Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

29 lipca 2020, 11:14 • 5 min czytania 21 komentarzy

Może to kwestia tej dość unikalnej trybuny? Jestem wielkim fanem brzydkich betonowych kloców, które namiętnie śledzę na koncie “socialist modernism” na Instagramie. Bukowa idealnie wpisuje się w mój gust – Blaszok, ale przede wszystkim ta główna trybuna, z korytarzami pachnącymi historią. No i ten legendarny wręcz sektor gości, duży, ze świetną widocznością, dość stromy, co dawało unikalną atmosferę wśród kibiców przyjezdnych. To tam byłem na jednym z pierwszych swoich wyjazdów, zapewne to również zmienia moją optykę, nawet teraz, gdy sektor został już zburzony. 

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

A może kwestia nazwisk? Byłem dzieciakiem, więc jestem usprawiedliwiony, zawsze przyjemniej śledziło się wyczyny Janusza Jojko czy Jana Furtoka niż jakiegoś Nowaka czy Kowalskiego. Od Mieczysława Agafona wziąłem sentyment do tamtego Górnika Zabrze, od Ryana Giggsa sympatię do Czerwonych Diabłów, to może i Jojko z Furtokiem swoje zrobili. A może to przyśpiewki? GKS Katowice jest dość unikalną ekipą – nazwa ich klubu pasuje do wszystkich wulgarnych przyśpiewek z repertuaru klasycznego, ale barwy i nazwa miasta tworzą dość unikalne dodatkowe możliwości. “Czarna dupa, żółte cyce” to ta delikatniejsza wersja. Jakoś tak się składało, że na meczach z GKS-em najczęściej można było się uśmiechnąć, gdy obelgi zawierały coś więcej niż stek wulgaryzmów.

A może po prostu to ta najświeższa historia? GKS Katowice zaimponował mi swoją postawą, gdy klub miał przejmować Ireneusz Król. Trzeba napisać wprost – to kibice uratowali GieKSę od losu Polonii Warszawa, od tego całego wiedeńskiego kabaretu z przelewami, które zostały zatrzymane gdzieś na granicy “polsko-jugosłowiańskiej”. Swoje wycierpieli podczas pamiętnej akcji w Mydlnikach, pisaliśmy o tym obszernie na Weszło. Od lat kojarzyli mi się z wiernością – bo wykręcać naprawdę świetne liczby wyjazdowe, gdy po raz dziesiąty w ostatnich dwunastu latach przychodzi im jechać do Nowego Sącza, potrafią tylko najwierniejsi. Zresztą, przeszli też piekło niższych lig, po spadku z elity dwa lata wygrzebywali się z czwartego poziomu rozgrywkowego.

To wszystko razem wzięte sprawia, że zawsze ciepło myślę o GKS-ie Katowice. Zresztą, pracowała tam cała zgraja sympatycznych ludzi, z prezesem Wojciechem Cyganem na czele, obecnie z sukcesami prowadzącym interesy Rakowa Częstochowa.

Właśnie, ludzie. Patrzę sobie na te ostatnie sezony.

Reklama

2016/17. Katowiczanie mimo prowadzenia 2:0 z już zdegradowanym MKS-em Kluczbork przegrywają 2:3, ostatni gol to strzał z połowy. Jerzy Brzęczek, który z Bukowej musiał niemalże uciekać, jest dzisiaj selekcjonerem reprezentacji Polski. Niewiele niżej – bo w wicemistrzu Polski – zakotwiczył Alan Czerwiński. Bartłomiej Kalinkowski pograł w Ekstraklasie w ŁKS-ie Łódź, Andreja Prokić zrobił ten awans teraz, ze Stalą Mielec. Mikołaj Lebedyński do Ekstraklasy, do Wisły Płock, odszedł świeżo po tym Kluczborku. Sapały i Jóźwiaka nikomu przedstawiać nie trzeba. To już prawie połowa składu plus trener.

A przecież wcześniej było podobnie. Nieudaną misję awansu do Ekstraklasy w Katowicach mieli za sobą Adam Nawałka (selekcjoner), Kazimierz Moskal (awans z ŁKS-em) czy Artur Skowronek (brawurowe utrzymanie Wisły). Do Ekstraklasy dostał się nawet Dariusz Motała, który po nieudanej przygodzie z Katowicami zakotwiczył w Zagłębiu Lubin. Przez Katowice przewinęli się Lukas Klemenz, Tymoteusz Puchacz, Tomasz Mokwa i cała plejada innych piłkarzy, którzy dopiero po rozstaniu z miastem pokazywali swoje umiejętności. Kurczę, nawet ten przegrany baraż ze Stalą Rzeszów. U rywali wieloletni snajper GKS-u Grzegorz Goncerz, w pomocy szefuje kolejny były piłkarz klubu z Katowic, Damian Michalik. Gola strzela Radosław Sylwestrzak, w przeszłości dwa sezony w GieKS-ie.

