Pół roku w Pogoni Siedlce. Rok w Podbeskidziu. Powołanie do reprezentacji Michniewicza tuż przed samym Euro, debiut na turnieju, potem tylko jeden opuszczony mecz w Ekstraklasie po transferze do Śląska. Kariera Przemysława Płachety pędzi bardzo szybko, być może jeszcze szybciej niż on na boisku – cztery z dziesięciu czołowych sprintów w sezonie 19/20 są jego autorstwa. Pytanie, gdzie ta prędkość go zaprowadzi: do kariery skrzydłowych, jakich mieliśmy już wielu, czyli masa biegania, mniej grania, czy jednak talent i praca pozwolą mu na dużo więcej?
Oczywiście nie jest tak, że kariera Płachety to same wzloty, bo skoro w pewnym momencie zamienił RB Lipsk na niemieckiego trzecioligowca, a potem trzecioligowca na Pogoń Siedlce, coś musiało pójść nie tak. Ale swoje doświadczenie zebrał.
– Graliśmy Centralną Ligę Juniorów z Polonią Warszawa i doszliśmy do półfinału Pucharu Polski. Lipsk zaczął mnie obserwować. Dochodziły mnie słuchy, że jest szansa na transfer i doszło do kontaktu. Po lidze zaprosili mnie do siebie. Na początku nie miałem obaw, bardzo chciałem wyjechać. Natomiast gdy już okazało się, że zostaję, to… chciałem wracać. Brakowało mi bliskich osób, miałem ciężki okres. Nie znałem języka, byłem młody, inaczej patrzyłem na świat. Cieszę się więc, że z tą tęsknotą wygrałem, bo było warto – opowiada Płacheta.
I dodaje: – Jak zobaczyłem murawę, na jakiej mogę grać i trenować to naprawdę… Od razu zacząłem się cieszyć. Wszystko, czego młody piłkarz potrzebuje do rozwoju, tam było. Ciągle coś budowali. Po roku wybudowali w sali urządzenie o średnicy pięciu metrów, które pokazywało na ściance różne ćwiczenia, bramki, cele. Będąc w internacie, cały czas chcieliśmy tam siedzieć z kolegami, świetnie się na tym trenowało. Miałem też treningi z pierwszą drużyną: i gdy była w drugiej Bundeslidze, i gdy awansowała do pierwszej. Nie odczuwałem dużej różnicy. Jasne, odstawałem fizycznością i doświadczeniem, ale samymi umiejętnościami już nie. Natomiast wiadomo: starałem się wzorować na tych piłkarzach, bo mieli dużo jakości.
Niestety na treningach w Lipsku się skończyło. David Kopacz z Górnika Zabrze może się pochwalić takim sensacyjnym osiągnięciem, jakim jest ławka w Bundeslidze, u Płachety zabrakło i tego. Dlaczego?
– Być może zawiodło podejście do niektórych spraw. Wówczas cóż, stwierdziłem, że skoro się nie udało wejść do pierwszej drużyny, to muszę iść dalej. Spróbować przeskoczyć z piłki juniorskiej do seniorskiej. Cieszę się, że mogłem trenować w Lipsku. Teraz korzystam z tego doświadczenia. Człowiek się rozwija. Moim zdaniem najważniejszą rzeczą jest chłonięcie wiedzy i korzystanie z niej.
Przejście do SG Sonnenhof Großaspach nie okazało się strzałem w dziesiątkę – 32 minuty przez rundę – i Płacheta postanowił wrócić do Polski. Los znowu skierował go na Mazowsze, ale tym razem już nie do Warszawy, tylko do Siedlec, gdzie spotkał Dariusza Banasika.
– Mieliśmy kontakt z menadżerem, który szukał mu zespołu w wyższej klasie rozgrywkowej – wspomina Banasik. – To był typ zawodnika, jakiego potrzebowaliśmy: dynamiczny, na skrzydło. Trafiła się okazja, zrobiłem wywiad środowiskowy, on jest Łowicza, ja z Łęczycy, więc niedaleko. Popytałem o jego karierę. Potem szybko się dogadaliśmy, chyba nawet bez testów, od razu podpisaliśmy kontrakt. Natomiast trafił do nas w trudnym momencie. Zespół walczył o utrzymanie, ale Przemek miał parę fajnych momentów. Szczególnie z Ruchem Chorzów na wyjeździe, kiedy wygraliśmy 6:0. Pamiętny mecz. Strzelił dwie bramki i niesamowicie wyglądał – drybling, uderzenie, gra jeden na jeden. To pokazało, że rokuje i będzie grał na wysokim poziomie. Jedyny minus był taki, że często łapał mięśniowe kontuzje. Niby niegroźne, ale coś naciągnął i czasem nie mógł grać. A może nie zaczynałem od niego składu, ale miał plac, gdy był zdrowy.
