Martin Sevela podpisał z Zagłębiem Lubin nowy, dwuletni kontrakt, który potwierdza, że przy całej przebudowie “Miedziowych”, on ma być jednym z architektów. Wbrew pozorom – wcale nie było to takie oczywiste, i to z obu stron. Z jednej strony to Sevela mógł stwierdzić, że Lubinie może go czekać dość ciężki czas z uwagi choćby na zmniejszające się z roku na rok zaangażowanie KGHM-u. Z drugiej – gra jego drużyny bywała dobra, ale wyniki wcale nie były oszałamiające, więc i władze klubu nie musiały zabiegać o przedłużenie kontraktu ze Słowakiem.
Działacze Zagłębia dostrzegli jednak w jego działalności więcej plusów niż minusów i tak sympatyczny szkoleniowiec zostanie z nami jeszcze przez jakiś czas. Celowo unikamy słów “jeszcze przez dwa lata”, bo szczerze – czy obecnie w Lubinie można się spodziewać aż takiej stabilizacji, by jeden trener pracował prawie pełne trzy sezony? Ale odłóżmy na bok złośliwości, zwłaszcza, że sytuacja jest szalenie ciekawa. Sevela ma przed sobą trzy bardzo konkretne zadania, od których realizacji zależy nie tylko jego los, ale też ogółem ścieżka, którą powędruje Zagłębie w najbliższych latach.
UTRZYMAĆ STYL, USTABILIZOWAĆ FORMĘ
Chyba najbardziej trafna definicję problemów Zagłębia Lubin wygłosił Paweł Paczul, prowadzący program “Liga Minus”.
– Zagłębie Lubin. Nie chce mi się o nich mówić.
– Dlaczego? Zagrali dobry mecz, najlepszy w tej kolejce.
– To w następnej kolejce zagrają słaby.
Derbowy triumf ze Śląskiem Wrocław? Wysiłek zmarnowany już w następnej kolejce, porażką z ŁKS-em Łódź. Niezły mecz z Lechem Poznań? No to chwilę później remis z Koroną Kielce. Przyzwoite zwycięstwo nad Rakowem z Bełchatowie? W kolejnym meczu plecy z Wisłą Płock u siebie.
Zagłębie gra w kratkę, jest chyba najmniej równą drużyną w całej lidze. Ich top jest naprawdę wysoko, nie każdy potrafi pociągnąć rozpędzonego Kolejorza 3:1 do przerwy, z szansami na kolejne bramki. Ale też grono drużyn, które przerżnęły z ŁKS-em jest wyjątkowo wąskie. Z tego zresztą wynika sporo nieporozumień u mniej uważnych widzów Ekstraklasy. Na myśl o Zagłębiu mamy bowiem przed oczami gole i rajdy Bohara, świetne występy Białka, wciąż groźnego Starzyńskiego, dojrzałego Baszkirowa czy niezmordowanego na prawym skrzydle Alana Czerwińskiego. Sęk w tym, że momentami naprawdę imponująca gra do przodu, z polotem i fantazją, często kosztuje utratę po kilku goli na mecz.
Miedziowi stracili w tym sezonie już 53 bramki, gorsze wyniki pod tym względem zanotowały jedynie cztery kluby. 59 strzelonych to trzeci wynik w lidze, lepsi są tylko lechici i legioniści, ale kurczę – stracić więcej goli niż Korona? To tutaj właśnie uwidacznia się cała chimeryczność Zagłębia. Momentami zachwycającego – i te materiały idą w Polskę, często wprost do kompilacji najlepszych zagrań kolejki. Ale momentami szalenie naiwnego, przegrywającego z outsiderami. Zagłębie ma w swoim dorobku porażki z ŁKS-em, Arką i Koroną Kielce. W całej lidze taki hat-trick ustrzelił jeszcze tylko Raków, nikt więcej. Ustabilizowanie formy to zadanie nie na dzisiaj, ale na przedwczoraj.
PRZEBUDOWAĆ DEFENSYWĘ
I tu akurat wszystko się korzystnie dla Seveli układa. Najbardziej szwankuje gra defensywna i właśnie linie defensywne trzeba będzie przemeblować. Już wiadomo, że za Alana Czerwińskiego pojawi się w Zagłębiu Jakub Wójcicki, zastępcę trzeba będzie też znaleźć dla Kopacza (na 100%), a być może również dla Hładuna i Guldana. Tego pierwszego ma na celowniku m.in. Legia, ten drugi po prostu młodszy już nie będzie. Co prawda zdaje się, że Guldan już zażegnał krótki kryzys, który dopadł go na początku rundy rewanżowej, ale mimo wszystko – dobrze byłoby mieć w składzie jakieś logiczne zastępstwo, zwłaszcza w kontekście niewielkiego doświadczenia obecnych konkurentów do składu.
