Reklama

Arka zostaje w lidze! Może aż do poniedziałku

redakcja

Autor:redakcja

03 lipca 2020, 23:14 • 4 min czytania 20 komentarzy

Nie żeby Arka, gdyby wygrała w Kielcach, miała jakieś szczególnie większe szanse na utrzymanie. Ale przynajmniej mogła odrobinę dłużej się połudzić. Liczyć sobie te matematyczne szanse. Albo przynajmniej zostawić po sobie, spadając, jako takie wrażenie. Tymczasem po remisie z Koroną sytuacja Arkowców wygląda tak, że Wisła Kraków już się utrzymała, a Wiśle Płock w czterech kolejkach wystarczy remis. Nafciarze najbliższy mecz grają w poniedziałek.

Arka zostaje w lidze! Może aż do poniedziałku

Wszystko tak naprawdę podsumował Adam Marciniak:

– Nie ma przypadku w tym, że zajmujemy takie miejsce w tabeli. Nie zasłużyliśmy na utrzymanie. Zawodników w Arce, którzy zagrali na poziomie ekstraklasowym, można policzyć na palcach jednej ręki.

NALEPA Z ORDEREM FORSELLA I TO BY BYŁO NA TYLE

A przecież Arka weszła w mecz więcej niż przyzwoicie, bo bramką Nalepy, jakiej nie powstydziłby się sam Forsell. Ze dwadzieścia pięć metrów od bramki, piłka podkręcona, jeszcze ociera poprzeczkę – uderzenie nie do obrony. Kozioł wyciągnął się jak struna, miał rękę tuż przy piłce, ale ta parabola, jeszcze przy porządnej sile, była nie do wyjęcia.

Ale, jeśli chodzi o Arkę, to był jedyny celny strzał prawie do końca meczu.

Reklama

O czymś takim mówimy my, o czymś takim mówi Marciniak.

Jak żałować spadku Arki Gdynia, gdy w meczu z Koroną, jedną z NAPRAWDĘ niewielu drużyn w lidze, nad którymi są w tabeli, odstawiają coś podobnego.

Nie powiemy, że ordynarnie bronili tego 1:0 od siódmej minuty, ale taka druga połowa – już tak. Nie dało się na to patrzeć. Korona chyba aż sama była w szoku, ile ma miejsca na ataki pozycyjne. Arka nawet nie udawała, że jest zainteresowana jakimkolwiek atakowaniem. Murować z Koroną wpuszczającą z ławki – z całym szacunkiem – Szelągowskiego.

Dopiero jak wychuchane jednobramkowe prowadzenie, którego tak dzielnie gdynianie bronili potrójną gardą, poszło w niwecz, okazało się jednak, że można zaatakować. O swojej obecności na boisku przypomniał na chwilę Vejinović, okazję bramkową miał w ostatnich sekundach Antonik.

Z czym do ludzi.

Zasłużenie proszę pana.

Reklama

REMIS NA OTARCIE KIELECKICH ŁEZ

Koronie trzeba oddać, że konsekwentnie próbowała. Co prawda długo opierało się to na taktyce “DAWAJ DO KIEŁBA!”. I, co ciekawe, ta taktyka sprawdzała się, bo jakimś cudem Kiełb dzisiaj 410528562 razy znalazł się z piłką w polu karnym. Inna sprawa, że poza jednym przyzwoitym strzałem pudłował niebywale. Raz nawet – rzecz do odszukania dla ambitnych – oddał uderzenie z powietrza zmierzające w kierunku autu. To już wyższy poziom.

Ale nie można odmówić Koronie, że niektóre szanse były naprawdę niezłe. Tuż po bramce Nalepa stracił piłkę pod własną bramką, w konsekwencji z bliska uderzał Forsell, ale trafił w dobrze ustawionego Steinborsa. Wszędobylski był Szymusik, miewał przebłyski w podaniach Żubrowski. W drugiej połowie więcej było co prawda MMA i przepychanek niż piłki, ale gol dla Korony był zasłużony. Szymusik szarżuje prawą stroną – faulowany przez Wawszczyka. Wrzuca Forsell, a tu bramka niebanalna, godna docenienia, bo Szymusik głową, Kovacević głową, a wszystko do bramki kończy Tzimopoulos.

Tak jest – głową.

Gol na otarcie łez – ostatni mecz Ekstraklasy w Kielcach odbędzie się 18 lipca z ŁKS-em. Może wtedy Korona pożegna się z ESA wygraną.

ABSURDALNY WYWIAD ZAJĄCA

Pytanie: żegna się na jak długo? Optymizmem nie mógł napawać wywiad Filipa Surmy z Canal+, który porozmawiał z prezesem Zającem. Otóż Zając, pytany chociażby o to, czy czuje, że zawiódł jako prezes, wskazywał na dobrą grę za Lettieriego w pierwszym sezonie. Opowiadał jak znakomitą kadrę posiadała Korona w tym sezonie (powiedział nawet, że pod względem jakości to najlepsza drużyna od siedmiu lat), tylko brakło jej liderów. No to, nawet pozostając w absurdalnej retoryce prezesa, może ta kadra jednak nie była tak znakomicie skomponowana, skoro nie sprowadzono do niej liderów? Nie będziemy się już pastwić, ale tak – Zając nie widzi powodu, przez który miałby odejść. Kibicom z Kielc współczujemy.

Osobną kwestią jest liczba kartek i generalnie spięć boiskowych. Jeszcze w pierwszej połowie czerwoną kartkę zobaczył Bartoszek. Dochodziło na murawie do szarpanin, przepychanek, ostrych fauli – w sumie nie wiemy jak to się stało, że nikt nie wyleciał z boiska. Może należało, bo Przybyłowi ten mecz trochę wymknął się spod kontroli, choć uczciwie trzeba dodać, że odbywał się w takim stężeniu frustracji i nerwów, że do najłatwiejszych nie należał.

Ale tak zawsze mówi się o meczach pierwszoligowców – twarda walka, dużo zaangażowania. Tylko piłki nie za wiele.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

20 komentarzy

Loading...