Płacheta: – Gdy byłem w trzeciej lidze niemieckiej, po pół roku podjąłem decyzję, że chcę wracać do Polski. Zmieniłem też menadżera. Pogoń się zgłosiła i ja wiedziałem, że potrzebuję grania – nieważne czy w pierwszej lidze, czy w Ekstraklasie. Granie dla młodego piłkarza jest moim zdaniem najważniejsze.
Pogoń ostatecznie nie utrzymała się w lidze, spadła po barażach z Garbarnią. Cóż, może z Płachetą byłoby inaczej, natomiast wyszło to, o czym wspominał trener Banasik – pomocnik nie wystąpił w ani jednym, ani drugim spotkaniu przez uraz. W pierwszej lidze, w przeciwieństwie do siedlczan, jednak został.
Choć nie było to oczywiste.
Krzysztof Brede, trener Podbeskidzia, które przejęło pomocnika, wspomina: – Nie od razu byłem zwolennikiem tego transferu. Nie znałem Przemka, zbierałem informacje i one były różne. Przez pierwszy tydzień sondowania miałem wątpliwości. Pojawiały się opinie, że to jest dziwny człowiek, nieakceptowany przez grupę w Siedlcach, grający pod siebie, indywidualista, który nie interesuje się grupą. Przekonani byli Sławek Cienciała i Andrzej Rybarski. Oni mówili, że to jest chłopak, z którego możemy mieć pociechę, bo może być dobrym młodzieżowcem. I co się okazało: opinie o Płachecie były krzywdzące. Kompletnie się nie pokrywały z rzeczywistością. On po prostu w Siedlcach bardzo dużo pracował indywidualnie, zostawał po treningach, przed zajęciami też był wcześniej. Robił ćwiczenia rozciągające, wzmacniające, doskonalił technikę, drybling, zwody. Ja tak wywnioskowałem, że chciał więcej trenować niż normalnie, a że nie wszyscy tego chcieli, szczególnie pewna grupa piłkarzy, to taka opinia poszła w świat.
Banasik: – Nie wiem skąd takie opinie. Ja miałem z nim bardzo dobry kontakt. Pozytywny charakter do pracy. Może to wzięło się z tego, że graliśmy o utrzymanie. Było nerwowo, istniała presja ze strony klubu, by za wszelką cenę się utrzymać. Nie jest łatwo wejść do takiej drużyny.
W każdym razie: Płacheta świetnie odnalazł się w Podbeskidziu. 23 mecze, sześć bramek, dwie asysty. Nie grał za piękny status młodzieżowca, tylko za umiejętności.
Brede: – Mieliśmy mocnych młodzieżowców. Był Mystkowski, Kostorz, Gach. Zawodnicy, którzy albo grali w pierwszym zespole, albo się wokół niego kręcili. Zresztą dużo mówi o tym fakt, że był tutaj Juliusz Letniowski przez dwa dni, zobaczył, jaka jest konkurencja i wyjechał, bo się bał o granie – pojechał do Bytovii, tam mu gwarantowali większe prawdopodobieństwo występów. Przemek szybko łapał kolejne wskazówki, pokazywaliśmy mu materiały video, jak ma się zachować w obronie, jak ma się ustawiać. W pewnym momencie sam przyszedł do mnie i spytał, czy robi postęp, czy możemy się jeszcze umówić na rozmowę, bo ma pytania. Umówiliśmy się, przyszedł do biura i zaczęliśmy rozmawiać: jeszcze raz pokazywałem mu organizację gry, pozycję w ataku, w obronie. On to sobie brał mocno do głowy. Przez te swoją codzienną pracę, zaczął dobrze działać z grupą i stał się naszym podstawowym zawodnikiem. Nie na bazie, że ktoś mu coś dał, bo był młodzieżowcem, tylko po prostu wywalczył miejsce.
Było wiadomo, że kolejny transfer jest kwestią czasu.
