Przez długi czas o zamieszaniu związanym z przedwczesnym zakończeniem sezonu z powodu koronawirusa więcej mówiło się o Holendrach niż Belgach. Ci pierwsi jednak zdołali wprowadzić wszystkie rozstrzygnięcia w pierwotnym kształcie. Ci, którzy protestowali przeciwko decyzjom krajowego związku (KNVB), przegrywali w sądach lub byli wyjaśniani przez UEFA. W Belgii sprawa wyglądała inaczej: decyzje piłkarskich władz zostały podważone przez sądy i to ich wyroki zdecydowały o kształcie ligi na nowy sezon, który właśnie wystartował.
W Eredivisie ustalono brak mistrza, grę w pucharach według aktualnych miejsc w tabeli oraz brak spadków i awansów. Najwięcej kontrowersji wzbudził punkt ostatni. Prowadzące z wyraźną przewagą w drugiej lidze Cambuur i De Graafschap nie ukrywały swojego oburzenia, ale nic nie wskórały. Przegrały w sądzie i pozostało im jedynie zadowolenie się możliwie najwyższą rekompensatą z tytułu poniesionych strat. To samo dotyczyło szóstego Utrechtu, który domagał się rozegrania za wszelką cenę finału Pucharu Holandii z Feyenoordem. Ostatecznie wycofał się z prób wojowania z federacją, żeby również załapać się na pulę finansową m.in. z funduszu solidarnościowego, do którego dokładały się najlepsze kluby. Utrecht otrzymał także ponad 1,5 miliona euro rządowego wsparcia. W praktyce w drugiej połowie czerwca temat został zakończony, nastąpił spokój.
Zamieszanie z awansami i spadkami
W tym samym czasie w belgijskiej piłce temperatura właśnie dochodziła do wrzenia. Nikt nie kwestionował mistrzostwa dla Club Brugge (tutaj tytuł przyznano), natomiast wiele działo się na dole tabeli. Według pierwotnych ustaleń z elity zlatywał zamykający stawkę Waasland-Beveren, a nowego beniaminka miał wyłonić barażowy dwumecz pomiędzy Leuven a Beerschot VA. Jeszcze przed koronawirusem Beerschot wygrał u siebie 1:0, ale do rozegrania rewanżu już nie doszło. Problemy zaczęły się nawarstwiać, dlatego obie ekipy optowały za powiększeniem ekstraklasy z szesnastu do osiemnastu drużyn, co rzecz jasna forsowało również Beveren.
Jakie to problemy?
Leuven i Beerschot uważały, że rozgrywanie rewanżu dopiero 2 sierpnia naruszało ich interesy, zwłaszcza że w tym meczu mogliby wystąpić jedynie zawodnicy będący na liście płac w zakończonym sezonie, co w przypadku Leuven (dziesięciu piłkarzy z wygasającymi umowami) oznaczałoby olbrzymie problemy kadrowe.
Beveren walczyło aż na trzech frontach.
-
w sądzie pierwszej instancji próbowało unieważnić licencję dla pogrążonego w problemach finansowych Mouscron
-
przed Belgijskim Sądem Arbitrażowym ds. Sportu (BAS) dążyło do unieważnienia walnego zgromadzenia Pro League, na którym zdecydowano o spadku klubu
-
starało się o uznanie swojej degradacji za nieuzasadnioną przez urząd ochrony konkurencji (BMA), co skutkowałoby olbrzymimi karami finansowymi dla władz ligi
Sądy wymusiły zmiany
Beveren poszło na całość i dopięło swego. Co prawda Mouscron swoją licencję zachowało, ale na pozostałych frontach odniesiono sukces. BAS unieważnił walne zgromadzenie z 15 maja, a 31 lipca BMA uznał degradacją za nieuzasadnioną, nakazując przywrócenie Beveren do ligi. W innym wypadku organ zarządzający Pro League za każdy mecz rozegrany bez tego klubu płaciłby 2,5 mln euro kary.
Taki obrót sprawy wywrócił do góry nogami dotychczasowy porządek rzeczy. Niezwłocznie podjęto nowe decyzje, zaszły olbrzymie zmiany.
-
belgijska ekstraklasa na dwa lata powiększyła się z szesnastu do osiemnastu drużyn – Beveren zostało, a awansowały i Leuven, i Beerschot, ich dwumecz (w rewanżu było 4:1 dla Beerschot) został anulowany
-
w sezonie 2020/21 spada ostatni zespół w tabeli, a przedostatni rozegra baraż z wicemistrzem drugiej ligi
-
z kolei w sezonie 2021/22 spadną trzy zespoły i tylko jeden awansuje, dzięki czemu liga wróci do formatu 16-drużynowego
-
w obu sezonach zostaną najpierw rozegrane klasyczne 34 kolejki (mecz i rewanż), po których najlepsza czwórka rozegra mini play-offy o mistrzostwo i najważniejsze pucharowe przepustki, a ekipy z miejsc 5-8 powalczą o ostatni bilet do Ligi Europy
-
druga liga nadal będzie liczyć osiem zespołów, w tym znów mające status klubu zawodowego Lierse i rezerwy Club Brugge
– Sprawiedliwości wreszcie stało się zadość. Jesteśmy bardzo wdzięczni klubom, które wspierały nas w projekcie 18-drużynowym. To solidarne rozwiązanie, który nie krzywdzi żadnego klubu. Z naszych barków spada ogromny ciężar. Czasami niepewność była naprawdę nie do zniesienia. Przez ostatnie miesiące żyliśmy w ciągłym napięciu, teraz w końcu możemy o tym zapomnieć – cieszył się prezes Beveren, Dirk Huyck.
