Reklama

Glik, Piszczek, Teodorczyk. Na jakie wielkie powroty liczymy w przyszłości?

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

02 sierpnia 2020, 12:30 • 9 min czytania 25 komentarzy

Artur Boruc w Legii. Waldemar Sobota w Śląsku. Wcześniej Błaszczykowski w Wiśle Kraków. Młodzi masowo wyjeżdżają, ale starsi wracają. Może to nie jest jeszcze trend, ale na pewno fajna sprawa, która ubarwia polskie rozgrywki. Z tej okazji postanowiliśmy się zabawić i wybraliśmy grupę polskich piłkarzy, którzy mogliby – w bliższym lub dalszym wymiarze czasowym – wrzucić wsteczny i wrócić do PKO Bank Polski Ekstraklasy albo niżej. 

Glik, Piszczek, Teodorczyk. Na jakie wielkie powroty liczymy w przyszłości?

***

ŁUKASZ TEODORCZYK 》》》LECH POZNAŃ

Nie jest łatwo wniknąć w głowę Teodorczyka i poznać wszystkie jego motywacje, bo aktywność medialną ograniczenia do minimum, jeśli nie do zera, ale bylibyśmy bardzo, ale to bardzo zdziwieni, gdyby okazało się, że napastnik jest zadowolony z minionego sezonu w swoim wykonaniu. Kasa się zgadza. Kontakt z wielką piłką jest. Włochy to też przyjemniejsze – wyłączając wiosenny okres wybuchu pandemii – miejsce do życia niż Polska, Ukraina czy Belgia. No ale, jak ma się trochę ambicji, to w tym sporcie nie chodzi tylko o to, żeby zarabiać, zwiedzać, oglądać zza szybki, a na boisku zawodzić na całej linii.

Bo Teodorczyk w Serie A furory nie zrobił. Lekko mówiąc. Dwa sezony i jeden gol. Z Chievo, jeszcze w kampanii 2018/19, po dobitce, nic spektakularnego, nic specjalnego. Od tego czasu zero, null, puste przebiegi. A nie było tak, że nie dostawał szans. Ok, nie grał dużo, nie był pierwszym wyborem, zazwyczaj siadał na ławce i wchodził na nieznaczące epizody, ale na przykład w okresie ściśle post-pandemicznym wychodził na boisku w każdym kolejnym spotkaniu, aż do kontuzji kolana.

Reklama
W Udinese ma jeszcze dwuletni kontrakt.

Ale nikt go zatrzymywać nie będzie, jeśli przydarzy się jakaś ciekawsza oferta. Teo, w tej części Włoch, po prostu się nie sprawdził, choć przecież Udinese wykupiło go za 3,5 miliona euro, licząc, że były król strzelców Jupiler Ligi, który był wysokiej klasy snajperem w niezłej lidze (belgijska), średniej lidze (ukraińska) i słabej lidze (polska), będzie wstanie postrzelać też na Półwyspie Apenińskim. Nie był.

Czy to jest więc na czas na powrót do Polski? Pewnie nie, bo ze swoim CV spokojnie powinien rozejrzeć się za klubem ze średniej europejskiej półki. Może zejść poziom niżej (Gytkjaer właśnie poszedł do Serie B i nie widzimy w tym wielkiej sensacji), może spróbować zmienić Włochy na Niemcy, może odbudować się w Belgii czy innej Holandii, gdzie skuteczni (!!!) snajperzy mają raj na ziemi. O powrocie do Polski pewnie nawet nie myśli, ale kurczę, to byłby hit.

Gdyby przykładowo Lech zainwestował grubą forsę w swojego byłego piłkarza, dogadał nawet kwestię wypożyczenia, to Teodorczyk z automatu stawałby się jedną z największych gwiazd ligi, murowanym kandydatem do korony króla strzelców, a i jemu mogłoby się przypomnieć, jaki smak ma strzelony gol. Zresztą, jak nie teraz, to za te dwa lata. Teodorczyk za moment przekroczy trzydziestkę i zapewne za jakiś czas będzie musiał wziąć pod uwagę powrót do ojczyzny.

ŁUKASZ PODOLSKI 》》》GÓRNIK ZABRZE

Uśmiechacie się? Bo my tak. Wszyscy, jak Polska długa i szeroka, wiedzą, że Poldi marzy o tym, żeby zakończyć karierę w Górniku Zabrze. Przecież mówił już o tym jakieś 77 razy i spodziewamy się, że niedługo do tej biblijnej liczby dołoży jeszcze kolejne deklaracje i obietnice, które będą śnić się po nocach kibicom zabrzańskiego klubu.

