Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

16 lipca 2020, 14:11 • 6 min czytania 34 komentarzy

Efekt motyla. Wszyscy wiemy, co to jest. Taki film, w którym Ashton Kutcher zostaje okaleczony na całe życie w wypadku. Ale też trafia do więzienia. Choć w sumie nie trafia. I też później jednak okazuje się w pełni sprawny.

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

No więc może to, jak mała zmiana w złożonym, dynamicznym systemie, może prowadzić do wielkich, nieprzewidywalnych konsekwencji, lepiej tłumaczy sezon Karbownika.

Lato 2019. Karbownik jest o krok od wypożyczenia do starego dobrego Radomiaka Radom. Pochodzi z tamtych stron. Cały wcześniejszy sezon spędził w trzecioligowych rezerwach Legii – I liga zapowiada się w tym kontekście jak gigantyczny awans dla zawodnika, który zaledwie od trzech miesięcy może sobie kupić “Radomskie” w kiosku.

Transfer pod każdym względem ma sens. Karbownik też tak uważał i chciał zrobić to, czego nigdy nie chciał zrobić Tomasz Łapiński: wybrać się do Radomia.

Dziś, po raptem roku, Radomiak ma odrobinę mniejsze szanse na sprowadzenie swojego krajana.

Reklama

Zawsze powtarzam, że nigdzie czas nie płynie szybciej niż w piłce nożnej.

Karbownik miał iść do Radomiaka, rzecz jasna, jako środkowy pomocnik. Jako taki do dziś jest reklamowany przez Piekarskiego. W bodaj pierwszym wywiadzie, jeszcze jesienią 2017, Karbownik mówił portalowi Legia.net, że podgląda Verrattiego i N’Golo Kante, a ogółem to gra na szóstce w porządku, ale lepiej na ósemce.

Zachowały się takie ślady na RadomSport.pl:

“Trener Banasik naciska mocno na wypożyczenie z Legii wspomnianego Michała Karbownika. 18-latek stawiał pierwsze piłkarskie kroki w Zorzy Kowala, potem trenował w Młodziku Radom, aż trafił do Legii Warszawa. Nominalną pozycją reprezentanta Polski juniorów jest środek pomocy, ale grywał on również jako pomocnik ofensywny i defensywny. Czy zawodnik ten trafi ostatecznie do Radomiaka powinno wyjaśnić się w tym tygodniu”.

Artykuł ukazał się dziewiątego lipca zeszłego roku. Szczegółowa chronologia ma znaczenie, bowiem, jak przyznawał Karbownik portalowi Legia.com, temat jego gry na lewej obronie pojawił się po raz pierwszy na zgrupowaniu w Warce, które Legia odbyła między 17 a 22 czerwca. Legia pojechała tam bez Jędzy, Nagy’ego, Vesovicia, Kante, Gwilii, Wieteski, Kulenovicia, Lewczuka. Jeśli chodzi o obronę, to prawie jak Milanie przełomu lat dziewięćdziesiątych: Vuković miał do dyspozycji Rochę, Remy’ego, Stolarskiego, Nawotkę, Astiza i Mateusza Żyro. Dla odmiany na środku pomocy tłok – Cafu, Andre Martins, Tomasz Jodłowiec, Antolić, Kopczyński. I jeszcze Praszelik.

No to nic dziwnego, że taki Karbownik, najmłodszy w towarzystwie, na wstępnym zgrupowaniu, został pchnięty do tyłu. Ale zaryzykuję i powiem, że więcej w tym było filozofii w myśl “gruby na bramkę”, zmodyfikowanej do “młody weź idź na bok obrony i spróbuj nic nie zawalić”, niż wielkiego wizjonerstwa.

Szczególnie, że przecież Legia latem uczyniła sprowadzenie lewego obrońcy jednym ze swoich priorytetów. Dziś wiemy, że Obradović nadaje się do pchania karuzeli, a ci, którzy go sprowadzali, na dźwięk jego nazwiska nerwowo przebierają nogami. Ale wtedy, w momencie decyzji, Pan Rozegrałem Dwadzieścia Siedem Meczów w Reprezentacji Serbii, miał być człowiekiem, który da nie spokój, ale jakościową różnicę. Pan Grałem w Anderlechcie miał zabetonować pozycję.

Reklama

Nie odbywam nocnych, zakrapianych rozmów Polaków z księgowymi Legii Warszawa, więc nie wiem jak wysoko plasowała się płaca Obradovicia w szatni mistrza Polski. Szczególnie zdziwiony bym nie był, jeśli okazywałaby wysoko. Nie astronomicznie wysoko, skoro najpierw odbyły się nieudane targi z Piastem o Kirkeskova, ale jednak też nie stasiakowe frytki. Pieniądze na to, by sprowadzić kogoś rzetelnego, na pewno jednak w Legii były.

Legia finalnie wchodziła jednak w sezon tylko z jednym nominalnym lewym obrońcą: Luisem Rochą.

Rochą, który doznał kontuzji.

Na sparingu wewnętrznym.

Podczas zgrupowania w Warce.

Ciekawe czy to właśnie wtedy Vuko, całkowicie pozbawiony jakichkolwiek lewych obrońców, pierwszy raz rzucił tam Karbownika, bo już naprawdę, ale to naprawdę nikogo nie miał, bo nawet Kiełbowicz akurat gdzieś wyjechał w obowiązkach skautingowych.

Brakuje jeszcze tylko w tej układance, żeby Rocha doznał kontuzji potknąwszy się o torbę Karbownika.

Lewa obrona Legii w pierwszych meczach:

11 lipca, Europa FC: Jędrzejczyk
18 lipca, Europa FC: Jędrzejczyk
21 lipca, Pogoń Szczecin: Jędrzejczyk
25 lipca, KuPS: Rocha
28 lipca, Korona: Stolarski
1 sierpnia, KuPS: Rocha
4 sierpnia, Śląsk: Stolarski
8 sierpnia, Atromitos: Rocha
14 sierpnia, Atromitos: Rocha
18 sierpnia, Zagłębie: Rocha
22 sierpnia, Rangers: Rocha
25 sierpnia, ŁKS: KARBOWNIK
29 sierpnia, Rangers: Rocha

Karbownik debiutuje nie tylko po tym, jak nie udało się ściągnąć Kirkeskova, nie tylko po tym, jak Jędza okazał się już zdecydowanie za mało mobilny na bok obrony, nie tylko po tym jak sprowadzony Obradović, owszem, grał na lewej obronie, ale w rezerwach przy środkowym pomocniku Karbowniku przeciwko RKS-owi Radomsko, ale jeszcze podczas wyjątkowego nagromadzenia meczów. Przed najważniejszym spotkaniem tamtej fazy sezonu. Gdzie tym bardziej usprawiedliwione były wszelkie sposoby oszczędzania zawodników.

Vuko w poniedziałek w LidzePL odnosił się zresztą do startu Karbownika:

“Nie byłem stuprocentowo przekonany przed tym sezonem, że Karbownik da drużynie tyle. Wiedziałem, że jest to chłopak, który ma świetną głowę, nie czuje stresu i dam mu szansę, a on nie pęknie, spróbuje zrobić swoje należycie. Ale w życiu nie spodziewałem się, że chłopak będzie miażdżył na boisku i grał tak, że serce rosło”.

Powiem tak:

Sporo tych motyli.

Karbownikowi nawet nie pomagał zapis młodzieżowca, bo Legia miała Majeckiego.

To zawsze brzmi dla mnie trochę jak frazes, gdy pytam piłkarzy co jest najważniejsze, a oni, obok czegoś tam, odpowiadają, że szczęście. Ale to prawda. Szczęście jest… może nie niezbędne. Dobry piłkarz i tak się przebije. Ale szczęście może niesłychanie skrócić ci ścieżkę.

Zesłać tę osławioną windę.

Ktoś powie, że Karbownik i tak by dostał szansę, również bez tych wszystkich zrządzeń losu. Ale ja pozwolę sobie wierzyć, że może by dostał, ale nie tak szybko. I przecież nie na tej pozycji, którą, bez względu na swoją przyszłość, zyskał. To nie jest jakaś niekompetencja Vukovicia, że nie widział w Karbowniku od razu wyróżniającego się ligowca. Babenko zaczynał sezon przed Schwarzem. O Moderze i Muharze nawet nie zaczynajmy. Znajdziemy to w każdej drużynie. Nie tylko polskiej. Ewaluacja zawodników to najtrudniejsze wyzwanie futbolu – można się zakopać w trzeciej lidze, można rozbłysnąć w ESA, lepiej pasując do takiej, a nie innej drużyny. Przykład Karbownika tylko to potwierdza. A czy czegoś uczy? Chyba tylko otwartości. Tego, że papier, czyste CV, może mówić niewiele. Liczy się to czy potrafisz być użytecznym, dobrze działającym trybem w maszynie.

Pytanie jednak pozostaje – jak będzie dalej z Karbownikiem. Jak ma grać docelowo w środku – no to tak naprawdę nie wiemy na co go stać. To znaczy: coś wiemy. Nie spali się. Ogólne doświadczenie jest. W piłkę grać umie i faktycznie, nie pęka. Ale specyfika gry na środku jest zupełnie inna. Pooglądałbym teraz dla odmiany Karbownika z pół roku na ósemce.

Ja natomiast muszę posypać głowę popiołem. Przed sezonem nie wierzyłem w zapis o obowiązkowym młodzieżowcu. Zasadniczo mój główny argument był taki, że szczególnie przekonywać polskich klubów do gry młodzieżą nie trzeba.

Kluby wiedzą gdzie pieniądze sieją.

Widziały, że Lech w jednym z okienek potrafił zgarnąć więcej kasy niż za awans do Ligi Mistrzów. Rozumieją, nie musisz być wcale zespołem topowym, bo nawet z grupy spadkowej sprzedasz talent za grubszą forsę. A czasem wystarczy kilka miesięcy młodzieżowca, a już są oferty zasypujące budżetowe dziury.

Trend jest jasny i czytelny. Inwestycje w akademie, szeroko zakrojone wszędzie, nie zaczęły się w momencie wprowadzeniu przepisu. Uznałem, że to jest taki naddatek zbędny, sztuczny, bo zachęta jest naturalna. Być może to będzie o jeden most za daleko. Wylewanie dziecka z kąpielą.

ALE młodzież obroniła się w tym sezonie, tym samym broniąc przepisu. Sytuacji, że ktoś grał za PESEL, praktycznie nie notowaliśmy – częściej okazywało się, że młody nie był słabszy od tego, którego atutem było wykręcenie dużej liczby meczów, ale któremu można było zadać pytanie:

– A ile dobrych?

Przepis najwyżej pomógł ośmielić do takich a nie innych decyzji.

Być może przekręcimy licznik, przesadzimy w pewnym momencie w tym pędzie za stawianiem na młodych. Widzę to zagrożenie.

Ale to jeszcze nie ten moment.

Leszek Milewski

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

34 komentarzy

Loading...