Sezon zasadniczy pierwszej ligi już za nami. Co to oznacza? Że większości zawodników nie zobaczymy już na boiskach na zapleczu Ekstraklasy. To dobry moment, żeby zacząć podsumowywać sezon. Sezon, który był zbyt szalony, żeby ktokolwiek mógł przewidzieć ostateczne rozwiązania. Podczas przyśpieszonego finiszu rozgrywek rozstrzygnęło się wiele kwestii. Postawimy więc tezę, że ten, kto był najlepiej przygotowany do grania w czerwcu i lipcu, zyskał najwięcej. Wśród drużyn warto wyróżnić jednostki, których forma najbardziej rzucała się w oczy.
Na początek warto rozstrzygnąć jedno. Kto najlepiej wykorzystał czas po pandemii? Idealnie pokazuje to tabela za 12. letnich kolejek na 90minut.pl. No i mamy jak byk – najlepsza drużyna? Stal Mielec. Najlepsi u siebie? Radomiak. Najlepsi na wyjeździe? Puszcza Niepołomice lub Chrobry Głogów – zależy, jak na to spojrzeć, bo jedni nie przegrali ani jednego meczu, drudzy zgarnęli punkt więcej, ale w łeb dostali trzykrotnie. Najlepsza ofensywa? Podbeskidzie do spółki ze Stalą. Najskuteczniej bronili? Znów Puszcza i znów za plecami ma ekipę z Głogowa.
To wiele wyjaśnia, ale nie ukrywajmy – w tej lidze różnicę da się zrobić jednym, klasowym zawodnikiem. Między innymi dlatego utrzymała się Odra Opole.
Arkadiusz Piech
Jak dobrze musi grać 35-latek, żeby rok po wyciągnięciu go z bezrobocia, zapracować na oferty z Ekstraklasy? Bardzo dobrze, a to chyba i tak mało powiedziane. Arkadiusz Piech miał kosmiczny finisz sezonu, zwłaszcza patrząc na możliwości i dotychczasowe miejsce w tabeli Odry Opole. Do czerwca trafił do siatki tylko raz. Od czerwca:
- Gol na 1:0 z Jastrzębiem
- Bramka na 1:0 z Wartą
- Trafienie na 1:0 z Zagłębiem, potem jeszcze ustalenie wyniku na 3:1, gdy sosnowiczanie mogli ugrać remis
- Gol na 1:0 ze Stalą
- Bramka na 1:0 z Wigrami
- Asysty na 1:2 z Podbeskidziem i na 1:0 z Olimpią Grudziądz
W zasadzie wszystkie bramki i asysty Piecha miały dla Odry ogromną wagę. Opolanie może i nie zawsze wygrywali, ale każdy punkcik uciułany dzięki Piechowi przybliżał ich do utrzymania. Zwłaszcza trzy „oczka”, które po jego asyście udało się urwać Olimpii Grudziądz. Nic dziwnego, że trener Dietmar Brehmer w „Sporcie” przyznał, że trudno będzie go zatrzymać, bo kluby z Ekstraklasy znów zainteresowały się napastnikiem, który zdawał się być już po drugiej stronie rzeki.
Z drugiej strony taki finisz to dla Piecha… nie pierwszyzna. Zerknęliśmy na kilka sezonów w jego wykonaniu i 12 ostatnich kolejek ligowych.
- 2017/2018 – 2 bramki, 3 asysty w Ekstraklasie
- 2014/2015 – 7 goli i asysta w Ekstraklasie
- 2011/2012 – 6 goli i asysta w Ekstraklasie
Kiedyś w FIFIE w trybie tworzenia można było zrobić zawodnika, który był „późnym talentem”. Piech może i późnym talentem nie jest, ale późnym strzelcem za to jak najbardziej.
Mateusz Mak
Skoro Stal miała czołową ofensywę, to chyba wypada kogoś wybrać, prawda? No tak. Mogliśmy postawić na Bartosza Nowaka, który – klasycznie – miał najlepsze liczby, ale to byłby wybór zbyt oczywisty. A Mateusz Mak? Liczby się zgadzają. Forma też. Warto więc docenić skrzydłowego, który miał spory wkład w awans mieleckiej drużyny i był jej drugim najlepszym zawodnikiem w klasyfikacji kanadyjskiej. Już późną jesienią, przed końcem rundy, Mak błyszczał. Potem przełożyło się to na świetną inaugurację wiosny, gdy zapakował gola i asystę w meczu z Olimpią Grudziądz. A po restarcie?
A po restarcie rozkręcił się na dobre.
- 3 gole – na 3:1 z Tychami, 1:0 z Zagłębiem i 2:1 z Chojniczanką
- 2 asysty – na 2:1 z Jastrzębiem i 1:2 z Sandecją
- Kluczowy udział w zwycięskiej bramce z Chrobrym (1:0)
Poza tym, pomijając już liczby, Mak grał po prostu dobrze. Wystarczy wspomnieć mecz z Radomiakiem, który zakończył bez liczb na koncie, ale będąc motorem napędowym akcji Stali. Mamy zresztą wrażenie, że było tak zdecydowanie częściej. Tyle że po prostu Mak zostawał w cieniu choćby wspomnianego Nowaka. Dlatego tym bardziej stawiamy na niego.
