Lech Poznań wytrzymał mecz grany pod presją uciekającego Piasta i ograł Lechię Gdańsk 3:2. Natomiast sam mecz… Cóż, momentami czuliśmy się jak na orliku. Otwarte granie, wysoki pressing, akcja za akcją, jazda to w jedną, to w drugą stronę. No i bramkarze, którzy wyglądali tak, jakby piłkarze obu ekip umówili się, że kto najbliżej bramki, ten broni.
Oczywiście dzisiaj będą wracać pytania z cyklu “nie dało się tak w środę?”. Ale czy takie porównania mają dzisiaj sens? Po pierwsze – Lechia grała w mocno odmienionym składzie. A po drugie – na obu ekipach ciążyła zdecydowanie inna presja. No i sam mecz wyglądał też kompletnie inaczej. Bo o ile cztery dni temu oglądaliśmy dominację Lecha i gości ustawionych na to, by szukać swoich kontr, tak dzisiaj oglądaliśmy wymianę ciosów z nieco zarysowaną przewagą Lecha.
Koszmar Kuciaka
A gospodarze przecież ułożyli sobie ten mecz po swojemu, bo prowadzili już od piątej minuty. Ramirez wywalczył sobie rzut wolny, sam pociągnął z dystans i… No właśnie. Zaczynamy wymieniankę klopsów bramkarskich. Bo Dusan Kuciak na ogół takie strzały łapie w zęby i przeżuwa piłkę. A przy tym uderzeniu Hiszpana zrobił jakiś koślawy naskok w stronę lewego słupka, Ramirez pyknął w jego prawą stronę i golkiper Lechii nie widział już co z tym fantem począć.
Gdyby na tym jednym klopsie się skończyło, to pewnie można byłoby mu to wybaczyć. Ale bramkarz gości przy drugim golu lechitów właściwie nabił Roberta Gumnego, który sam był chyba zaskoczony tym, że trafił piłką do siatki. Znów stały fragment, znów Kuciak pomaga rywalom. Ale to też nie było tak, że Lechowi wyszły dwa rzuty wolne i prowadzenie zawdzięczali błędom Słowaka. Kolejorz grał niezwykle wysoko i przypuszczamy, że mógł dziś pobić rekord piłek zabranych przeciwnikowi na jego połowie.
Sęk w tym, że lechici też popełniali babole w defensywie. Trochę jak nie oni, bo przecież ostatnio w tyłach wyglądali całkiem rzetelnie. Chociaż z drugiej strony – czy gola dla Lechii można było uniknąć? Jeśli Jakub Moder miałby tytanową płytkę w czole, to może tak. Pomocnik gospodarzy przyjął mocny strzał z rzutu wolnego na twarz, padł na murawę, a Lechia w ten sposób uniknęła spalonego i Haydary wcisnął piłkę do siatki. Lechici mieli wielkie pretensje do sędziego Jakubika. Z jednej strony – panowie, gra się do gwizdka. Ale z drugiej – ileż to razy sędziowie momentalnie przerywali grę, gdy chodziło o uraz głowy któregoś z piłkarzy? Zresztą w drugiej połowie przy podobnej sytuacji z Nalepą Jakubik od razu użył gwizdka.
Zemsta Jóźwiaka
Najmocniej przy tym golu dla Lechii protestował Jóźwiak. Nosiło go strasznie. No i te naładowanie wykorzystał pod bramką Lechii – ze świetną kontrą ruszył Kamiński, asystował Tiba, a Jóźwiak w swoim stylu ściął do środka i rzucił plasóweczkę przy słupku. I znów – czy Kuciak mógł zrobić więcej? Ano mógł.
Na szczęście Lechii po drugiej stronie bronił równie niepewny Miłosz Mleczko. Już wtedy, gdy van der Hart wyglądał kiepsko, wiele osób pytało – a może spróbować wystawić tego młodziaka? Zwolennikom wychowanka Lecha ubyło dziś argumentów. Bo strata Kostewycza była paskudna, strzał Zwolińskiego też pozostawiał wiele do życzenia, ale to kuriozalna interwencja Mleczki wprost pod nogi Ze Gomesa była w tej akcji kluczowa.
Przy 3:2 oglądaliśmy już totalny futbol orlikowy. Skrzydełka chodziły, Lechia odzyskała nieco kontroli nad środkiem pola, gospodarze groźnie kontratakowali. Dariusz Żuraw wreszcie zdjął Timura Żamaletdinowa, który ewidentnie chciał dziś zagrać pod siebie i uderzał z absolutnie każdej pozycji. I strzelał też w absolutnie każde miejsce na trybunach. Z tego co słyszymy, to Lech zaczął sondować możliwość wykupu go z CSKA, ale o takim występie poważnie rozważylibyśmy, czy nie lepiej od razu spalić te pieniądze w kominku.
Kompromitacja Conrado
Iście kuriozalną zmianę zaliczył z kolei Conrado, który wszedł na boisko, zmarnował dobrą okazję, zniknął na kilka minut, niemal urwał nogę Moderowi i wyleciał z czerwoną kartką. Wiedzieliśmy, że chłopak dużo nie potrzebuje, by dać konkrety. Ale nie to mieliśmy na myśli.
Lech odpowiedział Piastowi w wyścigu po wicemistrzostwo i ten bój o srebrne medale będzie trzymał nas przy życiu podczas oglądania tych dwóch ostatnich kolejek. A Lechia? Dzisiaj miała momenty, Zwoliński bawił się grą, Haydary pokazał zalążek swoich umiejętności. Ale nie ma co ukrywać – dla nich liczy się w tym sezonie już tylko wyjazd do Lublina.
fot. NewsPix.pl