Christian Gytkjaer w kolejnym sezonie będzie występował w zespole AC Monza. Dało się wyczuć pewne rozczarowanie faktem, że najlepszy strzelec naszej ligi odchodzi do beniaminka Serie B (nawet jeśli to beniaminek bardzo ciekawy), ale my nie mamy zamiaru dołączyć do chóru lamentujących. Już kilka ostatnich okienek wskazało nasze miejsce w szeregu – można wiecznie obrażać się na rzeczywistość, ale można też lepiej spożytkować energię. My na przykład zamierzamy podkreślić, jak świetną robotę odwalił w Lechu w poprzednim sezonie Duńczyk.
To zdecydowanie napastnik numer jeden zakończonych rozgrywek. Koronę króla strzelców zyskał dzięki wbiciu 24 goli w sezonie, a 3 bramki dołożył też w rozgrywkach Pucharu Polski. Skupiając się tylko na lidze, to rezultat, o którym można powiedzieć: nie w kij dmuchał. Popatrzmy na wyniki, które wykręcali królowie strzelców. W XXI wieku z reguły nie trzeba się było tyle nastarać, by zgarnąć koronę.
- 28 goli: Nemanja Nikolić (2015/16, Legia Warszawa)
- 25 goli: Tomasz Frankowski (2004/05, Wisła Kraków)
- 24 gole: Stanko Svitlica (2002/03, Legia Warszawa), Carlitos (2017/18, Wisła Kraków), Igor Angulo (2018/19, Górnik Zabrze), Christian Gytkjaer (2019/20, Lech Poznań)
- 23 gole: Paweł Brożek (2007/08, Wisła Kraków)
I tak naprawdę reprezentant Danii też miałby na swojej głowie ten łup, gdyby strzelał znacznie mniej, ale po prostu skasował konkurencję. Igor Angulo i Jorge Felix stracili do niego po 8 goli. Trochę przepaść. I znów możemy pogrzebać w historii. W trakcie dwóch ostatnich dekad tylko raz przewaga pomiędzy najlepszym strzelcem a czołówką grupy pościgowej była większa. Chodzi o wspomniany już sezon 2015/16, gdy Nemanja Nikolić uciekł Airamowi Cabrerze na 12 goli. Poza tym zawsze różnice były mniejsze.
Stąd też klasa „B” dla Gytkjaera. Jeśli o którymś zawodniku można powiedzieć, że w tym sezonie przerósł swoich ligowych konkurentów, to właśnie o nim.
O kim mowa? Przede wszystkim należy podkreślić, że gdyby nie zimowy exodus napastników z naszej ligi, wszystko mogłoby wyglądać inaczej. Przecież na koniec roku to Jarosław Niezgoda był najlepszym strzelcem. Napastnik Legii miał koncie wtedy 14 goli, a Gytkjaer „tylko” 11. No ale rzecz jasna trudno współczuć Niezgodzie z powodu transferu do MLS. Wypisał się z wyścigu o koronę na własne życzenie, ale w zamian ma fajny kontrakt i ciekawe perspektywy w Stanach Zjednoczonych. Podobnie trzeba powiedzieć zresztą o Adamie Buksie i Patryku Klimali, którzy też zimą zmienili otoczenie. Wcześniej walnęli po siedem bramek, dorzucając po kilka asyst. Oj, cierpiały bez nich drużyny Pogoni i Jagiellonii.
Między Gytkjaera a Niezgodę wcisnęliśmy też Flavio Paixao, autora 14 goli w ligowych rozgrywkach. Dzięki nim Portugalczyk został najskuteczniejszym obcokrajowcem w historii naszej ligi. I jasne, nie jest to dorobek rzucający na kolana, ale trzeba jasno podkreślić, że doświadczony piłkarz Lechii nie jest typem gościa, który tylko dołoży nogę lub głowę. Jego wpływ na grę gdańskiego zespołu jest dużo większy. Dlatego postawiliśmy go wyżej niż choćby Igora Angulo, który strzelił o dwa gole więcej. Warto zwrócić uwagę na skuteczność, z jaką obaj panowie wykorzystywali dogodne sytuacje. Według portalu ekstrastats.pl w przypadku Portugalczyka to 47,1%, podczas gdy Angulo na gola zamienił tylko co czwartą setkę (25,7%). Bask miał ich najwięcej w całej lidze (35, tyle co Gytkjaer). Doceniamy i żałujemy, że wyjechał, ale nie można być ślepym na niedoskonałości.
Dalej Jose Kante, który odegrał swoją rolę w mistrzostwie Legii i udowodnił, że nie jest napastnikiem, którego przerasta gra w takim klubie. Jest też Bartosz Białek, który wyskoczył jak królik z kapelusza w obliczu niewypału z Rokiem Sirkiem i zaimponował nam umiejętnościami w młodym wieku. Do tego Piotr Parzyszek i Rafael Lopes, czyli biegająca solidność wśród ligowych dziewiątek. Obaj walnęli dwucyfrówkę, więc zadanie wykonali. Portugalczyk stał przed wyzwaniem zastąpienia Airama Cabrery i chyba można powiedzieć, że wyszło. Hiszpan walnął trzy bramki więcej w poprzednim sezonie, ale jeśli chodzi o wpływ na grę Pasów, był on podobny.
Czy chodziły nam po głowie inne nazwiska? Tak, blisko był Łukasz Zwoliński, który dołączył do Lechii Gdańsk zimą. Żałujemy też, że tak mało pograł Alon Turgeman. I że w pewnym momencie z radarów musiał zniknąć Paweł Brożek. Dwucyfrówkę wykręcił Felicio Brown Forbes, w pewnym momencie ogarnął się Erik Exposito. Nie najgorzej.
To ostatnia odsłona naszych rankingów. Poprzednie znajdziesz tutaj: