Lecimy dalej z naszymi rankingami. Z lewej obrony przenosimy się na środek i zacząć musimy od tego, że wprowadziliśmy tu pewną modyfikację. Stoperzy zawsze byli przez nas trochę pokrzywdzeni względem bocznych defensorów, bo jest to pozycja „podwójna”, a w obu przypadkach wyróżnialiśmy taką samą liczbę graczy. Z jednej strony robiło się bardziej prestiżowo, z drugiej – kilka krzywd w ten sposób przy minimalnych różnicach można było wyrządzić. Dlatego tym razem zdecydowaliśmy się wyróżnić piętnastu graczy (tak samo będzie w przypadku skrzydłowych i środkowych/defensywnych pomocników).
W kierunku poszerzenia rankingu popchnęło nas też to, że to był naprawdę niezły sezon dla środkowych obrońców. Niech świadczy o tym fakt, że nawet poza naszą piętnastką znaleźć możemy naprawdę solidnych stoperów. Kogo? Ano między innymi Lubomira Guldana, Mateusza Wieteskę, Urosa Koruna, Bartosza Kopacza czy Michała Helika. Między innymi!
Ale zajmijmy się obecnymi. Rok temu nasze zestawienie wygrał Jakub Czerwiński. I jest bardzo duża szansa, że znów tak by się stało, gdyby nie jego kontuzja. Zarówno przed nią, jak i po niej, stoper Piasta grał na poziomie najlepszego defensora ligi (szczególnie letnia forma warta jest podkreślenia, bo większość graczy ówczesnego mistrza kraju zaliczyła zjazd), no ale jednak nie możemy gdybać, jak chłop wyglądałby w trakcie trwającej kilkanaście meczów przerwy od grania. Na ten okres przypadły największe ciężary Piasta, między innymi seria trzech porażek z rzędu na przełomie listopada i grudnia (0-7 w bramkach). Być może z Czerwińskim na pokładzie w ogóle by do niej nie doszło. A być może dostosowałby się on do poziomu kolegów. Nawet jeśli pierwsza opcja wydaje się bardziej prawdopodobna, jest to wróżenie z fusów.
Z problemów Czerwińskiego skorzystali, przynajmniej w naszych oczach, przede wszystkim Artur Jędrzejczyk i Lubomir Satka. O pierwszym nie ma co zbyt wiele gadać, na boisku po prostu podkreśla to, że nie ma przypadku w tym, że jest pewniakiem przy kolejnych powołaniach do kadry u następnego selekcjonera. A nie jest łatwo utrzymywać taki status kosztem graczy z zagranicznych klubów. Za to Satka to przełamanie pewnego trendu. Miał Lech ostatnio spore problemy z zagranicznymi (i nie tylko) stoperami. Nawet jeśli znalazł się dobry piłkarz na tle kilku niewypałów, czyli Thomas Rogne, to nie można się było do niego przyzwyczajać, bo ze składu wypada przy każdym silniejszym podmuchu wiatru (stąd dopiero 15. miejsce). A Satka to po prostu pewniak, trzyma towarzystwo – jak to się pięknie mówi – za mordy. Do słynnego miana „Starego Słowaka” brakuje mu wiele – niekoniecznie dlatego, że ma dopiero 24 lata.
Na trochę gorszym, ale mimo wszystko zbliżonym poziomie umieściliśmy Davida Jablonsky’ego, Igora Lewczuka i Michała Nalepę. Nad Czechem unosi się smrodek korupcyjnych grzeszków, ale czysto piłkarsko nie można się do niego przyczepić. Lider obrony Pasów, to do niego Michał Probierz dobiera drugiego z pary Helik-Dytiatjew. I, tak na marginesie, właśnie Jablonsky jest dla nas boiskowym architektem awansu Cracovii do finału Pucharu Polski. Świetny był przeciwko Legii, a przecież nie można zapominać też o jego dwóch bramkach w Bytowie. W tym jednej wbitej we 124. minucie. Jeśli się do czegoś przyczepić, to właśnie do skuteczności w meczach ligowych, bo strzelił jednego gola, a wiele okazji zmarnował.
Przy czym najważniejsze jest bronienie. Lewczuk i Nalepa też rzadko cieszyli się z bramek (kolejno raz i dwa razy), ale dawali bezpieczeństwo. Szczególnie w Lechii było ono potrzebne, bo po stracie Daniela Łukasika i Błażeja Augustyna i przy słabszej formie Karola Fili działanie mechanizmu zostało zaburzone.
Skuteczniejszych stoperów widzimy dalej. Jest Ivan Runje (3 gole i asysta), jest Tomas Petrasek (6 goli, najskuteczniejszy defensor w lidze), jest Adnan Kovacević (5 goli i 2 asysty) i jest Alan Uryga (4 gole). Najmocniej na tych cyferkach zyskał Czech z Rakowa Częstochowa, który został nawet wrzucony do oficjalnego plebiscytu na obrońcę sezonu. Naszym zdaniem na siłę, bo to nie wybory najlepszego napastnika wśród stoperów. Pod swoją bramką Petrasek jednak trochę odwalił (szczególnie wiosną). Przy czym nie zrozumcie nas źle – zarówno 0n, jak i pozostała trójka, to poziom, który bardzo chcielibyśmy widzieć w każdym klubie Ekstraklasy.
Niżej stoperzy, których dalej mocno cenimy, ale mamy do nich jakieś „ale”. Weźmiemy takiego Israela Puerto. Sprawił, że kibice Śląska nie musieli płakać, gdy z powodu kontuzji wypadł Wojciech Golla. Już gdy grali razem, często to Hiszpan był tym lepszym. Jednak ma on coś takiego w sobie, że od czasu do czasu musi coś odwalić. Tak, jakby za bycie profesorem groziła jakaś kara. A to jakiś samobój, a to głupia obcinka, a to sprokurowany rzut karny. Szczególnie ostatnia rzecz kłuła w oczy w końcowej fazie sezonie. Puerto robił karnego w 28., 33. i 35. kolejce. I tu ciekawostka – w przypadku meczów z Pogonią i Lechem przynajmniej strzelał też bramki, swoje jedyne w Ekstraklasie.
Dziwny jest też przypadek Benedikta Zecha. Jesienią grał tak, że mógłby liczyć na dostanie się do piątki takiego zestawienia. Wydawał się świetnym transferem. A potem, tak jak w przypadku całej Pogoni, zaliczył trudny do wytłumaczenia zjazd i coraz mocniej rzucały się w oczy jego mankamenty. Jeszcze trochę dźwignął się w końcówce sezonu, ale większość wiosny zmarnował. Stawkę uzupełniają Paweł Bochniewicz i Jarosław Jach. Obaj bardzo solidni, ale też obaj chyba nie są w tym miejscu, w którym kiedyś się widzieli. Na pewno stać ich na więcej.