Znów Brede: – Gdy sezon trwał, to widziałem, że jest coraz więcej pozytywnych opinii o nim. Graliśmy sparingi z Cracovią i Michał Probierz mówił, że słyszał dużo dobrego o Przemku. Grzesiek Kurdziel, który jest moim przyjacielem, zwracał uwagę na Płachetę i chyba przekazał Michałowi, że warto go ściągnąć. Mimo wszystko ja nie zakładałem, że Przemek po pierwszym roku odejdzie. Miał kontrakt na dwa lata. Natomiast była kwota odstępnego, z której nie byliśmy zadowoleni – nowi rządzący ją zastali, podpisywał to poprzedni prezes i według nas ta kwota była mała. Choć oczywiście coś zarobiliśmy. Ja namawiałem Przemka, żeby został może jeszcze rok i powalczył o awans, ale Przemek chciał iść do Ekstraklasy. Kibicujemy mu, mamy z nim kontakt.
Płacheta: – Cieszę się, że to wszystko tak szybko poszło. Ja chciałem walczyć o jak największą liczbę minut na boisku, chciałem korzystać z tego, czego się nauczyłem w Niemczech. Poszedłem do Śląska przez rozmowy z trenerem, dyrektorem sportowym, rodziną, dziewczyną, menadżerem. Stwierdziliśmy, że tutaj będę miał dobre warunki do rozwoju i to zadziałało. Było trochę innych ofert poza Legią, ale analizowałem wszystkie te kluby i najlepszym krokiem do pójścia naprzód był Śląsk.
Dziś Płacheta to szybki, przebojowy, ale jeszcze nie dość konkretny skrzydłowy. Trzy bramki, trzy asysty, jedno kluczowe podanie – można liczyć na więcej. Dla porównania Jóźwiak ma dwa razy więcej bramek i będąc w wieku Płachety, zdążył już zadebiutować w pierwszej reprezentacji.
Co ważne, sam piłkarz zdaje sobie sprawę, że pewne kwestie musi ogarnąć. Jak mówi: – Muszę poprawić wykończenie. Mógłbym mieć inne liczby, niż mam. Muszę też szlifować poruszanie na boisku. Nie chcę być jeźdźcem bez głowy.
Co do tej listy dorzuca były trener zawodnika, Brede?
– U Przemka gorszą stroną jest gra w obronie, szczególnie jeden na jeden z bocznym obrońcą czy pomocnikiem, gdy ten ma w danym sektorze piłkę. Kiedy będzie lepiej bronił i odbierał, będzie mógł przechodzić do szybkiego ataku – gdy tak się nie stanie, będzie musiał pokonywać dalekie odległości do tyłu za linię piłki. To będzie problem, bo straci siły. Na pewno musi cały czas pracować nad dryblingiem w pełnej prędkości, bo w wielu pojedynkach gubi piłki. Też jego dośrodkowania nie są regularne – lewa noga nie jest tak precyzyjna, że na 10 piłek dorzuci 10 idealnych. Wrzutki są przeplatane, raz dobrze, raz gorzej. Ma nad czym pracować, bo jeszcze dodałbym przeciętną grę głową, czyli wykończenie akcji po dośrodkowaniu, albo pojedynki w obronie czy ataku.
A skoro to „Patrzymy w przyszłość”, to co dalej – na pewno coraz regularniejsza gra w reprezentacji Michniewicza. Selekcjoner bardzo go chwalił w Przeglądzie Sportowym: – Przemek ma parametry podobne trochę do Łukasza Piszczka: jest szybki i wytrzymały. To rzadkie połączenie, wielu skrzydłowych musi się długo regenerować po przeprowadzeniu akcji, a jemu przychodzi to błyskawicznie. W Podbeskidziu miał lepsze statystyki, strzelał więcej goli, zaliczył sporo kluczowych podań, ale widać, że z każdym występem nabiera pewności, również w ekstraklasie. W Śląsku ma dobrego trenera, który pracował z młodzieżą, to ważne, by szkoleniowiec uczył i rozwijał młodych piłkarzy. Przemek trafił idealnie.
Pytanie co z transferem. Odejść ze Śląska po sezonie, czy jeszcze zbierać doświadczenie?
Banasik: – Moim zdaniem powinien rozwijać się progresywnie. Mógłby pograć w Ekstraklasie dwa-trzy sezony, złapać więcej pewności siebie, ustabilizować się i może wtedy pójść dalej. Przemek jest spokojnym zawodnikiem, ułożonym facetem i tej stabilizacji potrzebuje.
A co na to sam zainteresowany?
– Jeśli miałbym zmieniać klub, to chyba już nie na inny w Polsce. Moim kolejnym krokiem może być już zagranica.
Tekst: PAWEŁ PACZUL
Nagranie: ADAM ZOSZAK
Montaż: MATEUSZ STELMASZCZYK
Fot. Newspix i własne