Dawid Abramowicz
Z Radomiakiem problem mamy taki, że w zasadzie mogliśmy wskazać i trzech zawodników. Rafał Makowski po transferze do Śląska Wrocław złapał formę życia i strzelił pięć bramek, z których śmiało moglibyśmy obsadzić podium „bramki roku” w pierwszej lidze. Damian Nowak, początkowo odsunięty od gry z pozasportowych powodów, gdy wrócił do składu, miał udział przy bramce co 62 minuty, strzelił bramkę z rzutu wolnego, a do kolejnej brakło mu kilka centymetrów, bo przydzwonił w poprzeczkę. Natomiast ofensywnych graczy już u nas dostatek, więc stawiamy na obrońcę.
Choć w tym przypadku obrońcę zdecydowanie ofensywnego. Dawida Abramowicza, który poza tym, że nieźle gra w piłkę, objawił nam się jako całkiem bystry gość podczas wywiadu, w którym tłumaczył m.in. jak dba o to, żeby mieć stalowe płuca.
Może i Radomiak nie miał po restarcie złotej defensywy, fakt. Choć z drugiej strony, gdy przyjrzymy się dokładnie 16 straconym golom, widzimy, że połowę stanowią bramki strzelone radomianom przez Podbeskidzie i Puszczę. W pierwszym meczu zawiodły stałe fragmenty gry i bramkarz, w drugim fakt, że Radomiak wyszedł rezerwowym składem i trochę sobie odpuścił. Ale w żadnym z tych spotkań Abramowicz nie był powodem porażki. Natomiast bez problemu znajdziemy mecze, w których był on powodem wygranej.
- Gol z rzutu wolnego z Miedzią Legnica – mecz wygrany, czyste konto Radomiaka
- 4 asysty, z których 2 otwierały wynik meczu
- Asysta drugiego stopnia
Abramowicz to trzeci najlepszy zawodnik Radomiaka w klasyfikacji kanadyjskiej, do czego walnie przyczyniła się jego gra po restarcie. Sześć wypracowanych goli, trzy mecze na zero z tyłu – obok takich liczb bocznego obrońcy ciężko przejść obojętnie.
Piotr Wlazło
W Niecieczy także mieliśmy mały problem. Teoretycznie Roman Gergel swoje po restarcie zrobił. Dwie asysty z Olimpią oraz Wartą, łącznie osiem wypracowanych bramek – klasa. Ale z drugiej strony Słowakowi zawsze wtórował w tym Piotr Wlazło. A jeśli defensywny pomocnik jest tak skuteczny, jak on, to jednak większy news. O tym, że kapitan „Słoników” jest liderem środka pola tej drużyny, wiadomo było od dawna. W końcu jesienią był w top 10 zawodników z największą liczbą kluczowych podań w całej lidze. Natomiast Wlazło był też piłkarzem, który bardzo często oddawał strzały, a niewiele z nich wpadało do siatki. Wiosną to się zmieniło, bo radomianin 2/3 swojego dorobku zebrał w 2020 roku.
Jeszcze przed pandemią trafił do siatki w meczu ze Stalą. Wtedy jeszcze z 11 metrów, ale już po restarcie rozgrywek częściej trafiał z gry. Chociaż… Nie do końca. Wlazło był bowiem bardzo groźny przy rzutach rożnych i wolnych, często próbując pokonać bramkarza po stałym fragmencie. Podobnie, jak u innych, wyliczymy, bo warto:
- Gol na 1:0 z Wigrami
- Gol na 3:2 z Olimpią
- Bramka na 1:0 ze Stomilem
- Asysta na 1:1 z Radomiakiem
W zasadzie tylko gol z GKS-em Bełchatów był mało znaczący. Przynajmniej w teorii. Jasne, do asysty z Radomiakiem można się przyczepić. Naszym zdaniem był to raczej faul na bramkarzu. Ale koniec końców, gdyby nie Wlazło, nie byłoby Termaliki w barażach. A jego aktywność przy stałych fragmentach gry to już chyba znak rozpoznawczy „Słoników” za kadencji Mariusza Lewandowskiego.
Tomasz Nowak
Nie ukrywamy – jednym z powodów wyboru Nowaka był fakt, że wrócił po ciężkiej kontuzji. Nie, że przysługują za to jakieś dodatkowe punkty. Ale w Bielsku kandydatów było kilku, a tak się złożyło, że sam trener Krzysztof Brede pokazał, jak ważny jest dla niego doświadczony pomocnik. Były dwa mecze, w których „Górale” łapali zadyszkę – z Puszczą Niepołomice oraz GKS-em Tychy. Co robił szkoleniowiec bielszczan? Wpuszczał w przerwie Nowaka. Sytuacja się uspokajała, a nawet poprawiała, bo Nowak zaliczał asysty w obydwu meczach, ratując passę Podbeskidzia bez przegranego meczu.