Największe nadzieje na jego powrót mieliśmy zimą. Coś się przebąkiwało, coś się pisało, Podolskiemu też wybiło 35 lat i taki moment w karierze, że wydawało się, że któregoś dnia wstanie z łóżka, uśmiechnie się i obierze kierunek, który postawi na nogę całą piłkarską i niepiłkarską (telewizja śniadaniowa na pewno nagrałaby o tym jakiś materiał) Polskę. Problem w tym, że na tym wszystkim się skończyło i zasłużony reprezentant Niemiec wybrał turecki Antalayaspor. Pisaliśmy wtedy tak:

Reklama

Łukasz Podolski marzy o zakończeniu kariery w Górniku Zabrze. Diabeł tkwi w szczegółach: Poldi najprawdopodobniej karierę ma zamiar kończyć koło pięćdziesiątki. Wtedy, po pół roku odcinania kuponów w Oberlidze, przyjedzie na białym koniu na Roosevelta, rozejrzy się po szatni, w której wobec niektórych mógłby być dziadkiem, odstawi dębową laskę i powie: – Oto jestem.

Może i powie, może i nie powie, właśnie ma za sobą średnią rundę w Super Lidze (9 meczów, 2 gole, 3 asysty), ale jego powrót do Ekstraklasy – co jasne – byłby dużym wydarzeniem. Tylko że naprawdę nie jesteśmy przekonani, czy Podolski w aktualnym borucowym wieku byłby w stanie Górnikowi dać tak dużo, jak zakładamy, że Boruc będzie w stanie dać Legii.

BARTOSZ KAPUSTKA 》》》CRACOVIA

Jedno życzenie: niech w końcu zrobi coś, co pozwoli nam pamiętać go z czegoś więcej niż z jednego tweeta Linekera z zamierzchłych czasów Euro 2016. Wtedy wydawało się, że Kapi weźmie przebojem świat większej piłki, że to nadzieja dla skrzydeł kadry na wiele lat. Dalszą historię zna każdy. W Leicester niby trenował z dorosłymi, niby poznał parę gwiazd, niby zagrał w FA Cup, ale poważniejszej szansy nie dostał – zabrakło zdrowia, szczęścia i umiejętności. W Bundeslidze strzelił gola, ale nie zbierał dobrych not, nie grał, zawodził lub zaliczał epizody. Co więcej, furory nie zrobił nawet w drugiej lidze belgijskiej, która – podobno, tak ćwierkają ptaszki – jest przystosowana do potrzeb ofensywnych piłkarzy.

Ale tak czy inaczej, w tych najpoważniejszych klubach Kapustka nie ma już czego szukać i sam doskonale o tym wie. Potrzebuje przełamania. Lata lecą, rzeki płyną, świat się zmienia, on nie jest już tak młody, jak był, kiedy wyjeżdżał do Anglii i musi grać. Musi grać regularnie i dobrze, żeby nie zmarnować swojego talentu. „Super Express” – w sumie jak co roku – informuje, że jego usługami zainteresowane są Lech i Legia. Oba kierunki nie byłyby dla niego najgorsze. Napisaliśmy, że widzielibyśmy go w Cracovii koncepcyjnie – chodziłoby o powrót, ale generalnie w jego przypadku comeback – niestety, ale z podkulonym ogonem – to chyba jedyna opcja.

Co więcej, stać go na to, żeby być gwiazdą tej ligi. I do tego, dla odmiany, taką nieskładająca, a rozwijającą skrzydła. Pamiętajmy, że choćby Kamil Glik musiał w pewnym momencie zamienić młodzieżowe zespoły Realu Madryt na Piast Gliwice i dopiero po drugim wyjeździe z Polski zaczął Karierę z wielkiej litery.

KAMIL GLIK 》》》GKS JASTRZĘBIE

A jak już przy Gliku jesteśmy… Nigdy nie grał w GKS-ie, ale wychowywał się w Jastrzębiu, szkolił się w tym mieście i jest z nim bardzo, ale to bardzo związany. Ochrzcił tu swoje dziecko. Wybudował tu boisko na osiedlu Przyjaźń, na którego otwarcie przyszło ponad sto osób – wszystkie zapatrzone w swojego lokalnego idola. Niedawno, kiedy wybuchła pandemia, Glik pieniężnie wsparł jastrzębskie szpitale. Krótko: to lokalny patriota. Jest przesiąknięty klimatem tego miasta, jego charakterem, jego tożsamością.

Przy tym odnosimy wrażenie, że Kamil Glik bardzo mądrze prowadzi swoją karierę. Jako młody adept próbował przebić się w Realu Madryt, liznął wielkiej piłki, dał sobie szansę – nie udało się. Wrócił do Polski, pograł w Ekstraklasie w barwach Piasta i wyjechał do Palermo. Początkowo nie grał, więc postanowił zbudować się stopniowo – najpierw na wypożyczeniu w Bari, potem w Torino, gdzie stał się legendą. Jak był już bardzo mocny, i w Serie A, i w reprezentacji, to Monaco zapłaciło za niego niezłą kasę i wszedł w swój prime – mistrzostwo Francji, półfinał Ligi Mistrzów, pochlebne recenzje.

