31. kolejka pierwszej ligi to czas, w którym większość drużyn w ostatnich latach grała już o nic. Najpilniejsze kwestie były już rozstrzygnięte, albo zmierzały do rozstrzygnięcia bardzo pewnym krokiem. A tymczasem dziś, dzięki reformie rozgrywek, taki Radomiak nadal ma o co grać. Nie musi liczyć na cud, kilka potknięć rywali. Beniaminek na zapleczu Ekstraklasy ograł Olimpię Grudziądz i zapewnił sobie udział w barażach. To bez wątpienia sukces, który należy docenić.
Do końca sezonu zasadniczego zostały jeszcze co prawda trzy kolejki, jednak Radomiak ma już 10 punktów przewagi nad siódmym zespołem, więc nic w tej kwestii się nie zmieni. W najgorszym przypadku będzie szósty, ale raczej utrzyma miejsce dające mu atut własnego boiska w meczach barażowych. A wszystko dzięki pewnemu zwycięstwu nad Olimpią Grudziądz, którego architektem był Damian Nowak. Napastnik Radomiaka zapisał na koncie bramkę, potem dorzucił jeszcze asystę i radomianie na dużym luzie dowieźli wygraną do końca.
Damian Nowak show
Jak wiecie wśród napastników regularność jest ważna. W Radomiaku na “dziewiątce” mamy dwóch pierwszoplanowych aktorów. Jeden z nich to właśnie Nowak, który zaliczył trzeci mecz z golem na koncie. Drugi to Maciej Górski, którego możecie pamiętać z Jagiellonii czy Korony. Górski, który nie strzelił gola od… listopada. Czemu więc Nowak dziś zaliczył dziś dopiero drugi występ od pierwszej minuty po restarcie ligi? Cóż, powiedzmy delikatnie – nie było tak, że trener Dariusz Banasik zupełnie nie widział dysproporcji, czy tego, że taki Nowak ładował gole Atalancie Bergamo, a Górski ładował jedynie w wewnętrznych gierkach. Nowaka od gry odsuwały sprawy pozasportowe, na czym Radomiak mocno cierpiał. Nie ma co ukrywać, beniaminek lubi grę ofensywną, więc bez skutecznego napastnika nie wykorzystywał pełni możliwości.
Ale w końcu udało się Nowaka do składu przywrócić i również ma na co ukrywać – efekty są widoczne gołym okiem. Cztery mecze Nowaka po restarcie przyniosły trzy gole. Ostatnie trzy gry to już w ogóle popis.
- 21 minut z Wigrami, gol
- 45 minut z Podbeskidziem, gol
- 90 minut z Olimpią, gol
Wigrom Nowak wbił bramkę dwie minuty po wejściu na boisko. Podbeskidziu – 10. Dzisiaj tyle samo czasu zajęło mu pokonanie Łukasza Sapeli. W trzech wspomnianych meczach Nowak oddał łącznie osiem celnych strzałów, więc regularności na pewno mu nie odmówimy. A statystyki mogły być jeszcze lepsze, bo – tu mały kamyczek do ogródka – dziś w stuprocentowej sytuacji trafił w słupek. Ale – tu małe usprawiedliwienie – był to dopiero czwarty nieudany strzał Nowaka w ostatnich tygodniach. A że jego kontrakt za kilkanaście dni wygasa, to nic dziwnego, że interesują nim inne kluby pierwszej ligi.
Trzech muszkieterów
Ciekawostka jest taka, że im lepiej gra Nowak, tym lepiej gra… Dawid Abramowicz. Lewy obrońca bardzo często szuka podaniami Nowaka, z którym dobrze rozumie się na boisku, a Radomiak na tym korzysta, bo stwarza zdecydowanie więcej sytuacji. Abramowicz asystował Nowakowi już w meczu z Wigrami, dziś dołożył drugie ostatnie podanie. A przecież lewy obrońca miał jeszcze dwie szanse na zapisanie na koncie asysty i w obu przypadkach znów dogrywał piłkę Nowakowi. Najpierw płaskim zagraniem w pole karne, gdy napastnik nie zdołał sięgnąć piłki wślizgiem tak, by zmusić bramkarza do interwencji, potem gdy po wrzucie z autu niecelnie strzelał głową. Wiadomo, że obrońcy z liczb aż tak mocno się nie rozlicza. Ale mimo wszystko osiem asyst bocznego defensora w sezonie – a tyle właśnie ma na koncie Abramowicz – robi wrażenie.
A skoro o liczbach i o tym, kto w Radomiu najczęściej je zbiera, ciężko nie wspomnieć o Rafale Makowskim. Zwłaszcza że po pandemii jest najskuteczniejszym strzelcem zespołu. Czwarty gol, tym razem niczym rasowy snajper: na pewniaku w sytuacji sam na sam z Sapelą, to dowód, że transfer do Śląska Wrocław wyraźnie dodał mu skrzydeł. Jak tak dalej pójdzie, zakończy sezon z 20 wypracowanymi golami na koncie. Wiele mu nie brakuje: sześć goli, cztery asysty i sześć asyst drugiego stopnia – cztery bramki do końca rozgrywek to wynik absolutnie do zrobienia.
Miszta czujny na leżaku
Tym bardziej że Radomiak, jak już wspomnieliśmy, lubi grę ofensywną. Co nawet ważniejsze, nie tylko ją lubi, bo przede wszystkim wprowadza ją w życie. Dziś radomianie oddali blisko 20 strzałów na bramkę, mieli jeszcze kilka niezłych okazji. Dwie zmarnował sam Mateusz Lewandowski, który był przecież rezerwowym, wcześniej z 10 metrów w idealnej sytuacji nad bramką uderzył Górski. Olimpia Grudziądz w zasadzie nawet nie pisnęła. Oprócz kilku taś-tasiów, w stronę Cezarego Miszty pofrunął tylko jeden groźniejszy strzał. Po stałym fragmencie gry, czyli w sytuacji, w której Radomiak najczęściej traci gole, młody bramkarz musiał się nieźle nagimnastykować, żeby strącić lecącą pod poprzeczkę piłkę. Ale stanął na wysokości zadania i zapisał trzecie czyste konto w tym sezonie. Całkiem niezły wynik, jak na debiutanta, który zaliczył dopiero dziewiąty mecz na zapleczu Ekstraklasy.
Czy w Olimpii kogoś można wyróżnić? Chyba nie, nikt zdecydowanie się nie wybijał. Grudziądzanie byli raczej wycofani, ale nie ma co się dziwić. Na dziś mają na koncie tyle samo punktów, co będące w strefie spadkowej Zagłębie. Dla nich punkt ugrany w Radomiu byłby na wagę złota. A że się nie udało, to tarapaty, w które Olimpia wpadła po zwolnieniu Jacka Trzeciaka, wydają się coraz poważniejsze.
Radomiak Radom – Olimpia Grudziądz 2:0
Nowak 10′, Makowski 73′
Fot. Newspix