Nic dziwnego, że potem wskoczył już do podstawowego składu.
Nowak nie jest demonem liczb, ale też nie takie jego zadanie. Zbieranie liczb w środkowej strefie boiska to raczej zadanie Rafała Figla. Nowak ma dbać o to, żeby wszystko funkcjonowało tak, jak należy i to wychodziło mu całkiem nieźle. Ale i statystyki potrafił poprawić, wykorzystując rzut karny i dorzucając do niego ostatnie podanie w meczu z Jastrzębiem. Jak na gościa, który dopiero co wyleczył zerwane więzadła – i to drugie w ciągu roku – całkiem nieźle. W rozmowie z nami zauważył to sam zainteresowany:
– Zawsze krytycznie podchodziłem do swojej gry. Jeśli natomiast chodzi o moją wytrzymałość, czucie piłki i pewność w grze, to sądzę, że wróciłem już na normalny poziom. Podczas pandemii bardzo dużo czasu poświęcałem na odbudowanie formy czysto piłkarskiej, ale dopiero meczami mogłem się rozpędzić. Nad przygotowaniem fizycznym można pracować samemu i niczego nie stracić, z kwestiami piłkarskimi tak się nie da. Po kilku tygodniach złapałem pewność siebie. Z Puszczą i GKS-em Tychy wchodziłem od razu po przerwie i zaliczałem asysty, dzięki czemu utwierdziłem się w przekonaniu, że nadal pewne rzeczy pamiętam i mogę być potrzebny zespołowi.
Maksymilian Sitek
Trochę się zastanawialiśmy, czy umieszczać Maksa Sitka w tym zestawieniu, ale tylko dlatego, że najpewniej nominujemy go także do grona najlepszych młodzieżowców, a nie chcemy być wtórni. Ale z drugiej strony świetna seria Puszczy Niepołomice z czegoś wynikała, a to właśnie on notował najlepsze liczby w całym zespole. Skrzydłowy – chociaż bardziej pasuje chyba powiedzenie „wahadłowy” – ligowego kopciuszka wdarł się przebojem do pierwszego składu. Jesienią często był zmieniany lub siadał na ławce. Na finiszu grywał już po 90 minut, albo blisko 90, rzadko wchodził na boisko w trakcie meczu.
Najlepszy mecz Sitka? Zdecydowanie występ z Podbeskidziem. Nie dość, że zaliczył wówczas i gola i asystę, to jeszcze kręcił znacznie bardziej doświadczonymi rywalami. Kręcił tak, że ci łapali na nim kartki, żeby tylko zatrzymać jego akcje. W meczu z Wartą wywalczył „jedenastkę” – ok, nieco naciąganą, ale przy drugiej bramce także miał udział. Na koniec ligi dorzucił jeszcze gola z Radomiakiem. Już teraz mówi się, że swoją formą zwrócił uwagę klubów z Ekstraklasy. Nie ma co się dziwić – udział przy bramce co 127 minut to jak na piłkarza z rocznika 2000, bardzo solidna średnia. Na pewno warto śledzić to, jak rozwinie się jego kariera. Obecnie jest zawodnikiem wypożyczonym z Legii Warszawa.
Oliver Praznovsky
Wspomnieliśmy o tym, że drugą najlepszą defensywą po pandemii była linia obrony Chrobrego Głogów. Nie mogliśmy więc pominąć jej przedstawiciela w tym zestawieniu. Oliver Praznovsky to na pewno wybór nieoczywisty. Zapewne wielu nie zwracało na niego uwagi, a mimo tego, że Chrobry w trakcie sezonu wzmacniał środek obrony, Praznovsky pozostawał podstawowym stoperem. Zmieniał się jego partner, jednak Słowak zawsze był na swoim miejscu – dosłownie i w przenośni.
Po rundzie jesiennej nie było go w czołówce środkowych defensorów w lidze. Natomiast teraz musiał się już tu znaleźć, skoro głogowanie aż sześć razy kończyli spotkanie bez straconego gola. Przełożyło się to na świetny wynik Chrobrego – 7. miejsce w lidze – oraz na to, że Praznovsky przedłużył kontrakt z klubem. Można się śmiać, że Oliver to „stary Słowak” (ma 29 lat) natomiast reakcje kibiców po ogłoszeniu, że zostaje w drużynie, mówią same za siebie. Ciężko znaleźć jakikolwiek negatywny komentarz, poza tym, że podpisano z nim… tylko roczną umowę.
Zdaniem kibiców – za krótką, bo może go podebrać Ekstraklasa. Wymowne.
Poza aspektami defensywnymi zwracamy uwagę na jeszcze jeden fakt. Praznovsky dołożył od siebie coś ekstra w ofensywie. Gol na 4:3 z Chojniczanką zapewnił drużynie trzy punkty. Natomiast kluczowe podanie przy golu Damiana Piotrowskiego, pozwoliło otworzyć wynik w meczu z Wigrami Suwałki, także wygranym.
SZYMON JANCZYK
Fot. Newspix