Teraz jest już starszy, najlepsze lata za nim, ale dalej to solidny i ultradoświadczony stoper na warunki każdej ligi z Top 5. Dlatego też ściągnęło go do siebie Benevento, gdzie ma być liderem obrony. I pewnie będzie, trochę pogra, a potem… tak coś czujemy, że może przyjdzie czas na domknięcie swojej kariery w Jastrzębiu. To były naprawdę fajny powrót. W stylu zapowiadanego ruchu kolegi z kadry, czyli…

ŁUKASZ PISZCZEK 》》》LKS GOCZAŁKOWICE

Niby jego ciało jest już zmęczone i nieco zmarnowane, przynajmniej sam tak mówi, ale na boisku kompletnie tego nie widać. Piszczu to kozak. Właśnie przedłużył kontrakt z Borussią Dortmund o kolejny rok. Lucien Favre znalazł dla niego nową rolę – zrobił z niego jednego z trzech środkowych obrońców. Majstersztyk – na boku obrony śmiga teraz wybiegany Hakimi, a Piszczek może błyszczeć inteligencją i doświadczeniem za jego plecami. W ten sposób trener BVB przedłużył okres wybitnej przydatności Polaka na – wydaje się – jeszcze długo.

Ale były kadrowicz nie ukrywa – ten sezon i zjazd do bazy. Chciałby zająć się prowadzeniem LKS Goczałkowice. Wszyscy wiemy, że on tym żyje. Pierwsze obrazki to filmy Łukasza Wiśniowskiego na Łączy nas Piłka, kiedy Piszczek żywo przeżywał mecze Goczałkowic na zgrupowaniach kadry. Potem świetny reportaż o tym klubie i wielkiej pasji prawego obrońcy napisał Kuba Białek. I teraz ta historia jest już bardzo, ale to bardzo znana.

LKS Goczałkowice w przyszłym sezonie będzie grać w III lidze. Przy dobrych wiatrach za rok zagra w II lidze, choć to będzie arcytrudne. Piszczek, oprócz zarządzania klubem, chce również grać. III ligę i II ligę przerastałby nie o głowę, nie o sto głów, a o wysokość drapaczy chmur. Co więcej, pewnie nawet, gdyby wrócił do gry na ataku, to pakowałby sporo bramek. Na trzeci/czwarty poziom rozgrywkowy przychodziłby facet, który jest wyróżniającym się zawodnikiem topowego zespołu jednej z trzech najsilniejszych lig świata. Oj, gościlibyśmy w Polsce dziennikarzy od France Football po ESPN.

RAFAŁ KURZAWA 》》》GÓRNIK ZABRZE

Właśnie spadł z ligi duńskiej. Pisaliśmy o tym tak:

Kurzawa? Cóż, swego rodzaju fenomen. Poważnie, nie pamiętamy meczu Esbjergu, w którym nie byłby najwyżej ocenianym zawodnikiem na boisku. Zazwyczaj było tak z racji tego, że były reprezentant Polski regularnie zaliczał świetne liczby w rubryce „kluczowe podania”. Ale nie pomogło to jego drużynie w utrzymaniu ligi. Nawet mimo faktu, że dziś zaliczył asystę.

W Amiens nie ma czego szukać. Francja go wypluła. Na początku coś tam grał, coś tam próbował, ale to było za mało. Poszedł na wypożyczenie do Midtjylland, ale hit transferowy to nie był, niech świadczy o tym fakt, że drużyna punktowała lepiej bez niego niż z nim w składzie. Statystyki? Nie ma się nad czym pochylać, pojedyncze zrywy. Kolejne pół roku w Amiens – zero meczów Ligue 1, sporadyczne występy w rezerwach. Esbjerg i jesteśmy tutaj.

Czy zawodzi charakter? Możliwe, ale nie wiemy tego, na pewno to spokojny i małomówny chłopak. Czy zawodzą umiejętności? Możliwe, choć w Ekstraklasie był kozakiem. Asysta na Mundialu, świetnie ułożona noga, super bite stałe fragmenty gry. Czy jeszcze coś innego? Może kiedyś się otworzy i o tym opowie. Na razie widzielibyśmy go w Polsce. Czujemy, że przydałby się w każdym klubie, który chce o coś powalczyć. W ostatnim sezonie przed wyjazdem asystował przy 18 golach swoich kolegów. 18! Facet ma papiery na granie, ale niech sobie o nich przypomni. Choćby na wypożyczeniu.

Fot. Fotopyk/ Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

25 komentarzy

Loading...