Oczywiście trochę szydzimy, że to wyjątkowo korzystne warunki pracy dla Seveli – zwłaszcza, że taki Czerwiński zrobił w tym sezonie już osiem asyst. Ale mimo wszystko – jeśli trener wierzy w swój fach, a przy tym zdoła nakłonić zarząd na inwestycje, może sobie linię defensywną umeblować po swojemu. Tu zresztą dostaniemy odpowiedź na bardzo ważne pytanie: jak właściwie Zagłębie chce wyglądać w najbliższych sezonach? Nie jest tajemnicą, że lubińskie poszukiwania dyrektora sportowego przypominają wybieranie się sójki za morze. Okienko zaraz rusza, nawet jeśli Zagłębie zdoła teraz znaleźć fachowca na to stanowisko, podczas pierwszej transferowej karuzeli będzie miał bardzo ograniczone pole do popisu.
To poprawia pozycję Seveli, który już przy wypożyczeniu Drażicia miał decydujący głos. Może się okazać, że Słowak w Zagłębiu będzie przebywał na podobnych zasadach, jak Michał Probierz w Cracovii. Nie tylko jako rzeźbiarz, który ma działać dłutem, ale też dostawca materiałów. Sami jesteśmy ciekawi, zwłaszcza, że Drażić wyglądał obiecująco. Jeśli podobnych piłkarzy Sevela wynajdzie do linii obrony i przekona zarząd do ich zakupu (a potem zarząd przekona do zakupu KGHM), ta rewolucja może się udać.
UMIEJĘTNIE WPROWADZIĆ MŁODZIEŻ
Wczoraj mieliśmy na stronie ogromny reportaż o akademii Zagłębia Lubin. Pozwolimy sobie zacytować.
Kruk, Bartosz Białek, Kacper Bieszczad, Kacper Chodyna, Jakub Sypek – tak wygląda pełen „pakiet” szczęśliwców, którzy dotarli na szczyt. Przynajmniej tymczasowy, bo dziś wiadomo, że dla Białka Ekstraklasa nie będzie sufitem. Reszta obecnie marzy o tym, żeby podążyć jego śladem. A przecież na tej piątce liczba wychowanków, którzy w tym sezonie wybiegali na boiska najwyższej ligi w kraju w miedziowych barwach, się nie zamyka. Dominik Hładun, Damian Oko, Dominik Jończy, Łukasz Poręba, Dawid Pakulski, Paweł Żyra, Łukasz Soszyński, Olaf Nowak – każdy z nich ma za sobą rozdział w akademii lubińskiego klubu. Nawet Bartosz Slisz, wychowanek ROW-u Rybnik, ostatnie szlify przed wejściem do Ekstraklasy zbierał w rezerwach Zagłębia. Ale i bez niego liczba wychowanków, jak na jeden sezon, jest imponująca – 13 piłkarzy, którzy w mniejszym lub większym stopniu pograli w swoim macierzystym klubie.
Zagłębie latami próbowało uczynić ze swojej akademii znak rozpoznawczy oraz oczywiście atut, który pozwoli mu prześcignąć bogatszych rywali z Poznania czy Warszawy. Wychodziło to ze zmiennym szczęściem. Teraz nadchodzi trochę moment typu “make or break”. Najbardziej znani ludzie, którzy poszli w świat z Lubina to już niemal prehistoria – Piotr Zieliński opuścił miasto dziesięć lat temu, Damian Dąbrowski chwilę później. Jach czy Piątek to zasługa tak Zagłębia, jak i Lechii Dzierżoniów. Dlatego tak ważne jest, by Sevela wprowadził do składu kolejnych Białków, którzy nie tylko dadzą piłkarską jakość i punkty w Pro Junior System, ale też będą stanowić uzasadnienie dla potężnych wydatków na akademię, które rokrocznie ponosi Zagłębie.
Kolejka do wejścia na boisko jest spora, zwłaszcza, że Poręba, Jończy czy Pakulski już zebrali pierwsze doświadczenia. Pytania są dwa – na ile Sevela będzie im w stanie zaufać oraz jak oni sami spiszą się na dłuższym dystansie.
***
Ogółem więc: Sevela dostał kontrakt na 2 lata, które mogą być kluczowe w Lubinie. Pewien etap w Zagłębiu chyba dobiega końca, teraz zaczyna się drugi – w pełni samodzielne rządy słowackiego trenera, który będzie musiał sobie poradzić z załataniem dziur, jakie zostawi u “Miedziowych” najbliższe okienko. Życzymy powodzenia, bo rozpędzone Zagłębie to naprawdę przyjemny zespół do oglądania. Oby rozpędzało się częściej, niż raz na trzy mecze.
Fot.FotoPyK