Uwielbiamy w tym sezonie relacje z meczów I ligi. Każda porażka właściwie dowolnej drużyny spoza podium to „niebezpieczne zbliżenie się do strefy spadkowej”, każde zwycięstwo – nawiązanie walki o baraże. Nie inaczej jest w przypadku Sandecji, która po dzisiejszym zwycięstwie Odry Opole nad Wigrami Suwałki znalazła się w czerwonej części tabeli. Sęk w tym, że kilkadziesiąt minut później Sączersi dobili na odległość 3 punktów do szóstego w tabeli GKS-u Tychy.
Piękne? Najpiękniejsze na świecie. Zwłaszcza, że uczestniczyła w tym przecież także Stal Mielec, która akurat ściga się z Podbeskidziem i Wartą Poznań o bezpośredni awans.
Ujmijmy to tak: jeśli Warta Poznań dostała sporej zadyszki na trasie, dzisiaj mielczanie podali jej wodę. Po serii trzech meczów bez zwycięstwa w wykonaniu Zielonych, dzisiaj Stal mogła im odskoczyć na 8 punktów, de facto dopinając swój awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Ale przecież to I liga. Jaki wynik może paść w meczu walczącej o wygraną w całej lidze Stali z rozbitą Sandecją, którą ledwo co przejął nasz kateesowy trener, Piotr Świerczewski? Oczywiście pozytywny dla Sandecji.
RĘKA „ŚWIRA”
Zresztą, akurat rękę „Świra” było widać już dziś, choćby w zachowaniu stoperów. Tak odważnych i śmiałych piłek w wykonaniu Szufryna nie widzieliśmy chyba od schyłkowego Moskala. Z podobną fantazją grali Chmiel, a ogromne wrażenie zrobił na nas szalony drybling Kuna w ostatnich minutach. Gość przedryblował sobie chyba trzech rywali, a po stracie piłki… złapał przeciwnika za nogę. Tak, ręką, leżąc już na murawie. Szkoła „Świra”, nie mamy wątpliwości, walka do ostatnich sekund. Ale żarty żartami, Sandecja zagrała po prostu dobry mecz. W końcówce oddała pole, ale dopóki wymieniała ciosy z wiceliderem tabeli, wcale nie stała na straconej pozycji.
Swoją drogą – ile znaczy doświadczony napastnik, któremu zostało jeszcze trochę z lat świetności w Ekstraklasie? Korzym tak naprawdę mógł błysnąć już na początku meczu, gdy sprytnie uprzedził Bodziocha, ale wówczas dał o sobie znać jego PESEL. Zabrakło gdzieś tak z czterech lat i pięciu kontuzji mniej, by dynamika pozwoliła na odpowiedni zryw. Ale gdy nie ma się depnięcia, to trzeba mieć technikę. To jak Korzym przestawił sobie piłkę przy tym karnym, to połączenie właśnie techniki i doświadczenia. Obrońca Stali nie zarejestrował, co się dzieje, nawet nie tyle kopnął, co dotknął napastnika w łydkę. Chwilę później Piter-Bućko strzelał już z karnego na 1:0.
Drugi gol to podobny miks, ale tym razem zamiast doświadczenia i techniki Korzym wykorzystał farta i twardą banię. Bardzo niskie dośrodkowanie Chmiela, dość frywolne zachowanie całej Stali, ale przede wszystkim kryjącego Korzyma Żyry. Głowa, gol, 2:0. A przecież trzeba po stronie zasług Korzyma doliczyć też przytomne przytrzymywanie piłki w okresach, gdy mielczanie zaczynali śmielej atakować oraz ciągłe przepychanki, dzięki którym z czystej pozycji uderzał chociażby Chmiel. Czy Sandecja mogła wygrać wyżej? Klarownych okazji raczej nie miała, ale trzeba oddać – Stal też nie prezentowała zauważalnie wyższej jakości pod bramką przeciwnika, zwłaszcza w pierwszej połowie.
STALOWE NERWY?
Stal… Stal, jak to Stal, miała tez pecha. Nie można oczywiście usprawiedliwiać trzeciej już wtopy w ostatnich tygodniach wyłącznie brakiem szczęścia, ale jeśli spojrzymy na te sytuacje stwarzane przez gości, zdaje się, że jeszcze chociaż jeden gol powinien wpaść. Uderzenie Nowaka z pierwszej połowy – okej, w sumie daleko od bramki, żadna setka. Ale już strzał głową Żyry, prosto w Bielicę? I co ważniejsze – interwencja bramkarza Sandecji chwilę później, gdy wyciągnął się jak kot i wyciągnął futbolówkę zmierzającą gdzieś w kierunku okienka bramki? Poza tym – jeśli rozmawiamy o szczęściu czy pechu, trzeba też wspomnieć błąd Bielicy sprzed przerwy. Bramkarz gospodarzy minął się z piłką, która uderzyła w kolana wyskakującego obok niego Maka. Odbiła się od ziemi i… przeleciała nad poprzeczką.
Do pecha doszła własna nieudolność – rzut wolny z osiemnastego metra, dokładne centry na głowy niekrytych zawodników w polu karnym rywala – to trzeba wykorzystywać. Tymczasem Stal ciągle pakowała gdzieś ponad bramką. Jedyna naprawdę dobrze skonstruowana od początku aż do samego końca akcja, to ta bramkowa. Żyro do Domańskiego, ten doskonale obraca się i odgrywa do Nowaka, Nowak przeklepuje z Makiem i dopełnia formalności. Cyk-cyk-cyk, jak po sznurku. Sęk w tym, że poza tym jednym przykładem, trudno wskazać jakikolwiek inny, w którym Stal zagrałaby tak efektownie.
Rezultat? Sandecja zaraz może znowu walczyć o baraże, a Stal znów musi nerwowo spoglądać w stronę Wielkopolski. A najpierw – w stronę Sosnowca, bo to właśnie tam Warta spróbuje zmniejszyć stratę do Stali do 2 punktów.
Sandecja Nowy Sącz – Stal Mielec 2:1 (2:1)
Piter-Bućko 24′, Korzym 34′ – Nowak 43′
Fot.Newspix