojone. Zawodnicy Zagłębia i Lecha stworzyli świetne widowisko, przyjemnie spędziliśmy czas. Kibice w Poznaniu jednak od razu muszą przełknąć pierwszą gorzką pigułkę. W grze ich ulubieńców nic się nie zmieniło – nadal potrafią grać ładnie, dominować, stwarzać sytuacje i tworzyć wrażenie kontrolowania przebiegu wydarzeń, by na koniec frajersko stracić punkty. Sporo dołożył do tego debiutujący w Ekstraklasie Filip Bednarek.
27-letni bramkarz do pewnego momentu zbierał same pochwały. Obronił dwa strzały Samuela Mraza, z czego jedną sytuację Słowaka można nazwać stuprocentową. Świetnie dośrodkował mu Dominik Jończy i wbiegający między stoperów Mraz uderzył głową, ale Bednarek był bardzo dobrze ustawiony i zdołał sięgnąć piłkę. W drugim przypadku wypożyczony z Empoli napastnik “Miedziowych” uderzył dość kiepsko, na dodatek prosto w Bednarka. To już nie ten kaliber, choć oczywiście bramkarz znów na plus. Do tego nowy golkiper Lecha zaprezentował dużą pewność w grze nogami, przeważnie precyzyjnie wprowadzał futbolówkę, bez względu na to, czy chodziło o podanie długie czy krótkie.
KOSZTOWNY BŁĄD
Całe dobre wrażenie Bednarek zamazał w 82. minucie. Zaliczył klasyczny pusty przelot po dośrodkowaniu Bohara z rzutu rożnego, z czego skorzystał zamykający Guldan. Można dopowiadać, że Crnomarković tej piłki nie sięgnął, a Alan Czerwiński nie ubiegł rywala, ale to detale w porównaniu do tego, co zrobił bramkarz. Złośliwie można stwierdzić, że Bednarek i Van der Hart to ta sama szkoła bronienia. Czytaj: na przedpolu lepiej niech się nie pojawiają. Filipa nie zamierzamy skreślać, lecz tak na logikę trudno zakładać, by mógł on być lepszy od leczącego kontuzję Holendra. Van der Hart potrafił regularnie grać w Eredivisie, natomiast Bednarek będąc w Holandii ponad dekadę rozegrał zaledwie 11 meczów na najwyższym szczeblu. Mimo że jako człowiek bardzo dobrze się zaaklimatyzował i niczego nie można mu było zarzucić w temacie profesjonalizmu, przegrywał rywalizację i w Twente, i w Utrechcie, i w Heerenveen, To niestety raczej nie jest przypadek.
Przy drugim golu po kolejnym kornerze Bednarek już niewiele mógł zrobić. Zawalił przede wszystkim Jakub Moder, któremu uciekł Sasza Balić. W finalnej fazie do główki z Czarnogórcem wyskakiwał Lubomir Satka, to już jednak była interwencja ratunkowa. Moder, w przeciwieństwie do Satki, mocno dziś rozczarował. Kompletnie nie wychodziły mu stałe fragmenty, próby z dystansu również, w samej grze raczej nie zaimponował, do tego wpadki w tyłach. Zimny prysznic, podobnie jak w przypadku Kamila Jóźwiaka. Wyszedł na boisko jako kapitan, zapewne ponownie obserwowało go wielu skautów i… swoich notowań na pewno nie zwiększył.
Zagłębie miało dwie sytuacje Mraza, ale tak poza tym bardzo długo to Lech dyktował warunki i kreował zagrożenie w polu karnym przeciwnika. Działo się sporo.