GKS to jest taki klub, który zawsze znajdzie jeszcze trochę soli, żeby wetrzeć w świeże rany kibiców. Nawet, gdy wydaje się, że rana jest już tak głęboka, że naprawdę dalsze tortury nie mają sensu, katowiczanie wynajdą sposób, żeby jeszcze bardziej zniszczyć marzenia swoich fanów, żeby jeszcze mocniej rozorać im zdrowie i życiowe szczęście. Ten nasz artykuł sprzed paru dni jest wstrząsający, nie będę go cytował, postaram się uzupełnić. O tym golu z połowy boiska w meczu z MKS-em Kluczbork wspominałem, pamiętajmy, różnice punktowe na finiszu były naprawdę niewielkie, remis zamiast zwycięstwa może nie przybliżyłby GKS-u do awansu, ale jednak, tam naprawdę liczyły się detale. A cofnijmy się rok wcześniej? GKS zajmuje czwarte miejsce, gubiąc punkty m.in. w derbach z Rozwojem, wówczas najsłabszą drużyną ligi (za nią skończył rozgrywki tylko wycofany Dolcan Ząbki).

Przy sezonie spadkowym trzeba koniecznie zaznaczyć – tamten GKS naprawdę miał wysokie ambicje. Jakub Wawrzyniak, Arkadiusz Woźniak, Wojciech Lisowski, Adrian Błąd, Mariusz Pawełek – wydawałoby się, że gwarancja jakości. Zwłaszcza, że katowiczanie dorzucili do starszych piłkarzy także młodą wiarę, choćby Puchacza i Łyszczarza. Trudno uciec od wrażenia, że ktoś to wszystko planuje odgórnie. Gol bramkarza w ostatnich sekundach gry? Który w dodatku okazuje się być niewiele warty, bo Bytovia także leci z ligi? Tak jakby kilku scenarzystów usiadło w kółku i przerzucało się wizjami.

Ale to właśnie w GKS-ie jest najgorsze. Że ci scenarzyści nie zebrali się raz, by napisać scenariusz na mecz GKS Katowice – Bytovia Bytów. Nie, oni rezydują na Górnym Śląsku na stałe, z każdym sezonem podnosząc poprzeczkę. Tym razem mieliśmy cotygodniowe show, w którym GKS ścigał się z Widzewem w unikalnej rywalizacji: kto mocniej zamanifestuje, że nie zależy mu na awansie. Co Widzew remisował, to GKS przegrywał. Ale nawet ta nieudolność w starciach z peletonem nie przekreślała szans na zajęcie drugiego miejsca w lidze. GKS najpierw miał Widzew na swoim terenie, Widzew spięty, wrzucony już pod ostrzał, wychodzący na boisko w akompaniamencie gwizdów, z głowami pełnymi artykułów prasowych o wymianie trenera oraz liście przyjemności, jakie ofiarują swoim piłkarzom kibice w przypadku braku awansu.

GKS remisuje. Status quo na górze utrzymane, ale przecież zostały jeszcze trzy kolejki. 19 lipca Widzew gra wcześniej, przegrywa 0:1 w Rzeszowie. GKS wychodzi na boisko ze świadomością, że może tu wygrać swój awans. Oczywiście dostaje w twarz od Stali Stalowa Wola, która za moment przyklepie spadek do III ligi. Ale los raz jeszcze uśmiecha się do katowiczan – w ostatniej serii spotkań Widzew szybko traci gola, GKS ma godzinę, by pokonać Resovię i zrobić awans.

Reklama

Ale w tym roku ci trzaśnięci scenarzyści wymarzyli sobie, że w roli głównego antagonisty dzielnych katowiczan wystąpi stolica województwa podkarpackiego. Resovia wywozi z Bukowej remis. Za moment wpada jej sąsiad zza miedzy, ogrywa GieKSę 2:0. Katowiczanie pozostają w II lidze.

Wczoraj śledziłem reakcję znajomych z Katowic, dominował spokój. Oni już tyle w życiu widzieli, tyle już przy Bukowej przeżyli, że są naprawdę niezniszczalni. Panowie, po prostu powodzenia. Jeśli suma szczęścia zawsze równa się zeru, to odbijecie się kiedyś chyba prosto do Ligi Mistrzów.

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
4
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Felietony i blogi

Komentarze

21 komentarzy

Loading...