De facto wrócono zatem do wariantu, który proponowano już 15 maja. Belgijska piłka straciła wiele tygodni na kosztowne przepychanki, by zrobić to, co należało zrobić od razu. – Wtedy nie znaleziono większości dla tej propozycji. Mając 84 procent poparcia, zdecydowano się na 16 zespołów w najwyższej lidze i osiem w drugiej. Nie uważam więc, że dziś straciliśmy twarz. Żaden inny format nie osiągnął większości, dopóki wariant 16/8 wciąż był na stole – cytował portal sporza.be przewodniczącego Pro League, Petera Croonena, który jednocześnie stoi na czele Racingu Genk.
Spośród czterdziestu czterech głosów, jedynie Westerlo było przeciwko staremu-nowemu rozwiązaniu. Klub ten zgromadził najwięcej punktów w fazie zasadniczej drugiej ligi i po cichu liczył, że to on w obliczu całego zamieszania zostanie dokooptowany do elity. – Już ogłosili, że rozważają podjęcie kroków prawnych. (…) Żadne rozwiązanie nie zapewniłoby, że nie będzie więcej procesów sądowych. No, może poza 20-zespołową ekstraklasą, ale nie sądzę, żeby to była właściwa droga dla belgijskiego futbolu. Co wtedy stałoby się z drugą ligą? Możemy bez końca dyskutować o obecnym formacie, jednak ekonomiczna i sportowa wartość naszej piłki jest wyższa od czasów wprowadzenia play-offów – tłumaczył Croonen, podkreślając, że przy dwudziestu klubach jakakolwiek faza dodatkowa nie byłaby już możliwa.
Westerlo faktycznie poszło do sądu, domagając się dołączenia do ekstraklasy i wstrzymania rozgrywek do czasu rozstrzygnięcia sprawy. Takowe faktycznie szybko nastąpiło, tyle że niekorzystne dla klubu. 6 sierpnia sąd w Antwerpii wydał wyrok uznający decyzję ligowych władz za zgodną z prawem.
Zbyt napięty terminarz?
Co do nowego formatu, nie brakuje głosów, że obecny wariant napina terminarz do granic możliwości. Głośno mówił o tym na przykład dyrektor generalny mistrzowskiego Club Brugge, Vincent Mannaert. – W połączeniu z europejskimi pucharami i kryzysem sanitarnym, rozegranie czterdziestu meczów wydaje się bardzo ambitnym założeniem. Jako Club Brugge wolelibyśmy ligę bez fazy dodatkowej, bo presja związana z terminarzem wzrasta. Cieszę się jednak, że wreszcie wyszliśmy z impasu. To był długi i trudny proces. Znaleźliśmy się w miejscu, w którym powinniśmy być dwa lub trzy miesiące temu – stwierdził.
Powiększenie Jupiler Pro League sprawiło, że aby zachować układ, w którym komplet meczów jest transmitowany osobno, zdecydowano się na ustanowienie w każdej kolejce terminu poniedziałkowego. To nowość w belgijskiej piłce i niekoniecznie się ona przyjmie. Jeśli wierzyć sondażom przeprowadzanym wśród kibiców, mecze w tym dniu raczej nie będą się cieszyły większym wzięciem. Skądś to znamy, prawda?
Piłkarska Belgia wraca do życia
Stary sezon Belgowie zakończyli dopiero 1 sierpnia finałem krajowego pucharu pomiędzy Royalem Antwerp a Club Brugge. Ci pierwsi dość niespodziewanie wygrali 1:0 po golu byłego zawodnika klubu z Brugii, Liora Refaelova. Izraelski pomocnik po raz trzeci grał w finale Pucharu Belgii i w każdym przypadku trafiał do siatki. Po samo trofeum sięgnął po raz drugi.
Nowy sezon wystartował raptem tydzień później. W sobotę 8 sierpnia Club Brugge znów zawiodło, przegrywając u siebie z Charleroi za sprawą bramki znanego ze Śląska Wrocław Ryoty Morioki. Beveren, mimo że miało bardzo mało czasu na sklecenie sensownego składu na kolejne rozgrywki (latem odeszło dziesięciu zawodników), na inaugurację wygrało 3:1 na stadionie KV Kortrijk.
Co będą miały do zaoferowania Leuven i Beerschot, przekonamy się dopiero w poniedziałek wieczorem.
Warto dodać, że Belgowie grają zgodnie z planem, mimo iż w Mechelen, Cercle Brugge i Racingu Genk wykryto przypadki koronawirusa. Kończyły się one jednak izolacją konkretnych osób i tym tropem radzimy pójść również na polskim podwórku. Inaczej uniknięcie chaosu w terminarzu będzie prawie niemożliwe.
Fot. Newspix