-
bombę Puchacza z dystansu odbił Hładun
-
Hładun uprzedził na przedpolu Jóźwiaka (tu akurat dobrze podał Moder), a Jończy zablokował strzał dobijającego Kamińskiego
-
Ramirez kapitanie wypatrzył Ishaka, który mógł zrobić wszystko i nie trafił w bramkę
-
Tiba nie mniej znakomitym podaniem znalazł w polu karnym Kamińskiego, w ostatniej chwili na najwyższym ryzyku piłkę wybił mu Balić
-
Ramirez zszedł do środka, po jego strzale piłka otarła się o nogę Guldana i trafiła w słupek
A to wszystko dotyczy jedynie pierwszej połowy. W jej doliczonym czasie Lech wreszcie objął prowadzenie. Otwierające podanie Satki, Tiba na pozycji “dziewiątki” powalczył z Chodyną, piłkę przejął Ishak i tym razem przymierzył idealnie przy słupku. Gol w ligowym debiucie następcy Christiana Gytkjaera.
JEST ŻYCIE BEZ KOPACZA I CZERWIŃSKIEGO
Ishak się rozkręcił i po przerwie dopisałby na swoje konto klasową asystę, gdyby więcej zimnej krwi zachował Jakub Kamiński. Minął Hładuna, ale kąt był już bardzo ostry i piłkę wybił Jończy. Warto się przy tym chłopaku zatrzymać. Ma już 23 lata, czyli do młodzieniaszków go nie zaliczymy. W Ekstraklasie miał dotychczas osiem spotkań, z czego połowa dotyczy sezonu 2016/17. Teraz dostał szansę po odejściu Bartosza Kopacza, bo Lorenco Simić i Soren Reese dopiero co przyszli do Zagłębia. No i Jończy sprawił, że nowi obcokrajowcy będą musieli się bardziej postarać, żeby wskoczyć do składu. W ogóle nie było widać, że obok Guldana gra tak mało doświadczony zawodnik. Dwie kluczowe interwencje, idealne dośrodkowanie do Mraza, spokój w swoich poczynaniach. Wychowanek KKS-u Jelenia Góra w żadnym momencie nie stracił głowy, nie panikował. Niezwykle obiecujący prognostyk na przyszłość. Ale też spokojnie – to tylko jeden mecz. Nieprzypadkowo nie występował tak długo (pamiętacie mecz z Arką z zeszłego sezonu?).
Na prawej obronie lubinian oglądaliśmy dwa lata młodszego Kacpra Chodynę. Grał na Jóźwiaka z Puchaczem i nie utonął. W defensywie kilka razy zaspał, na przykład przy podaniu Ramireza do Ishaka, czasami był objeżdżany. Ale nie deprymował się, odważnie sobie poczynał, no i w samej końcówce zablokował Kamińskiego próbującego dobijać obroniony przez Hładuna strzał Modera. Jest życie w Zagłębiu bez Kopacza i Czerwińskiego, który dużo się nabiegał na swojej stronie w Lechu, ale niczego konkretnego nie wymyślił.
ZAĆMIENIE SIRKA
Nie wiemy, jakie myśli miał w głowie Rok Sirk, gdy ordynarnymi sankami wślizgiem od tyłu atakował nogi Crnomarkovicia. Nie możemy uwierzyć, że skończyło się na żółtej kartce. Rezerwowy napastnik Zagłębia powinien z hukiem wylecieć i dłużej odpocząć. W Lubinie mają z nim problem. Nie jest już za bardzo potrzebny, prezes Jankowski ostro krytykuje go w mediach, ale on odchodzić nie chce, bo mu tu dobrze. Jak dostał kolejną szansę, to odstawia taki cyrk, więc nikt nawet na niego nie spojrzy. Chyba trzeba będzie się z nim jeszcze trochę pomęczyć.
Brak czerwonej kartki. pic.twitter.com/vcmnxPdc4A
— Damian Smyk (@D_Smyk) August 21, 2020
Na razie jednak podopieczni Martina Seveli świętują. Wygrali, mimo że ich środek pola słabo funkcjonował w kreacji (przytyk w stronę Filipa Starzyńskiego), a słoweńskie skrzydła najczęściej obrona Lecha trzymała w szachu. Dariusz Żuraw natomiast znów może mówić o pięknej grze, ale muszą za tym iść wreszcie wyniki. W wielu klubach mowa o sezonie przejściowym, przy Bułgarskiej nie ma o tym mowy. Czas na konkrety.
Fot. Newspix